Covery klasyków są posunięciem ryzykownym. Mogą zagwarantować artystom przepustkę do kariery, jaką przykładowo był dla Kylie Minogue cover „The Locomotion”. Mogą też być gwarantem sukcesu tak wielkiego, że ludzie zapominają o oryginalnej wersji, jak się stało z „Venus” w wersji Bananaramy, znanej bardziej niż starsza o 16 lat wersja Shocking Blue. Z drugiej jednak strony bywają powodem do wieszania psów na artystach, za przykład czego może służyć „I Love Rock ‘N’ Roll” w wykonaniu Britney Spears, uważane za wręcz zaprzeczenie wersji Joan Jett. Madonna w swojej karierze nie ma wielu coverów, jednak przynajmniej dwa z nich to nowe wersje absolutnie kultowych piosenek. Jedną z nich jest nagrany w połowie lat 90. cover „I Want You”, piosenki pochodzącej z repertuaru Marvina Gaye’a. Jak to jednak było, że Królowa Popu zabrała się za taki szlagier?
Historia powstania
Historię tego utworu powinniśmy właściwie podzielić na dwie osobne. Pierwsza to historia oryginału. Ponieważ nie dotyczy ona Madonny, wystarczy nam skrócona historia.
Utwór został napisany w połowie lat 70. przez Leona Ware’a i jego muzycznego partnera Arthura „T-Boy” Rossa. Ware planował wydać piosenkę na swoim powstającym wówczas albumie „Musical Massage”, wydanym ostatecznie w 1976 roku. Kiedy przedstawił wstępny szkic materiału na płytę dyrektorowi generalnemu wytwórni Motown, Berry’emu Gordy’emu, ten zdecydował, aby namówić artystę do oddana piosenki Marvinowi Gaye’owi.
Kiedy przedstawiono ją wokaliście w surowej wersji, ten – zainspirowany swoim trudnym związkiem ze swoją późniejszą żoną Janis Hunter – zdecydował się na jej nagranie. Została ona wydana na albumie o tym samym tytule, który do sklepów trafił 1 kwietnia 1976 roku i promowała go jako pierwszy singiel.
Około 1994 roku wytwórnia Motown wpadła na pomysł, by nagrać album-hołd dla Marvina Gaye’a z okazji dziesiątej rocznicy jego śmierci. Na płycie miały się znaleźć przeboje artysty w wykonaniu innych wokalistów, a nad całością projektu miał czuwać zespół Massive Attack. Planowano wówczas, że „I Want You” nagra Chaka Khan. Istnieją dwie wersje mówiące, dlaczego artystka tego nie zrobiła. Pierwsza mówi, że… nie stawiła się na umówioną sesję nagraniową. Druga, że owszem, pojawiła się, ale sesja wypadła fatalnie.
Pojawił się ponoć także pomysł, aby cover nagrał Aaron Neville, jednak i on spełzł na niczym na skutek problemów prawnych z kontraktem. Szczęśliwie jednak producentem nagrania miał być Nellee Hooper, który właśnie zakończył pracę z Madonną nad „Bedtime Stories” i zasugerował ją jako artystkę, która powinna zmierzyć się z piosenką. Co ciekawe, mimo że nagrywała ona dla Warner Bros., a projektem kierowała wytwórnia Motown, okazało się, że wiąże się to ze znacznie mniejszą biurokracją niż w przypadku Neville’a.
Ciekawostką jest fakt, że cały skład Massive Attack nigdy nie miał okazji poznać Madonny. Możliwość tę miał tylko Robert „3D” Del Naja, który wraz z Hooperem spotkał się z piosenkarką w Nowym Jorku, by w ciągu dwóch dni omówić pomysły i zarejestrować jej wokal. Następnie zabrał materiał do Bristolu, gdzie wraz z pozostałymi członkami grupy pracowali nad piosenką.
Madonna w tym czasie przygotowywała się już do wydania „Something To Remember” – składanki ballad, która miała załagodzić jej wizerunek nadszarpnięty przez okres „Erotiki”. Kiedy przysłano jej gotową wersję utworu, była pod takim wrażeniem, że natychmiast zdecydowała o umieszczeniu piosenki na płycie.
Istnieje kilka wersji piosenki, m.in. rozszerzona wersja symfoniczna, ze znacznie dłuższym zakończeniem.
Wydanie
„I Want You” po raz pierwszy wydano wraz z „Something To Remember”, 3 października 1995 roku. Na płycie piosenka pojawiła się w wersji z pogranicza popu i trip-hopu oraz w symfonicznej aranżacji. Dzień przed premierą płyty utwór zadebiutował w radiu.
17 października tego samego roku pojawił się także na składance „Inner City Blues: The Music of Marvin Gaye” pod numerem 4. Dwa dni później na antenie MTV zadebiutował nakręcony do utworu teledysk.
Radio, teledysk, dwie płyty… wydawać by się mogło, że utworowi zgotowano wspaniałą promocję. I tak faktycznie by było, gdyby nie… brak faktycznego wydania singla!
Piosenka rzeczywiście była przygotowana do wydania jako główny utwór promujący składankę ballad z 1995 roku. Dlatego właśnie zdecydowano o nakręceniu klipu i rozesłano promocyjne single do stacji radiowych wyłącznie na ich użytek. Problem pojawił się jednak na drodze do oficjalnego wydawnictwa.
Mówiąc najprościej, jak się da, wytwórnia Motown wyczuła kurę znoszącą złote jajka, więc nie chciała zezwolić na wydanie singla pod szyldem Warner Bros. Z kolei wytwórnia Madonny nie chciała zgodzić się na to, aby jej czołowa reprezentantka dawała zarobić konkurencji. Przekomarzania i grzebanie w kruczkach prawnych trwały tak długo, że nawet gdyby któraś ze stron ustąpiła, na wydanie singla i tak wkrótce potem było już za późno. Temat zresztą niedługo później umarł śmiercią naturalną. „I Want You” został wyłącznie radiowo-telewizyjnym singlem bez oficjalnego wydawnictwa. Przez tę przepychankę przepadły również klubowe remiksy, które z myślą o wydawnictwie przygotowali Junior Vasquez i Warren Rigg. Wyciekły one co prawda do Internetu (nie do końca wiadomo, który jest czyjego autorstwa), ale nigdy nie zostały oficjalnie wydane.
Teledysk
Reżyserem nakręconego do piosenki klipu jest Earle Sebastian. Zdjęcia kręcono w dniach 5-6 sierpnia 1995 roku w studiu Silvercup w Long Island w Nowym Jorku. Następnie obróbki dokonał Bruce Ashley, a nad produkcją czuwał Joel Hinman. Obraz miał swoją premierę 19 października 1995 roku na antenie MTV, będąc częścią programu dokumentalnego poświęconego płycie „Inner City Blues: The Music Of Marvin Gaye”.
Za inspirację do nakręcenia klipu posłużyło opowiadanie Dorothy Parker „A Telephone Call”, będące monologiem wewnętrznym kobiety, która czeka na telefon od ukochanego. Oto jego fragment:
Proszę, Boże, niech on do mnie teraz zadzwoni. Dobry Boże, niech teraz do mnie zadzwoni. Nie będę Cię prosić o nic innego, naprawdę nie będę. Nie proszę o wiele. Dla ciebie, Boga, to tak niewiele, taka mała, mała rzecz. Spraw tylko, żeby zadzwonił. Boże, proszę. (…) „Zadzwonię o piątej, kochanie”. „Do widzenia, kochanie”. Był zajęty, spieszył się, a dookoła było tyle ludzi, ale powiedział do mnie „kochanie” dwa razy. Jest mój, jest mój. Nawet jeśli więcej go nie zobaczę. (…) Nie, nie, nie. Muszę przestać. Muszę pomyśleć o czymś innym. Zrobię to. Położę zegar w innym pokoju. Wtedy nie będę mogła na niego patrzeć. Jeśli będę chciała na niego spojrzeć, będę musiała pójść do sypialni i przynajmniej będzie coś do zrobienia. Może zadzwoni do mnie, zanim znowu popatrzę na zegar. (…) Czy karzesz mnie Boże, bo byłam zła? (…) Jeśli do mnie nie zadzwoni, to będzie znak, że Bóg jest na mnie zły. Policzę piątkami do pięciuset i jeśli wtedy nie zadzwoni, będę wiedzieć, że Bóg już mi nie pomoże. To będzie znak. (…) Nie zadzwonię do niego. Nie zadzwonię do niego, póki żyję. Zgnije w piekle, zanim go wezwę. Nie musisz dawać mi siły, Boże. Mam ją sama. Gdyby chciał, mógłby mnie zdobyć. On wie, że się miotam. On wie, że czekam tutaj. Jest taki pewny siebie, taki pewny. (…) Boże, czy naprawdę nie pozwolisz, żeby do mnie zadzwonił? Jesteś pewien, Boże? Czy nie mógłbyś, proszę, ustąpić? Nie mógłbyś? Nawet nie prosiłam Cię, aby w tej chwili zadzwonił, Boże. Tylko niech zrobi to za chwilę. Liczę piątkami do pięciuset. Zrobię to powoli i uczciwie. Jeśli wtedy nie zadzwonił, zadzwonię do niego. Tak zrobię. O proszę, drogi Boże, drogi Boże, mój błogosławiony Ojcze w Niebie, niech wcześniej zadzwoni. Boże, proszę. Proszę. Pięć, dziesięć, piętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia pięć, trzydzieści, trzydzieści pięć…
Atmosfera opowiadania została idealnie odmalowana w teledysku. Kobieta chodzi po pokoju, usiłuje się na czymś skupić, jednak widać wyraźnie, że cierpi z powodu nieobecności ukochanego. Czeka na telefon, a kiedy ten dzwoni, ona nie zdąża odebrać. Widać, że targają nią sprzeczne uczucia. Kiedy wreszcie rozlega się sygnał telefonu, ta postanawia odłożyć słuchawkę. Choć dla uczucia tej pary nie jest to pozytywny koniec, finalna scena, w której Madonna odkłada słuchawkę na łóżko, tak by nie można było się do niej dodzwonić, niesie w pewnym sensie dawkę siły. Ostatecznie ma się bowiem wrażenie, że z działania kobiety płynie nauka, że lepiej pogodzić się ze stratą, niż tkwić w relacji, która kosztuje zbyt wiele emocji.
Emocjonalny wydźwięk klipu dobrze zadziałał na odbiorców. W notowaniu z 21 października 1995 roku, zaledwie kilka dni po premierze, teledysk zajął #11 miejsce na telewizyjnej liście przebojów stacji VH1. Finalnie doczekał się także nominacji w kategorii „MTV Amour” podczas plebiscytu MTV Europe Music Awards w 1996 roku. Przegrał jednak z „Killing Me Softly” The Fugees.
Poza okazjonalnymi odtworzeniami w telewizji, teledysk nie został wydany aż do 2009 roku, kiedy to stał się częścią „Celebration: The Video Collection”.
W 2006 roku piosenka pojawiła się również na składance Massive Attack, noszącej tytuł „Collected”.
Niestety, na skutek braku oficjalnego singla, zgodnie z ówczesnymi regulaminami, piosenka nie mogła wejść do notowań radiowych. Madonna również nigdy nie zdecydowała się na jej publiczne wykonanie, choć podobno ćwiczyła utwór podczas prób do trasy „Drowned World”. Jeśli wierzyć pogłoskom, piosenka została zastąpiona przez „Lo Que Siente La Mujer”.
I Want You, jako cover klasyku sprzed lat, może i był posunięciem ryzykownym, jednak trzeba się zgodzić, że udał się Madonnie wyśmienicie. Jest najlepszym przykładem niewykorzystanego potencjału na hit, a wszystko przez zawirowania formalne. Kto wie – może gdyby wydano wówczas singiel, piosenka byłaby jedną z najbardziej rozpoznawalnych ballad Madonny?