Od Royal Madonna:

Artykuł, który za chwilę przeczytacie, powstał na skutek rozmowy Vanessy Grigoriadis z Madonną. Dość powiedzieć jednak, że tekst ten jest dość dziwny i dość powierzchowny. Jego wydźwięk wywołał ostrą reakcję piosenkarki, która pożaliła się w socialmediach, co o nim myśli:

Powiedzieć, że jestem niezadowolona z tego artykułu, to jak nie powiedzieć nic. Nie da się naprawić społeczeństwa i jego niekończącej się potrzeby umniejszania innym, szczególnie silnym, niezależnym kobietom.
Dziennikarka, która napisała ten artykuł, spędziła ze mną dni, godziny i miesiące, została zaproszona do świata, którego wielu ludzi nie ma możliwości oglądać, ale zdecydowała się skupić na błahych i powierzchownych sprawach, takich jak pochodzenie etniczne mojej dublerki, materiał moich zasłon czy niekończących się komentarzach na temat mojego wieku, które nigdy by nie padły, gdybym była FACETEM! Kobietom jest naprawdę trudno być bohaterkami innych kobiet, nawet jeśli przedstawiają się jako intelektualne feministki.
Żałuję, że spędziłam z nią 5 minut. Przez to czuję się zgwałcona. I tak, wolno mi korzystać z tej analogii, ponieważ zostałam zgwałcona w wieku 19 lat. Oto kolejny dowód, że czcigodny N.Y.T. [New Your Times – przyp. tłum] jest jednym z ojców założycieli patriarchatu. A ja mówię – ŚMIERĆ PATRIARCHATOWI wplecionemu głęboko w tkaninę społeczeństwa. Nigdy nie przestanę walczyć, by go wyeliminować.

Madonna Sześćdziesięciolatka

New York Times
5 czerwca 2019

Vanessa Grigoriadis

Zdjęcia: JR

Tłumaczenie: Jakub Urban & Krystian

W majową noc przed Billboard Music Awards w Las Vegas, Madonna siedziała na arenie przy hotelu MGM Grand, wpatrując się w samą siebie. Jej klon, który stał na scenie wiele metrów dalej, był młodszy i wyglądał na Azjatkę, ale miał na sobie podobną koronkową miniówkę i perukę z obecną fryzurą Madonny – faliste blond fale gwiazdy filmowej z lat 30. „To zawsze jest inna osoba z peruką – Madonna chce to zobaczyć oczyma widza”– powiedział scenograf, dodając, że kiedy podejmuje decyzję, jest zdecydowana. „Madonna chce 10 opcji, ale kiedy mówi, że to ta jedyna, to naprawdę ta jedyna”.

Madonna obserwowała Madonnę, aby upewnić się, że Madonna robi wszystko doskonale. Na scenie w stylu funky urban street z latarniami i wyłożonym kafelkami barem, klon idąc jej śladami, uniósł pięść niczym fałszywy mikrofon do wykonania „Medellín”, modnej, latynoskiej piosenki, którą śpiewałaby Madonna. Madonna spojrzała na ekran i oceniła część występu w rozszerzonej rzeczywistości, w której cztery dodatkowe, wirtualne Madonny, jedna grająca na akordeonie, inna w sukni ślubnej, miały zmaterializować się znikąd na telewizyjnym rozdaniu nagród. Kolesie w pobliżu pochylali głowy i mówili do siebie tajemnicze rzeczy, takie jak „Gdzie jest klucz cyfrowy?” i „Potrzebuję kanału alfa”.
Wszystkie fałszywe Madonny przechodziły przez piosenkę kilka razy, zanim Madonna z entuzjazmem przeszła na scenę. Seksbomba w wieku 60 lat była nieco mniej niż nadludzka i nosiła nad lewym okiem opaskę z kryształkami Swarovskiego („To moda, słoneczko”, wyjaśnił mi jeden z widzów, kiedy zapytałam, dlaczego zdecydowała się ją nosić). Potem Madonna zastanawiała się nad tym czymś, co było wyłączone, kolejnym razem zepsuła część, w której stała na stole i ruszała nogami do środka i na zewnątrz, w ruchu zwanym „motylkiem”, potrząsając głową w każdym kierunku. Ale za trzecim podejściem wydawała się być w ekstazie. „Miło jest widzieć jej uśmiech” – powiedziała choreografka Megan Lawson spod czarnego bolerka – „i niech to będzie prawdziwy uśmiech”.

Część występu Madonny w rozszerzonej rzeczywistości była wyczynem wymyślonym przez niektóre osoby, które pracowały nad tegorocznym Super Bowl. Kolejnej nocy, podczas gali rozdania nagród, tańczyła odważnie, mimo przepaski na oku, która musiała być dla niej utrudnieniem. Ale nie używała fajerwerków, orkiestry marszowej i latających tancerzy, jak zrobiła to Taylor Swift, nie rozdawała specjalnych bransoletek każdej osobie na widowni, aby następnie aktywować je w celu wyemitowania tysiąca punktów świetlnych, jak to robili bracia Jonas, nie była w trykotach i nie tarzała się po podłodze symulując lesbijską macankę, jak zrobiła to Halsey, chociaż powód, dla którego Halsey to zrobiła, ma sporo wspólnego z Madonną, która zrobiła to wcześniej. Kiedy tamtej nocy ludzie na widowni stracili zmysły, stracili je prawie wyłącznie dla zespołu K-pop BTS, którego płynne, hip-hopowe ruchy zaowocowały milionem memów. Dla Madonny, podnieśli się do góry i wyciągnęli telefony, aby upamiętnić „moment, w którym zobaczyli Madonnę”, ale zdaje się, że najgłośniej krzyczeli podczas części z „motylkiem”, która była trochę zdzirowata i to ich ucieszyło.

Świat muzyki pop wokół Madonny rozszerzył się w ostatnich latach w tak szokująco dziwny sposób, że jej precyzyjnie wykonany występ wydawał się prawie zbyt delikatny („Medellín” to piosenka ze znacznym zwolnieniem tempa jak na piosenkę Madonny, w kompleksowym meksykańskim kurorcie, który odwiedziłam podczas wiosennej przerwy, instruktorka aerobiku przy basenie puszczała tę piosenkę jako rozgrzewkę). Nastolatki zawsze dominowały pop, ale teraz, gdy większość nowej muzyki w Stanach Zjednoczonych jest streamowana, ważne jest ile razy piosenka jest słuchana przez jedną osobę, liczy się to o wiele bardziej niż liczba osób, które przesłuchały tej piosenki – a dzieciaki mają po prostu więcej czasu na odtwarzanie muzyki niż dorośli. Kiedy po występie sprawdziłam listy przebojów, raperzy urodzeni po wyborach prezydenta Billa Clintona [początek 1993 roku – przyp. tłum] znaleźli się w czołówce (Lil Nas X, Lil Skies, Lil Baby, Lil Uzi Vert). Starsi muzycy musieli podążać za nastoletnią demografią lub nawet młodszymi, nowy singiel Swift, „ME!” brzmiał jak singiel Taylor Swift w wersji Kidz Bop zawierający właściwie jej krzyk „Spelling is fun!” podczas mostku.

Za kulisami Madonna pozowała do szczerego zdjęcia z BTS. Później ludzie zostawili pod zdjęciem na Twitterze komentarze takie jak „Legenda spotyka legendę”. Odkrycie, że rzeczywiście istnieją ludzie, którzy wierzą, że grupa K-popowych 20-latków ma status legendy na równi z Madonną, będącą nie tylko najwyżej notowaną kobietą w muzyce, najlepiej zarabiającą artystką muzyczną w historii, ale także artystką, która na zawsze zmieniła bieg popkultury, sprawiła, że o mało się nie udławiłam. Wśród moich rówieśników w średnim wieku – głównie kobiet i gejów – wciąż była obiektem fascynacji. Moi przyjaciele z branży modowej, którzy kiedyś czerpali z niej inspiracje, lubili jej nowe kapelusze, ale nie biżuterię i przepaskę na oko. Moja stara, zrzędliwa, punkowa przyjaciółka, ex-dominatrix, która teraz jest właścicielem restauracji, powiedziała: „Madonna to twardzielka! Chcę wiedzieć, co myśli o menopauzie.

Potrzebujemy jej z powrotem w Nowym Jorku.” I wszyscy chcieli się spierać o jej miejsce na bankiecie muzyki współczesnej po sześćdziesiątym roku życia – czy to naprawdę wszystko było aż tak ważne, skoro Bob Dylan i Rolling Stones grali na stadionach w jej wieku, David Byrne regularnie występował w całej Ameryce, a Bruce Springsteen nadal był pod kontrolą Bruce Inc.? Czy też był to nadludzki wyczyn, szczególnie w porównaniu z jej dwoma rówieśnikami, Michaelem Jacksonem i Princem, z których każdy zabłysnął wraz z nią na początku lat 80-tych i z których każdy zmarł przedwcześnie i niechlubnie?

Przygnębiające było to, że młodsze pokolenie nie zdawało się rozumieć sposobu, w jaki Madonna wykorzystywała swoją żelazną wolę do stworzenia szczególnego rodzaju autobiograficznej, upodmiotowionej, hiperseksualizowanej gwiazdy pop, która stała się dominującym modelem kobiecości w całym kraju. Bez Madonny nie byłoby Britney Spears, Lady Gagi, a może nawet Janelle Monae. Podwójne osoby, które odgrywała podczas każdej ze swoich transformacji, nie tylko religijna Madonna, ale także dziewica, chłopczyca, materialistka, dominatrix, królowa tańca, mama, mama jogi, mama adopcyjna, a teraz seksagenistka domagająca się przestrzeni wśród artystów młodszych o dwa pokolenia – były zabawnymi reprezentacjami konwencjonalnej kobiecości. Załamały się i odbijały przyszłość, o której większość z nas nie wiedziała, że przyjdzie, zanim ona jej nam nie pokazała.

Na tydzień przed rozdaniem nagród Billboard Awards udałam się na popołudnie do domu Madonny wielkości ambasady, znajdującego się przy zacisznej ulicy w centrum Londynu. Brązowa fasada z czasów Jerzego VI, pozbawiona ornamentu, nie zdradzała żadnych tajemnic. Tego dnia we foyer, zastanawiając się nad jej znaną niecierpliwością wobec głupców (jej była publicystka wyjaśniła kiedyś: „Wyczuwa strach jak pies”), spytałam kobietę, która otworzyła drzwi: „Czy powinnam zdjąć kurtkę, czy po prostu ją nosić?”

Potem jakaś postać zeszła po pobliskich schodach. Najpierw zobaczyłam nagie, skórzane obcasy, jej stopy zmieniły się w umięśnioną broń, a potem całą osobę, która wyciągała rękę, by uścisnąć moją. Pomimo bezlitosnych ujęć paparazzi, jej twarz była z bliska szokująco piękna. Miała kształt serca, z szeroko rozstawionymi, niebieskimi oczami i podbródkiem, który nadal wystawał jak u Elvisa. Lekko marszczona sukienka od Marni z odsłoniętymi ramionami eksponowała jej skórę w kolorze kości słoniowej. Była jak jedna z tych porcelanowych figurek wiejskiej damy w jej najlepszym, sobotnim wydaniu, jakie ludzie zwykli trzymać w przeszklonych szafkach. Jej wygląd był odległy od dowcipnej, żującej gumę gwiazdy lat 80. z szerokimi brwiami, która nie goliła pach, ale to wciąż było skuteczne – oznajmiało, że wciąż jest Madge, brytyjską Panią na włościach. Może poza tym, że kiedy skrzyżowała nogi, spod spódnicy wciąż było widać stare, czarne, punk-rockowe kabaretki.

Powitała mnie szerokim, pokazującym zęby uśmiechem, który wydawał się prawdziwy – spotkałyśmy się już kiedyś, jakieś pięć lat temu w sali konferencyjnej jej wytwórni płytowej, która w tamtym czasie wydawała mi się mieć najbardziej pochlebiające oświetlenie sali konferencyjnej na Ziemi. Zapowiedziała wtedy, że gdybym zadała głupie pytanie, musiałabym wypić tequilę, ale gdybym miała mądre pytanie, wypiłaby ona. W pewnym momencie zapytałam, czy planuje się ponownie zakochać i wyjść za mąż. „Chwila, co romans ma wspólnego z małżeństwem?” – powiedziała. „Głupie pytanie, pijesz”. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że celowo rozproszyła moją uwagę by uniknąć odpowiedzi.

Usiadła wtedy na twardej ławce, która dała jej kilka centymetrów wysokości nad moim nisko osadzonym, skórzanym krzesłem. Tym razem w pokoju panował półmrok. Z reżyserską precyzją potrafi docenić niuanse oświetlenia. Ostatniej nocy była na sesji zdjęciowej do 3 nad ranem, a odprężenie zajęło jej jeszcze dwie godziny. Od lat cierpi na bezsenność. W późnych godzinach czytała książki takie jak „Serce to samotny myśliwy” Carson McCullers lub „Rok magicznego myślenia” Joan Didion, lubiła uczyć się historii autorów i podziwiała tych z rozmachem.
Wypiła alkohol, ale zwróciła uwagę na pigułki nasenne – „To śliski temat” – powiedziała mi, ciągnąc za sobą skrzyżowaną nogę i masując napięte łydki. „Całą noc kręciłam wideo, stojąc w przeraźliwym zimnie i tak od kilku tygodni” – wyjaśniła. Podchwyciłam temat, by zapytać, jak się czuje w swoim ciele. „Jesteś jak mój lekarz” – powiedziała niezbyt zabawnym tonem. „Po prostu czuję się zmęczona”.

Jest teraz samotną matką szóstki dzieci. Jej drugi mąż, Guy Ritchie, odszedł, wraz z 75 milionami dolarów z jej majątku, jak obwieściła w tamtych czasach jej rzeczniczka, co zostało uwiecznione w piosence „I Don’t Give A” w wersach: „Lawyers suck it up / Didn’t have a pre-nup” [„Prawnicy ze mnie zdzierali / nie miałam intercyzy” – przyp. tłum.]. Wyciągnięcie tej kwoty sprawiło, że był to zastrzyk gotówki, ale wieża Jenga się nie przewróciła. Przez ostatnie kilka lat mieszkała w Londynie mniej niż w wiosce Sintra na wzgórzu w Portugalii, gdzie jej syn David Banda (13 lat) uczęszczał do najlepszej akademii piłkarskiej. Stała się prawdopodobnie najsłynniejszą na świecie matką piłkarza. Powiedziała mi, że nie uporała się jeszcze z wydaniem swojego ostatniego albumu „Rebel Heart” w 2015 roku, który sprzedał się gorzej niż jej pozostałe. Piosenki wyciekły do Internetu kilka miesięcy wcześniej, dalekie od dopracowania. „Nie ma słów, by opisać, jak bardzo byłam zdruzgotana” – powiedziała. „Pozbieranie się i przełknięcie takiej goryczy, zajęło mi na tyle długo, że nie byłam naprawdę zainteresowana tworzeniem muzyki”. Dodała: „Czułam się zgwałcona”. Nie było na miejscu tłumaczyć, że kobiety starały się w dzisiejszych czasach nie używać tego słowa w sensie metaforycznym.

Powiedziała, że w Portugalii czuła się samotna. Zapytałam, czy czuła się tak, ponieważ mieszkała w zamku, co wydawało się najbardziej odpowiednim opisem renesansowej rezydencji o powierzchni 16 000 stóp kwadratowych, o której kupnie przez nią czytałam, ale odrzekła: „Nie dajmy się ponieść. Nie było mnie w żadnym zamku”. O Lizbonie powiedziała: „Jest dość średniowieczna i zdaje się jakby było to miejsce, w którym czas w pewnym sensie się zatrzymał i które zdaje się być hermetyczne.” Po chwili dodała: „Była tam miła atmosfera, ale tam, gdzie mieszkałam z dziećmi, czułam się odcięta od wielu rzeczy.” Podsumowała swoje dni w tamtym miejscu: „To była tylko piłka i szkoła moich dzieci. Walczę z hydraulikiem.” Przez moment wyglądała na naprawdę nieśmiała. „Naprawdę chciałam się z kimś zaprzyjaźnić” – powiedziała.

Pewnego wieczora wpadła do należącego do pewnej Francuzki, rozpadającego się domu, leżącego nad morzem, na improwizowane jam session, głównie z muzykami fado. „Były tam wibracje, które były magiczne i namacalne, gdy nagle muzycy zaczęli grać” – powiedziała. Wstali z kanap, żeby śpiewać, z krzeseł, by porwać gitarę. Wpadła w trans słuchając różnorodności muzyków, od brazylijskich muzyków grających sambę, przez kwartety jazzowe, po piosenkarza z Gwinei Bissau śpiewającego w języku mandinka.

Słuchałam jej, kiedy opisywała, jak ta scena przeniosła ją do obrazu siebie sprzed lat, szczególnie tej, która pojawiła się w Nowym Jorku na złotym początku lat 80. w centrum Manhattanu. Studio 54 się kończyło, punk rock pojawił się i zniknął, a D.J-e jak Afrika Bambaataa, zastanawiali się, jak zmiksować disco, nowatorskie albumy hip-hopowe i zespoły elektro jak Kraftwerk, zanim wynaleziono samplowanie. Była Amerykanką o włoskich korzeniach, porzucającą studia na Uniwersytecie Michigan, której po narodzinach nadano imię Madonna, teraz zmieniła się w seksowną, chorą z miłości ulicznicę z predrewitalizacyjnego Alphabet City [dzielnica Nowego Jorku – przyp. tłum.] wieszającą płaszcze w szatni Russian Tea Room i pozującą nago w szkole artystycznej.

Nocami przemycała kasety ze swoimi piosenkami DJ-om Danceterii i Fun House. Na parkiecie wywijała razem z b-boyami ze wschodniego Bronxu oraz artystami-graficiarzami-muzykami-malarzami, takimi jak jej nowy chłopak Jean-Michael Basquiat (utrzymywała, że kiedy zerwali, zabrał wszystkie podarowane jej obrazy, a płótna zamalował na czarno). W miejscowych galeriach pokazywano Cindy Sherman, która wywołała zainteresowanie fotografiami, stworzonymi dzięki swojemu wynalazkowi. „Czułam, że tworzyła w podobny sposób co ja”, powiedziała Madonna. „Mogłam się do niej odnosić. Komentowała społeczeństwo, stając się innymi ludźmi. Pozostała jednak sobą, ale z odrobiną ironii”. Jim Jarmusch kręcił się po Manhattanie ze swoim 16-milimetrowym aparatem i grał w nowofalowym zespole. The Beastie Boys zawarli prowokacyjne małżeństwo heavy metalu i hip-hopowych rymów, tworząc w ten sposób swoją pierwszą płytę. AIDS jeszcze się nie rozprzestrzeniło. Kiedy ludzie opowiadają jaki był kiedyś Nowy York, to właśnie taki.

Powszechnie uważa się, że Madonna stała się bardziej sławna niż wszyscy, ponieważ umierała, by taką się stać. Tym, co ją wyróżniło, była jej bezdenna ambicja. Z biegiem lat, wypowiedzi typu „Chcę rządzić światem” popierały tę teorię. Dzisiaj ujęła to następująco: „Przede wszystkim chciałam zarabiać na życie. Byłam zmęczona byciem spłukaną. Ale po drugie, wszystko czego chciałam to piosenka do grania w radiu. Modliłam się o to. O jedną piosenkę”. W Portugalii poczuła się jak dziewczyna pozbawiona tego desperackiego pragnienia. Mniej krucha niż wcześniej – zabawna, kontaktowa, otwarta na różne wpływy, zupełnie tak jak kiedyś. „Kiedy mieszkałam na Lower East Side i nie bywałam na zbyt wielu koncertach, wiedziałam o Debbie Harry, Chrissie Hynde oraz o The Talking Heads i Davidzie Bowiem. Jednak nie czułam presji, aby stać się czymś konkretnym – by brzmieć i wyglądać w określony sposób” – przypomniała. „To ważna rzecz, bo pozwoliła mi rozwijać się jako artystka i pozostać czystą, bez jakichkolwiek wpływów. Teraz staram się pamiętać o tej dziewczynie”.
Niepozwalanie wpływać przeszłości na przyszłość może być dla niej trudne, zupełnie jak dla każdego, kto osiągnął wysoki poziom w tym zawodzie. Spytałam, co sądzi o swoich starych hitach. „Gdy jestem w samochodzie, w restauracji lub gdzieś z kimś idę, a jedna z moich starych piosenek zaczyna grać, wzdycham” – powiedziała – „Prawdopodobnie dlatego, że musiałam słyszeć je już z 5 miliardów razy i wolę ich unikać”. Ambicja była z pewnością częścią tego, co ją motywowało, ale wyglądało na to, że nie wystarczała. Kiedy spytałam jak długo jeszcze planuje tworzyć muzykę i gdzie według siebie mogłaby skończyć, odpowiedziała „Zmierzam prosto ku księżycowi”.

Katalog muzyczny Madonny składa się przede wszystkim z deklaratywnych hymnów, małych popowych arii oraz piosenek o tęsknocie, kłamstwach lub mentalnej rozłące. W utworach miłosnych celebrowała swój obiekt westchnień, często opisywany jako anioł lub niebiańska istota. Będąc tak sprośną i bluźnierczą zawsze udawało się przemycić do swoich utworów uświęcone tropy. „Madame X”, jej nowy, czternasty album jest dużo bardziej mroczny niż zazwyczaj, chociaż zawiera też pomysłowe letnie piosenki o miłości. Eksperymentowała z gatunkami takimi jak dance, fado, rap czy batuque z Wysp Zielonego Przylądka. Pogłębiała swoją złość na światowych przywódców, takich jak Donald Trump, który, jak mi powiedziała, „systematycznie pozbawia nas wszystkich wolności osobistych”. Wyobraziła siebie jako wojowniczkę o wolność podróżującą po świecie, aby głosić gospel, miłość i by przeciwdziałać dyskryminacji – walczącą z mizoginią, homofobią, rasizmem, bronią oraz wzrostem autorytaryzmu.
Część „Madame X” została nagrana w studiu w Londynie, jednak nie chciała zbudować w domu własnego studia. „Potworny pomysł”, powiedziała mi. „Mój dom trząsłby się przez cały czas. Mimo to miała pomieszczenie od filmów i video. „To dobrze, bo mogę wpaść tam na godzinę, a później wrócić do moich dzieci lub gdzieś iść”. „Ale miło jest wsiąść do samochodu i wybrać się gdzieś indziej i wyrwać się z własnego domu. W innym wypadku nigdy bym z niego nie wychodziła. W życiu zawodowym mała grupa asystentów, menadżerów i tancerzy krążyła wokół niej jak księżyce. Mimo że lubili nazywać ją „M”, poszerzając w ten sposób jej domenę na jedną z 32 liter alfabetu, otoczenie to, jako najbardziej uczciwe odbicie gwiazdy, uderzyło mnie swoim dowcipem, rozsądkiem i opanowaniem. Byli profesjonalistami i nauczyli się przestać się jej bać i skrywać to uczucie.
Środowisko pomagało jej zrealizować nieskończone cele zawodowe. Sama de facto zachowywała się jak konsygnoatorka kultury, zabierając ich na wystawy muzealne czy też polecając książki do przeczytania. Słyszałam jak wiele razy mówili o niej, że „jest podłączona do innej częstotliwości”. Madonna wierzyła swojej intuicji. Spotkanie ze swoimi współpracownikami określiła jako „wszechświat, który konspiruje aby nas zjednoczyć”. Guy Oseary, jej wieloletni, charyzmatyczny menadżer, wypowiedział się, że po zakończeniu artystycznej wizji rusza dalej. „Za każdym razem gdy skończymy projekt, wszystko się zeruje. Nie mam pojęcia, co wydarzy się później”.

Aby usłyszeć album przeszłam przez ciemne pokoje z regałami i boskimi kompozycjami czerwonych, różowych i fioletowych kwiatów, zmierzając ku schodom, prowadzącymi do jej domowej sali kinowej. Wszystko było idealne. Kable telefoniczne wyglądały tak, jakby zwinął je marynarz. Srebrny czajniczek błyszczał tak jasno, że widziałam w nim moje odbicie. Mała kwadratowa sala kinowa, znajdująca się na tym samym piętrze co siłownia, była jak pudełko z klejnotami firmy Tiffany & Co, ale raczej granatowe niż cyjanowe. Każdą powierzchnię pokrywał aksamit. Ślady stóp pokrywały dywan jak pociągnięcia pędzlem po płótnie. Wyobraziłam sobie Madonną kręcącą się tutaj, rozciągającą się, tańczącą. W koncie odpoczywał komplet ciężarków.

Sztuka była jeszcze bardziej uderzająca. Madonna swoje pierwsze duże wypłaty przeznaczyła na obrazy. Zahipnotyzowana chłodnym spojrzeniem artystki, od lat 80-tych zbierała obrazy Fridy Kahlo, jak również geometryczne akty Tamary de Lempickiej w stylu art deco, lub prace Francisa Bacona i Salvadora Dali. W pobliżu sali projekcyjnej, nad toaletą, w wyjątkowo zabawnej lokalizacji, wisiał rękopis Johnna Lennona – „Imagine”. Wzdłuż sal widniały duże portrety – nie tylko Boba Marleya, również Alfreda Hitchcocka, udającego, że dusi się własnym krawatem.
Madonna jest niska, dlatego obrazy zawieszono tak, aby mogła być z nimi w twarzą w twarz. „Konfrontacyjnie – są zawieszone w konfrontacyjny sposób”, powiedziała mi. Podczas rozmowy wskazała na portret fotograficzny wschodnioafrykańskich wojowników, wykonany przez jej przyjaciela podczas podróży do Wielkich Rowów Afrykańskich w Kenii. „Dziewczyny po prawej to dziewczyny w koralikach. To trochę jak rytuał godowy, podczas którego śpiewają, trzymają kije przed mężczyznami i wysoko skaczą. Podczas skoków, muszą opowiadać historie. Jest tu też smutna rzecz. Kiedy chłopiec osiągnie pewien wiek, musi zostawić swoją dziewczynkę z koralikami i wybiera się mu żonę”. Pozwoliła mi to zaabsorbować, a potem uśmiechnęła się złośliwie – „wyobrażam sobie, że jest tam kilka osób, które prawdopodobnie nie przestrzegają zasad”.
To nie było trudne, aby zrobić skrót myślowy od Madonny, podziwiającej swoją niemalże muzealną kolekcję, do sposobu, w jaki wielu jej fanów, w tym ja, podziwiało ją. W latach 70., gdy Madonna przeprowadziła się na Manhattan, moja matka, malarka wzornictwa i dekoracji, każdego miesiąca zabierała mnie do zalanego graffiti metra. Udawałyśmy się do A.I.R., pierwszej w Ameryce galerii sztuki kobiecej, które pomogła założyć w SoHo w 1972 roku. Na miejscu ona i jej rówieśnicy wprowadzali mnie do swojej wizji kobiecości – dekonstrukcji jej wypaczającego efektu. Niektórzy artyści byli polityczni, tak jak Nancy Spero, która tworzyła obrazy bomb fallicznych oraz zwoje archetypicznych bohaterek kobiecych, jak również Ana Mendieta. Artystka performatywna, której mąż – rzeźbiarz Carl Andre – został oskarżony o wypchnięcie jej z mieszkania na Greenwich Village (został uniewinniony). Dzisiaj, w duchu akcji #MeToo, młode kobiety uczyniły ją swoją ikoną kultu.

Po raz pierwszy usłyszałam Madonnę, kiedy miałam 11 lat. Była przeciwieństwem tego, czego do tej pory nauczyłam się o byciu kobietą. Zmysłowa i żartobliwa, a sama uwielbiałam sposób, w jaki wiązała kokardy z rajstop we włosach. Była Cyndi Lauper z seksem, Duran Duran z nowojorską brawurą. I nagle wszyscy wyglądali jak ona – wszyscy chcieli nią być. Ja i moje przyjaciółki, dziewice, śpiewałyśmy „Like a Virgin” bez zrozumienia kluczowego słowa. Podczas jednego z jej koncertów w Madison Square Garden w 1985 roku owinęła się białym welonem i położyła na scenie szepcząc „tak dobrze mi w środku”, trzymając w dłoni ręczny mikrofon, zanim setki balonów spadły z sufitu. To było jak obecność podczas wielkiego wybuchu żeńskich gwiazd muzyki pop. Dziewczyny nie czuły tego samego do Janis Joplin. Być może chciały być nią, nawet jej pożądały, ale nie krzyczały na jej widok tak, jakby była Elvisem.

Madonna początkowo być może nie chciała mieć małych dziewczynek jako fanki, ale wydawało się, że przypadła go gustu tej grupie, podobnie jak wykonawcy na Billboard Awards. Nawet mimo tego, że spotkała się z dużą krytyką za zniekształcenie dusz małych dziewczynek lub zachęcanie do nastoletnich ciąż utworem „Papa Don’t Preach”. Gdy powiedziałam Madonnie, że byłam na tym koncercie, chciała wiedzieć ile miałam wtedy lat. „Wow, byłaś bardzo młoda” – odpowiedziała. Nastąpiła pauza. Spytałam więc jak czuje się słysząc podobne do moich wspomnienia – czy jest dumna, czy niewzruszona, bo słyszała to samo już milion razy. „To zależy od kontekstu” – odpowiedziała. „Cieszę się, że byłam częścią twojego przebudzania się jako kobieta. To świetne”. Gdy wraca teraz do tego koncertu, nie uważa, że był on przełomowy. „To znaczy, mój pępek był na wierzchu. Patrząc na to teraz, zupełnie nie uważam tego za skandaliczny koncert”.

To była jej pierwsza reakcja – umniejszenie swojego wpływu. Później jednak zawróciła. „Kobieta nieustraszenie wyraża samą siebie i mówi <> Wiem o tym” – powiedziała. „Wszystko to wydawało się naturalnym i właściwym stanem rzeczy. Co dziwne, wiele feministek skrytykowało mnie za to i nie otrzymałam jakiegokolwiek wsparcia od tej grupy. Myślały: Nie możesz używać swojej seksualności aby umacniać siebie jako kobietę, co moim zdaniem jest bzdurą. To jest część tego, kim jestem jako kobieta i istota ludzka – moja sensualność. To nie było coś, co nie było moją jedyną bronią i coś, o czym nie mówiłam cały czas”.

Jako ktoś, kto zapoczątkował feminizm trzeciej fali i od lat wypowiadał się przeciwko patriarchatowi, Madonna nie zawsze podążała za ugrupowaniami feministycznymi czy też solidaryzowała się z kobietami tylko dlatego, że nimi są. Byłam ciekawa, co sądzi na temat hollywoodzkiego ruchu Time’s Up. Czy spodziewała się, że ruch przeciwko wykorzystywaniu seksualnemu mógłby za jej życia przejść do mainstreamu? „Nie, to było całkiem zaskakujące” – odpowiedziała. Mirmax, firma, którą posiadał Harvey Weinstein oraz jego brat była odpowiedzialna za dystrybucję filmu „W łóżku z Madonną” (1991). Dokument nurtu cinéma vérité był wówczas postrzegany jako pruderyjny, obskurny podglądacz, jednak zapowiadał powstanie reality TV. W filmie Madonna nazwała swojego chłopaka, Warrena Beatty’ego „cipkarzem”, a później zademonstrowała seks oralny na butelce wody Evian.

„Harvey przekroczył granice, a gdy pracował ze mną, zachowywał się niezwykle flirciarsko. Był wtedy żonaty i całkowicie mnie nie interesował” – wytłumaczyła. „Byłam świadoma, że zrobił to samo z wieloma innymi kobietami, które znałam z branży. A my wszyscy mawialiśmy, że Harvey robi to, bo pozwala mu na to jego władza i sukcesy, a jego filmy radzą sobie świetnie, przez co każdy chce z nim pracować i musisz się z tym pogodzić. Kiedy to się wydarzyło, pomyślałam tylko – Nareszcie! Nie cieszyło mnie to, bo nigdy nie będę kibicować czyjemuś upadkowi. I tak nie uważam, że to dobra karma. Ale dobrze, że ktoś, kto nadużywał swojej władzy przez tak wiele lat, został wreszcie pociągnięty do odpowiedzialności.

Powiedziała też, że nigdy nie zapraszała Donalda Trumpa na randkę. John Miller, „publicysta” Trumpa, [Trump używał tego pseudonimu, by podawać prasie informacje – przyp. red.], powiedział w 1991 roku magazynowi People: „Mogę wam powiedzieć, że zadzwoniła i chciała z nim wyjść”. Madonna pamięta, że rozmawiała z nim przez telefon na Florydzie. „Razem ze Stevenem Meiselem przeprowadzałam kampanię dla Versace w jego domu w Palm Beach” – powiedziała. Wciąż dzwonił, żeby z nią porozmawiać. „Hej, czy wszystko w porządku? Czujesz się komfortowo? Łóżka są wygodne? Wszystko gra? Jesteś szczęśliwa?”

Powiedziała, że Trump ma słaby charakter, co nie jest niespodzianką dla mężczyzny typu alfa. „Nadmiernie rekompensują sobie to, że są niepewni siebie. Mężczyzna, który jest pewien siebie, człowiek, który jest pewien siebie nie ma potrzeby poniżania ludzi przez cały czas.” „A co z kobietami alfa?” – spytałam. „To samo. Dobrze jest być silnym, ale zawsze rozchodzi o to skąd ta siła się bierze. Jakie są twoje intencje? W jakim kontekście wykorzystujesz swoją siłę? Czy nadużywasz swojej mocy? Kobiety także to robią. A jeśli wiąże się to z brakiem inteligencji emocjonalnej lub intelektualnej, brakiem doświadczenia życiowego, współczucia, wychodzi z tego naprawdę zła mikstura” – odpowiedziała.

Wspaniała, nieoczekiwana część kariery Madonny, wyłoniła się podczas jej płynnej transformacji z egoistycznego dziewczęcia w bezinteresowną matkę. Z seksownego punka, buchającego ledwie skrywaną wściekłością, do ziemskiej bogini. W połowie lat 90. była gwiazdą i wydawało się, że zakochuje się i uprawia seks w taki sposób, w jaki większość z nas sięga po kawę (wyjaśniła kiedyś: „moja cipka jest świątynią nauki” i miała kochanków, wliczając Tupaca Shakura oraz Dennisa Rodmana). Pod koniec lat 90. była nie tylko oddaną matką, ale też rozentuzjazmowaną. Narodziny jej córki Lourdes stały się oknem do jej transcendencji. „Czuję, że kiedy narodziła się moja córka, sama odrodziłam się na nowo” – opowiedziała Oprah w 1998 roku. Rozpuściła włosy, zrezygnowała z makijażu, poszła na terapię, uprawiała jogę typu ashtanga, dołączyła do Centrum Kabały. „Ray of Light”, elektroniczna płyta, którą wówczas wydała, sprzedała się w ilości 16 milionów kopii.

Nie każdy pokochał jej późniejsze fazy, takie jak album „MDNA” o ciężkim, tanecznym brzmieniu, wydany w 2012 roku. Prawdopodobnie najlepiej sprawdzał się na Ibizie podczas imprezy w pianie, ale jako matka w średnim wieku, która od czasu do czasu lubiła otrząsnąć się w klubie po całym tygodniu, pozostałam przy jej boku. A w te piosenki także wlała potężne emocje, niezależnie od tego czy była zakochana, czy gniewna. Związki okazały się dla niej trudne. „W moich obydwu małżeństwach odnalazłam się jako żona. Myślę, że byłam taka jak wszyscy: próbujesz zadowolić drugą osobę i odkrywasz, że to nie to, kim naprawdę jesteś” – powiedziała mi. „Sądzę, że szczególnie dla kobiety to walka o bycie w małżeństwie lub związku. Często myślimy, że powinniśmy umniejszać nasze osiągnięcia lub umniejszyć się same, aby inni ludzie nie czuli się zastraszeni lub gorsi.”

Z biegiem czasu miała coraz młodszych kochanków, czasem o 30 lat młodszych. Doświadczała radości oraz dzikiego odosobnienia ze swoimi dzieci. Ma dwoje biologicznych, a także adoptowała wśród medialnego szaleństwa czworo z Malawi – jednego z najbiedniejszych krajów Afryki. Przepisy obowiązujące w tym państwie wymagały od zagranicznych rodziców mieszkania tam przez rok, czego Madonna nie zrobiła (tamtejszy Sąd Najwyższy zadecydował później na jej korzyść). Dwoje jej najmłodszych dzieci to 6-letnie dziewczynki, które adoptowała w 2017 roku. Była świadoma podwójnego skutku posiadania dzieci, a także sposobu, w jaki odzwierciedlają one twoje mocne strony i braki. „Jeśli ktoś powiedziałby – „Ok, musisz zrezygnować z jednej rzeczy”, rzekłabym – „Dobrze, przestanę pracować” – wspomniała. „Ale one lubią to, że pracuję. Uwielbiają przychodzić z wizytą i oglądać mnie podczas pracy. Moje starsze dzieci, mój syn, który jest malarzem. Również moja córka – tancerka i choreografka. Widzę jak bardzo moja twórczość wpłynęła na nich wszystkich, mimo że oni prawdopodobnie by tak nie powiedzieli. Lubię to. Jestem z tego dumna.”
To była przyjemna rozmowa. Moment połączenia. Obie jesteśmy starszymi matkami, poświęcającymi się każdemu z naszych małych dzieci. Jednocześnie jesteśmy w stanie robić to wszystko, pomimo ciągłego bałaganu i zbyt małej ilości czasu (z wykorzystaniem wynajętej pomocy). Powiedziała: „Nie mogłabym przetrwać, nie będąc kreatywną jako artystka. Z tyłu głowy jednak, zawsze myślę „Ok, co robi teraz mój syn? Co robi teraz moja córka? Nie rozmawiałam jeszcze z Davidem. Muszę być przy nich. Kiedy jest jej występ? Muszę się upewnić, że niczego na wtedy nie zaplanowałam. Moja głowa jest w wirze.” Wszystkie profesjonalne kobiety wybierają podobnie – wcześniej zasiały owies, zbudowały karierę, rodzą dzieci w podobnym wieku lub nawet później, niż przewidziała natura. Jednak bycie matką sześciorga w wieku 60 lat i – no wiecie – bycie Madonną, jest czymś ekstremalnym. Lubiła spędzać czas z innymi mamami, które miały małe dzieci, zupełnie jak jej przyjaciółka od 30 lat – Rosie O’Donnell, która sama ma 6-letnie dziecko. „Ona jest dużo, dużo, dużo bardziej surowa niż ja” – powiedziała O’Donnell. „[Moje dzieci] mogą być koszmarami, ale jej są kochane, wspaniałe i piękne.”

Madonna była zdeterminowana, aby zostać najlepszą matką, jaką tylko mogła. Ale przez to, że jest Madonną, czasami przesadzała. Odpowiedzialność brała na poważnie. To było niemalże odwrócenie historycznego zapisu, wywiązanie się z obietnicy złożonej własnej matce, zanim ta odeszła. Matka Madonny, po której otrzymała imię, zmarła na raka piersi, kiedy piosenkarka miała 5 lat, obdarzając ją za to instynktem oraz niezgłębioną ambicją. W swoich piosenkach często powraca do tej straty. Zauważyłam, że na okładce „Madame X” Madonna przypomina Fridę Kahlo, z łukowatymi brwiami oraz wąskim uśmiechem. Sam tytuł został umieszczony na jej ustach czarnym pismem. Wyglądał on jak szwy i przypomniało mi niezatarty autobiograficzny obraz z teledysku z 1989 roku. Mała dziewczynka udała się na pogrzeb, a podchodząc do ciała własnej matki zdała sobie sprawę, że w kostnicy zaszyto jej usta – jakże upiorne końcowe uciszenie.

Okładka „Madame X” nawiązująca do historii matki piosenkarki
W filmie „W łóżku z Madonną” piosenkarka leżała na grobie własnej matki i mdlała przed kamerą. Później zaatakowano ją za ukazywanie śmierci. Dzisiaj natomiast mówiła o posiadaniu szczególnego obrazu Kahlo – „Moje narodziny”, który wisiał na górze w jej domu. Kahlo urodziła się z matki, od której czuła się odłączona. [Na obrazie] można było zobaczyć głowę Fridy, wychodzącą z kanału rodnego, podczas gdy jej matka zarzuciła na twarzy biały materiał, aby nie być świadkiem narodzin własnej córki. Kahlo stworzyła obraz po tym, gdy jej matka zmarła – również na raka piersi. „Uwielbiam go” – powiedziała mi Madonna. „Uwielbiam jak bardzo jest szczery.” Lubi pokazywać go gościom, a kilku z nich pomógł jej przepędzić.
Prawda była taka, że rozmowa z Madonną, w tym mrocznym pokoju, o czymkolwiek innym niż jej rodzina stawała się coraz trudniejsza. Ostatnimi czasy zbliżyła się do królestwa półbogów, takich jak Bono, którzy pragnęli szerzyć dobro. W połączeniu z nieustannym oddaniem kabale, została moralizatorką. Upadła katoliczka, której teledysk został potępiony przez Watykan, stała się religijna. Doceniam jej działalność charytatywną w Afryce i zainteresowało mnie jej głębokie zaniepokojenie rozprzestrzenianiem się mizoginii, fundamentalizmu oraz homofobii, ale straciła mnie, gdy w kółko mówiła o paradoksach.

Cytowała jedną z nauk Centrum Kabały – „Gdzie jest najwięcej światła, jest tam też najwięcej ciemności”. Wyjaśniła mi, że dzięki swoim podróżom humanitarnym zrozumiała, jak bardzo złożony jest świat. „Zabawne jest to, że im więcej wiesz, tym większą staje się pasja do życia, a im więcej czujesz radości, tym bardziej czujesz się natchniony, ale także tym bardziej stajesz się zniesmaczony ludzkością”, powiedziała, nazywając to częścią „paradoksu życia”.

Pod skorupą sławy bardzo często skrywana jest niepewność. Starałam się nakierować temat rozmowy na wielki wpływ, jaki wywołała. Ta jednak była jak kaktus z kolcami chroniącymi ją przed kimkolwiek, kto podszedł zbyt blisko – szczególnie przed dziennikarzami. Przez lata stawiała granice między sobą a mediami. Musiała to robić już w okresie przed powstaniem Internetu, kiedy ludzie nie mieli możliwości obserwowania jej online, dlatego czekali przed jej domem. O’Donnell wypowiedziała się w latach 90., że „to było jak życie w klatce ze złota. Ochroniarze byli wszędzie, gdziekolwiek poszłyśmy, a ludzie i tak nie mieliby skrupułów by powiedzieć jej w twarz, co sądzą o jej czarnych włosach. Odpowiadała wtedy ‚ <>. Nikt nie może sobie wyobrazić jak to jest, gdy tyle energii wpada na ciebie, kiedy pojawiasz się publicznie.” Dodała też: „Ona utrzymuje się na ziemi dzięki swojej dobroczynności oraz dzieciom. A to jedyny sposób, żeby zachować rozsądek w świecie sławy.”

Jak powiedział Guy Oseary, były czasy, kiedy Madonna nie chciała mieć w domu gazet i czasopism, które pisały o niej. Niekiedy dowiadywała się o wywołanym skandalu dopiero wtedy, gdy na swoim podjeździe spotkała 30 paparazzich zamiast zwyczajowych, trzech. Oseary udał się na obiad z Madonną, kiedy był jeszcze młodym łowcą talentów w jej wytwórni na początku lat 90. Rozmawiał z nią o Hole oraz Rage Against the Machine. „Ktoś wspominał mi o niej. Pamiętam, że rozmawiając z nią powiedziałem: <<Hej, słyszałem, że…>>, a ona wtrąciła: <<Wow, zanim zadasz mi pytanie, pomyśl o tym, kto kazał ci to zrobić. Jeśli ta osoba jest godna zaufania, zadaje je. Pomyślałeś już o niej?>>. Odpowiedziałem, że tak, na co ona: <<Chcesz zadać mi pytanie?>>. Odpowiedziałem: <<Absolutnie nie>>.

Teraz, w erze mediów społecznościowych, grecki chór, który wcześniej odpychała, przenikał. Powtarza on, że jest za stara, pozbawiona pomysłów, skończona. „To nie tak, że to mnie przejmuje. Jednak ostatecznie wszystko biegnie ci przed oczami. A kiedy biegnie ci przed oczami, to jest już wewnątrz twojej głowy”, powiedziała. „Wszystko pojawia się najpierw jako pożywka, a później wepchną cię w to czy tego chcesz, czy nie. To prawdziwe wyzwanie, aby wznieść się ponad, aby nie pozwolić temu wpłynąć na siebie, nie sfrustrować się, nie porównywać, nie poczuć się osądzaną, nie dać się zranić. Wiesz, to jest pewien test, prawda? Wolę życie sprzed czasu telefonów” – dodała.

Szybkość bycia krytykowaną, będąca tak namacalna, że czuło się ją w dłoni, zrobiła z niej niemalże paranoiczkę. Zrozumiałam, że nie mogłam zapytać o nic osobistego, na przykład menopauzę, jednak musiałam poruszyć temat starzenia się. Skoro byłam z nią już tak długo, o czym miałybyśmy porozmawiać teraz? Prawda jest taka, że stwierdzenia typu „zmierzam prosto ku księżycowi”, mimo że są inspirujące, nie wystarczały. Podziwiałam ją za umiejętność otrząsania się z uprzedzeń na temat tego, jaka powinna być starsza kobieta, z bycia kreatywną, prowokującą oraz seksualną po sześćdziesiątce – „To niemal jak przestępstwo” – scharakteryzowała to. Można powiedzieć, że wywalczyła to dla młodszego pokolenia. Gdy 60-letnia Miley Cyrus zatwerkuje na scenie, nikt nawet nie mrugnie. Madonna od zawsze była pionierką. Powiedziała mi, że współczuje kobietom w średnim wieku, zdezorientowanym przez media społecznościowe. Nie wiedzą one w jaki sposób wykreować atrakcyjny obraz bez polegania na młodzieńczym pięknie, co jest drogą na skróty. „Z tym nie wygrasz” – powiedziała. „Zdjęcie tyłka da ci nie tylko więcej obserwatorów, ale też mnóstwo krytyki. Jesteś w tym śmiesznym punkcie.”
Ale ja nie chciałam wrzucać zdjęcia tyłka, a od niej, jako artystki, oczekiwałam więcej niż od Cyrus. Polityczność „Madame X” jest inspirująca i doceniam sposób, w jaki wykorzystała tę płytę, aby błagać Boga o łaskę. Czułam jednak, że nie usłyszałam wystarczająco dużo o jej prawdziwym życiu. Kiedy zagłębiłam się w filmy promocyjne jej linii pielęgnacji skóry, MDNA Skin, nazwanej tak samo jak album, poczułam się oddalona od niej bardziej niż kiedykolwiek. W jednej z reklam założyła stary ślubny welon i oznajmiła, że powinniśmy „poślubić” naszą skórę. W kolejnej – zmysłowo jeździła Beauty Rollerem, czarnym urządzeniem, przypominającym zabawkę erotyczną, po swoim ciele. To była jej stara sztuczka publicznej masturbacji, ale tym razem fantazjowała o odmładzaniu komórkowym. Innym razem zasiadła w panelu poświęconym przemysłowi kosmetycznemu razem z Kim Kardashian-West. Dyskutowano na nim o nowej mgiełce Madonny, stworzonej z róż damasceńskich. Zwrócono także uwagę na dobre oświetlenie. Kardashian-West powiedziała wtedy pompatycznie, ale również całkowicie poważnie – „Nigdy nie powinnam wychodzić na światło dzienne.”

Kiedy rozmawiałyśmy o starzeniu się, byłam zaskoczona, gdy odwróciła kota ogonem. „Myślisz za dużo o starzeniu się” – powiedziała później. „Za bardzo przejmujesz się swoim wiekiem. Po prostu powinnaś przestać o tym myśleć.” Kontynuowała: „Przestań rozmyślać, zacznij żyć własnym życiem i nie ulegaj wpływom społeczeństwa, które wpycha cię w schemat postrzegania swojego wieku i tego, co powinnaś robić.” Odpowiedziałam jej, że to trudne do zrobienia, po czym przyznała mi rację. „Jesteśmy marginalizowaną grupą społeczną – kobietami. Ale tylko dlatego, że to trudne, nie przestaniesz z tym walczyć. Przeciwstawiasz się, odmawiasz szufladkowania, umieszczenia w pudełku, etykietowania, mówienia, że możesz lub nie możesz robić pewnych rzeczy.” Zrobiło mi się głupio, bo pomyślałam, że chciałaby rozmawiać ze mną o moich własnych zmartwieniach związanych ze starzeniem się, jak starsza siostra. Ona jest ikoną, nie ramieniem, którym można się wesprzeć.

Fani kochają starzejących się muzyków. I to nie tylko dlatego, że są machinami podróżującymi w czasie. Uwielbiają ich za wszelkie defekty. Za to, że tak długo jak tylko będą kreatywni, trzymają lustro nad naszym własnym starzeniem się i oferują wskazówki. Jeśli są twoimi bohaterami, a ty przebyłeś z nimi długą drogę, wiesz, że macie te same niedoskonałości. Kiedy Madonna dosłownie kontrolowała otaczające ją światło lub gdy władowała swoją ogromną inteligencję w kosmetyki, była to część jej sposobu utrzymywania kontroli – unoszenia się. Nawet jeśli miałam te same wady i chciałam zawsze móc przejmować kontrolę – nie byłam Madonną. Nie mogę kontrolować świateł, prawdopodobnie nie przyciągnęłabym młodych kochanków i nie chcę rządzić światem. Jestem starą mamą na placu zabaw, noszącą koszulkę firmy Go-Gurt.
Przez większość wiosny Madonna przebywała w niebie. Przemieszczała się pomiędzy Londynem, Portugalią, Los Angeles, Izraelem i Nowym Yorkiem. Mieszkała w swoim apartamencie na Upper West Side, pomimo tego, że przegrała rozprawę ze spółdzielnią, która miałaby pozwolić jej dorosłym dzieciom na przebywanie tam pod jej nieobecność. Na początku maja nie wzięła udziału w gali Met, jak to ma w zwyczaju. Kiedy aparaty uchwyciły ją na lotnisku Kennedy’ego, zmierzającą do Tel Awiwu, miała na swojej głowie coś, co przypominało szalik. Owinęła nim kompletnie swoją głowę, a potem nałożyła okulary przeciwsłoneczne, bawiąc się chwilą.

Dwie noce wcześniej pojawiła się w Midtown Hilton, gdzie miała otrzymać nagrodę od Glaad – organizacji non-profit, popierającej akceptację środowiska LGBT w mediach. Na ekranie wyświetlono hashtag zadedykowany tym, którzy starzeją się z wirusem HIV – #AgePositively. Jeden z mężczyzn ubranych w smoking miał przypięty do klapy napis „Shoot Loads Not Guns” [Strzelaj ze spustu, nie z pistoletu – przyp. tłum]. Wszyscy rozmawiali i próbowali przekrzyczeć grające z głośników „Get Together” – klubowy hit Madonny, opowiadający o miłości na parkiecie. Anderson Cooper, jeden z trzech osób wręczających jej nagrodę, powiedział: „Jako gej i nastolatek żyjący w Nowym Yorku na początku lat 80., często nie widziałem dla siebie przyszłości. Byłem przerażony, zdezorientowany i często samotny.” Dodał później: „Dzięki niej dowiedziałem się, że istnieje społeczność, do której pasuję. Było tam życie czekające na mnie i każdego z nas – życie wypełnione promieniami słońca i pełne miłości. I wiecie co? Miała rację.”

Przybyła Madonna. Przedzierała się przez tłum w czerwonych okularach przeciwsłonecznych. Weszła na scenę jak bogini, na co czekali wszyscy zgromadzeni. Ocalała. Odetchnęła z ulgą w komiczny sposób, opowiadając, że napisała swoją przemowę po północy przy puszcze Red Bulla. Rzuciła również żart o Andym Cohenie, który także miał otrzymać nagrodę. „Andy, jesteś legendą. Ale nie mogę powiedzieć dlaczego.”

Kiedy stawała się „kremowo-gładką boginią popu”, przyznała, że wiele przyjaciół straciła właśnie z powodu AIDS, wliczając w to jej nauczyciela baletu z Michigan oraz artystę Keitha Haringa. Opisała chorobę, niszczącą rdzennych mieszkańców dolnego Manhattanu. „Widziałam ludzi, którzy traktowali inaczej osoby z wirusem HIV lub chore na AIDS. Nie chcieli uścisnąć im dłoni, jeść chipsów z tej samej miski czy też dotykać tej samej klamki. To mnie zasmuciło. Czułam się przez to niedobrze. Chciałam skopać im wszystkim dupę.”

Później opowiedziała o Malawi, gdzie ponad 70 000 dzieci żyje z wirusem HIV. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam tego, że łączy podobne tematy. To, że nie była w stanie uratować swoich przyjaciół na początku kariery oraz pracę, którą wykonała w Malawi. Również adoptowanie czworga dzieci. Ale teraz skojarzenie stawało się jasne. Zacytowała kilka wersów ze swojej nowej piosenki: „Life is a circle. Death and loss brought me new life. Brought me to life. Broght me to love.” [Życie krąży. Śmierć i strata dały mi nowe życie. Przywróciły mnie do życia. Przywróciły mi miłość].

To było odrobinę dramatyczne, ale gdy mówiła, zrozumiałam co wyróżnia Madonnę. Jej kariera nie była tylko ambicjami czy osiągnięciami. To był jeden, długi proces tworzenia znaczeń, rozumienia samej siebie poprzez sztukę. Jej część nie była już przeznaczona do konsumpcji publicznej. Prawdopodobnie nie powie już nam tyle o sobie, co kiedyś. Ale zawsze tworzyła narrację. Niezależnie od tego, czy chodziło o wsparcie młodych kobiet, biblijne zbawienie, odrodzenie się na przepoconym parkiecie czy macierzyństwo.

Większość z nas zrozumiało, że z biegiem czasu nie możemy połączyć puzzli z naszego własnego życia i jeszcze się z tym pogodzić. Madonna sięgała do swojej przeszłości, aby dowiedzieć się coraz więcej o sobie. Nie istniała jedna prawda, ale pogłębianie zrozumienia własnej siebie. W pewnym momencie, zapytała retorycznie: „Czym jest prawda? Prawda w wieku 18 lat nie będzie tą, gdy skończysz 28 lub 38. Życie nie jest czarno-białe. Jest szare. W jednej chwili wierzysz mocno w coś, w co za 5 lat przestaniesz.”

W swoim domu podziwiała hipnotyzujące spojrzenie Fridy Hahlo. Gdy ja oglądałam koncerty Madonny – podziwiałam Madonnę. Każda z nas robiła to, co robi człowiek tworzący swoją historię, obserwując kogoś innego. Dla innych kobiet wzorem mogłyby być Cindy Sherman lub Ana Mendieta. To, że nadal tworzyła sztukę, że nie potrafiła być nikim innym niż popową artystką, że zobowiązała się tworzyć znaczenie zamiast popaść w nihilizm było wystarczające. Ostatnio czytała dzieła Mary Oliver i kazała mi znaleźć wiersz z następującymi słowami: „When it’s over, I want to say: all my life / I was a bride married to amazement. / I was the bridegroom, takin the world into my arms.” [Na sam koniec chciałabym powiedzieć: przez całe moje życie / byłam panną młodą poślubioną zdumieniu. / Byłam nowożeńcem, biorącym cały świat w swoje ramiona – przyp. tłum.]

Po swojej przemowie, Madonna ruszyła po niedużym czerwonym dywanie, położonym tylko dla niej w jej prywatnym pokoju. Jej oddany fotograf dokumentował wszystko, a osoby odpowiedzialne za włosy i makijaż pochylały się nad nią niczym konserwatorzy dzieł sztuki, dotykający bezcennego obrazu. Miała nawet własnych specjalistów od oświetlenia. Monitorowali oni urządzenia, by skąpać ją w czystym białym świetle. Szurając nieco swoimi spiczastymi, czerwonymi obcasami, przecisnęła się między Mykkim Blanco, raperem z wirusem HIV, oraz O’Donnell, deklarując, że „chce stanąć w środku!”

Kobiety z „Entertainment Tonight” i innych programów telewizyjnych krążyły, czekając na swoją kolej. „Jestem na backstage’u na Glaad Media Awards”, powiedziała jedna, „z nikim innym, a z samą cesarzową muzyki pop, Madonną. Jak się dzisiaj czujesz?”

Liczyłam, że powie coś prowokującego i seksownego, jak to miała w zwyczaju, ale powiedziała tylko prawdę: „Jestem zmęczona.”

„Poświęciłaś całą swoją karierę, używając swojej pozycji nie tylko po to, aby dodać otuchy, ale też wesprzeć osoby zmarginalizowane. Dzisiaj jesteś nagradzana. To było niesamowite zobaczyć cię w tamtym momencie. Jak się czujesz?”

Madonna rozmyślała nad nad dobitnym słownictwem, ale nie była opryskliwa. „Wiesz, kiedy dobrze ci się płacze?” – spytała – „Gdy czujesz się dobrze, ale jesteś wyczerpana w tym samym czasie.”

„Jesteśmy podekscytowani twoim nowym albumem. Co było twoją inspiracją?”

Zanim podniosła oczy w kierunku kamery, patrzyła przez moment w podłogę. „Aby pozostać sobą, bądź prawdziwa” – odpowiedziała.