Recenzja „Ray of Light”

Slant Magazine

2003
Sal Cinquemani
Tłumaczenie: RottenVirgin


„Ray of Light”, pierwsza po czterech latach przerwy studyjna płyta Madonny obwieściła powrót piosenkarki do muzyki pop. To był powrót po zboczeniu z trasy – podróży do Argentyny, doświadczeniach macierzyństwa, wreszcie duchowym oświeceniu. Do pracy nad płytą artystka zaprosiła swojego wieloletniego współpracownika, autora piosenek, Patricka Leonarda (który współtworzył wiele najsłynniejszych utworów Madonny i którego wkład w powstanie jej ósmego albumu często jest niedostrzegany) oraz brytyjskiego czarodzieja elektroniki, Williama Orbita. Ze współpracy z nimi narodził się zbiór piosenek stanowiących zgrabny mariaż muzyki elektronicznej i popu. „Frozen”, pierwszy singiel z albumu, wspólne dzieło Madonny, Leonarda i Orbita, to arcydzieło muzyki pop na poziomie „Like a Prayer”. Słowa piosenki nie należą do skomplikowanych, ale jej przesłanie jest doniosłe:

Widzisz tylko to, co twe oczy chcą widzieć,
jakże życie może być takie, jakim chciałbyś, by było?

Urzekająca melodia piosenki i aranżacje smyczkowe rodem ze srebrnego ekranu podszyte zostały ekspresyjnymi przejściami bębnów i pulsującymi efektami elektronicznymi. Takie utwory jak szalone „Skin” czy „Shanti/Ashtangi”, modlitwa jogi w stylu techno, którą mogłaby nagrać tylko Madonna, mienią się blaskiem elektroniki. Jednak pomimo obecności wszystkich tych studyjnych sztuczek, w piosenkach rozbrzmiewa także zdrowa dawka żywych gitar i perkusji. Wprowadzone przez Orbita brzmienie analogowych klawiszy i muśnięcia gitary elektrycznej doskonale uzupełniają się z elastycznym, na nowo wyszkolonym wokalem Madonny. Utwór tytułowy jest ewenementem na tle ostatnich przebojów Madonny, ukazując nam autorkę w wirze radosnego techno-szału. Niezależnie od tego, czy jej objawienie miało charakter czysto duchowy, czy muzyczny („Ray of Light” stanowił powrót gwiazdy do tanecznych korzeni), w jej głosie słychać niewątpliwą euforię:

Szybciej niż promień światła… latam… i czuję, jakbym dotarła do domu!

Choć swoją karierę Madonna zbudowała głownie na obnażaniu siebie, tak wielka emocjonalna szczerość nie towarzyszyła artystce od czasów płyty „Like a Prayer”. Utrzymana w drum’n’bassowym rytmie „Drowned World”, piosenka o tym samym tytule co apokaliptyczna powieść J.G Ballarda, stanowi podsumowanie osobistych udręk Madonny spowodowanych sławą:

Dostałam dokładnie to, czego chciałam,
Tak bardzo tego pragnęłam,
Biegłam, pędziłam z powrotem po jeszcze więcej…
ale teraz zmieniłam zdanie

Z kolei „Mer Girl”, utwór zamykający płytę, jest przeszywającą, surrealistyczną refleksją nad przemijaniem i śmiercią matki Madonny:

A ziemia wzięła mnie w swe ramiona
liście przykryły mą twarz
mrówki przemaszerowały przez me plecy.

Choć czas dopiero odciśnie swoje piętno na płycie „Ray of Light”, tak jak stało się to w przypadku płyt „True Blue” czy „Erotica”, trudno przewidzieć, jak album przetrwa tę próbę.