Vogue

maj 1989
Vicky Woods
Zdjęcia: Patrick Demarchelier
Tłumaczenie: Krystian

W wieku 30 lat zarządza korporacją wartą wiele milionów. Jej głównym towarem jest Madonna, a rynek wciąż rośnie. Vicky Woods spotyka podczas obiadu prywatną osobę skrytą za publicznym produktem.


Pomijając głowy państw i blednącą Liz Taylor, „Dziesięć Najsłynniejszych Kobiet Świata” to lista małżonek – poślubiłam Rona, poślubiłam Gorbaczowa, poślubiłam JFK (zanim poślubiłam Ariego), i tak dalej. A obok nich jest Madonna.

Madonna Louise Veronica Ciccone urodziła się jako biedna Amerykanka włoskiego pochodzenia w Bay City w stanie Michigan. Obecnie ma trzydzieści lat, a jej wartość wynosi milion dolarów za każdy rok jej życia (niektórzy twierdzą, że dwa miliony). Nie poślubiła swoich pieniędzy. Sama zarobiła każdego dolara. Pracuje równie ciężko, jak gdyby prowadziła departament stanu, firmę maklerską lub firmę produkującą colę. Każdy ośmiolatek stąd do Manili zna jej imię. To nie lada osiągnięcie.

Nie jest to osiągnięcie, które można zobaczyć w prasie. Madonna ma złą prasę. To prasa o seksbombach, prasa brukowa. Przeczytałam dwa pudła i wyrzuciłam je, bo to przygnębiające artykuły. Madonna wdziera się na szczyt, robi karierę przez łóżko, ma raka szyjki macicy, zachodzi w ciążę, traci dziecko, jest uwięziona w swojej rezydencji przez groźby śmierci, ma kochanka za kochankiem. Zwalnia ludzi w ciągu sekundy, nie da się z nią pracować, kłóci się jak diablica, przeklina reporterów, przewraca paparazzich na ziemię, nie potrafi śpiewać, nie potrafi grać, może tylko trochę umie tańczyć. Zostaje znaleziona związana i zakneblowana, jej mąż jest prawdopodobnym winowajcą, jest związana jak indyk. Jest zakochana, jest niezdolna do miłości, jest skrycie lesbijką. Madonna nie rozmawia zbyt wiele z prasą. Wszystkie cytaty są przypisywane „osobom z jej otoczenia”.

„Wszystko, co przeczytałaś o Madonnie, było nieprawdą” – powiedziała Liz Rosenberg z Warner Brothers, która jest rzeczniczką prasową Madonny. Jeździłyśmy po Hollywood wynajętym Lincolnem Town Car, podczas gdy „Like a Prayer” grało na stereo. Powiedziałam, że ostatnią rzeczą, jaką czytałam było „Madonna związana jak indyk”. Liz parsknęła śmiechem.

Powiedziała: „Jestem naprawdę spóźniona. Mam nadzieję, że Madonna nie wyszła na ulicę”. Ale rzeczywiście tak było. Skręciłyśmy za róg, a tam samotnie stała mała, drobna postać, podskakująca na ciemnym, zalanym deszczem chodniku w długiej sukience Normy Kamali, w satynowych szpilkach i bez rajstop.

Madonna wsiadła z tyłu. Była malutka, rozmiar sześć lub nawet cztery. Wiedziałam, że jest jak kieszonkowa Wenus, ale i tak byłam zaskoczona. Była piękna, miała promienną cerę. Jej włosy z blond pasemkiem z przodu mieniły się w świetle lamp sodowych barwą bakłażana (dwa dni później powróciły do platynowego koloru na potrzeby roli Breathless Mahoney w „Dicku Tracym”, nowym filmie Warrena Beatty’ego). Jej twarz była blada. Wydawało się, że nie ma na sobie tuszu do rzęs, różu ani kredki do brwi. Tylko ciemnoczerwona matowa szminka w charakterystycznym kształcie litery V poniżej dolnej wargi.

Usłyszała „Like a Prayer” płynące z Lincolna i krzyknęła: „Wyłącz to! Natychmiast!”. Liz Rosenberg wyłączyła kasetę i spytała spokojnie: „Jak ci minął dzień?”. „Był pełen prawników” – odpowiedziała Madonna. Gdy Liz przejeżdżała na światłach, przed nami pojawił się Cadillac. „Jebany głąb!” – powiedziała słodko Madonna. Potem dodała swoim śpiewnym głosem: „Jutro są Walentynki, Liz. Po raz pierwszy od wielu lat nie mam swojej walentynki w dzień zakochanych”. Liz odpowiedziała: „Noc jest młoda. Znajdziesz kogoś, Madonno. Na pewno ktoś się znajdzie”.

Pojechałyśmy do Musso & Frank, klasycznej restauracji w Hollywood. Madonna nie zatrzymuje się w lobby i nie czeka, aż ktoś zaprowadzi ją do stolika. Maszeruje prosto przed siebie, podczas gdy dziewczyny szturchają swoich parterów w żebra i bezdźwięcznie powtarzają „MA-DONNA!”. Kelnerzy obdarzają ją szerokim uśmiechem, który mówi: „Jesteś największą gwiazdą na świecie, ale jestem opanowany, poradzę sobie z tym”. Ona odwzajemnia uśmiech, który mówi: „Wiem, że dasz radę”. Tutaj może być normalna. Ile jej czasu jest normalne? „Jedna czwarta” – odpowiada. Madonna wpatrywała się w menu przez sześć sekund i zamówiła sałatkę chiffonade [z drobno pokrojonych roślin zielonych i ziół – przyp.tłum.] „z dużą ilością czosnku” i wodę Perrier.

Była łaskawą rozmówczynią. Z powodu mojej wrodzonej nieśmiałości nie zapytałam jej, czy spędziła Nowy Rok skrępowana jak indyk. Zapytałam ją za to, kto był dla niej wzorem do naśladowania, gdy była dziewczynką. Odpowiedziała: „Chodziłam do katolickiej szkoły. Nie czytaliśmy wtedy magazynów i nie oglądaliśmy dużo telewizji”. Zrobiła pauzę. „Jedyną osobą, na której mogłam się wzorować, była śpiewająca zakonnica”. Madonna jest ochrzczoną, ale niepraktykującą katoliczką. Nie przeszkodziło jej to w swobodnym korzystaniu z katolickich obrazów w swoich piosenkach i teledyskach. Czy martwi się, że kogoś obrazi? „Nie wyśmiewam się z katolicyzmu” – powiedziała. „Głęboko szanuję katolicyzm – jego tajemnicę, strach i uciemiężenie, jego pasję i dyscyplinę oraz obsesję na punkcie poczucia winy”.

Madonna spałaszowała swoją czosnkową sałatkę z prawdziwym apetytem. Obrzuciła spojrzeniem mój ledwo tknięty talerz pozbawionych smaku krewetek kalifornijskich. Zapytałam, czy czuje się jak bogata osoba. „Tak” – odpowiedziała. Teraz czuje się jak bogata osoba, oczywiście, ale dopiero niedawno zaczęła się tak czuć. „Nienawidzę marnotrawstwa i nienawidzę wyrzucania pieniędzy w błoto. Nie widzę sensu posiadania więcej niż jednego samochodu. I nienawidzę marnować jedzenia” – dodała, gdy kelner zabrał moje krewetki.

Nie wygląda na bogatą osobę. Nie ma tych nawyków związanych z pieniędzmi – tej maniery „usiądę sobie, a pokojówka zrobi”. „Cóż, jest różnica między urodzeniem się z pieniędzmi, a zarabianiem pieniędzy. Ja zarobiłam swoje pieniądze. Pochodzę z biednego środowiska i w zasadzie jeśli chodzi o moją etykę, to nadal jestem dziewczyną z klasy robotniczej”. Chwyciła mnie za ręce, by spojrzeć na moje pierścionki. „Są piękne” – powiedziała – „To antyki?”. Właśnie zgubiła swoje diamentowe kolczyki podczas kręcenia reklamy Pepsi. Zrobiła smutną minę. „Moje piękne diamentowe kolczyki. Francuskie, z diamentami w kształcie kropli, oprawione w platynę, pochodzące z XVIII wieku”. Sama je kupiła.

Kiedy Madonna czegoś chce, idzie na zakupy. W Los Angeles robi zakupy w Agnes B. i Maxfield; w Nowym Jorku w Agnes B., Comme des Garcons, Parachute, Charivari. „Ale wiele osób daje mi ubrania. Azzedine daje mi ubrania. Rifat Ozbek dał mi kilka ładnych rzeczy, Gaultier też… „

Do naszego stolika podszedł bardzo piękny, uśmiechnięty chłopak, w zniszczonej kurtce i z wyrazem twarzy, który Madonna widzi cały czas. Wyraźnie był kimś, kto znał Madonnę, ale zdawał sobie sprawę z okropnej możliwości, że ona może go nie pamiętać. „Hej, cześć!” – powiedział. „Więc co słychać? Co tu robisz?”. Madonna obdarzyła go matczynym uśmiechem i dała mu mnóstwo czasu na dokończenie pytania. Potem powiedziała: „Mieszkam tutaj, głuptasie” – po czym zwróciła się do mnie – „To Sasha Mitchell. Widziałaś „Kolec Bensonhursta” Paula Morrisseya? On tam zagrał. Był wspaniały, jest gwiazdą.” Mitchell, jak to gwiazda, wzruszył ramionami, gdy Madonna go chwaliła i stuknął butami. Gdy odchodził, powiedziała do mnie krótko: „Model został aktorem”. Ale dodała: „Był naprawdę dobry w tym filmie. Idealny do tej roli”.

Pada inne nazwisko: Sean Penn. Pojawia się ono i znika w jej słowach jak przelatująca sennie mucha. Sean powiedział to, Sean zrobił tamto. „Sean nauczył mnie, jak obsługiwać automatyczną skrzynię biegów, kiedy myślałam o kupnie Porsche” (kupiła Mercedesa 560SL). „Sean jest jedyną osobą, jaką znam, która jest rodowitym Kalifornijczykiem”. Zapytałam, czy jest przygnębiona rozwodem, a ona milczała przez całą minutę. „Nie.” Zatrzymała się. „Nie, nie jestem przygnębiona rozwodem. Jestem smutna. Jestem smutna z tego powodu”. Długa pauza. „Bardzo smutna. Nie można być z kimś w związku małżeńskim przez trzy i pół roku, a potem po prostu o nim zapomnieć”. Czy teraz w ogóle go widuje? „Nie”.

Madonna znów jest singielką. Znajduje się również w ciekawej sytuacji, będąc zarówno kreatywną artystką, jak i szefową wartej wiele milionów dolarów korporacji Madonna Inc. Na swoim nowym albumie łączy wszystkie trzy role. Najbardziej zapadająca w pamięć piosenka, „Till Death Do Us Part”, to dźwięk bystrego talentu obnażającego prywatne szczegóły publicznego wydarzenia – jej małżeństwa. „Już mnie nie kochasz… To rani jak nóż. Nie jestem twoją przyjaciółką, jestem tylko twoją żonką” – śpiewa. Zdaje sobie sprawę, że ludzie odbiorą te słowa jako wyznanie. Wzrusza ramionami. „Ludzie nie widzą, że można wziąć część swoich doświadczeń z prawdziwego życia i wykorzystać je w swojej sztuce. Starają się, by wszystko było prawdą absolutną”.

Madonna nie miała wakacji od czasu swojego miesiąca miodowego. „Muszę prowadzić firmy, płacić ludziom, promować płyty. W każdym razie do trzeciego dnia wakacji czuję się winna”. Ile osób zatrudnia? „Tysiące.” Ale ile bezpośrednio, to miałam na myśli. „Setki. Utrzymuję Warner Brothers w ciągłej pracy!”. A co z osobistym personelem np. pokojówkami? „Tak – powiedziała – ale ja też sprzątam. Jestem znana z tego, że zmywam naczynia czy ścielę łóżka. Sean się ze mnie nabijał”. Odwróciła się do Liz. „Wiesz, jakie obcisłe dżinsy noszę? Sean przyprowadzał kogoś do domu, a ja chodziłam w nich z potarganymi włosami i zmywałam naczynia – wyglądałam jak wiedźma. A on przyprowadzał kolegę, wskazywał na mnie i mówił: „Spójrz na nią! Jest jedną z najbogatszych kobiet w Ameryce!”. Parsknęła śmiechem.

„Nie mogłabyś wyglądać jak wiedźma, Madonna” – powiedziała Liz Rosenberg.

„Nigdy nie daj się sfotografować w czymś, czego byś nie założyła” – stwierdza Madonna, gdy stosy paryskich sukienek są jej pokazywane, prezentowane, wywracane na lewą stronę i do góry nogami. „To zbyt intensywne” – mówi o sukience Christiana Lacroix z proustowskim gorsetem i trenem. Sukienka zostaje rzucona na fotel. Akceptuje jednak pasującą do niej kurtkę w jedwabne kwiaty. Być może to wizerunek świętej ikony nadziei wyszyty na plecach podoba jej się najbardziej, ponieważ Madonna, choć odeszła od wiary, zachowuje wyraźne wspomnienia ze swojego katolickiego dzieciństwa. Mimo to nalega, by nosić ją tylko na swojej gołej alabastrowej skórze.

Najwyraźniej Madonna zmieniła swój styl. „Lubię luźne, pełne sukienki, które są bardzo romantyczne”, powiedziała Vogue przed sesją zdjęciową. „Lubię buty na obcasie w stylu francuskiego baroku. Noszę dużo butów typu slingback. Nie lubię wysokich obcasów ani szpilek”. Jej nowym ulubionym obuwiem są czarne sztyblety na niskim obcasie, które nosi przez cały dzień sesji zdjęciowej, przechodząc z pokoju do pokoju, podczas gdy jej nowy album rozbrzmiewa w całym domu.

Madonna jest zdecydowanie zwolenniczką bazowej czerni: jej szafy przypominające Kabuki są pełne czarnych płaszczy, czarnych koronkowych francuskich gorsetów, czarnych rękawiczek z naturalnej skóry. Nawet jej trzyczęściowy zestaw bagażowy jest czarny. Tu i ówdzie wiszą ubrania Vivienne Westwood obok Normy Kamali OMO i Lacroix. Są też rzędy czarnych skórzanych kurtek motocyklowych i te jej słynne opinające dżinsy.

Jeśli chodzi o wystrój samego domu, Madonna mówi po prostu: „Porozmawiaj z moim bratem Christopherem. Ma najbardziej wysublimowany gust ze wszystkich osób, które znam”. Aby udowodnić swoje zaufanie do niego, pozostawiła go samemu sobie.

Christopher Ciccone przyjrzał się dwudziestu pięciu ofertom, zanim wybrał ten dziesięciopokojowy dom. I chociaż osiągnął prawie niemożliwe – „Udekorowałem cały dom w dwa tygodnie” – stanowczo stwierdza: „Odmawiam nazywania mnie dekoratorem.”

„Naprawdę chciałem uniknąć przekombinowanego, kalifornijskiego stylu” – mówi. I to pomimo faktu, że nowy dom jego siostry znajduje się wysoko na wzgórzach Hollywood, z widokiem na Los Angeles. „Dom sprawia wrażenie wielkiego nowojorskiego penthouse’u, z tą różnicą, że jest tu lepszy widok i basen”.

Dwudziestoośmioletni artysta przyznaje: „Naprawdę nie wiedziałem, co robić. Wiedziałem, że nigdy nie użyję tkaniny bawełnianej. Po prostu zacząłem szukać elementów. Gdy je znalazłem, zacząłem szukać dla nich miejsca”. Wśród jego odkryć są XVIII-wieczne krzesła i para kandelabrów z Włoch. „Oboje uwielbiamy włoskie meble” – wyjaśnia. „Są okazałe, ale nie krzykliwe jak meble francuskie”. Ciccone kupił wszystko do domu Madonny – od sztuki (Leger, Diego Rivera i Tamara de Lempicka) po obieraczki do ziemniaków i garnki. „We włoskim domu spotkania towarzyskie zawsze koncentrowały się wokół kuchni, więc oboje z Madonną znamy wartość dobrego garnka do przygotowania dużej porcji makaronu.”

„Madonna i ja byliśmy bardzo blisko” – mówi Ciccone o ich dzieciństwie w Michigan, z sześciorgiem innych braci i sióstr – „chociaż oddaliliśmy się od siebie na około pięć lat. Trudno mi było znaleźć swoją własną przestrzeń w jej świecie. Mamy pewną zależność między rodzeństwem i spędzamy dużo czasu na kłótniach. Jednak jesteśmy dla siebie najlepszymi krytykami”.