Już jutro o 21:00 zadebiutuje film „Andaluzja śladem Madonny”. Został on zmontowany z nagrań i zdjęć z wyjazdu na południe Hiszpanii w pierwszych dniach marca tego roku. Przeddzień jego premiery to ostatni moment, żeby powiedzieć kilka słów o filmie. A zatem chwila prywaty i osobistego spojrzenia.

Link, pod którym znajdziecie film:

Tytuł właściwie mówi wszystko i… nic. Z pewnością każdy bowiem oczekuje obrazków znanych z klipu „Take a Bow”. Zasadniczą kwestią jest jednak pytanie – ile z tamtego świata zostało po upływie ponad 27 lat? Jak bardzo tamte miejsca się zmieniły? Jakie ślady nadal udaje się odnaleźć? Na te wszystkie pytania odpowie ten film. A przynajmniej taką mam nadzieję.

Podróżowanie do miejsc związanych z Madonną ma swoją magię. Myli się jednak ten, kto uważa, że podróżuję tam tylko po to, żeby zrobić zdjęcie w miejscu, gdzie nakręcono półsekundowe ujęcie. Oczywiście, „tropienie” Madonny i odtwarzanie tych zdjęć lub ujęć jest motywem głównym, ale jest to w głównej mierze dla mnie zabawa. Jej inspirację zaczerpnąłem z podróży, w jakie udawali się z figurką Lary Croft w miejsca znane z gier i filmów twórcy oficjalnej polskiej strony World of Tomb Raider – laracroft.pl, prywatnie moi znajomi – Bartek i Robert. To taka sama forma rozrywki.

Jestem jednak przekonany, że chłopaki zgodziliby się ze mną, że samo zrobienie kilku fotek nie jest jedynym celem wyprawy. Tu chodzi o coś więcej. A tak się składa, że podróżując śladem Madonny, człowiek może trafić do niezwykłych miejsc – czasem zupełnie nieznanych, ale zapierających dech w piersiach, a czasem tych będących lokalnymi atrakcjami. I skoro już się jest w okolicy, to naturalna ciekawość świata ciągnie – przynajmniej mnie – w te miejsca. Zawsze uważałem, że o pewnej wartości Madonny jako artystki świadczy fakt, że w swojej twórczości jest autentyczna. Tak jak niegdyś postawiła ona na prawdziwe kościelne filary na scenie zamiast płaskich dekoracji, tak i w klipach „Take a Bow” i „You’ll See” postawiła na autentyczność (zwłaszcza w tym pierwszym wypadku) – zamiast sfilmować sceny w studiu, imitując Hiszpanię, stworzyła ikoniczne obrazy w „naturalnym” środowisku. I właśnie tego ducha „autentyczności” podczas takich podróży można poczuć. Przy okazji „zaliczania” kolejnych madonnowych lokacji, można trafić w naprawdę ciekawe miejsca z bogatą historią, której w filmie nie braknie. Tym razem, bardziej niż w przypadku materiału z Budapesztu śladem „Evity”, możecie liczyć więc na pokazanie tych miejsc, które może nie wiążą się z Madonną bezpośrednio, ale które warto zwiedzić, będąc w tamtych rejonach. A może to się okazać przydatne zwłaszcza podczas planowania wakacyjnych podróży.

Film przyszło mi kręcić w niecodziennych okolicznościach. Nasz wyjazd wypadł dosłownie w pierwszych dniach wojny w Ukrainie, co początkowo trochę odbiło się na naszych nastrojach. Przed wyjazdem czułem się bowiem nie w porządku, że mam wyjechać, kiedy moi ukraińscy znajomi martwią się o swoje rodziny. Byłem chyba gotów nawet pochrzanić zainwestowane pieniądze, ale pamiętam rozmowy z kilkoma osobami, które mnie ostatecznie przekonały, używając argumentów, których nie chcę tu wyciągać, bo dotyczą spraw prywatnych. W każdym razie dziękuję zwłaszcza Oli i Bartkowi.

Niepokój może i towarzyszył nam przez cały czas, ale to, co pamiętam zwłaszcza z tego wyjazdu, to niesamowita atmosfera i energia tamtych miejsc, w których o problemach myślało się trzeźwiej. Nie chcę przez to powiedzieć, że przejmowaliśmy się mniej, ale że nasze myśli nie były zdominowane przez strach i panikę, a przez racjonalne myślenie. Nigdy nie zapomnę, jak siedzieliśmy na arenie byków w Rondzie, czytając doniesienia z Kijowa i czując autentyczną radość z pozytywnego obrotu spraw w całej negatywności wojny.

Wróćmy jednak do filmu. Dlaczego pokładam w nim tak wielkie nadzieje, że przypadnie Wam do gustu? Bo kiedy coś robię, to staram się wkładać w to nie tylko całe serce, ale i całego siebie. Nie chcę, by brzmiało to patetycznie, ale tego właśnie nauczyła mnie Madonna. W Andaluzji połamałem więc statyw (został on finalnie w śmietniku przed lotniskiem w Maladze, kiedy wracaliśmy do domu), mój aparat zaliczył groźny upadek, po którym zaczął mieć problemy ze złapaniem ostrości, a ja sam musiałem się zmagać z lękiem wysokości, próbując nagrać ujęcia z tarasów widokowych w Rondzie. Ostatecznie jednak uważam, że stworzyłem taki film, jaki chciałem stworzyć – autentyczny.

Czego więc oczekiwać w skrócie? Godzinnej opowieści o Madonnie, anegdot z planów filmowych, porównywania miejsc z klipu z tym, co zobaczyć można teraz, kilku zaskoczeń i szczęśliwych przebłysków (Deja-vu? Flashback? Fotograficzna pamięć? Nie wiem…), które pozwoliły mi zidentyfikować miejsca, których nie spodziewałem się odnaleźć. A to wszystko okraszone lokalnymi historiami, legendami, turystycznymi informacjami i niezwykłą atmosferą południa Hiszpanii, którą można naprawdę mocno nasiąknąć nawet podczas krótkiego pobytu.

Spotykamy się więc jutro o 21:00. Nie zapomnijcie, że podczas premiery dostępny będzie czat na żywo, na którym możecie zadawać pytania i komentować to, co widzicie. Tym razem daruję sobie pogadankę, bo film wyczerpuje temat. Jeśli jednak pojawi się jakieś pytanie, nie wahajcie się go zadać.

Na koniec dziękuję towarzyszom podróży. Łukaszowi, z którym od początku przemierzam madonnowe lokacje i który „czuje bluesa” w tym samym stopniu, co ja. A także Pawłowi, który obwiózł nasze zady po południu Hiszpanii i który chyba się nie zraził, choć pierwszy raz tak namacalnie widział, z kim ma do czynienia. 😉

Opinie tych, którzy film już widzieli, są bardzo pozytywne. Tym bardziej więc czuję podekscytowanie na myśl o pokazaniu go Wam, abyście mogli poczuć choć namiastkę tego, co czułem ja. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.

Krystian