Możliwe, że nie mieliśmy racji – Kiedy Madonna
miała problemy z teledyskiem do „American Life”
Billboard
11 kwietnia 2023
Sydney Urbanek
Tłumaczenie: Krystian
„American Life” miał być klipem Madonny i reżysera Jonasa Åkerlunda na temat inwazji USA na Irak – do czasu, gdy popowa królowa kontrowersji zdecydowała, że jest to bitwa, w której nie chce brać udziału.
Tego lata Madonna wyruszy w trasę koncertową The Celebration Tour – obiecany spektakl czterech dekad jej twórczości jako autorki hitów, który to tytuł słusznie nosi od czasów „Holiday” z 1983 roku. O ile jednak niektóre przełomowe utwory z dyskografii ikony, jak właśnie „Holiday”, są praktycznie gwarantowane w setliście, o tyle jest jeden, który wydaje się być bardziej niepewny: skazany na porażkę tytułowy utwór z wydanego w 2003 roku albumu „American Life”, będący zarówno punktem pośrednim, jak i zwrotnym w jej karierze.
Madonna jest w pewnym stopniu synonimem kontrowersyjnych singli (a zwłaszcza teledysków), które wydała w czasie swojej drogi do statusu supergwiazdy – od okrzykniętego oburzającym „Like a Virgin” z gali VMA z 1984 roku, przez potępione przez Watykan „Like a Prayer” z 1989 roku, po „Eroticę” z 1992 roku, oznaczoną jako NSFW [„Not safe for work” – skrót informujący o treściach mogących zostać uznane za nieodpowiednie, mający uchronić pracownika przed konsekwencjami oglądania w miejscu pracy niewłaściwych materiałów, np. zdjęć o charakterze erotycznym lub wulgarnym – przyp. tłum.].
Pomimo problemów z opinią publiczną, które doprowadziły do tego, że wielu uznało jej karierę za zakończoną w różnych momentach po trzydziestce, Madonna ostatecznie wkroczyła w wiek 40 lat wraz z wydaną w 1998 roku płytą „Ray of Light”, przebojowym albumem dla młodych matek, przez wielu uważanym za jej opus magnum (i wciąż jedynym nominowanym do Grammy jako album roku). Następnie nadszedł „Music” z 2000 roku, który autor „Encyclopedia Madonnica”, Matthew Rettenmund, nazywa „punktem kulminacyjnym jej przetrwania w tamtym czasie”. Był to pierwszy od ponad dekady album Madonny, który trafił na 1. miejsce listy Billboard 200, sprzedając się w pierwszym tygodniu w 420.000 egzemplarzy w samych Stanach Zjednoczonych. Krytycy i konsumenci wyraźnie dobrze zareagowali na jej zwrot w kierunku uduchowionego techno-popu, a następnie folktroniki, wybiegających w przyszłość dźwięków, które zwiastowały nadejście ery TRL [ang. Technology Readiness Level – poziomy gotowości technologicznej – określone kroki, które technologie muszą wykonać, aby przejść od pomysłu, przez fazę testów, do realizacji – przyp. tłum.]. „Fajnie było znów kochać Madonnę i szanować ją” – mówi Rettenmund – „a macierzyństwo było niemałą częścią tego procesu”.
W 2003 roku „Material Mom” – jak nazwała ją prasa – wychowywała dwójkę dzieci z mężem – reżyserem Guyem Ritchiem i oswoiła się z dojrzałą i refleksyjną wersją swojej ciągle zmieniającej się osobowości. Rettenmund dodaje jednak, że scena była pod wieloma względami przygotowana na bardziej burzliwy okres, zauważając „pewne zmęczenie tym wszystkim, co było dobre”. Nowe tysiąclecie przyniosło także serię słabo ocenianych występów aktorskich Madonny, w tym występy na żywo na londyńskim West Endzie i główną rolę w kiepskim filmie Ritchiego „Swept Away” z 2002 roku. W marcu 2003 roku „New York Times” zwrócił uwagę na te nieudane próby aktorskie i jej „nieco starszą publiczność” – w przedziale o wiele odleglejszym od 11-25 lat, która najczęściej kupuje płyty CD – i doszedł do wniosku, że 44-letnia gwiazda „może być na końcowym etapie długiej kariery”.
Madonna rozpoczęła pracę nad swoim dziewiątym albumem studyjnym, „American Life”, krótko po zamachach z 11 września – okresie, który, jak to ujął Rettenmund, „upolitycznił środowisko popkultury do granic możliwości”. Podczas gdy prezydent George W. Bush początkowo koncentrował swoje działania odwetowe na Afganistanie, Hollywood usunęło Bliźniacze Wieże (i wszystko, co mogłoby je przywoływać) z filmów, gwiazdy Disney Channel wystąpiły w dziwacznych reklamach wychwalających amerykańską flagę, a świat muzyki country zmobilizował się, by zapewnić (czasami wątpliwe) pocieszenie zranionemu narodowi.
W tym czasie Madonna czuła się zawiedziona priorytetami i zainteresowaniami kultury swojego kraju. Zastanawiając się nad tym, co sama określiła jako swoje stosunkowo niedojrzałe przeszłe ja, które miało obsesję na punkcie gwiazdorstwa i powierzchowności, wyjaśniła: „Wiele razy idziesz przez życie, szukając sposobów na ukrycie bólu, podczas gdy tak naprawdę powinieneś stawić czoła bólowi, a wtedy nie potrzebujesz już niczego”.
Współpracując ponownie z francuskim producentem Mirwaisem, którego brzmienie stanowiło podstawę „Music”, Madonna rozpakowała te uczucia w dziesięciu utworach – dodając również „Die Another Day”, temat z filmu o Jamesie Bondzie z 2002 roku o tym samym tytule (który w listopadzie tego samego roku dotarł do 8. miejsca na liście Billboard Hot 100). „American Life” to album, na którym Madonna analizuje amerykański sen, gani siebie za jego utrwalanie i bycie przez niego oszukiwaną, a także wskazuje na to, co jest dla niej ważne: miłość, rodzinę i duchowość.
Projekt był dość spójny, choć czasami szorstki – swobodnie przeskakiwał pomiędzy akustycznym folkiem a dźwiękami euro-techno, zawierał też dziwne, zdecydowanie szalone teksty. Przedostatni utwór „Die Another Day” („Sigmund Freud / Analyze this”), który według niektórych miał być włączony głównie po to, by zagwarantować albumowi przebój, ma najwięcej sensu, gdy odczyta się go poza kontekstem Bonda, jako rodzaj odmowy zniknięcia – wiąże się z zamykającym album „American Life” utworem „Easy Ride”, w którym Madonna jednocześnie wyraża życzenie, by „żyć wiecznie” i „zapracować na to”.
O ile wcześniej gwiazda tworzyła sztukę o tym, że odnosi sukcesy, ale jest tylko połowicznie szczęśliwa, o tyle cykl promocyjny albumu sprawił, że stała się ona bardziej ogólnym oświadczeniem na temat… cóż, amerykańskiego stylu życia. Kiedy dziennikarze pytali, czy Madonna jest najlepszym medium dla tego przesłania, ta multimilionerka i globalna ikona przekonywała, że powinno to być tym wiarygodniejsze, że pochodzi właśnie od niej: „Myślę, że staliśmy się całkowicie pochłonięci pragnieniem bogactwa i sławy… Mam wszystkie te rzeczy i żadna z nich nigdy nie przyniosła mi ani minuty szczęścia”.
Najlepszym przykładem tego sposobu myślenia jest tytułowy utwór „American Life”, gorzki, ale trochę taneczny hymn o samotności na szczycie, który w 75% składa się ze zgrzytliwego basu. Najbardziej niesławnym elementem tego utworu jest rapowany fragment, w którym Madonna wymienia wyznaczniki swojego sukcesu – między innymi „trzy nianie, asystentkę, szofera i odrzutowiec” – które tak naprawdę jej nie satysfakcjonują (historia głosi, że Mirwais namówił ją do zaimprowizowania rapu w studiu i choć na początku była niezdecydowana, w końcu się udało).
W tekście „American Life” – czy też w ogóle na całej płycie – nie było nic, co w sposób wyraźny nawiązywałoby do tak zwanej wojny z terroryzmem. Ale kiedy Madonna kończyła prace nad albumem pod koniec 2002 roku, mówiło się o zbliżającej się inwazji na Irak. Wydaje się, że właśnie wtedy wizualna estetyka albumu zaczęła się układać w całość. W październiku Madonna pojawiła się na okładce „Vanity Fair” w ujęciu Craiga McDeana, w stylizacji nawiązującej do Marleny Dietrich z czasów wojny. Miał też premierę warty sześć milionów dolarów teledysk (jeden z najdroższych w historii) do „Die Another Day”, który – choć oczywiście był rozwinięciem filmu o Bondzie – łączył kabalistyczne poglądy Madonny z fabułą, w której jej postać ucieka z wojskowej sali tortur.
W listopadzie Madonna wpadła na pomysł, by uczynić z potencjalnego teledysku do „American Life” antywojenną deklarację, co później nazwała „ostatnią deską ratunku”, by zmobilizować ludzi do działania w tej sprawie. Madonna zwróciła się do szwedzkiego reżysera i osoby wzbudzającej kontrowersje, Jonasa Åkerlunda, z którym od 1998 roku, kiedy to wygrała VMA za teledysk roku „Ray of Light”, pracowała przynajmniej raz przy każdym albumie. (Madonna po raz pierwszy zwróciła się do niego w następstwie jego zakazanego przez MTV teledysku „Smack My Bitch Up” nakręconego dla The Prodigy).
Åkerlund mówi, że choć jego celem jako reżysera nie zawsze jest wzbudzanie kontrowersji, to właśnie to było intencją „American Life”. „To był cały plan” – wspomina – „obudzimy ludzi tym teledyskiem”. Koncepcja, opracowana wspólnie z choreografem Madonny, Jamiem Kingiem, zakładała, że Madonna wraz z grupą bojowniczek – dobranych specjalnie pod kątem ich „prawdziwych” cech fizycznych – zniszczy pokaz mody o tematyce wojennej (dosłownie, jadąc Mini Cooperem). Publiczność, pełna sobowtórów ze świata mody, konsumuje te brutalne obrazy, jakby to było zupełnie normalne, a granica między fikcją a rzeczywistością coraz bardziej się zaciera. „Zaintrygowała nas moda, ale potem zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, w jakim dziwnym świecie żyjemy” – wyjaśnia Åkerlund – „a następnie wykorzystaliśmy wybieg jako sposób na sportretowanie tego, co się aktualnie dzieje”.
Po zakończeniu produkcji McDean powrócił, by sfotografować Madonnę na potrzeby oficjalnej sesji do „American Life”, którą francuscy projektanci M/M przerobili na okładkę i booklet w stylu Guerrillero Heroico. Wiele uwagi poświęcono rzadkiemu powrotowi Madonny do wizerunku brunetki – co, jak sama sugeruje, oznacza „bardziej przyziemny” stan umysłu – oraz oczywiście jej czarnemu beretowi i mundurowi. Niektórzy od razu widzieli w niej Che Guevarę, inni – Patty Hearst; stylistka Arianne Phillips powiedziała, że inspirowała się obiema tymi postaciami, dodatkowo powołując się na Partię Czarnych Panter [aktywna w latach 60. i 70. XX wieku radykalna amerykańska organizacja polityczna utworzona w celu ochrony czarnoskórej mniejszości w USA – przyp. tłum.].
Ten „powstańczy szyk” Phillips został przeniesiony do teledysku, kręconego w Los Angeles przez kilka dni na początku lutego. Jeremy Scott pojawił się w klipie jako projektant pokazu i, jak twierdzi Åkerlund, stworzył maskujące stroje, które trafiły na wybieg. Reżyser wspomina, że był to też jego pierwszy plan, na którym każdy ciągle sprawdzał coś na telefonie. P2P, czyli bezpośrednia wymiana plików była czymś wielkim, co spędzało sen z powiek całej branży i o czym Madonna sama się przekonała, gdy jej album „Music” w całości wyciekł na Napsterze w 2000 roku. (Jej zespół zamieszczał później fałszywe utwory z „American Life”, by zniechęcić do piractwa, w tym jeden, w którym Madonna pytała: „What the f-k do you think you’re doing?”) [dosłownie: „Co ty sobie, k*rwa, wyobrażasz?” – przyp. tłum.].
Zaraz po sfilmowaniu klipu wydano oświadczenie, że nadchodzący teledysk Madonny będzie „[przedstawiał] katastrofalne reperkusje i okropności wojny”. Kiedy w odpowiedzi zaczęły się budować oskarżenia o „nieamerykańskość”, Madonna wydała oświadczenie w pierwszej osobie: „Czuję szczęście, że jestem amerykańską obywatelką z wielu powodów – jednym z nich jest prawo do swobodnego wyrażania siebie, zwłaszcza w mojej pracy. Nie jestem anty-Bush. Nie opowiadam się po stronie Iraku. Opowiadam się za pokojem”.
Przez resztę lutego aż do marca powstawało – w miarę rozwoju sytuacji zarówno za kulisami, jak i na arenie międzynarodowej – wiele różnych wersji teledysku, „około dziesięciu”, jak przypuszczała Madonna, w tym dłuższa wersja z pościgami samochodowymi i dialogami. Mimo że MTV opublikowało teaser przed rozdaniem nagród Grammy 23 lutego, w sieci trwała nieustanna wymiana zdań, która jednocześnie sprzeciwiała się niektórym zdjęciom i aktywnie relacjonowała rozwój sytuacji. W tych samych tygodniach Bush przeszedł od tworzenia podstaw do inwazji na Irak – łącznie z postawieniem słynnego ultimatum 17 marca [do 17 marca 2003 roku Irak miał wywiązać się ze swych zobowiązań w kwestii rozbrojenia, inaczej Stany Zjednoczone miały zastosować militarną odpowiedź – przyp. tłum.], do oficjalnego rozpoczęcia wojny 20 marca.
Kiedy klip do „American Life” miał mieć premierę we wszystkich sieciach na początku kwietnia, czas był nie najlepszy. Jednym z ważniejszych pytań było, jak zakończyć film, ponieważ nakręcono wiele opcji: „Nigdy nie udało nam się znaleźć odpowiedniego zakończenia” – wyjaśnia Åkerlund. Zwyciężyła opcja, w której Madonna rzuca granat w podobiznę Busha siedzącą wśród ludzi ze świata mody. „Bush” podnosi broń, by odkryć, że to tak naprawdę nowatorska zapalniczka, i używa jej do zapalenia cygara. Na początku nie było wiadomo, że Madonna rzuci granat w Busha – po prostu założono, że go rzuci, a nieznany jeszcze adresat „[zdejmie] z niego zniszczenie, zamieniając go w coś innego”. Jej zdaniem był to ironiczny sposób na poproszenie o alternatywę dla wojny.
Åkerlund mówi, że on i Madonna byli mniej zdenerwowani przesłaniem teledysku – podkreśla, że zawsze stali przy nim i nadal stoją – a bardziej jego przekazem, który był czytany inaczej w czasie oddalonym od etapu powstania ich koncepcji. „Planowaliśmy ten teledysk przez wiele miesięcy” – powiedziała Madonna podczas jego edycji – „i nie wiedzieliśmy wszystkiego, co będzie się działo na świecie”. Choć Åkerlund zasugerował w 2016 roku, że czuć było niewrażliwość wydania projektu w czasie, gdy rodzice wysyłali swoje dzieci na wojnę, mówi teraz, że oboje z Madonną byli skupieni głównie na pytaniu: „Czy wojna to naprawdę najlepszy sposób, aby udowodnić swoje racje?”. Kontynuuje: „To był pierwszy i jedyny raz, kiedy ona stwierdziła: <<Może właśnie nie, może wszyscy się mylimy>>”.
W ostatniej chwili – na tyle późno, że klip zaczął być już emitowany poza granicami USA, a Bushowi nie można było niczego zarzucić – Madonna wycofała klip, pisząc 31 marca: „Ze względu na niestabilną sytuację na świecie oraz z szacunku do sił zbrojnych, które wspieram i za które się modlę, nie chcę ryzykować urażenia kogokolwiek, kto mógłby źle zinterpretować znaczenie tego klipu”. Poza tym, jak dodała w kolejnych tygodniach, publika zdawała się mieć już wyrobione zdanie. Rettenmund w wydaniu swojej książki z 2005 r. wspomina: „Było to nie tylko kompletne zaprzepaszczenie twórczego wyrażenia stanowiska, ale też rzadki przykład ugięcia się Madonny pod naporem krytyki”. Nie zważając na miesiące ciężkiej pracy, Åkerlund nadal uważa, że wycofanie się było właściwym posunięciem: „Coś było nie tak w czasie, gdy mieliśmy wydawać ten teledysk… to, w jaki sposób «to» zrobiliśmy”.
Przez resztę czasu trwania promocji „American Life” Madonna starała się nie przepraszać za skasowany teledysk. Zamiast tego przypisywała swoją decyzję zbyt ostrej opinii publicznej, której – jak sugerowała – brakowało intelektualnej dojrzałości, by zrozumieć jej intencje: „Myślę, że ludzie mogliby błędnie zrozumieć, że czepiam się prezydenta Busha, a tak nie jest… że lekceważę to, co dzieje się z żołnierzami w Iraku, a tak nie jest… Sprawy są zbyt poważne, a ludzie tak rozchwiani, że nie dostrzegą ironii, nie dostrzegą subtelności ani przesłania”.
Nadal potrzebując wizualizacji, prawdopodobnie po to, by singiel (wydany w USA 8 kwietnia) miał jakąś szansę, Åkerlund zmontował jeszcze jedną wersję – tę niemal dziwacznie niewinną, w której oryginalny zamysł praktycznie nie istnieje. W wypuszczonym w połowie kwietnia oficjalnym teledysku do „American Life”, Madonna wykonuje piosenkę na tle rozmaitych flag, od szwedzkiej po amerykańskie gwiazdy i pasy. „Zastanawialiśmy się, co teraz zrobimy” – wyjaśnia reżyser. Nie pamięta, by za wyborem flag czy ich rozmieszczeniem stało wiele przemyśleń, po prostu czuł ulgę, że miał je pod ręką: „Potrzebowaliśmy [teledysku] szybko (…) i nie chcieliśmy stracić dynamiki, więc pamiętam, że zrobiłem to wideo w dzień czy dwa”. Åkerlund przyznaje, że sam w sobie nie jest on zbytnio imponujący i prawdopodobnie w tamtym czasie leciał tylko w kontekście idącego za nim niewydanego teledysku.
W niektórych kręgach największym przewinieniem w tej historii było to, że Madonna wycofała się z oryginału. Rettenmund twierdzi w swojej książce, że Madonna zastąpiła „swój najodważniejszy teledysk” „jednym z najgorszych”, dodając, że ostateczna wersja niestety „uwiarygodnia pogląd, że polityczna faza buntu Madonny nie była ugruntowana i dobrze pomyślana”. W jednym z esejów z kwietnia 2003 roku pisarka Heather Havrilesky wyraziła frustrację, że nawet najzagorzalsi amerykańscy prowokatorzy popkultury zawodzą w tak gorącym momencie: „To szczególnie gorzka ironia, że pozbawiona złudzeń, niechętna rzeczywistości kultura, którą Madonna tak dobrze opisuje w tekście <<American Life>>, najwyraźniej przekonała ją do odłożenia teledysku na półkę na czas nieokreślony”. (Różne stacje na całym świecie zdecydowały się mimo wszystko na odtwarzanie oryginału, a niektóre otwarcie lekceważyły wycofanie filmu).
Ale była też inna rzecz, która wydarzyła się w marcu. Tydzień przed inwazją Natalie Maines z The Chicks [wówczas Dixie Chicks – przyp. tłum.] rozpoczęła trasę koncertową grupy, oświadczając, że wstydzi się, iż Bush pochodzi z ich rodzinnego stanu Teksas, stając się przedmiotem narodowej pogardy praktycznie z dnia na dzień. Stacje radiowe country przestały grać ich muzykę, a byli fani niszczyli płyty na ulicy. The Chicks nie były jedynymi krytycznymi wobec Busha amerykańskimi gwiazdami – warto zauważyć, że prezydent miał również swoich międzynarodowych krytyków, w tym George’a Michaela, który w 2002 roku wywołał zamieszanie swoim teledyskiem „Shoot the Dog” – ale amerykańscy słuchacze country w przytłaczającej większości poparli wtedy Busha.
„Wiesz, to okrutna ironia, że walczymy o demokrację w Iraku, a koniec końców nie czcimy demokracji u siebie” – powiedziała Madonna. „Każdy, kto ma coś do powiedzenia – przeciwko tej wojnie lub przeciwko prezydentowi, czy cokolwiek takiego – jest karany, a to nie jest demokracja”. Naturalnie, zapytano ją, czy chciała uniknąć podobnego losu jak Chicks, zdejmując swój teledysk. „Szczerze przysięgam na Boga, że to nie jest powód” – upierała się. Podczas gdy zwróciła uwagę na ich (tymczasowy) spadek popularności, utrzymywała, że martwi się, że ten gniew nie jest skierowany na nią samą, ale na jej rodzinę. Sugerowała, że mogło to być trudne dla kariery Ritchiego i w pewnym momencie sprecyzowała: „Nie chciałam, żeby ludzie rzucali kamieniami w moje dzieci w drodze do szkoły (…) Jeśli jesteś jedną osobą na własnym utrzymaniu i nie ponosisz odpowiedzialności za ludzi wokół ciebie, to jedna kwestia, ale ja musiałam myśleć w szerszym kontekście”. (Czy te obawy były oparte na jakichkolwiek wiarygodnych groźbach, które otrzymała, jak od dawna plotkowano na forach fanów, trudno powiedzieć).
Sam utwór nie mógł być skazany na nic innego niż niesławę, gdyż przez wielu uważany jest za jeden z najgorszych, a przynajmniej najbardziej nieprzystępnych utworów Madonny. Począwszy od zgrzytliwego brzmienia, przez przekleństwa, aż po nieskładny rap (…), nie był to do końca radiowy przebój. Ostatecznie singiel osiągnął szczyt na pozycji nr 37 w ostatnim tygodniu kwietnia, pozostając na liście Hot 100 w sumie przez osiem tygodni. I choć Madonna promowała go do końca wiosny, a w końcu wykonała go podczas Re-Invention Tour w 2004 roku, to przez pewien czas nie było jasne, jakie są jej własne odczucia wobec tego singla. Na przykład w 2009 roku Madonna nie umieściła go na swojej kompilacji największych hitów „Celebration”, gdzie „Hollywood” i „Die Another Day” były jedynymi utworami z „American Life”.
Ale być może to raczej przesłanie teledysku – a zwłaszcza to, od kogo pochodzi – źle wpłynęło na Amerykanów. „Madonna, która miała coś do powiedzenia na temat wojny, była irytująca” – mówi Rettenmund – „a fakt, że krytykowała modę i sposób, w jaki elity ignorują globalne konflikty, uderzył ludzi jako nieszczery. Ludzie nie chcieli, aby paniusia, która pokazywała cycki, przedstawiła siebie, choć w formie fantastycznej, jako rzucającą granatem w prezydenta w czasie wojny”. Nie bez znaczenia jest fakt, że singiel radził sobie znacznie lepiej poza granicami USA: był to hit nr 1 w Kanadzie i wielu krajach europejskich, a także w pierwszej dziesiątce wszędzie indziej, nawet jeśli nie zawsze pozostawał na listach na długo.
W każdym razie ta sytuacja musiała się odbić czkawką „American Life” jako całości. Wydany 21 kwietnia album sprzedał się w pierwszym tygodniu w nakładzie 241 000 egzemplarzy w Stanach Zjednoczonych, co nie było niczym złym, ale stanowiło ogromny spadek w porównaniu z „Music”. Latem Madonna powróciła do swoich blond ambicji, porzucając swoje partyzancko-rewolucyjne przebranie na czas trasy koncertowej. Aby wypromować „Hollywood”, drugi singiel z płyty – którego przesłanie nie jest podobne do tego z „American Life”, choć ma stosunkowo przystępne brzmienie – Madonna i Jean-Baptiste Mondino (jej kolejny częsty współpracownik) ponownie połączyli siły przy tworzeniu teledysku, w którym takie idee jak konformizm i dysonans poznawczy zostały przedstawione za pomocą prac fotografa mody Guya Bourdina, pozostawiając wojnę daleko za nimi. Pomimo wysiłków singiel wcale nie dotarł do Hot 100.
W tym miejscu warto wspomnieć, że „Hollywood” to utwór, który gwiazda wykonywała obok Britney Spears i Christiny Aguilery, kiedy to cała trójka pocałowała się na scenie podczas sierpniowego rozdania nagród VMA w 2003 roku. Był to moment, który wielu osobom przesłonił wszystko inne, co Madonna zrobiła w tamtym roku. Podczas tego występu, który technicznie rzecz biorąc, upamiętniał jej dwie dekady w muzyce, Madonna po raz pierwszy w swojej karierze chętnie przyjęła rolę starszej pani na scenie – i to wobec Aguilery, jednej z „młodszych artystek popu”, które w marcu „Times” wymienił jako zagrożenie dla jej pozycji.
Późniejszy owoc współpracy Madonny z Britney Spears – wydany w październiku „Me Against the Music” – wylądował z powrotem na Hot 100 pod koniec roku, ale dwa ostatnie single z „American Life” – „Nothing Fails” i „Love Profusion” – nie zdołały wybić się na liście (niezależnie od tego, że „Love Profusion”, napisany z gwiazdorską precyzją utwór adresowany do Ritchiego, otrzymał najbardziej stonowany teledysk z całej płyty). Rettenmund zwraca uwagę, że „American Life” był w większości przypadków porażką według wzorców Madonny: zadebiutował na pierwszym miejscu Billboard 200 – „coś, czego nie udało się dokonać nawet <<Ray of Light>>” – i został później nominowany do dwóch nagród Grammy, choć obie nominacje były za „Die Another Day”. Ale zgodnie z odczuciami wielu fanów na temat albumu, autor charakteryzuje „American Life” jako projekt „chłopiec do bicia”, który został powalony na kolana przez tytułowy utwór, będący punktem zapalnym: „Żaden inny utwór na tej płycie nie ma jawnie politycznego zabarwienia, a wiele piosenek jest na równi z jej najlepszymi dokonaniami”.
Niemniej jednak, chociaż Madonna nadal tworzy odważną i rzeczywiście prowokacyjną sztukę – a przy tym, oczywiście, w kulturowej wyobraźni bezsprzecznie nie odeszła w zapomnienie – nigdy nie zdecydowała się na podobny artystyczny krok na starcie kampanii promocyjnej jakiegokolwiek albumu wydanego po 2003 r., kierując raczej kontrowersyjne posunięcia w stronę najwierniejszych fanów przyzwyczajonych do (i wyrozumiałych wobec) jej modus operandi. „Confessions on a Dance Floor” z 2005 roku rozpoczęła od „Hung Up” – na wskroś miłego dla ucha, samplowanego z ABBY utworu disco, którego teledysk był hołdem dla filmów tanecznych z Johnem Travoltą – i została nagrodzona swoim pierwszym hitem w pierwszej dziesiątce od czasu „Die Another Day”. (Aby zobaczyć, jak Madonna flirtuje z religijnymi bluźnierstwami i BDSM, czyli dwiema rzeczami, których pobieżni słuchacze prawdopodobnie nie kojarzą z „Confessions…”, trzeba było wybrać się na koncerty w 2006 roku). Najbardziej kontrowersyjnym teledyskiem Madonny od czasu „American Life” jest bez wątpienia „God Control”, apel o kontrolę nad dostępem do broni, który Madonna wraz z Åkerlundem nakręciła na potrzeby niesinglowego utworu z płyty „Madame X” z 2019 roku, po czym po prostu wrzuciła go na YouTube – pojawienie się tej platformy było wybawieniem dla artystów, którzy często ścierali się z cenzorami MTV.
Biorąc pod uwagę treści, które nie znalazły się w oryginalnej wersji „American Life”, wygląda na to, że Madonna w 2003 roku wyszła z tego stosunkowo łatwo. W zależności od tego, którą z wyciekłych wersji znajdziecie w sieci, możecie zobaczyć, jak Madonna rzuca granat w tłum, albo jak sobowtór Busha przytula się do sobowtóra Saddama Husajna (to materiał, który Madonna włączyła do trasy koncertowej z piosenką – i nie był to akt skruchy). Niektóre pokazy mody są bardziej makabryczne niż inne, a reakcje tłumu oscylują od zwykłego pobłażania do aktywnego rozbawienia. I choć większość ujęć zawiera autentyczny materiał wojenny, waha się on od błyskawicznych ujęć grzybów atomowych i artylerii do dość brutalnych obrazów zaczerpniętych z wiadomości.
Niektórzy mogliby odczytać pierwotne intencje Madonny bardziej życzliwie dwie dekady później, gdy najnowsze badania sugerują, że większość Amerykanów uważa, że inwazja na Irak była pomyłką. Gwiazda ze swojej strony wznowiła wykonywanie „American Life” pod koniec drugiej dekady XXI wieku, kiedy to sam album został uznany za „niesamowicie proroczy dla depresyjności epoki Trumpa”. (Kilka miesięcy po inauguracji Trumpa zdarzyło jej się uczestniczyć w Met Gali z Jeremym Scottem, nosząc kolejny z jego projektów sukni z kamuflażem). Na Madame X Tour w 2019 i 2020 roku piosenka była puentowana nowym twistem: kilku tancerzy w mundurach zachowywało się jak grabarze dla poległego kolegi, a amerykańska flaga wisiała udrapowana nad jego trumną. „Myślę, że wraca do tej piosenki, aby dwukrotnie podkreślić, dlaczego ją nagrała” – mówi Rettenmund o tych nowszych wykonaniach.
Oczywiście, ta sama era mediów społecznościowych, która dała Madonnie bezpośrednią łączność z fanami, spowodowała również, że kilka jej projektów zostało ponownie ocenionych i/lub ożywionych przez opinię publiczną – przede wszystkim „Frozen” z 1998 roku, które wielu młodszych słuchaczy odkryło dzięki wiralowemu remiksowi Sickicka z 2021 roku. Bez względu na wersję, wrzucone na YouTube wideo „American Life” są wypełnione komentarzami wyrażającymi podziw dla niego. „W dziwny sposób” – mówi Åkerlund, oglądając jeden z nich na wyciszeniu – „my poniekąd zawsze to wiedzieliśmy. (…) Daj temu dźwięk, a ten teledysk będzie postrzegany inaczej. Nigdy tak naprawdę nie martwiłem się, że nie ujrzy on światła dziennego”. Reżyser dodaje, że przesłanie teledysku jest przygnębiająco ponadczasowe: „Zawsze jest jakaś wojna. Mogę spojrzeć na realizację klipu i pomyśleć, że dziś zrobiłbym coś inaczej, ale to wiąże się z modą na rzeczy, które tworzymy. Wciąż jestem z tego dumny. Jestem dumny ze wszystkiego, co z nią zrobiłem”.
Tylko czas pokaże, czy gwiazda ma zamiar wykonać „American Life” podczas Celebration Tour. Podczas gdy my czekamy, by się tego dowiedzieć, wielu fanów chwali piosenkę, która kończy 20 lat, a artyści tacy jak HAIM zamieszczają nawet TikToki wykorzystujące jej rap. Widząc, że Madonna stoi przed największą jak dotąd szansą na przywrócenie jej sposobu narracji – i z obietnicą setek tysięcy wiernych zwolenników jako świadków – szanse piosenki chyba nigdy nie były większe.
„Uważam, że należy się Madonnie uznanie, że próbowała” – mówi Rettenmund o blamażu z 2003 roku. „I jeśli jest to rzadki przykład jej wahania się co do jej artystycznej uczciwości, to bardzo wymowne, że to jedyny dyskusyjny przykład, który przychodzi mi do głowy na przestrzeni 40 lat.