Madonna: „Jako kobieta musiałam walczyć o to, by  dotrzeć do miejsca, w którym jestem teraz”

British Vogue
czerwiec 2019

Decca Aitkenhead

Zdjęcia: Mert Alas & Marcus Piggot

Tłumaczenie: Krystian

Kiedy czekam na Madonnę, zastanawiam się, czy tak właśnie czują się ludzie przed audiencją u królowej. Powszechnie rozpoznawalna, ale jednocześnie nieznana nikomu, gwiazda tak długo zajmowała naszą zbiorową świadomość, że większość współcześnie żyjących ludzi nie byłaby w stanie przypomnieć sobie tego czasu, w którym nie znali jej imienia. Jeśli jednak rodzina królewska przywołuje ponadczasową ciągłość, życie Madonny przypomina raczej nieustanną rewolucję. Gdybym czekała na spotkanie z prawdziwą królową, wiedziałabym, czego się spodziewać, podczas gdy osoba, która zaraz miała wejść, była zagadką.

Od czasów pierwszego mainstreamowego hitu „Holiday” z 1983 roku jest piosenkarką, aktorką, tancerką, reżyserką, aktywistką, pisarką, filantropką i matką reinwencji.

Była spirytualistką Kabały, punkowym dzieciakiem, angielską panią na włościach, dominatrix, grała Evę Perón i Breathless Mahoney oraz kreowała się na Marilyn Monroe. Mimo to nieskazitelnie surowa fasada jej domu w centrum Londynu, kiedy przybywam tam pewnego marcowego popołudnia, nie zdradza żadnych wskazówek co do tego, kim może być dzisiaj Madonna.

Lokaj prowadzi mnie do salonu z wieloma książkami, znajdującego się w biurowej części na parterze budynku, po czym usadza mnie w niskim fotelu, w którym – jak wyjaśnia – zdecydowano, że mam usiąść. Nieco później pojawi się ponownie z półmiskiem parmezanowej tempury i słodkich chipsów ziemniaczanych „od szefa kuchni”. Każdy detal w pokoju jest jak spod igły: oliwkowozielone ściany, brązowe półki, ciemne drewniane podłogi pod drogim, czerwonym, perskim dywanem. Na ścianach wiszą oprawione, czarno-białe fotografie afrykańskich plemion. Na półkach leżą zgrabne stosy książek o sztuce i klasycznych powieściach. Ale ciemne ekrany zasłaniają wszystkie okna, blokując światło. Jest tu jest tak ciemno, że nie mogę nawet czytać moich pytań bez użycia latarki w telefonie, a przy tym tak mocno dźwiękoszczelna, że ​​zgiełk życia na zewnątrz jest niesamowicie przytłumiony. Tak odurzające wnętrza kojarzą mi się tylko z bankierami z Wall Street, mieszkającymi na Upper East Side, których domy pełne są przytłaczającej męskiej estetyki definiowanej przez pieniądze i władzę.

We wszystkim, co kiedykolwiek czytałam na temat tej gwiazdy, jedno słowo pojawia się częściej niż inne – „onieśmielająca”. Teraz zaczynam rozumieć dlaczego. Ma reputację osoby udzielającej wywiadu jak twardy negocjator. Godzinę później w swojej głowie nadal nerwowo bawię się w Through the Keyhole [program emitowany w brytyjskiej telewizji, w którym uczestnicy konkursu mieli rozpoznać, do którego celebryty należy pokazany dom – przyp. tłum.], kiedy podwójne drzwi w końcu się otwierają. „Cześć”. Drobna blond postać walczy z blokadą u drzwi. „Cholera, tu potrzebny jest ktoś wysoki”. Będąc prawie o głowę wyższa od gwiazdy popu, podskakuję. To będzie jedyny raz, kiedy będzie potrzebowała mojej pomocy.

Madonna może być zbyt mała, by dosięgnąć szczytu drzwi w swoim gabinecie, ale album, który zamierza wydać to istny sztos. Madame X jest uderzającym odejściem od mocno inspirowanego przez EDM dzieła XXI wieku, zabierającym nas w podróż dookoła świata, po kulturach muzycznych od marokańskich rytmów do jamajskiego dancehall, od muzyki batuku z Republiki Zielonego Przylądka do kolumbijskiego reggaetonu. Przeminęło liryczne zainteresowanie Madonny miłością i seksem, w jego miejsce znajdują się nowe hymny poświęcone politycznej niesprawiedliwości na świecie. Madame X, zuchwała i potężna, brzmi jak wezwanie do broni, pobudzając nas wszystkich do stawienia czoła kryzysom stojącym przed światem. Większość albumu została wyprodukowana wspólnie z Mirwaisem, wieloletnim współpracownikiem Madonny, z którym stworzyła swój album z 2003 roku – American Life – dotychczas uważany za jej najbardziej polityczny w jej dorobku. Madame X, jak sugeruję, szybko zabierze to wyróżnienie. „Cóż, Mirwais jest niezwykle wykształcony, światły  i obeznany z kulturą, co w naszym przypadku zawsze skutkuje tysiącem filozoficznych dyskusji na temat wszystkiego, co dzieje się na świecie” – zgadza się. „Jeśli już, to ośmielę się powiedzieć, że ​​razem jesteśmy jak wybuchowy, polityczny, muzyczny manifest”.

Siedząc na podwyższeniu ławki, prostopadle do mojego krzesła, Madonna kieruje wzrok na kominek. Ma nieskazitelną cerę kogoś, kto ma zaledwie 40 lat. Nosi na sobie zapinaną, jedwabną koszulę i spodnie Riccardo Tisci od Burberry oraz czarne buty z paskiem „od projektantki o imieniu Stella jakaś tam – nie McCartney”. Ma rozpuszczone, długie i falujące blond włosy, jej palce i nadgarstki są ozdobione liczną biżuterią. Wygląda na ikonę w każdym calu. Ale kiedy pytam, czy kiedykolwiek musi wychodzić w przebraniu, wydaje się zdumiona. „Dlaczego miałabym to robić?”. Ja z kolei jestem zdumiona słysząc, jak mówi, że może swobodnie wychodzić z domu, bez przeszkód ze strony paparazzi lub fanów. „Cóż, oczywiście, że tak” – mruga chłodno.

W ciągu dwóch godzin spędzonych razem, Madonna nawiązuje kontakt wzrokowy nie więcej niż sześć razy. Nie dostosowuje się do żadnej konwencji współczesnej kultury celebrytów, która wymaga przymusowej sympatii od gwiazd, zamiast tego udoskonaliła sztukę, w której z nikim się nie pie***li. Efekt tej jej szorstkości jest zarówno niepokojący, jak i ekscytująco orzeźwiający, dzięki czemu sprawia ona wrażenie kogoś, kto zaprojektował wokół siebie ów zamknięty świat, w którym normalne dobre maniery nie mają zastosowania. Nie uśmiecha się ani nie śmieje, nie stara się nawet opanować. Siła jej beztroski jest oczywiście tym, co czyni ją tak niewiarygodnie atrakcyjną.

W utworze „God Control” śpiewa: „We lost gun control, this is your wake-up call,” [„Straciliśmy kontrolę nad bronią, to jest twój sygnał alarmowy” – przyp. tłum.] i nawiązuje do poczucia beznadziejności odczuwanego przez wielu w Ameryce. „Żyjemy w przeświadczeniu, że nasz kraj jest zagrożony przez Amerykę Środkową, a dlaczego nie skupiamy się na kontroli dostępu do broni? To jest prawdziwe niebezpieczeństwo, znacznie większy problem niż ludzie przekraczający granicę. Nie mogę uwierzyć, że ten gość jest tak skupiony na swoim cholernym murze na granicy z Meksykiem”. W innym utworze, „Batuka”, śpiewa, „Get that old man and put him in jail,” [„Zabierzcie tego staruszka i wsadzajcie go do więzienia” – przyp. tłum.], co przyjmuję jako kolejne odniesienie do Donalda Trumpa, ale ona kręci głową. „Mój Boże, wybierz sobie głowę państwa – myślę, że znajdziesz ich kilka” – rzuca sucho.

Madonna widzi siebie jako „obywatelkę świata”, a jej muzyka nosi tego znamiona. Kiedy w zeszłym roku mieszkała w Portugalii, „wychodziła na miasto”, zanurzając się w scenie muzyki fado, morna i funaná granej na żywo, a jej nowy album czerpie z tradycji muzycznych Lizbony i Latynosów. Śpiewa zarówno w języku portugalskim, jak i hiszpańskim, a mieszanka wpływów karaibskich, południowoamerykańskich i północnoafrykańskich jest bardzo bogata. Zarzut przywłaszczenia kultury prawie na pewno zostanie wysnuty, zresztą nie po raz pierwszy, ale ona po prostu przewraca oczami. „O Boże, nie dajmy się zwariować. Picasso też inspirował się sztuką afrykańską – to się nazywa kubizm. Czy ktoś o tym dyskutował? Chodzi o przeniesienie i dzielenie się z resztą świata pracą ludzi, o której być może nikt by się nie dowiedział. Myślę, że to piękna sprawa.”

Tekst piosenki „Batuka” zawiera ostrzeżenie: „Nadchodzi burza, słyszę wiejący wiatr” [„There’s a storm ahead, I hear the wind blowing” – przyp. tłum.]. Proszę Madonnę o opisanie katastrofy, którą przepowiada Madame X. „Jak to wygląda? Nie wiem, ale to nie wygląda dobrze. Mogą to być wojny domowe, mogą to być zamieszki, większa nietolerancja, więcej przestępstw z nienawiści, więcej globalnego ocieplenia i zmiany klimatu.” „Brexit” – dodaje ponuro – „jest przerażający”. Siedzi nieruchomo i wyprostowana, stopy trzyma mocno osadzone na podłodze i wypowiada słowa lekko drżącym, monotonnym głosem. Pytam, czy czuje się zradykalizowana przez obecny obrót spraw na świecie, a ona powoli przytakuje głową. „Tak. Zdecydowanie.”

To w dużej mierze ta sama Madonna, która w 2016 roku wygłosiła budzącą grozę mowę, kiedy odbierała nagrodę Billboard Woman of the Year, podczas której mówiła o „rażącej mizoginii, seksizmie, ciągłym zastraszaniu i bezlitosnym wykorzystywaniu”, z którym musiała się zmierzyć w swojej karierze. Wcześniej, przed ruchem #metoo, „ludzie nie mówili o mizoginii, gdy otrzymywali nagrody”, zauważa. „Teraz wszyscy mówią o tym za każdym razem, gdy wstają i wygłaszają przemówienie. Tego się teraz oczekuje, ale ja czułam, że muszę mówić o długiej, szalonej wojnie, którą musiałam stoczyć jako kobieta, by dotrzeć do miejsca, w którym jestem teraz. Ważne jest, aby ludzie to dostrzegali.”

Ten niekończący się impet, nawet bardziej niż jej siła onieśmielania, wydaje mi się wyznacznikiem jakości Madonny. Ten sam upór i popęd, którego po raz pierwszy użyła do wykonania zadania, jakim było zdobycie sławy na początku lat osiemdziesiątych, podtrzymuje jej karierę zbliżającą się do piątej dekady. Kiedy miała pięć lat, jej matka zmarła na raka piersi, zostawiając swojego włosko-amerykańskiego męża z samotnym wychowaniem szóstki dzieci. Fundusze były niewielkie, a horyzonty podczas dzieciństwa w Detroit bardzo zawężone. Mimo to ona przybyła do Nowego Jorku w wieku 19 lat, aby realizować swoje marzenia o byciu tancerką, choć nie stało za nią nic więcej prócz gołych ambicji.

Podczas pierwszego roku pobytu w mieście została zgwałcona z nożem przy szyi. Pytam, kto się nią opiekował po ataku. „Nikt”. Poszła sama do domu, do swojego malutkiego, pełnego karaluchów mieszkania i nie opuściła go przez kilka dni. „Komu miałabym powiedzieć? Nie miałam żadnych przyjaciółek. Większość moich przyjaciół była gejami, nie pamiętam, żebym miała bliskie przyjaciółki, z którymi mogłabym porozmawiać. Nie miałabym odwagi zadzwonić do mojego ojca, żeby mu powiedzieć, bo zapytałby: <<W co byłaś ubrana?>> – to był gorący letni dzień i miałam na sobie białe szorty i biały T-shirt.” Dodaje delikatnie, że była wówczas w drodze na zajęcia z tai chi.

„Nie chcesz mówić ludziom, że zostałaś zgwałcona. To wstyd. Czujesz się źle, myślisz, że ktoś pomyśli, że zrobiłaś coś złego. Ale kiedy życie daje ci cytrynę, musisz zrobić lemoniadę. Wolałam więc nie być ofiarą, a raczej czerpać naukę ze wszystkich rzeczy, które mi się przytrafiły”. Tak więc nikomu nic nie powiedziała i zakopała swój ból. „To istnieje jak wszystkie inne doświadczenia – dobre, złe i przykre. One czynią mnie tym, kim jestem dzisiaj.”

Jej kariera przypomina walkę. „Ludzie zawsze próbowali uciszyć mnie z tego lub innego powodu, czy to, że nie jestem zbyt ładna, że nie śpiewam zbyt dobrze, że nie jestem mężatką, a ostatnio, że nie jestem wystarczająco młoda. Próbują znaleźć na mnie haka tylko dlatego że wciąż żyję. Teraz walczę z ageizmem, jestem karana za to, że skończyłam 60 lat.”

Jak zauważa z dogłębną ironią, „The Daily Mail” uważa to za „raczej nietaktowne z mojej strony, że wszystko przetrwałam, że nie przestaję, że ciągle chcę być istotna, mieć coś do powiedzenia, mieć chwile ekscytacji i entuzjazm w życiu i kreatywności. Wiesz, oni są tym bardzo zniesmaczeni.” Zastanawiam się jak wpłynęło na nią to uczucie bycia atakowaną przez całe życie. „Ma to wiele skutków. Czasem sprawia, że jestem rozczarowana rasą ludzką, a czasem mnie inspiruje.” Czy krytyka pobudza do życia? „Tak, to mnie motywuje. Zamierzam sprawić, że tym wszystkim dziewczynom, które za mną kroczą, będzie łatwiej, kiedy skończą 60 lat. Mam nadzieję, że to docenią.”

Obowiązek opieki Madonny nad młodszymi pokoleniami jest często pomijany w plotkarskim dyskursie na temat gwiazd. „To, że w naszym świecie lubimy szczuć na siebie kobiety, jest skrajnie seksistowskie. Nigdy nie dotyczy to mężczyzn, tylko kobiet. Lubimy postrzegać je jako dziwacznych, zazdrosnych wobec siebie wrogów.” Wygląda na znużoną, kiedy wspominam o ekscytacji wywołanej przez zdjęcie, które opublikowała po swojej imprezie oscarowej na początku tego roku, pozując przytulona do Lady Gagi, jej rzekomego wroga. Zdjęcie było powszechnie interpretowane jako znak, że ich waśń się skończyła, ale w odpowiedzi na to stwierdzenie wzdycha: „Ludzi bardzo podniecało myślenie o nas jak o wrogach, podczas gdy nie było żadnego konfliktu.”

Szczerze powiedziawszy, Madonna nie czuła się szczególnie wspierana przez kobiety w całej swojej karierze. „Nie, zupełnie. Wręcz przeciwnie i co dziwne, dostałam więcej wsparcia od mężczyzn.” Zastanawiam się, w jaki sposób godzi to ze swoim feminizmem. „Cóż, to jeden z wielkich paradoksów życia, prawda? Dzięki Bogu za kobiety takie jak Frida Kahlo i wszystkich wielkich artystów, którzy byli przede mną, którzy pracowali wbrew wszelkim przeciwnościom i przeciwstawiali się konwencjom. Właśnie to sprawiło, że się nie poddawałam, gdy byłam początkującą, głodną sławy artystką w Nowym Jorku. Miałam na ścianie pocztówkę z Fridą Kahlo. Chciałabym móc spotkać więcej takich kobiet…” Nawet w wieku 60 lat mówi: „Nie ma dla mnie żywych wzorów do naśladowania, ponieważ nikt nie robił tego, co ja robię. Trochę to przerażające. Mogę spojrzeć wstecz na kobiety, które uważam za wspaniałe i niesamowite – bojowniczki o wolność, jak Simone de Beauvoir czy Angela Davis – ale one nie miały dzieci. Będąc samotnym rodzicem sześciorga dzieci, nadal jestem kreatywna i jestem artystką oraz politycznie aktywną osobą, chcę mieć głos, robić wszystko to, co robię. Mam na myśli, że nie ma nikogo w moim położeniu.”

Sama mechanika codziennego życia Madonny jako pracującej, samotnej matki jest zadziwiająca. Dwójka starszych pociech – dwudziestodwuletnia Lourdes, znana jako Lola i osiemnastoletni Rocco – wyprowadziła się z domu, ale jej najmłodsze dzieci mają zaledwie 13 i 6 lat. Piosenkarka przygarnęła Mercy James (13 l.) z malawijskiego sierocińca w 2009 roku, a dwa lata temu adoptowała malawijskie siostry bliźniaczki Estere i Stellę, obecnie sześciolatki. Jej syn David Banda, również trzynastoletni, jako dziecko w 2006 roku został adoptowany z tego samego sierocińca. A kiedy trampkarze z piłkarskiej akademii młodzieżowej z portugalskiego klubu piłkarskiego Benfica podpisali z nim kontrakt w 2017 roku, Madonna przeniosła się z rodziną na rok do Lizbony. David nadal mieszka tam na stałe, podczas gdy Madonna i jej córki przyjeżdżają z Londynu w piątki, aby spędzać z nim weekendy. Kiedy artystka wyruszy w trasę w tym roku, jej trzy najmłodsze dziewczynki pojadą z nią. „David nie opuszcza Portugalii” – uśmiecha się. „Nie ma takiej opcji”.

Kiedy większość członków rodziny rozwija się, rodzice mają tendencję do rozluźniania zasad, ale Madonna mówi: „Myślę, że u nas jest wręcz przeciwnie. Czuję potrzebę ochrony moich dzieci i nakłaniania ich do skupiania się na relacjach z ludźmi, a nie na gadżetach i technologiach.” Martwi się o wpływ pornografii w sieci na swoich synów i nie pozwoliła Davidowi na telefon. „Zamierzam trwać przy tym jak najdłużej, ponieważ popełniłam błąd, kiedy dałam moim starszym dzieciom telefony, kiedy miały po 13 lat. To skończyło moją relację z nimi, naprawdę. No, nie do końca, ale telefony zaczęły być bardzo, bardzo dużą częścią ich życia. Stały się zbyt zasypane wyobrażeniami i zaczęły porównywać się z innymi ludźmi, a to naprawdę szkodzi samorozwojowi.” Madonna ma regułę dotyczącą posiłków: „To strefa bez telefonu. Rozmawiamy ze sobą i patrzymy sobie w oczy. Czasami to denerwuje ludzi, ale to już ich problem.”

Zasady i dyscyplina wypełniają każdy wymiar niezwykłej twórczości Madonny. Sprzedała ponad 300 milionów płyt, jej majątek szacuje się na 590 milionów dolarów netto, a w 2016 roku Billboard poinformował, że jest najbardziej dochodowym artystą solowym w historii. Niewiele gwiazd popu na świecie mogło przyciągnąć uwagę nieżyjącego już, wielkiego amerykańskiego pisarza Normana Mailera, który poświęcił gwieździe rozdział ze swojego zbioru esejów z 1998 roku. Opublikowała kilkanaście książek dla dzieci, założyła dwie fundacje dobroczynne – „Ray of Light” i „Raising Malawi”, prowadziła kampanię na rzecz praw LGBT, pojawiła się w 19 filmach fabularnych, dwóch długometrażowych dokumentach i trzech sztukach teatralnych, a także wyreżyserowała dwa filmy fabularne i jeden krótkometrażowy. No i zdobyła Złoty Glob dla najlepszej aktorki za rolę w hollywoodzkim musicalu Evita. Jej imperium biznesowe obejmuje ponadto dwie marki modowe – Material Girl i Truth lub Dare – a także linię produktów do pielęgnacji skóry oraz międzynarodową sieć siłowni Hard Candy Fitness. Żaden artysta nigdy nie był bardziej prekursorski w przewidywaniu popkulturowych nastrojów, ani bardziej skuteczny w spieniężaniu ich, a już na pewno nie wzbudzał większych kontrowersji. MTV zakazało jej teledysku do „Justify My Love” z 1990 roku jako zbyt emanującego seksualnością. Watykan potępił jako „bluźnierczą” scenę ukrzyżowania podczas jej trasy koncertowej „The Confessions Tour” z 2006 roku. Jej książka spod znaku sadomasochistycznej pornografii zatytułowana Sex została powszechnie potępiona jako bezsensowna prowokacja i do dziś pozostaje przełomowa.

Zaledwie kilka osób byłoby w stanie zrozumieć, jak musi wyglądać życie podobne do życia Madonny, ale większość z nich już nie żyje. Ostatnią osobą, z którą spotkanie może sobie przypomnieć, jako spotkanie z gwiazdą, jest Barack Obama. Wcześniej ona i Michael Jackson mieli cieszyli się wspólnym uznaniem ich nadzwyczajnego statusu. Pytam, czy obejrzała ostatni dokument „Leaving Neverland”. „Myślę, że go obejrzę, ale jeszcze nie widziałam”. Jakie są jej przemyślenia na temat ujawnionych w nim informacji? „Nie mam mentalności linczującego tłumu, więc moim zdaniem ludzie są niewinni, dopóki nie udowodni się im winy. Rzucono na mnie tysiące oskarżeń, które mijają się z prawdą. Więc moje podejście, kiedy ludzie mówią mi takie rzeczy o innych, brzmi: „Czy możesz to udowodnić?”

Pytam, co stanowiłoby dowód w tym kontekście. „Cóż, nie wiem, nie widziałam filmu. Ale myślę, że to mogliby być ludzie, którzy będą opowiadać o prawdziwych wydarzeniach – ale oczywiście ludzie czasem kłamią. Dlatego zawsze mówię: Jakie są intencje? Co właściwie ludzie chcą osiągnąć? Czy są to ludzie oczekujący pieniędzy, czy dzieje się coś w rodzaju wymuszania? Wzięłabym to wszystko pod uwagę”. Tak uważa, ale myśli też, że w zarzutach wobec R. Kelly’ego może być coś z prawdy. „Tego filmu [„Surviving R. Kelly” – przyp. tłum] też nie widziałam, ale znałam jego żonę, Aaliyah, która miała 15 lat, kiedy ją poślubił.” Kelly oświadczył, że małżeństwo nigdy nie miało miejsca i zaprzeczył zarzutom o niewłaściwe zachowania seksualne, które miały dokonywać się przez wiele lat. Ostatnio zaprzeczył oskarżeniom o napaść na tle seksualnym.

Madonna była dwukrotnie zamężna. W dniu swoich 27. urodzin poślubiła amerykańskiego aktora Seana Penna, ale para rozwiodła się po trzech burzliwych latach. Od 2000 do 2008 roku była żoną brytyjskiego reżysera Guya Ritchie, ojca Rocco, podczas gdy kubański ojciec Loli – Carlos Leon – jest byłym trenerem personalnym Madonny. Jestem ciekawa, czy posiadanie Madonny za matkę chroni dzieci od uprzedzeń rasowych, czy inaczej traktuje się jej czarnoskóre i białe dzieci. „Tak. Na przykład kiedy moje młodsze dzieci idą zapisać się na zajęcia taneczne czy gimnastyczne, a są ze swoją nianią, która pochodzi z zachodniej Afryki, mówi się im „Nie, nie, grupa jest już przepełniona”. A potem kiedy się tam zjawiam i mówię: „Słyszałam, że podobno nie macie wolnych miejsc?”, pada odpowiedź „Oczywiście, że znajdzie się trochę miejsca”. Tak więc w stu procentach. Jeśli ludzie nie wiedzą, że to moje dzieci, to traktuje się je inaczej

Jest wdzięczna, że jest w stanie dać swoim dzieciom „więcej edukacji kulturalnej, więcej światowej wiedzy”, niż kiedy sama była dzieckiem. „Nie ma opcji życie w bańce mydlanej, jeśli jestem twoją mamą”. Ale jej bogactwo sprawia, że trudniej jest jej nauczyć dzieci etyki pracy i doceniać wartość pieniądza. „To wyzwanie i coś, o czym myślę cały czas. Wszyscy mają swoje obowiązki, o których wypełnienie muszą się troszczyć – wyprowadzanie psa, mycie naczyń, nakrywanie do stołu, ścielenie własnych łóżek – rzeczy, które też musiałam robić.” Odbicie swojej etyki pracy widzi najbardziej  Davidzie. „To, czego ma najwięcej to skupienie i determinacja. Jestem prawie pewna, że dostał to ode mnie. Jest tym dzieckiem, z którym mam najwięcej wspólnego. Czuję, jakby dostał część mnie, ma więcej mojego DNA niż którekolwiek z moich dzieci. Zobaczmy, co dalej będzie – dla nich wszystkich to jeszcze szczenięce lata.”

Jej córka Lola „jest niesamowicie utalentowana. Jestem zielona z zazdrości, ponieważ jest niesamowita we wszystkim, co robi – jest niezwykłą tancerką, wspaniałą aktorką, pięknie gra na pianinie, jest o wiele lepsza ode mnie w dziedzinie talentów. Ale ona nie ma tego samego popędu i znów czuję, że media społecznościowe ją dręczą i wpędzają w przeświadczenie: <<Ludzie będą mi dawać rzeczy, bo jestem jej córką>>. Próbuję dawać jej przykłady innych dzieci gwiazd, takich jak Zoë Kravitz [córka Lenny’ego Kravitza – przyp. tłum.], które muszą pracować nad stwierdzeniami typu: „O tak, jesteś przecież córką…” – i ostatecznie jesteś poważnie traktowana za to, co robisz. Musisz po prostu iść dalej. Ale czy ma taki sam popęd, jaki mam? Nie. Ale ona też ma matkę, a ja nie miałam. Dorastała z pieniędzmi, a ja nie. Wszystko będzie inaczej. Ale co mogę zrobić? Nie mogę tego zmienić. Muszę tylko starać się najlepiej jak umiem.”

Podobnie jak większość pracujących matek, Madonna jest sterroryzowana poczuciem winy. „O mój Boże, na sto, tysiąc, milion procent. Żyję w stanie permanentnego poczucia winy.” Jak sama przyznała, coś trzeba było poświęcić i padło na dbanie o samą siebie. „Bycie matką sześciorga dzieci poważnie wytrąciło mnie z dbania o siebie. Wiem, że jestem znana z katorżniczych treningów, ale już ich nie robię. Ćwiczę, ale o jedną trzecią mniej niż dawniej. W rzeczywistości nigdy dotąd nie byłam bardziej nie w formie. Jeśli muszę coś wyrzucić z mojego planu dnia, pierwszą rzeczą, która wypada, jest ćwiczenie – a tak nie było.”

Jest zaskoczona brytyjskimi nawykami w chodzeniu spać. „Zdaje mi się, że wszyscy kładą się do łóżka naprawdę wcześnie, a ludzie są zszokowani tym, jak późno kładą moje dzieci. Mamy kolację między 21:30 a 22:00. Bliźniaczki zwykle kładą się spać o godzinie 23:00, więc prawdopodobnie popełniam zbrodnię. No cóż. W weekendy nadrabiają zaległości.” Podobnie ma z brytyjskimi godzinami pracy. „Mam wrażenie, że Brytyjczycy mają etatową mentalność. Chodzenie do pubu o określonych porach i spędzanie wolnego czasu w weekendy wydaje się dla nich bardzo ważne. Ja pracuję siedem dni w tygodniu. Dwanaście godzin w pracy to norma, osiemnaście to trochę więcej.” Ikona stylu nie chadza na ciuchy. „Nienawidzę tego, to zbyt czasochłonne. Dostaję ubrania, kiedy kręcę wideo i robię sesje zdjęciowe. Mam przymiarki i mówię <<podoba mi się, podoba mi się!>>. To całkiem wydajne czasowo. Czas jest zbyt cenny.

Nic dziwnego, że ma mało czasu na spotkania towarzyskie i nie może powiedzieć, czy się z kimś spotyka. „Wolałbym o tym nie rozmawiać”. W wolnym czasie, kiedy go ma, ogląda filmy, czyta książki, czy ma masaż shiatsu. „To prawdziwa gratka”. W przeszłości oddawała się terapii, „ale nie teraz. Posiadanie dzieci to codzienna terapia. Wystarczy zimne, twarde spojrzenie na siebie w lustrze”.