Spowiedź Stuarta Price’a

Billboard

19 października 2023
Joe Lynch
Zdjęcia: Kevin Mazur
Tłumaczenie: Sebastian Wichrowski

Wyznania producenta muzycznego „The Celebration Tour”


Kilka dni po rozpoczęciu w londyńskiej O2 Arenie wyprzedanego tournée Madonny „The Celebration Tour”, które spotkało się z entuzjastycznymi recenzjami, producent muzyczny trasy Stuart Price – wcześniej związany z ikoną popu jako współproducent jej klasyka o wysokim współczynniku uderzeń serca na minutę – „Confessions on a Dance Floor” – gościł „Billboard” w swoim londyńskim studiu.

Mieszkanie tego angielskiego producenta i DJ–a znajduje się w samym sercu modnej dzielnicy Notting Hill. Price twierdzi, że podczas corocznego karnawału w Notting Hill „alarmy w studiu zawsze się włączają, bo przez ściany przebijają się basy”.

Studio nagrań na drugim piętrze stanowi czystą, starannie zaaranżowaną przestrzeń usianą gitarami, wygodnymi krzesłami i rogiem obfitości elektroniki, w większości vintage (przynajmniej jak na stale zmieniające się standardy techniki). Kiedy rozmawiamy, Price siedzi obok wyłożonej boazerią lady z konsolą, na której miksował „Confessions on a Dance Floor”. Niedaleko znajduje się mikrofon za 250 dolarów – ten sam, którego w 2005 roku Madonna użyła do nagrania kilku piosenek na album.

Ponieważ podczas 78-dniowego tournée Madonnie na scenie nie towarzyszy zespół grający na żywo, oryginalne nagrania piosenek są niezwykle ważne. Price jako producent muzyczny miał większą swobodę w procesie twórczym niż osoba pełniąca tę samą rolę podczas trasy koncertowej innej gwiazdy popu. W ten sposób „The Celebration Tour” zawiera wiele „easter eggs” [ukryte przed użytkownikiem treści w interaktywnych produktach cyfrowych lub jawne nawiązanie do innej treści, ale w oczywisty sposób niepasujące do treści/fabuły produktu. Mają najczęściej akcent humorystyczny lub nawiązują do innego znanego produktu – przyp. tłum.] oraz zgrabnych nawiązań dla fanów pochłoniętych dźwiękową i zmysłową podróżą przez życie i sztukę Madonny.

Price jest pewien, że czas i pomysły, które poświęcił na „The Celebration Tour”, bledną w porównaniu z tym, co zainwestowała w trasę Królowa Popu. „Madonna wymaga dużo od każdego, kto z nią współpracuje. Tego samego wymaga również od siebie” – mówi Price. „Zawsze zadajemy sobie pytanie: «Jak możemy to jeszcze ulepszyć i rozwinąć?». Świetny jest koncert, który możesz cały czas analizować, czy to poprzez wspomnienia, czy podczas kolejnej wizyty jako widz. To koncert, który nie przestaje zaskakiwać”.

O trasie obejmującej cztery dekady przebojów – a w szczególności pierwszej niepromującej nowego albumu – Price mówi: „Nie da się patrzeć wstecz, nie patrząc w przyszłość”. Odnosząc się do platformy wzniesionej nad tłumem fanów podczas „Live to Tell” i „Ray of Light”, wyjaśnia: „Dlatego w przedstawieniu pojawia się rama. Odbija się zarówno do tyłu, jak i do przodu”.

Od wglądu w proces twórczy z Madonną, przez ujawnianie niektórych dźwiękowych easter eggs pojawiających się podczas koncertu, po potencjalne zmiany setlisty. Oto, co Stuart Price powiedział magazynowi „Billboard” na temat pracy nad “The Celebration Tour”.

Foto: Kevin Mazur/WireImage for Live Nation

Zacznę od szczegółowego pytania. Podczas trasy utwór „Like a Prayer” połączony został z fragmentami utworu „Unholy” Sama Smitha i Kim Petras oraz „Act of Contrition” z elektryczną gitarą Prince’a.

Zgadza się.

To połączenie czerpie dużo inspiracji. Czy wszystkie dźwięki z pojawiającego się podczas koncertu „Act of Contrition”, pochodziły z albumu? Słuchałem solówki Prince’a i w niektórych momentach myślałem sobie: „Nie do końca pamiętam ten fragment”.

Częścią frajdy związanej z pracy nad trasą było to, w jaki sposób podeszliśmy do zaprezentowania oryginalnych nagrań. Zasadniczo trasa jest utrzymana w stylu biograficznym i dokumentalnym. Kiedy oglądasz świetny dokument, dostajesz materiał archiwalny – prawdziwą namiastkę tego, co wydarzyło się kiedyś. Archiwum wielościeżkowych nagrań Madonny obejmuje rozległą epokę: wielościeżkowe dwucalowe taśmy są dziś poddawane obróbce w DAW [ang. Digital audio workstation, DAW – program komputerowy przeznaczony do pracy z dźwiękiem – nagrywania, montażu, edycji, miksu i masteringu – przyp. tłum.]. Dzisiaj, kiedy pracujesz w DAW, usuwasz nieużywany dźwięk i znika on raz na zawsze. Ale na starych, wielościeżkowych taśmach, zachowało się wszystko. Natomiast to, co wyciszono, zostało zrobione tylko w momencie miksowania. Dlatego jeśli teraz posłuchasz na otwartych kanałach nagrań sprzed 25 lat, usłyszysz wszystkie dźwięki, których nie było na finalnym nagraniu, ale które wciąż są dostępne. Wykorzystałem wszystko, co mogłem z dźwięku gitary, ponieważ jest on niesamowity. W przypadku trasy, która łączy w sobie wspomnienie relacji, związków i doświadczeń muzycznych, niezwykle ważne jest wykorzystanie oryginalnych materiałów. Jeśli w oryginalnym nagraniu znajdujesz dźwięki, których nikt nigdy nie słyszał, tak naprawdę zaglądasz za kurtynę.

Photo Credit : Kevin Mazur/WireImage for Live Nation

Czy było jeszcze coś takiego?

Jest jeden taki moment na początku „Erotiki”. Szukaliśmy atmosfery dla intro — „Erotica” zaczyna się od tej długiej, dudniącej linii basu więc musieliśmy wypełnić trochę ten fragment. W oryginalnym, wielościeżkowym utworze „Justify My Love” jest taki  wspaniały moment na około 30 sekund przed rozpoczęciem utworu. Madonna wchodzi do kabiny wokalnej i czeka na nagranie, wczuwa się w nastrój piosenki i pojawia się Lenny Kravitz. Mówi on coś bardzo prostego: „Dodamy trochę pogłosu do twojego głosu. Trochę się z tobą pobawimy”. A ona na to: „W porządku, możesz się ze mną pieprzyć” („That’s okay, you can fuck with me”). Świetny soundbite [sformułowanie łatwo wpadające w ucho – przyp. tłum.]. To dobry przykład czegoś, co pochodzi z tamtych czasów, ale nigdy się nie pojawiło. 

Podczas koncertu słyszymy muzykę Prince’a i fragment utworu „Billie Jean” Michaela Jacksona. Zgaduję, że spadkobiercy praw autorskich dali błogosławieństwo? 

Podczas trasy zajmowałem się wszystkim na poziomie muzycznym. Nie znam ich relacji z Madonną oraz tego, w jaki sposób wyrazili na to zgodę. 

„Billie Jean” grany jest w opozycji do „Like a Virgin”. Wokal w piosence „Like a Virgin” wydaje się nieco odmienny od oryginału.

Jeśli chodzi o “Like a Virgin” to wokal pochodzi z oryginalnego nagrania. Podczas koncertu dzieją się różne rzeczy. Są mashupy piosenek lub jedna przechodzi w drugą i wtedy trzeba zrobić tak, żeby miało to ręce i nogi. Może to polegać na graniu utworu w innej od oryginalnej tonacji, korekcie czasu, rozciąganiu lub skracaniu w czasie. Kiedy próbujesz opowiedzieć historię za pomocą muzyki, nigdy nie możesz pozwolić na to, aby sprawy techniczne ci w tym przeszkodziły. Jeśli na to pozwolisz, osłabiasz siłę przekazu. Możemy zmienić tonację utworu, bo jest to lepsze dla wokalu Madonny – tonacja „A” pojawia się praktycznie przez cały czas trwania koncertu.

Rozpoczęcie koncertu od „Nothing Really Matters” jest totalnym zaskoczeniem. W setliście znalazło się kilka utworów, których nie śpiewała od dziesięcioleci. Czy lista piosenek była zamknięta w momencie zaangażowania Cię do pracy nad koncertem?

Po raz pierwszy rozmawiałem z Madonną o trasie w lutym tego roku. Była wtedy dobrze przygotowana, miała pełne strony setlist i dokładnych pomysłów na to, co i jak chce zrobić. W rzeczywistości rozmowa telefoniczna dotyczyła tylko reżyserii koncertu. Jej przygotowanie jest zawsze przemyślane. Często wiele mówi się o współpracownikach Madonny, ale bez dwóch zdań to ona planuje i myśli o wszystkim, zanim w ogóle dojdzie do współpracy. Fantastycznie jest pracować z kimś takim. Odpowiadając na Twoje pytanie, setlista została prawie w pełni zrealizowana.

Photo Credit : Kevin Mazur/WireImage for Live Nation

Podczas premierowego koncertu Madonna bardzo szczerze opowiedziała o swojej infekcji bakteryjnej, przez którą znalazła się w  szpitalu i przełożyła tournee. Podczas jej pobytu w szpitalu zastanawiałeś się, czy trasa się odbędzie?

W przypadku tournee, nad którym tyle pracowałeś i w które zainwestowałeś mnóstwo czasu – szczególnie w przypadku Madonny – kiedy robisz sobie przerwę, skupiasz się tylko na tym, jaki będzie efekt końcowy tego, co się wydarzyło. Dla mnie ona jest kimś, kto wygląda na silnego, zdrowego, świetnie śpiewa i się porusza. Kiedy oglądasz koncert, jesteś pod niesamowitym wrażeniem.

Jej głos brzmi niesamowicie. Śpiewa „Ray of Light”, które jest trudne do zaśpiewania. Udało jej się!

Podczas tworzenia koncertu na szczycie listy musi pojawić się pytanie: „Czy możemy stworzyć coś, co będzie przyjemne do wykonania? Czy możemy zrobić coś, przy czym będziesz czuła się pewnie?”. Chodzi przede wszystkim o wokale. Zapewnienie artyście platformy do śpiewania i bycia sobą to cel numer jeden. Trzeba brać pod uwagę pytanie: „Czy Madonna czuje, że może trzymać mikrofon, dobrze śpiewać i dać z siebie wszystko?”. Bardzo podobają mi się komentarze, które usłyszałem od fanów po koncercie. Kilku pytało mnie: „Czy jej głos został wcześniej nagrany?”. Dla mnie to największy komplement, ponieważ wokal leci na żywo. W trakcie koncertu jest kilka momentów melorecytowanych, w których po prostu użyłem wcześniejszych nagrań. Ale wszystkie wokale lecą na żywo. Są też wokale wspierające – które były od zawsze – ale to, co słyszycie, to wokal na żywo. Mam nadzieję, że w jej śpiewie usłyszysz to, że jest tylko człowiekiem.

Pewnie widziałeś, że podczas pierwszego koncertu w trakcie „Burning Up” pojawiły się problemy z dźwiękiem. Madonna nawet z tego żartowała.

Jedna rzecz mnie zadziwia. Chodzę na występy wielu DJ-ów. Z czego ludzie najbardziej się cieszą? Z początku występu, końca, czy tego, kiedy DJ przypadkowo naciska przycisk i wszystko się zatrzymuje, udaje, że to nie on, co spotyka się z entuzjastyczną reakcją publiczności. Po ośmiu miesiącach prób czynnikiem, który dużo zmienia, jest publiczność. Jest gorąco, mnóstwo dodatkowego hałasu. Tego wieczoru wystąpiły problemy techniczne z systemem komputerowym w „Burning Up”. Chociaż wszyscy odpowiedzialni za koncert byli zaniepokojeni, to istnieje jeszcze więź między Madonną a publicznością, która jest całkowicie improwizowana, niespodziewana i co ważniejsze, autentyczna. Ludzka rzecz, która wydarzyła się tej nocy.

Dzięki temu publika miała kontakt z Madonną, który nie był przewidziany w scenariuszu. Czy oglądając koncert, nadal wprowadzasz jakieś ulepszenia i poprawki?

Tak. Dzień, w którym stracisz chęć ciągłego doskonalenia, jest dniem, w którym powinieneś odejść. Jeśli w coś inwestujesz i zależy ci na tym, to nie da się nie zastanawiać ciągle, jak możesz coś jeszcze ulepszyć.

Photo Credit : Kevin Mazur/WireImage for Live Nation

W trakcie koncertu jest wiele sprytnych momentów dźwiękowych. Uwielbiam, gdy kamera obraca się wokół Bob The Drag Queen i słyszymy w miarę jego ruchu dźwięk syntezatora z „Lucky Star”. Czy są jakieś cięcia, których większość ludzi nie zauważy?

Jasne. Kiedy wchodzi Bob The Drag Queen i mówi: „It’s show time”, dźwiękiem rozpoczynającym występ jest coś w rodzaju wolno narastającego, zmotoryzowanego dźwięku arpeggio, który nabiera prędkości. Jak zegar lub wirująca coraz szybciej kula dyskotekowa. Dźwięk pochodzi z piosenki „Lucky Star” – to jest to kultowe arpeggiowane brzmienie. Użyłem go i rozciągnąłem w czasie tak długo, jak tylko mogłem. Następnie rozciągnąłem je jeszcze bardziej, aż mogłem rozbić je na poszczególne składowe dźwięki. Zatem to przyspieszenie pochodzi z oryginalnego arpeggio z „Lucky Star”, zdekonstruowanego i stopniowo przyspieszanego, aż do osiągnięcia oryginalnej prędkości.

Świetne!

Tuż przed „Live to Tell”, piosenką będącą bardzo emocjonalną częścią koncertu, jest fragment „In This Life”. Madonna ma w swojej dyskografii z pewnością ponad 70 hitów. Jak więc podejść do 70 hitów w dwugodzinnym koncercie? Odpowiedzią jest stworzenie odniesień, tekstów i melodii do jak największej liczby piosenek. Pod koniec „Holiday” usłyszysz „In This Life”, utwór opowiadający o śmierci w minionej epoce i wykorzystany jako przejście do „Live to Tell”. Jest też fragment „Angel” wykorzystany jako przejście od „Billie Jean” do „Bitch I’m Madonna”. W ten sposób masz w programie koncertu wszystkie te piosenki.

Kiedy Madonna do Ciebie zadzwoniła, decyzja o rezygnacji z zespołu była już podjęta?

Madonna od początku wiedziała, że chce zaprezentować koncert inaczej niż dotychczas. Pragnęła zrobić to w sposób godny uwagi. Fascynujące było jej stwierdzenie, że: „chce wyjść, być sobą, śpiewać piosenki i mieć je na pierwszym planie”. Chociaż zespół na scenie jest świetny, pomyślałem, że rezygnacja z niego to ciekawy pomysł, który pomoże w zrealizowaniu idei Madonny. Pojawiło się pytanie, jak stworzyć zespół bez zespołu, tylko na podstawie oryginalnych nagrań. Odpowiedź była prosta: zaprezentujemy oryginalne nagrania, zdekonstruujemy je, przetworzymy, wymyślimy na nowo i wykorzystamy fragmenty, których wcześniej nie słyszeliśmy.

Kiedy wchodzisz do galerii lub muzeum i widzisz rzeźbę, nie doświadczasz jej tylko w ustalonych, dwóch statycznych wymiarach. Możesz chodzić dookoła niej i przyglądać się jej pod różnymi kątami. Czy nie byłoby ekscytujące, gdybyśmy mogli zrobić to samo z muzyką – badać ją w różnych wymiarach?

Oglądanie dzieci Madonny na scenie podczas koncertu jest niesamowite. Gra na fortepianie Mercy James była imponująca.

Wszystkie dzieci Madonny są muzycznie utalentowane. To imponujące być świadkiem ich dużego wkładu w koncert. Gra Mercy na fortepianie jest po prostu oszałamiająca. David jako piosenkarz i gitarzysta – można poczuć jego wspaniałą osobowość. Estere i Stella – to samo.

Czy to możliwe, że Ty i Madonna będziecie pracować nad nową muzyką?

Miarą stosunku pracy nie są przerwy pomiędzy nim, ale łatwość wznowienia pracy od momentu, w którym ją przerwałeś. Gdy tylko zaczęliśmy wspólnie pracować nad tą trasą, od razu było łatwiej. Mogliśmy produktywnie tworzyć. Kluczowym elementem współpracy jest pytanie, czy się rozumiecie i czy muzycznie też jesteś w stanie temu sprostać. W ten sposób otrzymujesz wynik 1 + 1 = 3. Naprawdę było mi miło ponownie z nią współpracować. [śmiech]

Czy możemy spodziewać się zmian w setliście lub niespodzianek w trakcie trwania trasy?

Myślę, że… Madonna jest osobą, która zawsze ma bardzo dobrze przygotowane występy z dużą ilością choreografii, to ona wnosi element dynamiki. Jednocześnie jej pomysły ciągle się rozwijają. Gdy zaczyna występować przed publicznością, czuje, co się sprawdza i gdzie jest szansa na zrobienie czegoś nowego. Głupotą byłoby nie wykorzystywać okazji do działania pod wpływem inspiracji. To długa trasa. W tej chwili publiczność ogląda czystą wersję koncertu, która w miarę upływu czasu będzie ewoluować.

O godzinie 23:00 na londyńskiej O2 Arena rozpoczyna się cisza nocna. Podczas premierowego koncertu występ trochę się przedłużył. Co utrudnia rozpoczęcie koncertu na czas i zakończenie go przed ciszą nocną? Co się dzieje w ciągu tych 15 minut przed rozpoczęciem?

Cóż, trwają przygotowania, przygotowania i jeszcze raz przygotowania. Madonna stara się zawsze pojawiać na scenie, będąc pewną siebie i zainspirowaną. Codziennie przed koncertem odbywa się próba dźwięku. Myślę, że bezkompromisowość w kwestii upewnienia się, że podczas koncertu nie ma niczego, co można by przeoczyć, wymaga sporej ilości czasu. Pracowałem z Madonną  podczas tras koncertowych w 2001, 2004 i 2006 roku – na bilecie zawsze widniała godzina 20:30, a ona zawsze wychodziła na scenę o 21:00. Podczas tej trasy na bilecie też widnieje informacja o godzinie 20:30, a pojawiła się na scenie o 21:00. Nikt nie zwleka dla samego zwlekania.

Photo Credit : Kevin Mazur/WireImage for Live Nation

Jaki jest Twój ulubiony moment podczas koncertu?

Pod względem emocjonalnym najmocniejszym momentem jest „Live to Tell”. Jest mocne. Stanowi przypomnienie, że Madonna nagrała piosenkę będącą soundtrackiem historii. To niezwykłe, ponieważ zwraca się do osób, które zmarły. Do ludzi, którzy byli jej przyjaciółmi, inspiracjami i współpracownikami. Widzisz twarze na ekranie i zdajesz sobie sprawę, że nie ma ich już wśród nas. Madonna wciąż jest. Była z tymi ludźmi, teraz dla nich śpiewa. Trudno nie poczuć czegoś na poziomie międzyludzkim.

Poza tym niezwykle potężne jest rozpoczęcie koncertu. Nic nie może się równać z momentem, kiedy ktoś śpiewa tak mocnym głosem i wygląda tak potężnie. To naprawdę do ciebie trafia. Właśnie to łączy publiczność z Madonną i na odwrót. O to w tym wszystkim chodzi.

Uwielbiam „Nothing Really Matters” jako rozpoczęcie koncertu ze względu na wers „Everything I give you / All comes back to me”. Wydaje się być tematem przewodnim całego koncertu.

Easter eggiem jest koniec piosenki. Powtórzyła wersy „In your arms, in your arms”. Na albumie wypowiada je raz, ale na żywo cztery razy. Takie jest przesłanie.