Jako fani Madonny mamy niebywałe szczęście, że praktycznie w każdym przypadku jej trasy koncertowej w parze z nowym show idzie koncertowy film, ukazujący jego różnorodność i towarzyszącą temu atmosferę. W przypadku innych artystów nie jest to bowiem tak oczywiste (zarówno w przypadku zmian w repertuarze, jak i dokumentowania koncertów). A jednak jest jedna trasa, które nie miała tyle szczęścia. Tak, zgadliście – to „Re-Invention”. Ale jak w ogóle do tego doszło?
Zanim przejdziemy do odpowiedzi na to pytanie, trzeba nakreślić nieco tła historycznego. Madonna była świadoma, że płyta „American Life” została słabo przyjęta, głównie przez niesłuszną krytykę, jaka spadła na nią wraz z wydaniem pierwszego singla. Jak wiemy, artystka nie jest zbyt chętna do świętowania jubileuszy, można więc założyć, że to chłodne przyjęcie płyty miało wpływ na ograniczenie obecności nowego materiału w koncertowej setliście i skupienie się w większości na największych hitach (warto wspomnieć także, że ich brak był głównym zarzutem recenzentów pod adresem setlisty trasy „Drowned World”).
Taki repertuar to wręcz wymarzony materiał dla stacji telewizyjnych, ceniących sobie to, co każdy zna i lubi podczas cennego czasu antenowego. To też wymarzone pole do popisu dla wytwórni, która łatwo nie zrezygnowałaby z wydania takiego wydawnictwa, bowiem jasne jest, że największe przeboje kobiety zwanej „królową popu” przyciągną nie tylko fanów, ale także zwykłego, przeciętnego słuchacza/widza.
Czas jednak mijał, a spodziewanego koncertu w telewizji nie było – ani na żywo, ani premiery potencjalnego nagrania. Za to 21 października 2005 roku na MTV miał swoją premierę dokument „I’m Going To Tell You a Secret” pokazujący życie Madonny w trasie, który ponad pół roku później – 20 czerwca 2006 roku – trafił do sklepów na płytach DVD. Bardziej niepokojące było jednak wydanie razem z nim płyty CD z selekcją koncertowego materiału. Premiera pierwszego albumu koncertowego w karierze Madonny, mająca miejsce w dodatku, kiedy sama zainteresowana skupiała się już na koncertach promujących kolejną płytę, definitywnie ucięła spekulacje i stało się jasne, że żadnego nagrania koncertowego nie będzie.
Przez lata wokół kulis tego wydarzenia narosło wiele legend i nieścisłości. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością możemy założyć, że nawet dziś, po 20 latach, nie wiemy wszystkiego i nigdy się nie dowiemy. Z kakofonii plotek da się jednak wyciągnąć kilka pogłosek, które układają się w logiczną całość…
Po premierze „I’m Going To Tell You a Secret” mówiono, że Madonna nigdy nie miała zamiaru filmować całego koncertu. Jej priorytetem było za to pokazanie, jak bardzo zmieniła się ona jako artystka i kobieta pomiędzy nakręceniem „Truth or Dare” a zostaniem żoną i matką, która odnalazła duchowe ukojenie w filozofii Kabały. Według plotek nie było biznesowego uzasadnienia, by w tym samym czasie wydawać dokument i koncertowy zapis. Na pierwszy rzut oka zdaje się, że ma to sens, zwłaszcza, jeśli porówna się tę sytuację z czasami trasy „Blond Ambition”, która – poza wspomnianym dokumentem z 1991 roku – nigdy nie doczekała się „uczciwego” wydawnictwa. Oczywiście, koncerty filmowano i wydawano na LaserDiskach czy kasetach wideo, ale działo się to dopiero po pokazaniu ich w telewizji, bo to telewizyjne transmisje były powodem, dla których w ogóle filmowano koncerty. Prawa do tych materiałów miały: hiszpańska stacja TVE, która udzieliła licencji na emisję koncertu w Barcelonie 30 stacjom z całego świata (w tym TVP), MTV do nagrania z Houston oraz japońska firma Pioneer – główny sponsor trasy – która wydała dwa koncerty w formacie LaserDisc (promując tym samym swoje produkty w postaci odtwarzaczy tych rzadko spotykanych dziś płyt). Jednym z nich był koncert w Jokohamie, drugim – pokazany najpierw na żywo na HBO – występ w Nicei na francuskiej Rivierze, zamykający trasę. Żadne z tych wydawnictw nie było jednak autoryzowane przez Madonnę.
Mimo braku sygnowanego nazwiskiem artystki wydawnictwa z trasy z 1990 roku, nie można jednak narzekać na brak transmisji (oprócz wspomnianych telewizyjnych, odbyło się też kilka radiowych, m.in. ze stadionu Wembley w Londynie). Upada więc mit, że dokument i zapis koncertowy to coś, czego kariera Madonny nie mogłaby znieść w krótkim odstępie czasu. Zawsze bowiem istnieje możliwość zorganizowania transmisji na żywo podczas trasy, nawet jeśli po niej planuje się pokazać związany z nią dokument.
Czy więc żadna stacja nie była zainteresowana transmisją? Ależ była, i to nie byle jaka! 25 maja 2004 roku stacja CBS poinformowała, że przygotuje „dwugodzinny program specjalny”. Choć nie podano ani daty, ani miejsca, zaraz później MTV News poinformowało, że prawdopodobnie transmitowany będzie koncert w Lizbonie, a poproszona o komentarz rzeczniczka prasowa Madonny, mimo iż tego nie potwierdziła, dała do zrozumienia, że „jesienna data jest prawdopodobna”. Potwierdzono tym samym (przynajmniej w zakresie rozmów ze stacją) plotki opublikowane przez „Daily News” i „People” 20 maja, według których Madonna miała otrzymać od CBS 10 milionów dolarów za transmisję koncertu.
Czas jednak płynął, a żadne nowe informacje w sprawie nie pojawiały się w mediach. A kiedy trasa dobiegła końca i koncertu nie pokazano w telewizji, pojawiła się kolejna plotka. Rzekomo powodem rezygnacji z umowy były sprzeczne żądania – Madonna domagała się od CBS ponad dwóch godzin czasu antenowego, bez reklam w trakcie trwania koncertu, na co z kolei stacja miała nie chcieć się zgodzić. O ile przeznaczenie ponad dwóch godzin wydaje się mało prawdopodobne, bo program trwał niewiele więcej niż 1 godzinę i 50 minut, o tyle konflikt interesów w postaci podejścia do przerw reklamowych zdaje się mieć sens.
Stacji bowiem z całą pewnością zależało na sprzedaniu praw do reklam w trakcie tak cennego czasu antenowego, zaś domyślać się można, że słynąca z perfekcjonizmu Madonna nie chciała się zgodzić, by w trakcie jej koncertu puszczano reklamy proszku do prania i środku na wzdęcia. 😉 Z kolei pokazywanie show z wyciętymi niektórymi piosenkami, by zrobić miejsce na reklamy, zdecydowanie ograniczałoby odbiór koncertu, będącego zamkniętym dziełem, mającego właściwy wydźwięk tylko w całości. Dla CBS ponadto płacenie Madonnie za prawa do transmisji bez możliwości odbicia sobie tego kosztu na reklamach było zaś zwyczajnie nieopłacalne, oczywiście zakładając, że plotka ta jest prawdziwa.
W kwietniu 2005 roku do mediów trafiła informacja, że Hamish Hamilton – reżyser odpowiedzialny m.in. za koncertowe wydanie „Drowned World Tour” – oraz firma produkcyjna The Rude Corp. złożyli pozew przeciwko Madonnie. Powodem były – a jakże – pieniądze. Hamilton i spółka domagali się od Madonny zapłaty w wysokości 300 tys. dolarów tytułem opłat produkcyjnych i zwrotu poniesionych kosztów w związku z nakręconym przez nich koncertowym filmem z trasy „Re-Invention”. W pozwie pojawiła się informacja, że przedmiotem sporu jest ustna umowa, jaką zawarli reżyser i artystka. Na jej mocy Hamish Hamilton miał wyreżyserować i wyprodukować koncertowy film na bazie jednego z europejskich koncertów. Według Hamiltona była to umowa typu „pay-or-play”, co oznaczało, że wynagrodzenie przysługuje mu niezależnie od tego, czy Madonna skorzystałaby z jego pełnych usług. Strona artystki twierdziła zaś dokładnie odwrotnie – że zapłata przysługuje wyłącznie po zatwierdzeniu przedstawionego produktu.
Z pozwu płyną cenne informacje. Oznacza to, że przynajmniej jeden, a najprawdopodobniej dwa koncerty sfilmowano. Podczas dwóch ostatnich wieczorów w Lizbonie publiczność została bowiem poinformowana, że koncerty będą filmowane, a uczestnictwo w imprezie oznacza zgodę na ewentualne wykorzystanie wizerunku. Nie wiadomo jednak, na jak zaawansowanym etapie był montaż.
Przypuszczalnie jednak problem tkwi gdzie indziej. Według nieoficjalnych informacji, podczas nagrywania koncertów w Lizbonie wystąpiły problemy techniczne ze sprzętem nagrywającym dźwięk, wskutek czego nieodwracalnie go uszkodzono. Innymi słowy, dźwięk nie jest wystarczająco dobry, aby można go było wykorzystać w cyfrowej obróbce i dostosowaniu do odpowiedniej jakości (trzeba bowiem pamiętać, że ma on brzmieć dobrze nie tylko na głośnikach z laptopa, ale przede wszystkim na dużym, profesjonalnym sprzęcie z dźwiękiem przestrzennym).
Hamilton podobno na własną rękę podróżował wraz z Madonną i oglądał koncerty w kilku miastach, dzięki czemu mógł zorientować się, jak wygląda show, i zaprojektować ustawienie kamer oraz oświetlenie i zaplanować reżyserię. Pozwoliło mu to na stworzenie rzekomo ciekawego wizualnie szkicu filmu, ale z dźwiękiem pozostawiającym sporo do życzenia.
Podobno jedną z planowanych alternatyw było pobranie elementów dźwiękowych z nagrania w Paryżu, które wykorzystano w „I’m Going To Tell You A Secret”, jednak „łatany” dźwięk w dalszym ciągu nie brzmiał dobrze (przypuszczalnie słyszalne były różnice).
W tym miejscu pojawi się zapewne pytanie – czy nie dałoby się wydać paryskiego koncertu w formie oficjalnego nagrania? Być może nie byłoby to złe rozwiązanie i ponoć Madonna brała pod uwagę i to, ale… materiał koncertowy zmontowany na potrzeby filmu pochodził z nagrania o ograniczonej liczbie kamer, koncentrujących się głównie na ujęciach sceny i zbliżeniach na Madonnę, ale nie ujmujących całości sceny, czy widoków areny. Co więcej – nawet on był posiłkowany nagraniem z innych koncertów. Fani dopatrzyli się m.in. że ujecie na początku „Vogue” wygląda identycznie w nieoficjalnym zapisie z Lizbony, który wyciekł (szczegóły o nim za chwilę) oraz w „I’m Going To Tell You a Secret”, tylko że tam nałożono filtry i pokolorowano gorset Madonny na mający wyglądać na fioletowy. Można jednak bardzo łatwo zauważyć podobieństwa w identycznym ułożeniu „frędzli” z cekinami, znajdującymi się poniżej dekoltu, których na dodatek nie pokolorowano w dokumencie.
Jednym z popularnych mitów jest informacja, że paryskie koncerty pokazane w „I’m Going To Tell You a Secret” nie zostały sfilmowane w całości. Sprzęt rejestrujący materiał pracuje cały czas. Włączanie go i wyłączanie na wybranych piosenkach byłoby zbyt czasochłonne i problematyczne, więc najprawdopodobniej cały surowy materiał zarówno z „Blond Ambition” jak i „Re-Invention” (w obu przypadkach z Paryża) gdzieś istnieje. Plotka, że nie sfilmowano całości mogła się wziąć stąd, że zapewne zmontowano różne ujęcia tylko z utworów wybranych pod narrację dokumentów. Mało prawdopodobne, by w momencie rejestrowania materiału Madonna wiedziała, których piosenek zamierza użyć.
Wróćmy jednak do niedoszłego nagrania „Re-Invention”. Wobec przedstawienia materiałów niewystarczającej jakości, Madonna zdecydowała, że nie zamierza płacić Hamishowi Hamiltonowi za produkt poniżej oczekiwań. Według jej strony, zapłata byłaby możliwa, gdyby przedstawiony materiał został zaakceptowany. Nie widząc więc innego sposobu na zwrot poniesionych kosztów i włożoną pracę, reżyser zdecydował się na wniesienie sprawy do sądu. Niestety rozstrzygnięcia sprawy nie znamy, jako że toczyła się ona za zamkniętymi drzwiami. Wnioskując jednak po braku oficjalnego zapisu, nawet jeśli powstał, wszelkie umowy zostały zerwane wraz z założeniem sprawy w sądzie i nie ma szans na wydanie oficjalnego DVD nawet po 20 latach.
W obliczu procesu sądowego, upadła również umowa z CBS. Podobno na jej mocy stacja miała prawo do dwukrotnej emisji koncertowego nagrania, zanim zostanie ono komercyjnie wydane na nośnikach fizycznych. A ponieważ materiał ostatecznie nie został dostarczony, umowa zapewne została rozwiązana lub uległa przedawnieniu.
I pewnie w tym miejscu zapytacie – skąd zatem wzięło się w sieci nagranie z ostatniego koncertu w Lizbonie, które bez problemu można znaleźć na YouTube. W 2006 roku administracja brazylijskiej strony MadonnaOnline skontaktowała się z osobą, która twierdziła, że jest w posiadaniu materiałów, które rzekomo miały zostać użyte w oficjalnym koncertowym filmie. Mimo to, nie jest to materiał nakręcony przez Hamisha Hamiltona, a tzw „pro-shot”, czyli materiał, który miał być rzekomo pokazywany na telebimach podczas występu. Reżyser oficjalnego zapisu prawdopodobnie miał dostęp do tych materiałów jako do dodatkowego źródła ujęć, jednak ten zapis w żaden sposób nie był przez niego kontrolowany w momencie powstania. Dźwięk również był surowy i nie został poddany żadnej obróbce, co tylko potwierdza, że nie ma to nic wspólnego z koncertowym wydaniem, w którym dźwięk byłby oczyszczony i przestrzenny. Nie wiadomo skąd owa osoba miała te materiały, natomiast podobno zgodziła się je sprzedać za 600 funtów. W ten sposób „telebimowe” nagranie znalazło się w sieci.
Niedługo po wycieku tego nieoficjalnego materiału, pojawiło się kilka plotek. Pierwsza z nich mówiła, że nie mając materiału godnego wydania, za wyciekiem tej nieoficjalnej formy dokumentującej trasę stał… ktoś z obozu Madonny, działający być może nawet za jej wiedzą i zgodą. Nie sposób dziś jednak i tego potwierdzić. Druga skolei głosiła, że niedoszły tytuł filmu, za którym stał Hamish Hamilton to „Get Up Lisbon”. Po przejrzeniu fanowskich forów w 2024 roku można odnieść wrażenie, że nikt nie pamięta po tylu latach, skąd ów tytuł właściwie się wziął, ale wiele osób wskazuje, że tak był nazywany domnienamy oficjalny zapis przez webmasterów z MadonnaOnline. Może jest on prawdziwy, a może po prostu stworzono go dla wyraźniejszego oddzielenia go od rozpowszechnianego materiału z telebimów.
Co jednak ciekawe – wyciekła jeszcze jedna wersja nagrania, choć zaledwie we fragmentach, która może pochodzić z nagrania „Get Up Lisbon” (przyjmijmy, że faktycznie taki miało nosić tytuł). W sieci pojawiły się nagrania „Burning Up” i „Die Another Day” w całości, podobno krąży gdzieś jeszcze fragment „Don’t Tell Me” (choć tego akurat nie udało mi się znaleźć). Porównując je z „surowym” materiałem z telebimów można zauważyć, że ujęcia są zupełnie inne, kolory bardziej nasycone, inna jest też ścieżka audio, a montaż poprzetykany jest animacjami z ekranów tła. Dla porównania możecie zobaczyć porównanie obu fragmentów tej wersji, z zapisem z telebimów. Niestety z niewiadomych przyczyn YouTube nie zezwala nam na dodanie samodzielnych filmów, więc to jedyny sposób, w jaki możemy je Wam pokazać.
Legenda, której również nie sposób potwierdzić po 20 latach głosi, że za tym montażem miał stać syn lub zięć kogoś z teamu produkcyjnego, a zlecenie miał otrzymać od Madonny po tym, jak Hamish Hamilton przedstawił produkt niewystarczającej jakości. Osoba ta miała pracować na dostępnych materiałach z telebimów i oficjalnych tłach, jednak również i ten efekt nie spodobał się Madonnie. Patrząc na montaż trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że jest on zrobiony bardzo amatorsko. Ale być może z dostarczonych materiałów po prostu nie dało się „ukręcić” filmu wystarczającej jakości…? Po 20 latach możemy jedynie snuć domysły.
Co o wydaniu nagrania mówi management Madonny? W 2006 roku, podczas „Confessions Tour” Guy Oseary został o to zapytany przez fanów. Odpowiedzieć miał po prostu: „To się nigdy nie wydarzy”. Ale już w 2011 roku zmienił on retorykę, obiecując wydanie autoryzowanego zapisu z tras „Re-Invention”, „Blond Ambition” a także kontynuacji „Sticky & Sweet” z 2009 roku, podczas której część repertuaru uległa zmianie. Minęło kilkanaście lat i w sprawie nic się nie wydarzyło, więc mało prawdopodobne, by w najbliższym czasie coś się zmieniło. O ile w ogóle kiedykolwiek.
Brak oficjalnego zapisu z „Re-Invention Tour” to wielka niewykorzystana szansa nie tylko na udokumentowanie tego widowiska, ale także na sukces komercyjny i poprawienie nieco wizerunku Madonny, nadszarpniętego wówczas przez kiepski odbiór płyty „American Life”. Pozostaje się cieszyć, że dostaliśmy przynajmniej oficjalny dokument z fragmentami koncertu i nieformalne nagranie. Gdyby nie to, musielibyśmy się zadowolić oglądaniem koncertu na amatorskich nagraniach, a ich jakość jest – krótko mówiąc – adekwatna do technicznych możliwości 2004 roku, czyli kiepska, jak na dzisiejsze standardy. Cóż… przynajmniej w tej patowej sytuacji jest choć jeden pozytyw.
Krystian
Aktualizacja – 11.06.2024
Po publikacji tego tekstu trafiłem na nowe informacje na temat planowanego wydawnictwa. Znajdziecie je zebrane tutaj:
Jeśli podoba Ci się treść tej strony, możesz postawić mi wirtualną kawę ⬇️⬇️⬇️