W czerwcu 1985 gasną światła sceniczne The Virgin Tour. Trasa dobiega końca wraz z drugim koncertem w Madison Square Garden w Nowym Jorku. W życiu Madonny mimo to ma się wkrótce wiele wydarzyć – na początku lata przegra proces sądowy o zakaz emisji niskobudżetowego dramatu zakrawającego o soft porno pt. „Pewne poświęcenie”, na dokładkę wkrótce światło dzienne ujrzą akty z czasów, kiedy zarabiała na życie, pozując studentom szkoły artystycznej. Ponadto ma wystąpić podczas wielkiego koncertu charytatywnego Live Aid, w sierpniu poślubić Seana Penna, a na początku 1986 roku rozpocząć w Hongkongu zdjęcia do „Niespodzianki z Szanghaju”. Brukowce gonią za tanią sensacją, ktoś przepowiada rychły koniec kariery muzycznej młodej artystki…

26 marca 1986 roku stacje radiowe w Stanach rozpoczynają granie nowego singla Madonny – „Live To Tell”. Sezonowi fani przeżywają szok – artystka znana z nieco tandetnego stylu, pasków z napisem „Boy Toy”, podartych bluzek i krucyfiksów w uszach widnieje na okładce w delikatnym makijażu, blond falach i kwiecistej sukience, niczym niewinna dziewczynka z niedzielnej szkółki.


Zmiana wizerunku

Osobą odpowiedzialną za tę zmianę wizerunku był nie kto inny jak Christopher Ciccone, brat piosenkarki. Tak wspomina to w książce „Moje życie z Madonną”:

Pewnego ranka, po zakończeniu trasy, spoglądam na Madonnę w minispódniczce i gumowych bransoletkach i znowu zaczynam myśleć jak garderobiany (Christopher pracował przez wiele lat jako garderobiany podczas koncertów swojej siostry – przyp. red.). Ale rozmawiam z nią jak brat, nie bojąc się, że mnie wyleje.
– Twoje nogi wyglądają w tej spódnicy jak grube kiełbaski – mówię jej – jesteś już dorosła, potrzebujesz jakiejś lepszej stylizacji, coś w stylu Katharine Hepburn zamiast paska Boy Toy.
Przez chwilę myślę, że dostanę po twarzy.
– Chyba masz rację Christopher. Chodźmy na zakupy.
Zabrałem ją do mojego ulubionego sklepu, Matsuda na Madison Avenue, niedaleko Siedemdziesiątej Drugiej. Wybrałem koszulę z kremowego jedwabiu, szaro-brązowe spodnie w kant i brązowe mokasyny w męskim stylu. Oto Madonna, odsłona piąta – dorosła, elegancka i stylowa.


Teledysk

Zdjęcie, które zdobi okładkę, zrobiono na planie teledysku, który wyreżyserował James Foley. W porównaniu z poprzednimi klipami piosenkarki, ten był niemożliwie oszczędny. Nagrano go w zaciemnionym studiu, w którym postać Madonny (w prostej sukience w kwiaty nawiązującej stylistycznie do lat 30.) oświetlono reflektorem, czy to przechadzającą się wśród mroku, czy siedzącą na krześle.

Ujęcia poprzetykano scenami z filmu „W swoim kręgu”, w którym główne role grali Sean Penn i Christopher Walken. Choć utwór znalazł się na kolejnym krążku Madonny, pierwotnie promował film. Jak jednak doszło do tego, że Madonna w ogóle go nagrała?


Nagrania

Kiedy w głowie Madonny zrodził się pomysł na trzeci album, skontaktowała się z producentami Stephenem Brayem i Patrickiem Leonardem w celu przygotowania próbnych wersji piosenek. Ten drugi miał skomponowany w zanadrzu utwór, który przygotowany został z myślą o filmie „Ogień z ogniem”, jednak finalnie odrzucony przez wytwórnię Paramount. Przedstawił go Madonnie, która wpadła na pomysł, aby wykorzystać go w najnowszym filmie swojego męża. Szybko napisała słowa i nagrała taśmę demo.

Kiedy Leonard rozpoczął ostateczne miksowanie utworu, okazało się, że wokal Madonny jest tak dobry, że nie ma potrzeby nagrywania go kolejny raz w całości. Wystarczyło, że piosenkarka zaśpiewała jeszcze raz jedynie pierwszy wers utworu. Resztę w całości przeniesiono z taśmy demo, wzbogacając w ostatecznej wersji o lekki pogłos wygładzający ścieżkę wokalu i nadający utworowi dramaturgii.

Zapewne dziwi Was, dlaczego Madonna wydała singiel na trzy miesiące przed premierą płyty. Z komercyjnego punktu widzenia takie posunięcie wydaje się dziwne, zwłaszcza kiedy album jest jeszcze niegotowy.

Okazuje się, że szefostwo Warner Bros. również miało swoje obawy i sprzeciwiało się umieszczeniu utworu na soundtracku „W swoim kręgu”. James Foley wspominał nawet biografce Madonny, Lucy O’Brien, że podczas wspólnego obiadu z piosenkarką i osobą z zarządu Warnera był wręcz błagany, aby odwieść Madonnę od tego pomysłu:

Kiedy wyszła do łazienki, złapał mnie za rękę, spojrzał prosto w oczy i powiedział: „Słuchaj, jeżeli jesteś jej przyjacielem, powiesz jej, że nie chcesz tego w filmie. To zrujnuje jej karierę”. (…) Ponieważ jestem z natury samolubny, nakłoniłem ją do tego, lecz zaraz potem spytałem ją, czy jest tego pewna. Poruszyłem kwestię, o której wspomniał facet z Warnera: „twój album nie jest jeszcze gotowy”. „Gówno mnie to obchodzi” – odpowiedziała.

Identyczna sytuacja miała miejsce wiele lat później w przypadku „Die Another Day”, który na singlu wyszedł w październiku 2002 roku, promując film z serii Jamesa Bonda, a następnie pojawił się na płycie „American Life” pół roku później.


Miejsca na listach

Wydanie singla na kilka miesięcy przed premierą albumu wyszło w tym przypadku Madonnie na dobre. Singiel zadebiutował na #49 miejscu Billboard Hot 100, by 8 tygodni później (w notowaniu z 31 maja 1986) wspiąć się na szczyt i nie schodzić z niego przez 3 tygodnie. Był to trzeci singiel Madonny z numerem #1 na tej liście (jednocześnie drugi po „Crazy For You”, który pojawił się w filmie). Zmiana stylistyki muzycznej na nieco poważniejszą także wyszła artystce na dobre. Wkrótce utwór jako pierwszy singiel w karierze Królowej Popu osiągnął szczyt Billboard Adult Contemporary, gdzie również utrzymał się przez 3 tygodnie. W Kanadzie z kolei szczyt listy przebojów okupował w maju 1986 roku.

W Wielkiej Brytanii, gdzie singiel pojawił się 21 kwietnia 1986 roku, zaledwie tydzień po premierze zadebiutował na 10 miejscu UK Singles Chart, utrzymując się w zestawieniu przez 13 tygodni i osiągając najwyższe #2 miejsce. Na wyspach sprzedano dodatkowo ponad jego 280 000 kopii, co przełożyło się na certyfikat srebra.

W innych krajach europejskich „Live To Tell” również utrzymywał tendencję do wysokich miejsc na listach przebojów. Dużym zainteresowaniem cieszył się we Włoszech, gdzie na szczycie utrzymywał się przez 7 tygodni. #2 miejsce zajął w Norwegii, #4 – w Szwajcarii, zaś #6 – we Francji, gdzie otrzymał oficjalne odznaczenie srebrem przez Syndicat National de l’Édition Phonographique po przekroczeniu sprzedaży 250 000 egzemplarzy singla (ostatecznie sprzedano ich ponad 300 000). Singiel cieszył się wysokim uznaniem również w Japonii, gdzie #1 miejsce zajmował przez 5 tygodni.


Wykonania na żywo

Who’s That Girl Tour

Madonna zaśpiewała „Live To Tell” już podczas swojej pierwszej w pełni światowej trasy – „Who’s That Girl” w 1987 roku. Występ jest bardzo oszczędny i surowy, jednak niepozbawiony emocjonalnej głębi. Początkowo wokalistka spogląda i wyciąga dłoń w kierunku przesuwającego się po taśmociągu trzynastoletniego tancerza Christophera Fincha. Chłopiec robi to samo, po czym Madonna spogląda na swoją dłoń, jakby upewniając się co do swojego człowieczeństwa i tkwiącej w niej mocy.

Śpiewa, stojąc przy mikrofonie, podczas gdy na scenie wyświetlana jest jej gigantycznych rozmiarów twarz. Występ ten był bardzo emocjonalny w swojej surowości – w kontekście nazwy trasy można by rozumieć go jako zmierzenie się z nieprawdopodobieństwem sytuacji, w jakiej znalazła się dwudziestodziewięcioletnia wówczas piosenkarka. Próbuje się ona niejako upewnić, że ta dziewczyna, to w rzeczywistości ona, choć jeszcze kilka lat temu nikt o niej nie słyszał.


Blond Ambition Tour

Podczas kultowego show „Blond Ambition” z 1990 roku Madonna umieściła pierwszy singiel z „True Blue” w drugim akcie. Ubrana w czarną opończę z wyszytą na plecach koroną, zmierzała się w nim z własną religijnością, stawiając fundamentalne pytania o swoją sytuację w kontekście wiary. Niesamowite wrażenie robiła scenografia tej części koncertu, podkreślająca intymny charakter sceny – kościelna ława, wielki witraż, palące się w tle świece i kilkumetrowe filary w greckim stylu, przekształcające scenę w nawę kościoła. Piosenka na końcu płynnie przechodziła w „Oh Father”.


The Girlie Show Tour

Kilka lat temu do sieci wyciekły rzekome notatki Madonny z czasu prób do „The Girlie Show Tour”. Zastanawia setlista, która jest nieco inna od ostatecznej. Najbardziej ciekawą kwestią są utwory, z których Madonna zrezygnowała. Wśród nich widnieją bowiem „True Blue” i „Live To Tell”. Ten ostatni miał się podobno znaleźć w trzecim akcie show (w miejscu, gdzie ostatecznie trafiło „I’m Going Bananas”), inspirowanym weimarskim kabaretem z lat 30. i filmem „Maroko” z 1930 roku. Czy wyobrażacie sobie Madonnę śpiewającą „Live To Tell” w stroju od Dolce & Gabbana, wyglądającą jak Marlena Dietrich?


The Confessions Tour

Ostatni raz Królowa Popu zdecydowała się na śpiewanie „Live To Tell” w 2006 roku podczas trasy „Confessions”. Kiedy jednak to zrobiła, o utworze na nowo usłyszał cały świat. Mowa naturalnie o występie, podczas którego piosenkarka wykonywała większą część utworu na wielkim, lustrzanym krzyżu, z koroną cierniową na głowie.

Obraz ten wywołał zgorszenie środowisk religijnych na całym świecie. Oburzeni byli chrześcijanie, oburzeni byli Żydzi, oburzali się i muzułmanie (Jezus jest uznawany za proroka przez wyznawców judaizmu i islamu). Mało kto wniknął jednak w warstwę znaczeniową tej przejmującej sceny.

W tym miejscu pozwolę sobie na trochę prywaty. Choć sam obraz wiszącej na krzyżu blondynki w cierniowej koronie może szokować, moim zdaniem nie należy zapominać o obrazach głodującej i trawionej przez AIDS Afryki, które wyświetlono na ekranach w tle. Druzgocząca liczba 12 000 000 osieroconych w wyniku AIDS dzieci (która według szacunków miała wzrosnąć do 20 000 000 przed końcem 2010 roku) wprawia nawet dziś w osłupienie. Choć nie miałem szczęścia zobaczyć koncertu na żywo, domyślam się, jak piorunujące wrażenie musiały robić cytaty z Ewangelii według św. Mateusza, wyświetlane na tle wybuchów ognia, kiedy krzyż powoli opadał.

Osobiście rozumiem ten występ jako odpowiedź na kościelną opieszałość w sprawie humanitarnej klęski Afryki, jaką są trawiące jej mieszkańców choroby weneryczne. Powszechnie wiadomo bowiem, jaki stosunek ma Kościół do kwestii antykoncepcji i Madonna opowiada się właśnie przeciwko tej bierności.

W oficjalnym stanowisku artystki, opublikowanym jako odpowiedź na protesty towarzyszące koncertom (najsilniej widoczne we Włoszech i Rosji), czytamy:

W programie mojego show jest jeden segment, w którym moi trzej tancerze „wyznają” lub dzielą się doświadczeniami z dzieciństwa, które ostatecznie przezwyciężyli. Moja „spowiedź” odbywa się na krucyfiksie, z którego ostatecznie zejdę. To nie jest szyderstwo z Kościoła. Nie różni się od osoby noszącej krzyż czy „podejmowania krzyża”, o którym mówi Biblia. Mój występ nie jest antychrześcijański, świętokradczy ani bluźnierczy. Raczej jest to mój apel do publiczności, aby zachęcić ludzkość do wzajemnego wspierania się i do widzenia świata jako jednolitej całości. Wierzę w sercu, że gdyby Jezus żył dzisiaj, zrobiłby to samo.
Moją szczególną intencją jest zwrócenie uwagi na miliony dzieci w Afryce, które umierają codziennie i żyją bez opieki, bez medycyny i bez nadziei. Proszę, aby ludzie otworzyli swoje serca i umysły, aby zaangażowali się w jakikolwiek sposób. (…)
Proszę nie wydawać wyroku, bez obejrzenia mojego występu.

Odejdźmy teraz jednak od patosu. Krzyż zaprojektował na zlecenie Madonny John McGraw, dyrektor artystyczny AHDE LAHTI Design – firmy, która na swojej stronie internetowej szczyci się, że odpowiadała również za projekt sceny użytej podczas „Re-Invention Tour”. Pytanie zatem, czy w 2006 roku Madonna ponownie skontaktowała się z projektantami, czy też planowała scenę z krzyżem już w 2004, ostatecznie rezygnując z niej i wracając podczas kolejnej trasy. Niestety tego nie wiemy, ale możemy obejrzeć wirtualny model projektu.


Covery

Piosenka „Live To Tell” doczekała się wielu coverów, ale my wybraliśmy kilka najciekawszych. W 1992 roku na płycie „Have a Little Faith” amerykańskiego gitarzysty Billa Frisella znalazła się jego gitarowa wersja hitu Madonny.


Podobną wersję, choć w formie ballady na fortepian, zaprezentował jakiś czas temu sam jej kompozytor Patrick Leonard.


Interesującą interpretację piosenki zaprezentowała także włoska piosenkarka Lucrezia, której taneczna wersja w znacznie szybszym tempie doczekała się remiksu Davida Moralesa, użytego w teledysku.


Fortepianową aranżację z cudownym, pełnym emocji wokalem podczas koncertów w 2011 roku wykonywała Tori Amos.


Najbardziej oryginalnym coverem hitu Madonny może się poszczycić Lacuna Coil, której metalowa wersja znalazła się na albumie „Delirium” z 2016 roku. Choć w piosence nieco zmieniono linię melodyczną, słowa z łatwością można rozpoznać.

https://youtu.be/9esGGgopO2U

Jeśli jakikolwiek muzyczny laik pamięta dziś „Live To Tell”, to – o zgrozo – kojarzy to tylko przez pryzmat skandalu z „The Confessions Tour”, w dodatku najczęściej bez wnikania w znaczenie, które jest tak głębokie. A przecież piosenka broni się i bez niego. Jest żywym dowodem na to, że aby stworzyć emocjonalną balladę nie trzeba popisywać się głosem. W tym przypadku mniej znaczy więcej. Marzy mi się akustyczna wersja podczas kolejnych koncertów…

KRYSTIAN