Wyznania ikony

Attitude

listopad 2005
Matthew Todd
Tłumaczenie: RottenVirgin

„Nie jestem w nastroju na śpiewanie ballad” – mówi Madonna o swojej najnowszej płycie – „Chcę tańczyć!”. Na utrzymanej w żywiołowym tempie i kipiącej energią płycie „Confessions on a Dance Floor”, Madonna – która karierę zaczynała w Nowym Jorku początku lat 80. głównie na scenach gejowskich klubów – wraca do korzeni. Wywiadu dla „Attitude” udziela w maleńkim domowym studiu nagrań w Londynie. Zaczyna od tego, jak nawiązała współpracę z brytyjskim producentem, Stuartem Pricem i jakich problemów nastręczyło jej przekonanie członków zespołu Abba, aby ci pozwolili jej wykorzystać sample z ich hitu z 1979 roku, „Gimme Gimme Gimme (A Man After Midnight)” w jej najnowszej piosence.

Madonna: „Mój wysłannik udał się do Sztokholmu, wraz z listem i nagraniem. Prosiłam, błagałam, mówiłam, że wielbię ich muzykę, że moja nowa piosenka ma być dla nich hołdem – co zresztą jest prawdą. Benny i Björn mieli się nad tym zastanowić – nie od razu się zgodzili. Nigdy nie wyrazili zgody na samplowanie ich muzyki. Mogli i na to się nie zgodzić. Dzięki Bogu, tak się nie stało”.

Niejeden zdziwiłby się, widząc Cię ukrytą na poddaszu małego mieszkania w północno-zachodnim Londynie…

Uwielbiam to miejsce, jest magiczne. Będzie mi bardzo smutno, gdy Stuart wyjedzie. Powiedziałam mu, że musi zatrzymać to mieszkanie. Działo się tu tyle wiele wspaniałych rzeczy. To dla mnie historyczne miejsce. Nagrywaliśmy w tysiącach studiów nagraniowych, w Nowym Jorku, Londynie, Los Angeles, wszędzie. Nigdzie nie udało nam się osiągnąć takiego brzmienia wokalu, jak tutaj.

Jak zaczęła się Wasza współpraca?

Na początku Stuart był dyrektorem muzycznym mojej trasy Drowned World Tour (2001). Grał na klawiszach, ale awansował po tym, jak zwolniłam pierwszego dyrektora muzycznego.  Bardzo lubię Stuarta. Uwielbiam jego wrażliwość i poczucie humoru. Ma nieskazitelny gust muzyczny. Jeśli chodzi o muzykę, jest niezwykle wszechstronny i bardzo mi się to w nim podoba. Jest w stanie robić wiele różnych rzeczy. Nigdy nie miałam w planach stworzenia z nim całej płyty. Miałam z nim nagrać jedynie kilka utworów.

Piosenka „Hung Up” rozpoczyna się fragmentem tekstu z „Love Song” (piosenki nagranej z Princem na album „Like a Prayer” z 1989). Na płycie nie brakuje odniesień do Twoich starszych płyt. Nowy album wydaje się być retrospektywny w stosunku do całej Twojej dotychczasowej kariery. Czy taki był Twój cel?

Nie. Po prostu wiem, że mogę popełniać autoplagiat, kiedy tylko mam na to ochotę (śmiech). Łączę przeszłość z teraźniejszością i mam nadzieję, również z przyszłością.

Porozmawiajmy o Live8. Twój występ był świetny, nie sądzisz?

Owszem. Dobrze się bawiłam. Choć nie chciałam tam wystąpić. Koncert Live8 odbywał się akurat wtedy, gdy miałam wyjechać na moje jedyne wakacje z dziećmi. Kiedy Bob Geldof zaczął wysyłać do mnie listy, pomyślałam: „O nie, dopiero co skończyłam nagrywać płytę i film”. No i obiecałam dzieciom, że pojedziemy na wieś. Właśnie skończył się rok szkolny i były na mnie naprawdę złe. A Bob na to (Madonna mówi piskliwym głosem): „Afryka jest ważniejsza od Twoich dzieci!”.

No, taki już bywa.

Facet jest naprawdę natarczywy. W końcu poprosiłam go, by pozwolił mi się zastanowić. Po czym czytam w gazetach, że jednak wystąpię, choć jeszcze nie dałam mu żadnej odpowiedzi. Nie żałuję, że wystąpiłam – ostatecznie, świetnie to wyszło. Po prostu nie lubię występów na pół gwizdka, a nie miałam czasu na jakiekolwiek próby. Pozostali wykonawcy biorący udział w koncercie właśnie odbywali swoje trasy koncertowe, przyjechali ze swoimi zespołami  i Live8 był dla nich po prostu przystankiem na trasie, gdzie zagrali jedną piosenkę. Ja musiałam się zastanowić, co właściwie zagram. Ale wyszło dobrze. Nawet paparazzi klaskali. To był mój ulubiony moment. Stali na samym przodzie – wszyscy klaskali oprócz nich. Robili zdjęcia i w pewnym momencie spojrzałam na nich i zawołałam: „Wy też!”. Znam jednego z nich, Richarda Younga i zawołałam do niego: „Dalej, Richard!”. Wypuścił z rąk swój aparat i przyłączył się. Po chwili reszta zrobiła to samo.

W wypadku konnym złamałaś obojczyk, ale widzę, że nie nosisz temblaka. Jak Twoje samopoczucie?

Temblak ściągnęłam dwa dni temu. Moje prawe ramię łopocze niczym kurczęce skrzydło. Jest w tej chwili bezwładne. Nie miałam nawet dosiadać tego konia. Nie był mój. Dostałam go w prezencie urodzinowym i ktoś zaproponował, bym się na nim przejechała. Zatem dosiadłam go, i dosłownie po minucie zrzucił mnie. Chciałabym znów pojeździć konno, ale mój menadżer powiedział, że zrobię to dopiero, gdy zakończymy promocję nowej płyty. Za kilka tygodni kręcimy teledysk. To będzie niezwykle ekscytująca sprawa, wszystko będzie się kręcić wokół tańca.

Jak masz zamiar tańczyć ze złamanym obojczykiem?

Poczekaj no. Stworzę nowe kroki taneczne, które nie będą angażować uszkodzonych części ciała. Wciąż jestem twardzielką.

Twój najnowszy film dokumentalny „I’m Going to Tell You a Secret” (który ma swoją premierę jutro na amerykańskim MTV) bardzo się różni od „Truth or Dare”. Jak powstawał?

Michael Moore bardzo mi pomógł, jeszcze zanim rozpoczęliśmy pracę nad filmem. Właściwie zaproponował, że go wyreżyseruje, ale w tym samym czasie zajęty był montażem swojego filmu „Fahrenheit 9/11”. Zapytał, czy nie mogłabym przełożyć trasy i nakręcić tego filmu później, ale nie zgodziłam się. Powiedział, że mogę na niego liczyć, ilekroć będę chciała pokazać mu materiał czy poprosić o pomoc. Powiedział mi też: „Pamiętaj o jednym. Scenariusz pisze się w montażowni. Na razie filmujcie, ile się da”. Tak też zrobiliśmy. Nakręciliśmy 350 godzin materiału. Montaż to najtrudniejsze zadanie.

Płaczesz w scenie, w której przyznajesz, że nie masz czasu na imprezy z tancerzami…

Zawsze się do wszystkich przywiązuję – nie tylko do tancerzy i zespołu, ale i techników, którzy pomagają mi na scenie. Co wieczór patrzysz im w oczy. Jestem straszną beksą.

Dość wyraźny wątek w filmie stanowi Kabała. Chyba nic, w co się angażowałaś, nie wywołało takich kontrowersji.

Tak, to dziwne.  Ludzi denerwuje to, że postanowiłam zgłębić filozofię duchową. To bardzo dziwne. Równie dobrze mogłabym ogłosić, że wstąpiłam do partii nazistowskiej.

Ale czy cała trudność w zrozumieniu tego nie polega przypadkiem na tym, że zgłębiasz filozofię odrzucającą powierzchowność, podczas gdy sama zajmujesz się tym, co najbardziej powierzchowne – muzyką pop, kulturą pop?

Kultura pop jest powierzchowna, bo ci, którzy ją tworzą najczęściej nie mają żadnych głębszych przemyśleń, nie mają własnego zdania. Zawsze starałam się balansować na granicy pomiędzy tym, co dostarcza rozrywki, a tym, co ma związek z polityką, tym, co prowokuje i zmusza ludzi do zadawania pytań.

Wydaje mi się jednak, że ludzie nadal będą cyniczni. Uważana jesteś za Królową Popu, a gryziesz rękę, która Cię karmi.

Tak, ale życie jest paradoksem, prawda? Kiedy mówię ludziom, że świat materialny nie jest istotny, jest to irytujące, bo nas wszystkich ten świat pochłonął i wygląda to tak, jakbym krytykowała innych. Chodzi mi o to, że minęło bardzo wiele czasu, nim pojęłam, jak ograniczony był świat, w którym żyłam. Opowiadam swoją historię. Jeśli kręcisz film dokumentalny o sobie samym, musisz mówić prawdę. Opowiadam o swojej podróży i jeśli widzowie coś z tego wyniosą – świetnie. Jeśli nie – też dobrze.

Ludzie nigdy nie wiedzą, co myśleć o gwiazdach angażujących się w akcje charytatywne. Uważa się, że robią wszystko pod publiczkę.

Nie rozumiem tego. Posłuchaj, są tacy, który sądzą, że spadłam z konia po to, by o mnie pisano. Kiedy jesteś sławny, wszystko, co robisz, uważa się za chwyt mający na celu zwrócenie uwagi.

Prasa donosi, że jeśli któryś z Twoich przyjaciół nie studiuje Kabały, zrywasz z nim kontakt (Madonna przewraca oczami). W filmie widzimy jednak, że Stuart Price olewa Wasze modlitwy przed występami.

Zawsze je olewa. Uwielbiam go za to, że zawsze ma odmienne zdanie. Udaje, że nic go nie rusza.  Podobało mi się, że gdy staliśmy w kółku, modliliśmy się, wszyscy mówili szczerze, co myślą, on tylko uśmiechał się do kamery i zgrywał się.  Kiedy mówił, że nie wierzy w Boga, zastanawiałam się, czy na ekranie nie powinien pojawić się podpis: „typowy Brytyjczyk”.

Faktycznie, nie mamy zwyczaju wierzyć w Boga.

W pewnym sensie, dobrze, że nie wierzycie. W Ameryce każdy kreuje się na nawróconego chrześcijanina, podczas gdy w Wielkiej Brytanii nikt nie wierzy w Boga. Tak to wygląda. Sądzę, że tutaj ludzie myślą w o wiele bardziej analityczny sposób i często wychodzą z założenia, że religia czy Bóg to nonsens. Wydaje mi się, że to podejście jest zdrowsze niż akceptacja wszystkiego bez potrzeby zadawania pytań.

Religia nie jest cool.

I właśnie dlatego jest cool. Życie duchowe to wyraz buntu! Tak! (śmiech).

Miło obejrzeć w filmie sceny z udziałem Twojego taty…

To, że mi wybaczył… Tak, był taki moment, gdy nasze stosunki były napięte. Kocham mojego tatę – mimo, że głosował na George’a Busha.

Naprawdę?

Tak. I o ironio – bardzo zaprzyjaźnił się z Michaelem Moorem. Mieszkają blisko siebie w północnym Michigan, gdzie mój tata ma winnicę. W dniu urodzin Michaela chciałam wysłać mu prezent. Spytałam tatę, czy mógłby podesłać mu skrzynkę wina. Zapakował cały koszyk wraz z makaronem i kiełbasą, i razem z moją macochą, obładowani prezentami, poszli do Michaela. Tata zadzwonił do mnie później, mówiąc, że zostali na herbacie. Że Michael jest bardzo miły i że naprawdę go polubili. Myślałam, że żartuje. Michael zorganizował tegoroczny festiwal filmowy w Michigan i tata bardzo się zaangażował w to przedsięwzięcie. Teraz, ilekroć dostaję nowy fragment filmu, wysyłam go Michaelowi, by mógł go obejrzeć. Najpierw był u taty, potem razem poszli do Michaela, i wszystko oglądali wspólnie. Zostali przyjaciółmi. Jest w tym coś pięknego (śmiech). Mój tato wie, że Michael nakręcił „Fahrenheit 9/11” i nie zgadzał się z nim. To wspaniałe, że teraz są przyjaciółmi.

Bardzo podoba mi się ten fragment, w którym mówisz, że pozowanie do zdjęć w gejowskim kinie porno to nie coś, z czego ojciec może być dumny…

Tak, myślę, że miał z tym pewien problem.

Żałujesz wydania książki Sex?

Biję się z myślami. Raz żałuję, raz nie. Z jednej strony myślę, że gdybym tego nie zrobiła, nie musiałabym przechodzić przez cały ten syf. Z drugiej strony, za sprawą tej książki, stałam się pewnego rodzaju odszczepieńcem, choć nieświadomie. Z pewnością stałam się silniejsza.

W filmie wspominasz, że kiedyś nie przejmowałaś się tym, co czują inni. To odważne stwierdzenie.

Taka jest prawda. Kiedyś fatalnie traktowałam swoich chłopaków. Czuję się okropnie z tego powodu i bynajmniej nie napawa mnie to dumą. Nie obchodzili mnie moi przyjaciele, nie wszyscy, ale wiesz, czasem tak bywało. Był taki okres w życiu, gdy jedynie parłam do przodu. To nie tak, że nie stać mnie było na jakąkolwiek wspaniałomyślność, ale postępowałam nieostrożnie. Jednak człowiek dojrzewa – zwłaszcza, gdy sam cierpi. Dopóki sam nie dowiesz się, czym jest ból, nie zrozumiesz bólu, który zadałeś innym. Wtedy otwierają Ci się oczy i myślisz: „tak właśnie musieli się czuć”.

W piosence Drowned World/Substitute For Love śpiewasz: „Miałam tak wielu kochanków, którzy liczyli na dreszczyk / pławienia się w blasku mojej sławy”. Brzmi to tak, jakbyś się na nich skarżyła, choć była w tym i Twoja wina…

Jasne. To moja sprawka. Świetnie było mieć przy sobie wspaniałych mężczyzn, którzy wynosili mnie na piedestał. Stworzyłam dla siebie taki świat. Nie cierpiałam go, a jednocześnie się go domagałam.

Nieznośna jesteś!

(śmiech) Tak. Zasługuję na klapsa!