Recenzja książki „Sex”

Spin

listopad 1992
Bob Guccione Jr.
Tłumaczenie: RottenVirgin


Madonna nadużyła gościnności, nie tylko popkultury, nie tylko Ameryki, ani nawet wschodniej półkuli. Madonna nadużyła gościnności całej planety. Jest dosłownie wszędzie. Stała się odpowiednikiem króliczka z reklamy baterii Energizer, to świecąc nam w oczy swoim biustem w każdym czasopiśmie, jakie jej na to pozwoli, to znów paradując półnago po wybiegu w trakcie paryskiego pokazu mody. Być może sądzi, że przekraczanie kolejnych granic świadczy o tym, że nie boi się ryzyka. I może rzeczywiście by tak było, gdyby tylko była mniej wszechobecna.

NASA powinno wysłać ją w lot bez eskorty mężczyzn (choć okrucieństwem byłoby wysyłać ją gdziekolwiek bez eskorty mężczyzn) i to na sam koniec układu słonecznego. Kiedy już znajdzie się tam, gdzie obecnie znajduje się Voyager 2, będziemy mogli udać, że za nią tęsknimy i wyolbrzymiać jej znaczenie jako artystki.

Madonna nie jest ważną artystką. Jest ważną modelką pozującą do rozbieranych zdjęć, ważną bizneswoman zajmującą się nagraniami i produkcją. Madonna jest Gypsy Rose Lee naszych czasów, pozbawioną jednak klasy, wdzięku i duszy legendarnej striptizerki. Charyzma Madonny i eksponowana przez nią seksualność, nieprzenikniona, ale wciąż przystępna, kusi podobnie jak w przypadku Lee, u Madonny jednak kuszeniu temu towarzyszy zadziwiająca pustka. Jest tu materia, ale brak ducha. Madonna w roli kusicielki wypada beznamiętnie, nieco żałośnie, niczym wyzywająco ubrany manekin w oknie wystawowym.

Jej książka „Sex” wyprowadza czytelnika w pole. To nie jest książka o seksie, to raczej książka o nienawiści do seksu, czy raczej jak sądzę, o nienawiści i pogardzie dla zwykłych ludzi, pogardzie wyrażonej poprzez rytualny rozkład seksu na części pierwsze, wyssanie zeń życia, czyli wszelkich towarzyszących mu emocji. Książka nie jest erotyczna, choć zawarte w niej zdjęcia są, a raczej powinny takie być. Kto wie, może zdjęcia przedstawiające Madonnę uprawiającą seks oralny z nieznajomymi w klubie sado-maso, powinny choć trochę podniecać widza. Tak jednak nie jest. Trójkąty, lesbijki, seks na stole w jadalni, masturbacja, ssanie palca u stopy – nawet ssanie palca u stopy! – wszystko to wypada zdumiewająco płasko i równie seksownie, co przekrój anatomiczny człowieka wiszący w gabinecie lekarskim. Jest tak samo precyzyjny i bezduszny. Książka jest zwykłą ściemą, bo zamiast być rażącą pornografią, która przynajmniej jest szczera w swojej pustce, „Sex” pozuje na dzieło sztuki. Towarzyszący zdjęciom tekst jest pretensjonalny, a wynurzenia na temat cipki mogą robić jakieś wrażenie jedynie dlatego, że ich autorką jest Madonna. Gdyby to samo napisał ktoś inny, całość wypadłaby jeszcze nudniej i jeszcze bardziej prostacko.

Piszę to wszystko bez cienia obawy o to, że zostanę oskarżony o pruderię. Jako syn człowieka, który wydaje „Penthouse”, mogę nazwać się liberalnym. Dorastając w oku cyklonu rewolucji seksualnej, miałem możliwość wykształcenia w sobie zdrowego podejścia do seksu. Nauczyłem się między innymi tego, że piękno modelki oglądanej na zdjęciu jest pięknem uwiecznionym tylko na papierze. Jako że otaczał mnie zarówno mit, jak i rzeczywistość rewolucji seksualnej, nie bałem się ani jednego, ani drugiego. Przede wszystkim jednak pojąłem, że wrażliwość to nie tylko nieunikniony, ale i nieodzowny element wszelkich relacji, także seksualnych.

Tej właśnie wrażliwości brakuje w książce Madonny. Ogłosiła, że wyzwoli nas z krępujących  nas ograniczeń (jakiekolwiek one nie są), wszelkie zarzuty odpiera, mówiąc, że „ludzie boją się jej pomysłów”, po czym symuluje orgazm. W wywiadzie udzielonym wysłannikowi niemieckiej edycji magazynu „Spin”, Ralfowi Dietrichowi, powiedziała: „Żyjemy w społeczeństwie, które jest represjonowane. W swojej twórczości poruszam tematy związane z seksualnością, a moje pytanie brzmi: czy naprawdę powinniśmy się jej wstydzić?”. Moje pytanie z kolei brzmi: Kto mianował ją naszym moralnym sędzią i w czym tak naprawdę jest lepsza od Pata Robertsona czy Orala Robertsa, samozwańczych stróżów moralności? Jedyna różnica między Madonną a nimi polega chyba na tym, że ani Robertson, ani Roberts nie żądają dotacji w wysokości aż 49,95$ [cena książki „Sex” – przyp. tłum.].

Po tym, jak Sinead O’Connor podarła zdjęcie papieża w programie „Saturday Night Live”, Madonna zgromiła ją na łamach prasy, czym oczywiście podsyciła zainteresowanie swoją książką i najnowszą płytą „Erotica”. Obie kobiety wiele łączy, między innymi to, że wyraźnie manifestują swoją niezależność, obie tez zostały wychowane w katolickich rodzinach, a jako dorosłe kobiety atakują Kościół. Kiedy jednak po skandalu wywołanym przez Sinead, pojawiło się ryzyko, że przyćmi on nieco premierę „Sexu”, Madonna znowu odnalazła Boga w sercu, niepomna tego, że jeszcze kilka lat wcześniej, w odpowiedzi na doniesienia, że papież chciałby się z nią spotkać, odparła: „Jak chce się ze mną spotkać, mogę mu dać przepustkę za kulisy”.

W gorącym okresie poprzedzającym wydanie książki, autor zdjęć do „Sexu”, fotograf Steven Meisel, stwierdził, że teraz możemy już zapomnieć o seksie. „Już to przerobiliśmy. Nie sądzę, by ktokolwiek miał jeszcze potrzebę stworzenia foto-eseju o erotyce. Już to mamy”. Miejmy nadzieję, że następnym razem nie będą pracować nad książką kucharską.