Ponad 30 lat. Tyle właśnie minęło od momentu, gdy na stadionie Chiba Marine rozległy się pierwsze takty „Express Yourself”, oznaczające start „Blond Ambition Tour” – trasy koncertowej Madonny, która wyznaczyła nowy poziom i była pionierskim osiągnięciem, zmieniającym bezpowrotnie koncepcję popowego koncertu.

Choć niejednokrotnie widzieliśmy ten koncert za sprawą kilku nagrań, a także we fragmentach pokazanych w filmie „Truth or Dare”, okazuje się, że trzy dekady to nadal za mało, by koncert zagościł na naszych półkach w formie oficjalnego, autoryzowanego przez Madonnę wydawnictwa DVD czy Blu-ray. Dlaczego nigdy go nie wydano? Jakie wiążą się z tym trudności? Jakie nieznane materiały związane z tą trasą kryje archiwum Madonny? I przede wszystkim – czy to możliwe, że kiedyś otrzymamy taki zapis?

Aby dobrze zrozumieć sytuację, cofnijmy się do 1989 roku. Madonna właśnie straciła sponsora zaplanowanej na lato tamtego roku trasy koncertowej, jakim miał zostać koncern PepsiCo. Angaż do filmu „Dick Tracy” ostatecznie przesądził o odwołaniu zaplanowanych koncertów. Stało się jasne, że Madonna nie zagra na światowych arenach wcześniej niż wiosną 1990 roku. Kiedy jednak trasa „Blond Ambition” stała się faktem, gwiazda musiała znaleźć sponsora. Pokrycie rozmaitych kosztów związanych m.in. z produkcją i transportem byłoby bowiem bez niego bardzo trudne, a być może nawet całkiem niemożliwe.

Producent napoju Pepsi dysponował olbrzymimi możliwościami, więc znalezienie firmy, która skłonna byłaby wyłożyć podobne fundusze, stało się bardzo karkołomnym zadaniem. Ostatecznie funkcję tę przyjęła japońska firma Pioneer – producent sprzętu audio i RTV. Umowa ta zawierała jednak dość ostre zobowiązania. Na ich mocy Pioneer nabywał prawa do nagrania koncertu i wydania pod swoim szyldem w formacie laserdisc. Nie bez znaczenia ku temu okazał się wybór miasta, w którym koncert sfilmowano – padło na japońską Jokohamę. Zapis ten wydano na japoński rynek jako „Madonna: Blond Ambition Japan Tour ‘90”.

Na regularny rynek światowy Pioneer wydał ostatni koncert z trasy – nakręcony w Nicei 5 sierpnia 1990 roku. Zanim jednak to się stało, był on na żywo transmitowany na antenie HBO, zbierając przed telewizorami 4,5 miliona ludzi na całym świecie. Zapis ten, wydany 13 grudnia tamtego roku jako „Blond Ambition World Tour Live”, przyniósł Madonnie pierwszą w karierze nagrodę Grammy w kategorii „Best Music Video – Long Form”.

Niedługo później stało się jasne, że laserdiski nie zawojowały rynku, choć próbowały przez niemal dwie dekady. Dwustronne płyty wielkości winyli i osobne odtwarzacze były kosztowne i niewygodne w czasach, gdy zaczęła panować moda na miniaturyzację. Wiele osób wciąż wolało po prostu kasetę VHS i popularny magnetowid. Śmierć tego typu wydawnictw przesądziło pojawienie się płyt DVD i coraz większe możliwości odtwarzaczy. Nagrania z „Blond Ambition” na zawsze zostały zamknięte na nośnikach Pioneera i nic nie wskazuje, żeby miało się to zmienić w przyszłości.

Zarówno w sklepach internetowych, jak i niekiedy regularnych, można natrafić na jeszcze jedno nagranie z „Blond Ambition”. To koncert w Houston, wydany najczęściej jako nie do końca oficjalny bootleg, najczęściej robiony dość amatorsko, byle tylko przynieść parę groszy ze sprzedaży obskurnych płytek DVD. Samo nagranie również nie powala jakością. Znam osobę, która z nerwów po tym, co zobaczyła… cóż… powiedzmy, że gość z pomocą okna wypuścił płytkę na wolność (Tomek, pozdrawiam ?). Zapis ten można było obejrzeć na antenie MTV.

Z praw do emisji skorzystała również stacja TVE. 1 sierpnia 1990 roku w 30 krajach na całym świecie nadawała ona transmisję na żywo z koncertu w Barcelonie. Nagranie to krąży dziś w sieci, ale nigdy nie zostało oficjalnie wydane. W planach była również transmisja na żywo na antenie RAI UNO z koncertu na stadionie Flaminio w Rzymie 11 lipca 1990 roku. Koncert ten został jednak odwołany z uwagi na kiepską sprzedaż biletów i strajk generalny włoskich związków zawodowych zapowiedziany na ten dzień. Wobec tego, plany transmisji zostały porzucone. W 2020 roku wyciekło z kolei nagranie „pro shot” z New Jersey. Jest to po prostu obraz, który można było obejrzeć na telebimach, z dźwiękiem z soundboxu i nie ma nic wspólnego z nagraniem na potrzeby DVD. Jego wyciek obudził jednak nadzieję – może Madonna coś jeszcze trzyma w archiwach?

W 2011 roku nadzieję fanów podsycił manager Madonny, Guy Oseary. Z jego tweetów wynikało, że nie minie wiele czasu, a wydane zostaną oficjalnie nagrania z „Re-Invention Tour”, drugiej części „Sticky & Sweet Tour” oraz „Blond Ambition Tour”. Dotychczas jednak doczekaliśmy się wyłącznie bootlegowego wydania m.in. zapisów z radiowych transmisji z koncertu w Dallas z 1990 roku oraz z „The Girlie Show Tour” z Sydney i japońskiej Fukuoki. Od zapowiedzi mija dekada. O żadnym wspomnianym wideo ani widu, ani słychu.

Nadzieję rozbudziły jednak przeprowadzone przez fanowskie strony wywiady z osobami, które miały okazję pracować z Madonną w 1990 roku. Większość z nich była zaangażowana w projekt razem z Alekiem Keshishianem. Lisa Hollingshead została kierownikiem produkcji filmu „Truth or Dare”, choć z jej wspomnień wyłania się dość mglisty początek prac. Zdradziła ona jednak bardzo znaczący szczegół: David Fincher, wówczas reżyser teledysków „Express Yourself”, „Oh Father” i „Vogue”, a w przyszłości również „Bad Girl”, został zatrudniony do stworzenia standardowego nagrania koncertu w Japonii. Produkcją obrazu miał się zająć Jay Roewe. Fincher zdążył sfilmować 3 koncerty w Tokio (13, 14 i 15 kwietnia 1990), po czym wrócił do Ameryki. Niedługo potem zdecydował, że nie będzie kontynuować prac nad projektem. To, co jednak jest istotne, do sfilmowania japońskich koncertów użył on taśmy 35 mm. Dla niewtajemniczonych – taka taśma zapewnia rozdzielczość 6K. Można jej więc spokojnie użyć w przyszłości do zmontowania filmu, który nawet po 30 latach będzie możliwy do obejrzenia w HD.

Po rezygnacji Finchera, na spotkanie z Madonną i Keshishianem w Bostonie udała się więc Lisa Hollingshead, która miała tam omówić z nimi szczegóły. Kiedy rozpoczęła pracę, dowiedziała się, że nie będzie to zwykły „filmowany koncert”, a dokument z kamerą podążającą za Madonną na każdym kroku. Wygląda więc na to, że zanim Madonna zdecydowała się na ostateczną formę „Truth or Dare”, zatrudniła po prostu Finchera do sfilmowania koncertu i Keshishiana do sfilmowania ujęć za kulisami, jako dodatkowego materiału.

Mimo to kolorowe przebitki z koncertu stanowiły ważną część filmu. Zostały zarejestrowane podczas trzech koncertów na arenie Bercy w Paryżu. Aby zaplanować wszystkie szczegóły przed ich nagraniem, Hollingshead wraz ze swoją ekipą towarzyszyła Madonnie przez około miesiąc przed pierwszym z filmowanych koncertów, który odbył się 3 lipca. Podczas każdego z koncertów, który oglądali, sporządzali opisy i notatki, które miały pomóc w stworzeniu idealnego nagrania.

W wywiadzie dla TheBeatsWithin.blogspot.com Lisa Hollingshead wspomina o trudnościach, na jakie natrafiła podczas filmowania paryskich koncertów. Głównym problemem okazało się rozstawienie kamer. Aby móc filmować idealne ujęcia nad głowami ludzi, konieczne było użycie tzw. „Louma Crane”, czyli ruchomych ramion-dźwigów, do których przyczepione były kamery. Problemem było jednak znalezienie miejsca – dźwig musiał poruszać się po specjalnym torze, a koncerty były wyprzedane na długo przed podjęciem decyzji o ich sfilmowaniu. Podobnie rzecz się miała z rozstawieniem stacjonarnych kamer tak, aby nie trzeba było nikogo przesadzać czy ograniczać widoczności publiczności. Zadanie utrudnia również fakt, że na każdym koncercie kamery znajdują się w różnej konfiguracji, a przecież nie da się wszystkiego ustalić (np. miejsc, w których Madonna będzie się znajdować na scenie), bo na koncercie wiele rzeczy dzieje się spontanicznie. Uciążliwy okazał się również dla producentki grafik. Każdy koncert kończył się około 1:00 w nocy, po zebraniu wszystkich rzeczy i opuszczeniu obiektu, ekipa docierała do hotelu około 4:00 nad ranem. Hollingshead nie miała z kolei czasu na odsypianie, ponieważ od rana dopracowywała plany nagrania.

Trudność zadania podkreślał w wywiadzie również operator kamery Toby Phillips. Podczas filmowanych koncertów użył on Steadicama (czyli kamery, którą operator zakłada na siebie za pomocą pasków). Wspaniały efekt nagrywania tą kamerą możemy zobaczyć w wykonaniu „Live To Tell”, gdzie Phillips sfilmował Madonnę, zataczając wokół niej kręgi, kiedy stoi plecami do publiczności. Dzięki temu widzimy wówczas jej twarz i odbijające się na niej efekty świetlne.

Aby jednak nagrany materiał prezentował się możliwie najlepiej, Toby Phillips musiał ściśle współpracować z inżynierem oświetlenia – Peterem Morsem. W celu lepszego odwzorowania kolorów zdecydował o zmniejszeniu intensywności świateł podczas paryskich koncertów. Podobno na początku Madonna była ostrożna, obawiała się bowiem, że zabieg ten uczyni ją słabiej widoczną dla publiczności. Phillips wytłumaczył jej jednak, że efekt będzie taki sam, jak gdyby weszła do ciemnego pomieszczenia i zobaczyła osobę oświetloną pojedynczym światłem – ludzkie oko przyzwyczaja się bowiem do widoku. Jeśli wierzyć jego relacji, filmowane koncerty prezentowały całkowicie przerobiony model oświetlenia, z uwzględnieniem częściowego doświetlania publiczności, aby jej udział został czytelnie zaznaczony w filmie.

Oczywiście filmowany koncert bez wpadki to żadna atrakcja. Ostatniej nocy w Paryżu „Louma Crane” zahaczył o stanowisko dźwiękowe, znajdujące się na lewo od sceny. Wskutek tego rozłączył jeden z odbiorników mikrofonów bezprzewodowych i wokal Madonny przestał być słyszalny dla publiczności. W „Truth or Dare” widzimy, jak od kogoś z obsługi technicznej bierze mikrofon do ręki, by wykonać resztę „Keep It Together”. Poniżej możecie posłuchać amatorskiego nagrania ze słyszalnymi problemami z mikrofonem.

Czas na trochę matematyki. Według informacji przekazanych Lisę Hollingshead, każda z użytych kamer była w stanie zarejestrować materiał na około 12 200 metrów (ponad 12 kilometrów). Kamer według jej relacji użyto z kolei aż 13 (wliczając zarówno kamery stojące, noszone przez operatorów, jak i zawieszone na ruchomych ramionach, choć Toby Phillips twierdzi, że mogło być ich nawet 15). Daje to 157 000 metrów taśmy na każdy koncert. Aby jednak zobaczyć ogrom zarejestrowanego materiału, wynik ten należy pomnożyć przez 3. Tyle nocy bowiem każda z kamer była w użyciu. Można więc przyjąć, że całość koncertowego materiału z Paryża nagrana została na 476 000 metrów taśmy. Dla porównania, gdyby je rozwinąć w linii prostej zaczynając na Rynku Głównym w Krakowie, drugi koniec znalazłby się na przedmieściach Gdańska.

Mówiąc o nagraniach z trasy, trzeba wspomnieć również o dokumencie Aleka Keshishiana – „Truth or Dare” lub inaczej „W łóżku z Madonną” (tego drugiego tytułu używano w Europie). W grudniu 2016 roku Madonna podzieliła się na Instagramie zdjęciami z wizyty w swoim archiwum. Oprócz widocznych na zdjęciach książek i peruk, dały się zauważyć taśmy-matki z „Truth or Dare”. Wszystko wskazuje zatem na to, że właścicielką wszystkich zarejestrowanych na potrzeby filmu materiałów jest Madonna, a dokładnie mówiąc Boy Toy Inc. (zwłaszcza, że Propaganda Films już nie istnieje). Niemal na pewno są tam też materiały ze sfilmowanych koncertów.

Nie chcę w tym miejscu poruszać kwestii tego, jak ważne miejsce w historii popkultury zajmuje ten film. Prawda jest jednak taka, że jego powstanie również przyczyniło się do tego, że nie pojawiło się samodzielne wydawnictwo ze sfilmowanym koncertem. Po pierwsze wszelkie wysiłki Madonna włożyła w powstanie i promocję tego materiału, nie mając ostatecznie czasu na zajęcie się osobnym projektem, a po drugie osobne wydawnictwo nie miało racji bytu z czysto biznesowych powodów. Po prostu nie było sensu wydawania dwóch materiałów związanych z jedną trasą. Pokazanie fragmentów koncertu w dokumencie zwiększyło za to zainteresowanie samym „Truth or Dare”. Przypuszczać można, że z tego samego powodu w 2005 roku nie dostaliśmy sfilmowanego koncertu „Re-Invention”, ponieważ Madonna przygotowała „I’m Going to Tell You a Secret”.

Jakiś czas temu do sieci (wraz z osobistymi notatkami Madonny na temat kształtu koncertu) przedostała się umowa Keshishiana i maszynopis, w którym przedstawia piosenkarce swój pomysł filmu dokumentalnego. Jego robocza nazwa wówczas brzmiała „What is like to be Madonna?” („Jak to jest być Madonną?”). Proponował on sfilmowanie jej w wybranych miastach podczas amerykańskiej części tournee, uwzględniając jej plan dnia od pobudki, przez zajęcia w trakcie dnia, próbę, przedkoncertowe przygotowania, aż do zejścia ze sceny i udania się do hotelu. Choć w materiale tym proponuje on sfilmowanie tego w czerni i bieli na 35-milimetrowej taśmie, ostatecznie użyto jej 16-milimetrowego odpowiednika, którego używa się zazwyczaj do kręcenia reportaży.

Według opisu reżysera, równolegle miał powstać materiał koncertowy. Proponował on jednak odejście od standardowego kręcenia z punktu widzenia widowni, zamiast tego dając widzom „dostęp VIP” i „spojrzenie z boskiej perspektywy” – kamery miały zostać zawieszone na scenie, a także nad i za nią, umożliwiając zajrzenie tam, gdzie koncertowa publiczność nie ma możliwości. Częściowo się to udało, ponieważ w zarejestrowanym materiale widzimy np. ujęcie z „Like a Virgin” znad łóżka. Marzeniem Keshishiana było ponadto sfilmowanie publiczności „okiem Madonny” w momencie jej pojawienia się na scenie. Aby uzyskać możliwie najlepsze ujęcia, proponował on sfilmowanie dwóch koncertów wieczorem, z udziałem publiczności i dogranie materiału za dnia, podczas próby, skąd miały zostać wykorzystane ujęcia ze zbliżeniami. Z opisu wyłania się projekt, który na pierwszy plan wysuwał materiał koncertowy. Mam jednak wrażenie, że w miarę postępu prac, środek ciężkości zaczął się przesuwać z części koncertowej na dokumentalną, ukazującą życie Madonny za kulisami. Ostatecznie to ta część wzięła górę.

Zapewne wielu z Was zadaje sobie pytanie: dlaczego Madonna nie wyda wreszcie zarejestrowanego materiału? Powodów może być kilka. W wypadku nagrań z Jokohamy i Nicei są to kwestie praw do nagrania. Pioneer wciąż bowiem jest w ich posiadaniu i chyba nie jest zainteresowany ich sprzedażą, ani tym bardziej wydawaniem ich na DVD/Blu-ray, ponieważ należałoby najpierw zapewnić im gruntowny mastering. Prawdopodobnie byłoby to zbyt kosztowne i wydatki prawdopodobnie przewyższają potencjalne zyski.

W przypadku nagranych koncertów w Paryżu, po pierwsze – poza najwierniejszymi fanami – niewiele osób czeka na kolejne wydanie. W internecie nie jest trudno znaleźć nagranie z koncertu „Blond Ambition”, więc nie-fani, których temat ten mógł interesować, już widzieli koncert. Wydanie fizyczne wymaga nakładu środków, który może się nie zwrócić, a streaming może się nie opłacać, jeśli nie przyciągnie wielu osób poza fanami. Po drugie sposób sfilmowania 30 lat temu z pewnością odbiegał od tego, co obecnie mają do pokazania koncertowe filmy, więc nagranie to nie wprowadzałoby żadnej innowacji.

O ile jednak te problemy da się ominąć, istnieje jeszcze jedna kwestia, niestety niemożliwa do obejścia – stan techniczny taśm-matek. Jak wspomniałem, materiał nakręcono w wysokiej rozdzielczości, która nawet dziś umożliwiłaby zmontowanie filmu w świetnej jakości. Warunek jest jednak taki, że materiał bazowy musi być w nienaruszonej jakości, a o nadgryzienie zębem czasu nietrudno – materiału powstało bardzo dużo, w dodatku leży (prawdopodobnie w archiwum Madonny) nieruszany od lat. To wystarczająco długo, by powstały na nim szumy i zniekształcenia uniemożliwiające jego wykorzystanie. Jeśli tak by się stało, oznaczałoby to, że prawdopodobnie straciliśmy paryskie koncerty na zawsze… Pytanie jednak czy w ogóle kiedykolwiek mogliśmy mówić, że je mieliśmy.

We mgle niedomówień i plotek rozmywa się kwestia, czy koncerty w ogóle sfilmowano w całości. Swoim życiem żyje bowiem pogłoska, że koncerty w Paryżu były filmowane jedynie we fragmentach i od początku takie było założenie. Częściowo potwierdził to Oliver Crumes, jeden z tancerzy, który jakiś czas temu w pytaniu zadanym przez fana na Instagramie odpowiedział, że Alek Keshishian miał go przepraszać, że nie mógł sfilmować „Open Your Heart”, gdzie tancerz miał swój solowy moment z Madonną. Z krążących w internecie dokumentów związanych z powstaniem „Truth or Dare” wyłania się jednak początkowo dość mglista wizja filmu. Określone utwory w filmie pojawiają się z kolei wtedy, kiedy jakaś osoba porusza dany temat lub sytuacja pasuje do ich wydźwięku. Trudno więc byłoby z góry założyć, które utwory zostaną wykorzystane, zwłaszcza mając taki ogrom nagranego spontanicznie materiału. Pozostaje też kwestia kosztów wynajęcia ekipy i sprzętu filmującego. Jeśli koszta zakładały trzy dni filmowania, a nie określoną liczbę utworów, to po prostu nie było powodów do pozbawiania się części możliwego do zarejestrowania materiału. No i kwestia długotrwałego planowania i notatek tworzonych przez Lisę Hollingshead na długo przed faktycznym filmowaniem. Czy to nie wydaje się zbyt ambitne, jeśli planowano zarejestrować tylko część koncertu? I wreszcie – gdyby istniały tylko wybrane momenty, dlaczego przez tyle lat nikt z zaangażowanych osób nie rozwiał wątpliwości fanów? Pogłoska ta pochodzi bowiem wyłącznie z ust jednej osoby. Przez pryzmat 30 lat wydaje się też prawdopodobne, że Oliver po prostu się pomylił, a rozmowa z reżyserem mogła dotyczyć np. przeprosin za to, że „Open Your Heart” nie pojawia się w filmie. Czy faktycznie nie ma najmniejszych szans na wskrzeszenie nagrań z Paryża, ponieważ po prostu nie istnieją one w całości? Trudno powiedzieć, choć racjonalnie myśląc, wątpliwości co do prawdziwości tej plotki zdaje się być zbyt wiele…

Trasa „Blond Ambition” to fenomen nie tylko ze względu na innowacyjną formę, jaką prezentowało show. To także paradoks jednej z najlepiej udokumentowanych tras koncertowych w historii, ale jednocześnie niemającej żadnego wydawnictwa autoryzowanego przez Madonnę poza dostępnym dziś na DVD i Blu-ray „Truth or Dare”. To wielka szkoda. Nawet jeśli zapis z Paryża – zakładając, że istnieje – trąci dziś myszką, mam nadzieję, że kiedyś ujrzy światło dzienne, choćby tylko w streamingu. Choćby po to, by pokazać nam, jak kiedyś robiło się filmy z koncertów. Choćby po to, by dla potomności przetrwał zapis tego koncertu, który byłby godny tego, co Madonna pokazywała na scenie.

KRYSTIAN