W przededniu „Like a Virgin”

Star Hits

grudzień 1984
Tłumaczenie: RottenVirgin


„Mam na nosie okulary, bo strasznie bolą mnie oczy” – przeprasza Madonna. „Od trzech dni nie spałam, a wczoraj wieczorem dowiedziałam się, że mój przyjaciel trafił do więzienia… ach, nieważne, to długa historia”. Właśnie zakończyła serię spotkań z menadżerem i Nile Rodgersem, producentem jej nowego albumu  pt. „Like a Virgin”. Płyta, na której znajdą się takie piosenki jak „Dress You Up”, „Material Girl” czy „Angel”, będzie mieć swoją premierę, gdy tylko debiutancki album Madonny ustąpi mu nieco miejsca na listach przebojów. Nile Rodgers, jak mówi Madonna, „jest człowiekiem pełnym namiętności. Żyje pełnią życia. Praca z kimś takim ma swoje jasne i ciemne strony, ale mi pracowało się z nim świetnie”.

Teraz jednak Madonna, ubrana w elegancką, czarną, skórzaną kurtkę ozdobioną srebrnym graffiti, z ustami pomalowanym niebieskawą pomadką, krucyfiksami i w typowej dla siebie gumowej biżuterii, gotowa jest do rozmowy nad szklanką Campari z sokiem grejpfrutowym. Na pytania odpowiada z tym samym entuzjazmem, z jakim żuje gumę.

Gdzie nauczyłaś się tańczyć?

Tak naprawdę sama się nauczyłam. Jako mała dziewczynka często oglądałam telewizję i starałam się naśladować Shirley Temple. Szłam do piwnicy, włączałam muzykę i tańczyłam. Dawałam też lekcje tańca swoim koleżankom – na swój własny, pięcioletni sposób. Kiedy trochę podrosłam, zaczęłam uczyć też chłopców. Pamiętam, że pierwszą piosenką, do której uczyłam tańczyć chłopaka, była piosenka „Honky Tonk Woman” Stonesów. To prawda, było to bardzo seksowne. Kiedy miałam jakieś dwanaście lat, postanowiłam zająć się tańcem na poważnie i zaczęłam uczęszczać na zajęcia z tańca jazzowego, stepowania i gimnastyki. Na właśnie takie zajęcia wysyłano nadpobudliwe dziewczynki.

Przejmujesz się swoją wagą?

Jasne i właśnie dlatego przepływam dziennie sto okrążeń. Dobrze jest być gibkim, łatwiej się wtedy poruszać i wygląda się dużo atrakcyjniej. Normalna waga sprzyja też dobremu samopoczuciu.

Co byś w sobie zmieniła?

Zawsze chciałam być wyższa. Czuję się jak kurdupel, ale tak już jest. Mam niewiele ponad metr sześćdziesiąt – właściwie to dość przeciętny wzrost. Jeśli chodzi o mój wygląd, prezentuję się zwyczajnie, przeciętnie, w normie. To moje wnętrze sprawia, że jestem nieprzeciętna. Chciałabym też nie być tak niezdecydowana. Jeśli chodzi o sprawy zawodowe, podejmuję, jak sądzę, dobre decyzje, ale jeśli chodzi o życie osobiste, jestem niezwykle chaotyczna. Zmieniam zdanie co pięć sekund.

Z kim chciałabyś umówić się na randkę? Z Rickiem Springfieldem, Simonem le Bonem, Lionelem Richie czy Davidem Lee Rothem?

Uch. No weź! Mówiąc szczerze, nie umówiłabym się z żadnym z nich. Gdybym jednak miała wybierać, spotkałabym się z Davidem Lee Rothem, ale na pewno bym się dla niego nie stroiła.

Czy jest taka część garderoby, w której nie ośmieliłabyś się wystąpić publicznie?

Majtki. Nie wystąpiłabym publicznie w samych  majtkach. W ciuchach musi mi być wygodnie i muszą ładnie wyglądać, ale oczywiście nie starałam się jakoś specjalnie, aby ładnie wyglądały. Moje ulubione ciuchy to spódniczka od Vivienne Westwood we wzory autorstwa Keitha Haringa, czarna siatkowa bluzka i dżinsowa kurtka z graffiti „Boy Toy” na plecach. Spotykałam się z graficiarzami i sama zaczęłam nosić ze sobą markery, ale w pewnym momencie straciłam zapał do tego, by wszędzie się podpisywać. Teraz robi to za mnie konkurencja.

Najcenniejsza rzecz, jaką posiadasz?

Zdjęcie mojej mamy, gdy była młoda. Na zdjęciu, siedzi roześmiana na koniu. Mama nie dała mi tego zdjęcia. Zmarła, kiedy byłam bardzo mała i zanim przeprowadziłam się do Nowego Jorku ukradłam to zdjęcie mojemu ojcu.

Co najbardziej ci się podoba w Wielkiej Brytanii?

Mnóstwo dobrych sklepów z ciuchami. Na zakupach w Wielkiej Brytanii zawsze dobrze się bawię – moda jest dla Brytyjczyków ważna. Nie miałam czasu rozejrzeć się za jakimiś dobrymi restauracjami, ale podoba mi się też lewostronny ruch drogowy.

Twoja największa ambicja?

Chciałabym zapisać się w historii przemysłu rozrywkowego jako seksowna, tragikomiczna postać. Chciałabym pozostawić po sobie takie wrażenie, jakie pozostawiła Marylin Monroe, móc wzbudzać w ludziach tak wiele różnych emocji.

Jak wyobrażasz sobie siebie za trzydzieści lat?

Mam nadzieję, że będę pogodną kobietą, że wraz z wiekiem będę coraz mądrzejsza… i że nadal będę mieć w sobie pewną dziecięcą figlarność i ciekawość, taką jaką mam w sobie teraz.

Chodzisz do kościoła?

Nie, chyba że po to, aby kraść krucyfiksy. Żartuję. Jednak z racji tego, jak mam na imię, dostaję mnóstwo listów od religijnych fanatyków.

Jak to jest mieć na imię Madonna?

Czuję się tak, jakbym musiała temu imieniu sprostać. Nikt mi nigdy nie dokuczał z powodu mojego imienia, a przynajmniej niczego takiego sobie nie przypominam. Chodziłam do katolickich szkół.

Twoje ulubione lody?

Nie lubię lodów, ale gdybym miała zjeść deser lodowy, wybrałabym taki z lodami waniliowo-czekoladowo-kawowymi, gorącą polewą z krówek, bitą śmietaną i orzechami. Ale bez żadnych wisienek na czubku. Wisienki są paskudne.

Do czego doszło między tobą a Simonem le Bonem [wokalistą Duran Duran, przyp. tłum.] za kulisami Madison Square Garden? Poszło ponoć o tort urodzinowy?

Tak? Był tam jakiś tort? Było dużo jedzenia i szampana. Czyżbym walczyła o kawał ciasta z Simonem? To ciekawa pogłoska. Nic takiego nie miało miejsca. Prawdę mówiąc, bardzo się pochorowałam i musiałam wyjść w trakcie ich pierwszego bisu. Napiłam się szampana na pusty żołądek. Poszłam na ich występ, bo Nile (Rodgers) miał zagrać bis. W przeciwnym razie pewnie by mnie tam nie było.

Co byś zrobiła, gdybyś mogła być przez jeden dzień niewidzialna?

Poszłabym do mojej wytwórni i podsłuchała, co też ci wszyscy ludzie naprawdę mają zamiar zrobić z moją płytą.

Czytasz horoskopy?

Tak, jeśli akurat wpadnie mi w ręce „The New York Post”, ale nie wyszukuję horoskopów. Jestem zodiakalnym lwem. Wierzę w horoskopy, ale nie zajmuję się nimi, nie studiuję ich. To nauka oparta na dobrej wierze.

Co sądzisz na temat Ronalda Reagana?

Nie analizuję jego osoby, ale uważam, że jest niezłym aktorem. Sądzę, że jest marionetką w rękach ludzi z gabinetu i że wszelkie decyzje podejmują za niego, a on tylko pokazuje się publicznie. Miejmy nadzieję, że go nie zastrzelą. A Nancy? [żona Reagana, przyp. tłum.] Daj spokój.

Co byś robiła, gdybyś miała więcej czasu?

Odpoczywała. Czytała, oglądała filmy. Chciałabym mieć więcej czasu, by odwiedzać rodzinę. Jest rozsiana po całym świecie, jedni mieszkają w Kalifornii, drudzy w Nowym Jorku, jeszcze inni w Brazylii. Mam ośmioro braci i sióstr. Po raz ostatni byłam w domu na Święto Dziękczynienia. Była to moja pierwsza wizyta w domu od dwóch lat.

Zdarza ci się płakać przed zaśnięciem?

Przepłakałam niejedną noc. Dlaczego? Powodów jest wiele, wszystkie straszne. Albo płaczę tak długo aż zasnę, albo wcale nie zasypiam. Gdy jest mi smutno, albo gdy jestem podekscytowana tym, co ma się wydarzyć następnego dnia, w ogóle nie mogę zasnąć.

Czy Nowy Jork przeraża?

Nie, w ogóle. To inne miasta mnie przerażają, miasta, gdzie ludzie są naprawdę zacofani i wyglądają, jakby chcieli zastrzelić cię za to, że wyglądasz inaczej niż reszta. Tak jest na południu, masa ignorantów.

Gdzie najchętniej chodzisz potańczyć?

O ile wiem, w Nowym Jorku nie ma zbyt dobrych nocnych klubów, a kiedyś sądziłam, że najlepsze kluby są właśnie tam. Ostatnim razem, gdy naprawdę dobrze bawiłam się w klubie, byłam w Paradise Garage w Nowym Jorku albo w Rhythm Lounge w Los Angeles.

Kto robi ci pranie?

Sama je robię. Pranie zanoszę do pralni na mojej ulicy i po sprawie.