„Vogue” stworzony przypadkiem, najpierw jako dodatkowy utwór na singiel „Keep It Together”, później wydany jako niezależny materiał, był brzmieniem lata 1990 roku. Ostatni akt show „Blond Ambition” (wraz z bisami) stanowił kwintesencję komedii w stylu Art Deco. Najpierw humorystyczny, potem czerpiący ze „sztuki wysokiej” stanowił idealne dopełnienie show, a jego ukoronowaniem był wówczas ostatni hit Madonny.

Madonna w towarzystwie Donny i Nicki pojawia się na scenie w szlafroku. Śpiewa „Material Girl” z charakterystycznym akcentem, stylizując się na kurę domową, która robi się na bóstwo. Można pokusić się o stwierdzenie, że jest to pomysł przeniesiony pierwotnie z „Like a Prayer World Tour”. Z pewnością pamiętacie bowiem charakterystyczny szlafrok, który został przedstawiony na kilku projektach od Gaultier.

Inspiracją były cieszące się niesłychaną popularnością w latach 50. i 60. XX wieku salony piękności. W amerykańskiej kulturze są one nieodłącznym elementem tamtych lat. To nie tylko miejsca, gdzie można było sobie zrobić modną fryzurę i zabiegi upiększające. Kobiety chętnie spędzały tam czas, odpoczywając i zawierając znajomości. Salony piękności poniekąd ukształtowały wizerunek amerykańskiej gospodyni domowej tamtych lat, która zajmuje się domem, a w takim miejscu może o siebie zadbać, by odpocząć i nadal wyglądać olśniewająco.

Na szlafroku każdej z pań wyszyta była pierwsza litera imienia: N, D i M. Po latach Madonna odtworzyła tę scenę w programie „The Ellen DeGeneres Show”, śpiewając wraz z prowadzącą „Dress You Up” (2015).

W pewnym momencie wokalistki zrzucają szlafroki i czepki, ukazując publiczności komiczny strój – różowy, płaszcz, przykrywający sukienkę obszytą futerkiem. Guziki płaszcza podkreślały wydźwięk utworu – były w kształcie symbolu amerykańskiego dolara, a sama artystka w pewnym momencie wyrzucała w górę banknoty, ukryte w staniku – niemal identycznie jak podczas trasy „Who’s That Girl” – zmieniając przy tym słowa: „Experience has made me BITCH”.

W teledysku „Cherish” Madonnie towarzyszyli mężczyźni-syreny. Podczas występu z tą piosenką na „Blond Ambition Tour” rybie ogony zostały umyślnie ukazane jako bardziej przerysowane, niemal karykaturalne, co podkreślało komediowy charakter tej części przedstawienia. Piosenkarka zaś udaje, że akompaniuje na harfie.

Mitologiczna postać syreny była czasem przedstawiana jako w połowie kobieta, a w połowie ryba (choć wcześniejsze wizerunki ukazywały pół kobiety, pół ptaka). Syreny zamieszkiwały małe wyspy na Morzu Śródziemnym i swym śpiewem wabiły żeglarzy. Według mitologii, trzy z nich nosiły imiona Pisinoe, Thelxiepia i Agalope – pierwsza grała na lirze, druga na flecie a trzecia śpiewała. Show „Blond Ambition” to jednak gra stereotypami – syreny ukazane w kulturze jako kobiety, są tu mężczyznami.

Co ciekawe, pierwsza wersja kostiumu wykorzystanego w tej piosence, zamiast różowej kolorystyki, prezentowała czarno-czerwone kolory. Dla porównania zestawiamy zdjęcia z przymiarki kostiumu (przypuszczalnie zrobiono je w listopadzie 1989 roku) ze zdjęciem zza kulis próby kostiumowej.

Szkic z propozycjami kostiumów dla Madonny, który trafił na aukcję przedstawiał z kolei jeszcze jedną wersję tego kostiumu – pomarańczowoczerwoną z żółtymi wykończeniami (których próbkę dopięto do projektu). Z odręcznej notatki Madonny widocznej na jednym z rysunków wiadomo jednak, że kolor ten nie przypadł jej do gustu (zapisała: „change color” – „zmienić kolor”)

„Into the Groove” (z elementami „Ain’t Nobody Better” Inner City) nawiązuje ponownie do filmu „West Side Story” i ukazano w nim taneczną „walkę” uliczną – rywalizację na lepsze ruchy między grupą mężczyzn (tancerze), a kobiet – Madonną, Donną i Nicki. Ostatecznie jednak ponad podziałami góruje muzyka – wszyscy tańczą w parach.

Ciekawostką jest, że zazwyczaj utwór rozpoczynał się od żartobliwego nawiązania do kwestii bezpiecznego seksu. Jedno z haseł, które wówczas można było usłyszeć, to:

Hey boy, don’t be silly, put the rubber on your Willy! [Hej chłopcze, nie bądź głupi, załóż gumkę na małego!]

Bez trudu można zauważyć tu nawiązania do kampanii na temat bezpiecznego seksu, w jaką zaangażowana była wówczas Królowa Popu. Wspomnieć wypada choćby pamiętną ulotkę z pierwszych wydań płyty „Like a Prayer” o „faktach na temat AIDS” z dopiskiem „AIDS to nie zabawa!”.

Pomimo zaangażowania społecznego piosenkarki, show miało swoją ciemną stronę. Już wówczas trójka tancerzy cierpiała z powodu HIV – Carlton Wilborn, Salim Gauwloos i Gabriel Trupin. Niestety dla tego ostatniego sprawa zakończyła się tragicznie. Na skutek powikłań zmarł w 1995 roku. Carlton i Salim wspomnieli o swoich problemach dopiero wiele lat później w filmie „Strike a Pose” (wyświetlanym w Polsce pod tytułem: „Tańcząc z Madonną”). Wspomnieli oni, jak okropnie czuli się każdego wieczora, kiedy zmuszeni byli ukrywać swoją tajemnicę. Zwłaszcza ciężki okazał się dla nich koncert w New Jersey, poświęcony pamięci zmarłego przyjaciela Madonny, artysty ulicznego Keighta Haringa. Salim wspomniał w dokumencie, że nie mógł się wówczas doczekać zejścia ze sceny, zaś język jego ciała zdradzał zdenerwowanie.

Kulminacyjnym momentem show był „Vogue”. Utwór nawiązujący do „złotego wieku” Hollywood, rozpoczynał się od wejścia tancerzy w dziwacznych nakryciach głowy. Poniżej możecie zobaczyć oryginalny artystyczny szkic Thierry’ego Pereza dla Jeana Paula Gaultiera, nigdy dotąd niepublikowany na żadnej stronie poświęconej Madonnie, który specjalnie dla Was udało nam się zdobyć!

Porównajcie go również ze zdjęciami, na których widać oryginalne nakrycia głowy tancerzy:

Rok po zakończeniu trasy premierę miał film dokumentalny „Paryż płonie”, kręcony w latach 80. i ukazujący ówczesną społeczność LGBT. Nie zapomniano w nim także o popularnym wówczas w klubach tańcu zwanym „voguingiem”. Madonna (dokładnie znająca gejowskie dyskoteki tamtych czasów) zaadaptowała ten klubowy taniec na potrzeby swojego wielkiego hitu, pisząc piosenkę z przesłaniem braku barier i wolności, jakiej doświadcza człowiek w tańcu. Elementy choreografii z klipu, zawierające autentyczne ruchy, przeniosła także na scenę, przyjmując swoje pozy zaraz po wyjściu z mroku.

Scenografia w „Vogue” była stosunkowo oszczędna, lecz i ona odgrywała ważną rolę – do stylu art deco nawiązywały wielkie schody mogące się podświetlać i stojące między nimi statuy w kształcie kubistycznych wieżowców, z posągiem z czarnego marmuru w centralnej części sceny.

„Miękkim kubizmem” określano też styl malarski Tamary Łempickiej – polskiej malarki art deco, urodzonej w Warszawie w 1898 roku jako Maria Gurwik-Górska. Jej obrazy to głównie portrety, najczęściej kobiece, malowane w charakterystyczny sposób, czasem z użyciem szpachli.

Podczas „Blond Ambition Tour” wykorzystano głównie akty autorstwa Łempickiej i umieszczono je w tle podczas tej części koncertu. Choć  brakuje zdjęć w dobrej jakości, które ukazywałyby owe tło, udało nam się na nim rozpoznać elementy z następujących dzieł Łempickiej: „Adam i Ewa” (1932), „Andromeda” (1929), „Grupa czterech aktów” (1925), „Kobieta z gołębiem” (1931),  „Dwie przyjaciółki” (1923), „Nue aux voiliers” (1931), „Kobiety w kąpieli” (1929) i „Śpiąca” (1932).

Dla porównania zestawmy je z fotosem z „Truth or Dare”:

Dla przypomnienia dodajmy, że obrazy polskiej malarki Madonna wykorzystała już wcześniej – w teledysku „Open Your Heart” i podczas „Who’s That Girl Tour” (w obu przypadkach obraz „Andromeda”, ponadto podczas wspomnianych koncertów z 1987 wyświetlano także obraz „Muzykantka”), a także w „Vogue” i później „Drowned World/Substitute For Love” (obraz „Nana Herrera”, który jest własnością prywatną Madonny). Uwielbienie Królowej Popu dla Tamary Łempickiej nie jest przypadkowe – malarka w swoich czasach budziła niemałe kontrowersje, będąc niemałym skandalem z uwagi na swoją jawną biseksualność, która doprowadziła zresztą do głośnego rozstania z jej pierwszym mężem, Tadeuszem Łempickim. Można się pokusić o stwierdzenie, że Łempicka należy do ulubionych malarzy Królowej Popu, gdzie zajmuje zaszczytne miejsce obok Fridy Khalo i Salvadora Dalego.

Oficjalna część koncertu kończyła się wraz z ukłonami zespołu po „Vogue”. Zaraz potem Madonna rzucała słynne „Strike a pose!”, zaś opadająca kurtyna wieściła koniec głównej części show.

W tym miejscu należy ponownie wspomnieć o kostiumach noszonych przez Madonnę. W każdym z utworów tego aktu Królowa Popu ma na sobie coraz mniej, zostając w „Vogue” jedynie w czarnym komplecie składającym się ze spodni z lycry i stożkowego stanika. Być może chodziło o przekazanie, że im mniej norm i ról społecznych nas krępuje i przykrywa, tym dla nas lepiej. Stąd ukazane przejście od „kury domowej” z „Material Girl” do bogini tanecznej wolności w „Vogue”.

W kolejnych utworach śpiewanych na bis ten czarny komplet zostanie przykryty dodatkowymi elementami ubioru.

Wróćmy na chwilę do Jean-Paula Gaultiera. We wspomnianym w pierwszej części wywiadzie dla francuskiego „Liberation” nie tylko opublikowano odrzucone stroje z „Like a Prayer World Tour”. Projektant wspomniał także, że pracował nad kostiumem przeznaczonym do… „La Isla Bonita”! Piosenka miała prawdopodobnie znaleźć się w setliście jako jeden z bisów. Nieco światła na sprawę rzuca słynny wyciek niewykorzystanych materiałów. Można na nim dostrzec kilka rysunków, które przedstawiają strój z hiszpańskimi motywami.

Wykorzystanie właśnie tych wersji w planowanym „La Isla Bonita” potwierdził Thierry Perez na Instagramie, publikując odświeżone wersje projektów:

Czerwono-różowe wykończenia stanika, być może mające współgrać z czerwonym strojem planowanym w użyciu przetrwały materialnie na jego alternatywnej wersji, która powstała, ale nie została użyta.

Aplikacje w podobnych kolorach były również widoczne na spodniach z kompletu. Pokazano je po raz pierwszy na zdjęciu z pracowni Gaultiera, opublikowanym w francuskim wydaniu magazynu „Elle” z 1990…

…a potem także na kilku zdjęciach zrobionych podczas przymiarek.

Obecność na jednym z powyższych zdjęć owego stroju pod kostiumem znanym z „Keep It Together” pozwala przypuszczać, że ostatni singiel z „True Blue” miał znaleźć się gdzieś na końcu setlisty. Internauci po analizie dziennika Gaultiera publikowanego w magazynie Glamour wywnioskowali, że czas rezygnacji z wykonywania „La Isla Bonita” przypada na okolice lutego 1990, a więc na dość zaawansowanym etapie prób. Niestety powody nie są znane.

Wiemy już, że nie wszystkie z proponowanych kostiumów doczekały się użycia. Sporo w tym temacie przedstawiły jednak te z projektów, które trafiły na aukcję kilka lat temu. Można tylko przypuszczać jak bardzo inaczej show prezentowałoby się, gdyby któregokolwiek z nich Madonna zdecydowała się użyć.

Jeden z niewykorzystanych projektów kostiumów tancerzy pokazał również Thierry Perez na Instagramie. Kurtki o podobnym kroju nosili tancerze w „Into The Groove”, jednek były one wykonane z czarnej skóry, tu z kolei widzimy wersję wielokolorową.

O zmianach w setliście świadczy również kaseta ze studyjnym materiałem używanym podczas prób na początku prac. Nie znajdziemy na niej co prawda „La Isla Bonita”, ale rzuca ona nieco światła na mnogość dokonanych zmian.

Widać na niej, że zamiast „Where’s The Party” w setliście znajduje się „Physical Attraction”. Z ostatecznej setlisty usunięto również „Everybody”, na tamtym etapie znajdujące się w sekcji bisów. „Holiday” znajduje się z kolei po „Cherish”, „Oh Father” przed „Live To Tell” (ostatecznie kolejność była tu odwrotna), zaś „Vogue” – w połowie koncertu, po „Papa Don’t Preach”. Czy singiel z „I’m Breathless” miał być wykonywany w „kościelnej” scenerii? Nie wiadomo na pewno, ale… może na to wskazywać jeden ze szkiców koncepcyjnych scenografii. Widzimy na nim filary, z których… biją lasery. Nie wiemy, jaki był powód dokonania zmiany, ale być może rozwiązanie to nie było możliwe technicznie lub po prostu „Vogue” przeniesiono wcześniej, a z laserów zrezygnowano, kiedy okazały się bezużyteczne na kolumnach.

Co jednak z „La Isl Bonita”? Ponownie nie wiemy tego na pewno. Porównując jednak liczbę utworów na ostatecznej i roboczej setliście, możemy zauważyć, że jej wcześniejsza wersja zawiera o jeden utwór więcej, niż Madonna finalnie wykonywała. Ustawiając ją w ostateczny kształt i zamieniając zastąpione utwory, zauważymy, że z programu całkowicie wypadł debiutancki utwór Madonny. Jego usunięcie zwolniło miejsce „Holiday” (piosenka znalazła się na liście jako pierwszy bis). Pamiętając jednak czerwone aplikacje na kostiumach Gaultiera z tej części show, można się domyślać, że prawdopodobnie początkowo „Everybody” zastąpiono właśnie „La Isla Bonita”, ale w końcowym etapie prób zrezygnowano i z niego. Ponieważ nie było czasu na ćwiczenie kolejnego utworu, Madonna prawdopodobnie skróciła setlistę o jedną piosenkę. Kiedy okazało się także, że kostium matadora nie zostanie użyty, Gaultier wykonał końcowy strój jedynie w czarnej wersji, bardziej pasującej do „Vogue”, które wtedy znajdowało się już na końcu czwartego aktu. Nie są to jednak potwierdzone informacje, a jedynie autorska fantazja. ?

Wszystkie źródła informują o kostiumach zaprojektowanych przez Gaultiera. Choć jego rola jest tu nieprzeceniona, nie wolno zapominać, że wierzchni kostium w groszki, który Madonna założyła w „Holiday” został zaprojektowany przez Marlene Stewart. Oprócz koncertu, Madonnę mogliśmy później zobaczyć w nim na łamach bookletu „The Immaculate Collection” a także sesji do magazynu „Interview”.

„Holiday” był pierwszym z bisów i był właściwie pozbawiony głębokiego przesłania. Zniknęła również oszałamiająca scenografia. Na scenie pozostali jedynie Madonna i tancerze, pląsający w swoich strojach z falbanami. Czasem na scenie dołączali do nich goście – w Detroit ojciec Madonny, Silvio ‘Tony’ Ciccone (któremu Królowa Popu wraz z tłumem odśpiewała „Happy Birthday” z okazji urodzin), w Paryżu Jean Paul Gaultier, zaś w Rotterdamie… nastoletnia fanka!

Koncert zamykała piosenka „Keep It Together”, połączona ze wstępem z „Familly Affair” Sly and The Family Stone. Karkołomna choreografia z użyciem krzeseł robi wrażenie nawet dziś. Podczas trzeciego koncertu w Tokio, z uwagi na rzęsisty deszcz, wykonanie jej stało się jednak ryzykowne. Nietrudno bowiem o wypadek na śliskiej powierzchni. Z tego powodu był to jedyny koncert, podczas którego Madonna zrezygnowała z tego utworu.

Występ ten inspirowany był filmami „Mechaniczna pomarańcza” oraz „Kabaret”, zaś slang, którym mówi Madonna to tzw. „cockney”, używany we wschodnim Londynie głównie przez ludność niskich warstw społecznych.

Oczywiście i ten moment naszkicował Thierry Perrez. Oto 3 z jego artystycznych wizerunków dla domu mody Jean Paul Gaultier:

Thierry Perez na swoim Instagramie pokazał również niezrealizowany projekt kostiumu i do tego utworu. Górna część miała rękawy z wycięciami i była czerwona, co wydaje się mieć tym większy sens, jeśli uwzględni się inny czerwony kostium planowany pod koniec koncertu, we wspomnianym już kilkukrotnie „La Isla Bonita”.

Oprócz dosłownego znaczenia o miłości rodzeństwa, ostatni singiel z „Like a Prayer” miał w tym miejscu także głębokie przesłanie o braterstwie wszystkich ludzi. Wybrzmiewało wraz z ostatnimi słowami i które Madonna intonowała przez chwilę acapella. Chwilę później na scenie lądował jej czarny melonik. Dwugodzinne show, będące połączeniem muzyki, śpiewu, tańca, burleski i pokazu mody dobiegało końca.

Wystarczy spojrzeć na ogrom materiału wykorzystanego do powstania tych artykułów i od razu wiadomo, że ma się do czynienia nie tylko ze zwykłym koncertem. „Blond Ambition” to jeden z pierwszych koncertów popowo-rockowych, które nawet po upływie 30 lat wyglądają świeżo. Prawdopodobnie będzie tak jeszcze przez wiele lat, ponieważ to show, które dało podwaliny pod współczesną popkulturę i zajęło w niej kultową pozycję.

Krystian

Serdeczne podziękowania dla Thierry’ego Pereza, który miał swój udział w powstaniu tego cyklu i który zdradził nam kilka szczegółów rzucające nowe światło na tę kultową trasę koncertową.