Kompleks Madonny

Details

grudzień 1994
Chris Heath
Zdjęcia: Bettina Rheims
Tłumaczenie: RottenVirgin

W salonie dziwka, w sypialni tygrysica. Chris Heath odkrywa, że gdy tylko przełamie się twarde ciasteczko, robi się słodko i miło.


Madonna bierze prysznic. Oczekuję jej na piętrze jej nowojorskiego apartamentu, aż w końcu pojawia się z zaczesanymi do tyłu włosami, roztaczając wokół siebie zapach trzech perfum – czarnego narcyza (to jej szczęśliwy zapach), gardenii i tuberozy. Podnosi mój dyktafon„Sprawdzam czy działa” mówi.  „Tylko tyle”. Uśmiecha się lekko. „Wiesz, że mam fioła na punkcie kontroli. Muszę wiedzieć co się dzieje”. Mówię jej, że to ja muszę się martwić o sprzęt. „Cóż” – mówi – „przekraczając próg tego domu wyrzuć zasady przez okno”. Następuje chwila nieomal dramatycznej ciszy. „Żartuję” mówi bez przekonania. „Tylko żartuję. A zatem, śmiało!”.

No więc jestem śmiały. Czasem będzie trudno, ale zaczynamy dość spokojnie. Proszę Madonnę, by powiedziała mi coś – cokolwiek – o sobie. Uważa to pytanie za nieco dziwne, ale dostosowuje się.  „Hmm… nie toleruję głupcówNie toleruję ignorancjiKocham dzieciJem za dużo słodyczy. Mam psa. Uwielbiam koszykówkę. Mam naprawdę dobry słuch, zatem nie próbuj obgadywać mnie w sąsiednim pokoju, bo prawdopodobnie to usłyszę. Cierpię na potworną bezsenność. Lubię ładnie pachnieć. I tak też pachnę. Wierzę w magię”. Uśmiecha się„Na chwilę obecną to wszystko”. Oczywiście chcę więcejDzwoni telefon. „Nie cierpię, gdy ludzie do mnie wydzwaniają po czym odkładają słuchawkę” – mówi.

Ja: Kto tak wydzwania? Fani, jak sądzę.

Madonna: (z irytacją): Nie, nie fani. Dokładnie wiem kto. Ludzie, którzy wiedzą, że nie chcę z nimi rozmawiać, a i tak wydzwaniają, by sprawdzić czy jestem w domu. Lubią mieć mnie na oku.

Ja: Jacy to ludzie?

Madonna: Naprzykrzający się. Irytujący.

Ja: Ale mający z tobą coś wspólnego.

Madonna: OK. powiem ci (szepcze). Byli kochankowie.

Ja: Wiesz którzy?

Madonna (pogodnie): Och, cała gromada.

Ja: I dzwonią by usłyszeć twój głos?

Madonna: Żeby sprawdzić gdzie jestem. Niektórzy mają za dużo wolnego czasu. Wiesz o co mi chodzi?

Ja: (bez przekonania): Tak sądzę.

Madonna: Nigdy tego nie doświadczyłeś?

Ja: Cóż, wstyd byłoby powiedzieć nie. Ale z pewnością nie mam takiego łańcuszka maniakalnych ex-kochanek.

Madonna: Mmm….No cóż. (śmieje się). Nie można mieć wszystkiego.

 Szybko łapię się na tym, że nie takiej Madonny się spodziewałem. Ta Madonna jest bardziej nerwowa, bardziej drażliwa, mniej pewna siebie. Nie jest kobietą uśmiechającą się z tronu swojej sławy napawając się sławą i uznaniem. Jest bezczelna mówiąc o ludziach, którzy ją lekceważą bo – jak mówi – zazdroszczą jej odwagi, samemu jej nie mając. Ta Madonna opowiada o podziwie jaki zapewniła sobie „przetrwawszy pomimo cięgów, jakie obrywam od mediów za wszystko, co robię”. Mówi na ten temat z dość zaskakującą pasją. Madonna nie czuje się ulubienicą mediów, ale kimś, od kogo oczekuje się ciągłych przeprosin. „Tylu sławnych ludzi robi sobie publiczną spowiedź, aby się usprawiedliwić: ‘Znęcano się nade mną w dzieciństwie’ albo ‘Mam problemy z alkoholem’. Ja się nie usprawiedliwiam. Dla ludzi jest to zdumiewające”. Obecnie fakt, iż przytarto Madonnie nosa, wielu cieszy.  Ostatnio oczekiwano od niej przeprosin po naszpikowanym “fuckami” wywiadzie jakiego udzieliła w programie Lettermana. Spór między nimi zakończył się, gdy oboje pojawili się razem na rozdaniu nagród MTV Video Awards. Madonna mówi, że naprawdę go lubi. „Jest we mnie zakochany do szaleństwa. Wiesz jak to jest z chłopakami w szkole. Szczególnie dotkliwie dokuczają tej dziewczynie, która podoba im się najbardziej. Sądzę, że jest atrakcyjny. Uwielbiam tę jego przerwę między zębami. Mój ojciec też taką ma. Zawsze uważałam, że świadczy ona o inteligencji”.

 „Jak przykro” – mówię. „Moje zęby osadzone są tak blisko siebie jak tylko się dało. Czy to oznacza, że jestem głupi?”. „Nie. To widać, czy jesteś głupi, czy nie”.

Rozmawiamy o jej ojcu. Często pojawia się  w jej snach. Czasem jako mężczyzna jakim jest teraz, czasem jako mężczyzna, jakim był, gdy była dzieckiem. Czasem boi się jego osądów, czasem zaś jest czuły i kochający. Czasem jest smutny, co przyprawia ją o poczucie winy. Czasem pojawia się jako rodzaj ostrzeżenia, mówiąc jej, by czegoś nie robiła. W snach tych Madonna instynktownie się buntuje. Ale gdy się obudzi, zastanawia się: ‘a może powinnam posłuchać jego rady?’ Pytam, czy wie, co jej ojciec tak naprawdę o niej myśli. „Mmm..” –mówi, jak zawsze, gdy nie udziela odpowiedzi natychmiast. „Tak naprawdę nie wiem. Myślę, że jest trochę przerażony, ale sądzę też, że podziwia mnie i szanuje, bo wychował mnie na osobę wierzącą w wartość ciężkiej pracy, a wie, że ciężko pracuję. Chciałabym, aby zrozumiał to, co robię w sposób dogłębny, intelektualny, ale być może takie podejście pozwala mu traktować mnie w ten sam sposób, co moich braci i siostry. Czasem musi zachowywać dystans”.

 Madonna przerywa rozmowę. Chce coś powiedzieć

Madonna: Mam wrażenie, że próbujesz być moim psychiatrą. Może powinnam ci na koniec zapłacić?

Ja: Jeśli o mnie chodzi, nie mam nic przeciwko.

Madonna: (śmieje się, po czym zwraca się do mnie raczej chłodno): Ale co to ma wspólnego z moją muzyką?

Madonna wydała właśnie nową płytę zatytułowaną „Bedtime Stories”. Bardzo mi się podoba, ale ilekroć próbuję jej o tym napomknąć, trafiam kulą w płot. Dziwne. Pytam ją o konkretny tekst piosenki , a jej odpowiedź gmatwa się i wije, udzielając jej  zaczyna się bronić mimo, że nie padło żadne oskarżenie, aż w końcu stwierdza na przykład „już sama nie wiem ani o co mnie pytasz, ani nawet o czym ja mówię”. Gdy wspominam o nostalgicznym charakterze niektórych piosenek, odbiera to tak jakbym usiłował przedstawić ją jako nieszczęśnika o złamanym sercu. Skarży mi się ze złością: „Czuję się jakbyś chciał zrobić ze mnie pogrążonego w żalu i depresji samotnika, a w ogóle tak nie jest”. Tak naprawdę chcę z nią jedynie porozmawiać i to jej odpowiedzi prowokują rozważania na temat mrocznych aspektów życia. To ona mówi mi o samotności i żałości. „Ludzie myślą, że gdy jesteś sławny i bogaty inni przychodzą do ciebie mówiąc ‘Wow! Jesteś niesamowity!’ Ale prawda jest taka, że nikt ci tego nie mówi, bo wszyscy myślą, że robią to inni, nie chcą więc lizać ci dupy. W ten sposób idziesz przez życie, nie słysząc nic od nikogo. Tak samo jest z miłością. Ludzie poznają cię i mówią: ‘Miałeś z milion kochanek więc tylko złamiesz mi serce’. Powtarzają wciąż: ‘Możesz mieć, co tylko zechcesz, dlaczego więc chcesz akurat mnie?” aż w końcu mówisz ‘Masz rację, nie chcę cię, bo wciąż to powtarzasz i staje się to nudne’. To nie tak, że straciłam nadzieję. Nie siedzę co noc sama w swoim pokoju.” Stwierdza, że jej ostatnim odkryciem, jakie określa mianem duchowego przebudzenia jest to, do którego nawiązuje w swojej ostatniej piosence „Secret” – że szczęście leży w twoich rękach. No i znów się zaczyna – tym razem wyjaśnia mi dlaczego zazwyczaj przywiązuje się do ludzi smutnych, o mrocznej osobowości. „Większość ciekawych ludzi jest smutna. Większość myślących ludzi jest smutna. Bo i życie jest smutne”. „Tak?” pytam. “Z jednej strony tak, z drugiej nie”. Co do jednego się zgadzamy – smutne zakończenia są lepsze od tych szczęśliwych. Należymy do wielbicieli powieści Jeanette Winterson pt. „Namiętnośc”. (W zeszłym roku Madonna wysłała jej list – „Dość dziwaczny, jak sądzę” – ale nie otrzymała nań odpowiedzi). Nie jesteśmy z tych, którzy płaczą nad „Co się wydarzyło w Madison County” (sam tak naprawdę jej nie przeczytałem, a Madonnie polecili lekturę ludzie, których szanuje. Histerycznie się śmiała). Większość tego, co można byłoby pomyśleć o Madonnie, już powiedziano. Mówię jej o książeczce „Sekret Madonny” opowiadającej o tym, jak to zostaje porwana przez kosmitów i interpretującej informacje na ten temat jakie rzekomo zawarła w tekstach swoich piosenek. „A to dobre” – mówi. „Nigdy o tym nie słyszałam”, po czym mruczy pod nosem:  „nie mają co robić”.

Ja: Ale załóżmy, że to prawda. Załóżmy, że naprawdę trafiasz na inną planetę. Za czym tęskniłabyś najbardziej  za sławą czy za swą kolekcją dzieł sztuki?

Madonna: Za kolekcją dzieł sztuki. Spójrz na ten obraz Picassa. Moja kolekcja dzieł sztuki stanowi duszę innych ludzi – krew, pot, łzy i duszę innych artystów i jest to o wiele cenniejsze niż sława.

Ja: Tęskniłabyś bardziej za kobietami czy mężczyznami?

Madonna: (długa przerwa) Boże, muszę przyznać, że za mężczyznami. Są tacy nudni i uwstecznieni ale… po prostu ich potrzebuję (śmieje się). Wiesz, do łóżka. Ale to trudny wybór, bo z kobietami łatwiej się dogadać. Seks, czy rozmowa – co jest ważniejsze?

Ja: A nuż znajdziesz mężczyznę, z którym można się dogadać?

Madonna: Cóż, słyszałam, że tacy istnieją. Znalazłam takich (śmieje się). Ale zawsze źle pachną.

Ja: Dobre maniery czy złe nawyki?

Madonna: Dobre maniery. Złe nawyki wynikają wyłącznie z lenistwa. Zawsze doceniam dobre maniery.

Ja: Dobre wina czy ładna bielizna?

Madonna: Zdecydowanie bielizna. Od wina boli głowa. Na bieliznę miło popatrzeć, miło jej dotykać no i podoba się też innym.

Ja: Tak, ale tam masz tylko kosmitów.

Madonna: Nigdy nic nie wiadomo. Może okazać się przydatna. Może musiałabym z nimi handlować. Dać im majtki za jakąś małą paczkę chipsów.

Ja: Niebo czy morze?

Madonna: Myślę, że morze. Morze ma uzdrawiający wpływ. Niebo z kolei wydaje się odległe. A do oceanu mogę sobie wskoczyć.

Ja: Nowy film Seana Penna czy nowy film Warrena Beatty?

Madonna: To najtrudniejsze pytanie (długa przerwa). Nie potrafiłabym wybrać. Seanowi podobają się pewne rodzaje filmów, więc jeśli by reżyserował lub grał w jakimś filmie, byłby on nieco mroczny, prawdopodobnie pełen przemocy i mógłby być interesujący. Ale z kolei Warren jest inteligentniejszym twórcą i sądzę, że w jego dziele byłoby więcej prawdy.

Ja: Śmiech z przyjaciółmi czy płacz z kochankami?

Madonna: Śmiech z przyjaciółmi, zdecydowanie. To głupie pytanie. Nie wolałbyś śmiać się z przyjaciółmi?

Ja: Nie jestem pewien. Myślę, że naprawdę mógłbym wybrać to drugie.

Madonna: No to jesteś naprawdę popierdolony. Musisz na to uważać.

Ja: Nigdy nie twierdziłem, że nie jestem popierdolony. Po prostu chciałem sprawdzić czy ty jesteś.

Madonna : A nie jest to oczywiste?

Ja: A jesteś?

Madonna: Jasne, że jestem. Pracuję w przemyśle rozrywkowym.

Rozmawiamy o jej matce. Na nowej płycie znalazła się piosenka o niej zatytułowana “Inside of Me”. „Gdy wydaje się, że mój świat się wali, a głupcy mnie przygnębiają, myślę o twej uśmiechniętej twarzy”. Opowiada o sile, jaką daje jej wspomnienie matki. O ich wspólnych tajemnicach i zabawach. Madonna mówi mi o bajkach, jakie matka opowiadała jej na dobranoc. Były to historie o ogrodzie, a jej bohaterami były różne warzywa oraz królik – czarny charakter – który próbował je zjeść. Madonnie dawało to poczucie bezpieczeństwa a wspomnienie tych pięciu spędzonych razem lat jest jej skarbem. Gdziekolwiek Madonna mieszkała zawsze trzymała przy łóżku zdjęcie matki. Różne domy, różne zdjęcia. Imię Madonna wydaje jej się równie dziwne jak innym. „Dlaczego moja matka nazwała mnie swoim imieniem? Mój ojciec nie dał  pierworodnemu synowi swojego imienia. To tak jakbym miała być następna. Jedyna.”

Madonna Ciccone – ta pierwsza – zmarła na raka gdy Madonna miała pięć lat. Zdawała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Matka wciąż znikała w szpitalu. Ale nikt nigdy nie wyjaśnił jej tego przyczyn. Jest pewna smutna historia, którą Madonna opowiedziała raz, na początku swojej kariery i od tamtego czasu jej nie powtórzyła. Nie wspomina jej i dzisiaj – i choć napomykam o sprawach dla niej bolesnych, tej jednej historii po prostu nie potrafię przytoczyć. Działo się to gdy jej matka była już chora, córka była jednak zbyt mała by zrozumieć sytuację. Madonna chciała się bawić, ale osłabiona matka musiała odmówić. Madonna uderzyła ją, a matka rozpłakała się. Była bezradna. Pewnego dnia ojciec Madonny odebrał telefon w kuchni babci. Odwiesił telefon na ścianę. Płakał. Nikt nie powiedział Madonnie, że matka umrze, a teraz usłyszała, że nie żyje. To była ogromna tajemnica. Czym jest śmierć? Tego tak naprawdę nie wiedziała. Całymi latami czekała aż matka wróci. Ojciec mówił jej, by nie płakała, by chodziła do szkoły. „Myślę, że musiał to zrobić” – zamyśla się. „Sam był załamany. Z drugiej strony, trzeba sobie jakoś radzić ze smutkiem”. W tym roku przeczytała książkę pod tytułem „Córki bez matek”. Dobrze było to przeczytać, przekonać się, że inni ludzie czuli to samo. Dziwnie musiała się też czuć, gdy przewracając kolejne stronice książki, przekonywała się, że sama się w niej pojawia (a być może nie czuła się znów aż tak dziwnie, bo jak mówi – a tkwiąca w tych słowach  aluzja przyprawia o dreszcz – odnajduje siebie w każdym artykule i na każdy temat). Na stronie 272 autor pisze: „Jako artystka i spec od autopromocji, jest wizjonerką i manipulatorką. Ale spod całego tego blichtru dobiega krzyk osieroconego przez matkę dziecka : ‘Zwróć na mnie uwagę!’. Pytam Madonnę, który pocałunek zapamięta na zawsze i okazuje się, że nie jest to wcale namiętny, a senny matczyny pocałunek. Gdy pięcioletnia Madonna nie mogła zasnąć, usiłowała wejść do łóżka rodziców, nie budząc ich. Wtulała się w nich, myśląc, że ich przechytrzyła. Ale matka nie spała. “Co robisz?” – spytała. „Proszę, pozwól mi tu zostać” – odpowiedziała córka.  Tej wyjątkowej nocy dostała to, czego chciała. Pamięta to bardzo dobrze. Matkę, jej czerwoną koszulę nocną i to jak delikatnie pocałowała córkę w czoło. „To było niebo” – mówi Madonna. Pocałunkiem z mężczyzną jaki zapamięta na zawsze był jej pierwszy, w piątej klasie. Tom Marshowitz, przycisnąwszy ją do klasztornego muru, pocałował ją w usta po czym uciekł. Ona zaś czuła się jak przeszyta prądem, jakby nigdy już nie miała być taka jak kiedyś. Dziewictwo straciła kilka lat później, w wieku piętnastu lat, z chłopcem o imieniu Russel Long. Wiem, bo pan Long – obecnie wąsaty ojciec rodziny, pracujący jako kierowca w firmie kurierskiej, opisał cały epizod ze szczegółami w brytyjskim brukowcu w 1990 roku. Madonna chce bym przytoczył jej owe szczegóły, by mogła je zweryfikować.

Ja: Powiedział, że poszliście na Colę i hamburgery, po czym pojechaliście do niego, gdy jego rodziców nie było.

Madonna: To nieprawda (uśmiecha się). Nie mogłam jeść hamburgera bo w tamtym czasie byłam wegetarianką. Ale zrobiliśmy to w szkole w czasie przerwy obiadowej.

Ja: Powiedział też, że mówiłaś do niego „Och, skarbie”.

Madonna: A to zabawne. Nie sądzę bym kiedykolwiek powiedziała „Och, skarbie”, ale kto wie?

Ja: Co z tego pamiętasz?

Madonna: Że bardzo bolało.

Ja: Dlaczego?

Madonna (ze złością): Bo byłam dziewicą! Halo! Czy ty kiedykolwiek rozmawiałaś na ten temat z kobietą?

Me: Oczywiście, że tak.

Madonna: (ignorując moją odpowiedź): Halo! Bolało jak nic.

Ja: Czy cnota była czymś czego chciałaś się pozbyć?

Madonna: Z pewnością. To takie brzemię. Myślę, że wszystkie dziewczyny tak to odbierają.

Ja: Jak się po tym czułaś?

Madonna: Jakbym właśnie spadła z konia. Musiałam wracać na lekcję francuskiego i myślałam: „będę mieć kłopoty. Kiedy wrócę do domu, mój ojciec dowie się, że odbyłam stosunek, po prostu zobaczy to w moich oczach, albo pozna po tym w jaki sposób chodzę, czy coś”. I żyłam w strachu.

Ja: Ale nie dowiedział się

Madonna: Oczywiście, że nie. To był kolejny zwyczajny dzień.

Ja: Czułaś się inna?

Madonna: Jakbym coś osiągnęła. Odkryła nieznane. Nie inaczej. Gdy jesteś młody, nie do końca wiesz, co robisz. To nie było jakoś szczególnie przyjemne.

Ja: A teraz ma wąsa.

Madonna: (sucho): Tak? Wygląda na to, że wiesz o nim więcej niż ja. Ale był w stosunku do mnie taki słodki, więc nie mów nic złego o moim Russelu. Codziennie w szkole pisał mi listy miłosne. I po dziś dzień me serce należy do mężczyzny, który pisze piękne listy.

Kolejna krępująca rozmowa. Pytam, czego nie chciałaby abyśmy wiedzieli. Obrusza się. Jak mówi, wiemy tyle, ile chciała byśmy wiedzieli, a tego o czym jak się nam wydaje wiemy, tak naprawdę i tak nie wiemy. W porządku, mówię, „ale kiedy ludzie słyszą o twoich aborcjach, nie jest to zbyt osobiste?” „Cóż, to jest osobiste, ale jeśli jest to istotne, to opinia publiczna wie o tym”. Wzrusza ramionami. „Aborcje to rzecz powszednia. Wiele kobiet się jej poddaje i nie ma się czego wstydzić. Nie mogę pozwolić, by mnie to niszczyło”. „Nie twierdzę, że powinnaś się tego wstydzić, a raczej być zła”. „Szkoda na to energii”. Niewiele mówi o aborcji. „To po prostu nie był właściwy moment, to wszystko…” O posiadaniu dzieci: „Kiedyś tak się stanie. Nie boję się. A ty?” Rozmawiamy o koszykówce. Pytam czemu lubi koszykarzy, w odpowiedzi na co zaczyna się bronić. „Kto powiedział, że lubię? Dlatego, że umawiałam się z Denisem Rodmanem?” Przypominam jej, że na łamach prasy śliniła się także na Charles’a Barkleya. „Tak? Cholera”. Odpowiada więc na moje pytanie. “Koszykarze mają piękne ciała, jak tancerze baletowi. Uwielbiam ich długie, falujące mięśnie. Piłkarze mają wielkie grube karki, a koszykarze grube tyłki”. Korytarz na piętrze jej apartamentu wytapetowany jest zdjęciami z meczów bokserskich. „Podoba mi się ten sport jako pewna metafora. Boks jest bardzo brutalny i okropnie się go ogląda, ale z drugiej strony to rywalizacja mężczyzna kontra mężczyzna. Mężczyźni zawsze musieli walczyć aby dowieść swej siły”. Pytam dlaczego według niej tak jest, na co odpowiada: „bo nie mają wizji”. Sugeruje, że gdyby przywódcami wszystkich państw były kobiety, nie byłoby wojen, na co mówię jej, że czułaby się inaczej gdyby na dziesięć lat posmakowała rządów Margaret Thatcher. „Może jest transseksualistą” – mówi Madonna. Na ścianie wisi zdjęcie Muhammada Aliego, podpisane czarnym tuszem: “Dla Madonny od Muhammada. Jesteśmy najlepsi”. „Nie mogłabym bardziej się z nim zgodzić” mówi. W tym roku spotkali się na kolacji. Siedząc przy stole, grali w jakąś grę, w trakcie której mieli wymienić postacie z przeszłości, jakie chcieliby spotkać. Madonnie wydało się zabawne, że Ali wybrał przywódców – Mahometa, Jezusa, Abrahama Lincolna, wreszcie Marylin Monroe. Madonna pamięta, że wybrała Anne Sexton – jest zbulwersowana, że nie czytałem jej poezji – Fridę Kahlo, Ewę i swoją matkę). Pytam, czy dała mu coś w zamian za zdjęcie – „Poprosił bym uderzyła go pięścią w twarz” – mówi. Na początku stwierdziła, że nic z tego – uderzyć Muhammada Aliego? Ale nalegał, zacisnęła więc dłoń w piąstkę i delikatnie przystawiła do szczęki. Tego chciał i to też zrobiła.

Ja: Czy odkąd ukazał się twój film, grałaś w „Prawdę czy wyzwanie”?

Madonna: (pogardliwie) Boże, to takie nudne pytanie. Nawet na nie nie odpowiem. Następne!

Ja: Nie bądź taka protekcjonalna. Kręcisz film skupiający się na tej grze i nazwany na jej cześć i nie ma że to jest „nudne”.

Czas minął, słońce zaszło. W pokoju nie pali się światło, Madonna niknie  w mroku sączącym się przez okno wyglądające na Central Park. Kładzie głowę na oparciu krzesła i obejmuje je ramionami niczym dziecko tulące poduszkę. Odpowiada coraz ciszej. Z pewnością ma już dość, ale tego Madonna nie da po sobie poznać. W końcu proponuję abyśmy przełożyli wywiad. Przytakuje, po czym z ciekawością zaczyna zadawać mi pytania.

Madonna: Spod jakiego jesteś znaku?

Ja:  A jak sądzisz?

Madonna: (głośno): Nic nie sądzę. Spod jakiego jesteś znaku?

Ja: Bezczelna!

Madonna: (ze złością): Po prostu odpowiedz na to cholerne pytanie!

Ja: Rak.

Madonna (kiwa głową): Spod tego samego znaku była moja matka.

Ja: A ty spod jakiego jesteś?

Madonna: Lew

Ja: Jaka więc jesteś?

Madonna: DumnaAroganckaWładczaBezczelna.

Ja: A jaki ja powinienem być?

Madonna: Nieśmiały, wrażliwy. Jesteś związany z matką?

Madonna wypytuje mnie o moją rodzinę, przeszłość i  teraźniejszość. Potem następuje coś jeszcze dziwniejszego. Madonna odprowadza mnie do drzwi, mówi, że zobaczymy się wkrótce, po czym mówi swej agentce, że dzisiejsze spotkanie bardzo ją unieszczęśliwiło i że nie będzie ze mną więcej rozmawiać. Zostaje nakłoniona do zmiany zdania. Pięć dni później mamy spotkać się przed jej apartamentem i o ile w pobliżu nie będzie żadnych „maniaków”, jak to Madonna określa polujących na gwiazdy włóczęgów, pójdziemy do Central Parku na spacer z jej psem, młodym pitbullem, Pepito. Wraz z jej agentką, Liz Rosenberg, przybywamy o umówionej porze, ale Madonna już wyszła. Kiedy wraca, Pepito zostaje odesłany na górę – „był nieznośny” – po czym udajemy się do parku, aby porozmawiać. „Chodźmy kupić trochę trawy!” wykrzykuje sarkastycznie Madonna, gdy stoimy na skrzyżowaniu. Gdy przechodzimy, skręcający samochód niemal na nią wpada, Madonna zaś wrzeszczy do kierowcy „Jest ZIELONE!”

Cała nasza trójka siada na ławce. Usiłuję porozmawiać z Madonną na temat pisania piosenek, co wydaje mi się bezpiecznym tematem, ale nie okazuje wielkiego zainteresowania. Cokolwiek uczyniłem, z pewnością nie zostało mi to wybaczone. Mówię jej , że przeczytałem książkę o jakiej wspomniała, „Córki bez matek”, ale nie robi to na niej wrażenia. W jednej ze swych nowych piosenek recytuje fragment wiersza Walta Whitmana: „za tym kto przemówi do mnie słusznymi słowy, z pewnością podążę”. Zgadza się, że fragment ten wypatrzyła w „Córkach bez matek”. Jednak w książce pełni on rolę ostrzeżenia, rady by nie zakochiwać się w  uwodzicielach. Z kolei w piosence słowa te przytoczone są najwyraźniej po to, aby dowieść, że Madonna rzeczywiście pragnie kogoś, kto „przemówi doń słusznymi słowy”. Wzrusza ramionami jakby chciała powiedzieć „no i co z tego?” Biorąc jednak pod uwagę znaczenie, jakie słowa te nabierają w  książce – stanowiąc sedno dyskusji na temat powodów, dla których osierocone przez matki córki ciągle wiążą się z niewłaściwymi mężczyznami – czyż nie jest to nieco dziwne? „No cóż” – mówi Madonna. „Taka już jestem dziwna”. W końcu rozmawiamy na temat wydarzeń 1992 roku. Nawet Madonna stwierdza, że wydanie książki „Sex”, albumu „Erotica” i filmu „Sidła Miłości” w tym samym czasie było błędem. Wyglądało to na zaplanowany „seks-maraton” i ilekroć się ją widziało, trudno było nie pomyśleć: „no to zaraz się rozbierze i zacznie gadać świńskie rzeczy”. Najpierw, gdy pytam ją, po co wydała tę książkę, odpowiada obrażonym tonem: „bo chciałam”. W końcu, przypochlebiając się, skłaniam ją do rozwinięcia swej wypowiedzi. „Zrobiłam to bo czułam, że nasza kultura zalewana jest fantazjami seksualnymi i chciałam zrobić coś z kobiecego punktu widzenia. Wiedziałam, że wszyscy kupią tę książkę, aby zobaczyć moje nagie zdjęcia, ale sądziłam, że dostrzegą w tym także sporo ironii i spróbują spojrzeć na życie z innej perspektywy”. Te, znane jej, negatywne perspektywy zawierały się w podejściu: „Ach! Ona się rozbiera! Ale szok!” lub z kolei “To wszystko? Skromniutko”. Mówię, że niektórzy krytykowali całe przedsięwzięcie w bardziej wyszukany sposób. Na przykład zwracając uwagę na to, że używanie homoseksualizmu w  charakterze elementu dodającego pikanterii heteroseksualnym fantazjom, wcale nie świadczy o liberalizmie. „Takie mam fantazje!” – wykrzykuje. „Myśl o dwóch facetach mnie podnieca! Są ludzie, którzy sądzą, że skrzywdziłam środowisko homoseksualistów prezentując światu voguingu. Wszyscy się skarżyli. Ale jeśli mam jakiś związek ze środowiskiem gejowskim i widzę coś, co mnie ekscytuje, mówię o tym”. Jeszcze raz mówię jej, że niebezpieczeństwo tkwi w przedstawianiu homoseksualizmu jako czegoś ekscytującego, bo dziwacznego. „Nie uważam tego za coś dziwacznego, i nigdy nie uważałam” – odburkuje.  Na tym poprzestaję. Nie wydaje się by Madonna chciała rozmawiać na takie tematy. W jednym względzie ma sprecyzowaną opinię – każdy, kto pragnie przedyskutować z nią bardziej subtelne niuanse jej dokonań, postrzegany jest przez nią jako wróg, nie jako zainteresowany obserwator. Z drugiej strony, sądzę, że ma już dość rozmów na tematy łóżkowe. Dwa lata temu odkrywanie się napawało ją dumą, ale być może teraz czuje się obnażona. Wydawała się przerażona, gdy na pierwszym spotkaniu określiłem ją jako Amerykankę, która powiedziała najwięcej na temat swoich upodobań w zakresie seksu oralnego. Najpierw zażądała przytoczenia jej opinii na ten temat (woli być tą której się robi, niż tą która robi), po czym zapragnęła wiedzieć gdzie tę opinię wyraziła (najwięcej powiedziała na ten temat w rozmowie z Carrie Fisher z 1991 roku). Fakt, iż odpowiedziałem na jej pytania, rozwścieczył ją.  Źle czułem się z myślą, że zacząłem ten temat, ale pomyślałem też o czymś jeszcze: ktoś, kto pozwala publiczności wejść do swojego domu, ktoś kto się przed nimi odkrywa, nie powinien się dziwić na widok obcych we własnej sypialni. Próbuję porozmawiać na inne, niekontrowersyjne tematy, ale nie wygląda na zainteresowaną. W końcu Liz Rosenberg oznajmia, że ma dość myszy biegających wokół naszych nóg, choć możliwe,  że ma dość nie tylko ich. Madonna żegna się raz jeszcze. Mówię jej, że mogliśmy jeszcze trochę pogadać. „Cóż” – mówi odchodząc „Trzeba było nie zadawać mi tylu głupich pytań”. W połowie drogi, zatrzymuje się. Składa mi głęboki ukłon, posyła sardoniczny pocałunek i kołysząc biodrami oddala się w kierunku apartamentu. Świetne wyjście, choć nie tak świetne, gdy to ciebie zostawiają pod drzwiami.  Przypuszczam, że widzimy się po raz ostatni.

Tego wieczoru siedzę przygnębiony na łóżku w swoim hotelowym pokoju, oglądając „Merlose Place”, zastanawiając się, jak ta radość i wrażliwość, którą zawsze podziwiałem w muzyce Madonny może pokrywać się ze srogością jej charakteru, i obwiniając się za niemożność nawiązania z nią bliższego kontaktu. Dzwoni telefon. „Tu Madonna” – słyszę. Od razu wiem, że to ona, nie żadna szczebiocząca przyjaciółka. Wiem, bo w jej głosie usłyszeć można irytację i smutek. Przez pierwsze kilka minut nie mogę dojść do słowa. Madonna wyrzuca wszystko z siebie. „Czuję niesmak” – zaczyna. Mówi, że czuje się jakby we wszystkich wywiadach komentowała wyłącznie to czym zajmowała się kiedyś. „Czuję się jakbym rozmawiała z  reporterem ‘The National Enquirer’. Czy wolę sypiać z kobietami czy mężczyznami? Czy naprawdę spotykałam się z Warrenem Beatty? Nigdy nie rozmawiam o tym, co robię. Nagrałam naprawdę dobrą płytę. Dlaczego nie odpowiadam na pytania związane z moją twórczością?” Narzeka, że zamiast tego, wszyscy usiłują wytknąć jej słabości. „Każdy ma jakieś problemy. Nie możesz mnie zrozumieć? Jako dojrzała, wrażliwa osoba. Wiesz, że nie jestem głupia”. Wymieniamy się oskarżeniami. Mówię jej, że nigdy nie myślałem, że będzie tak bardzo się bronić, że będzie tak udręczona. Że jestem skonsternowany. „Skoro tak bardzo nie podobały ci się moje pytania, dlaczego na nie odpowiadałaś?” „A co, miałam powiedzieć, „Ty cipo, wynoś się stąd”? Oboje śmiejemy się z tego. Mówi, że powinienem był sprawić, by bardziej się odprężyła. „Musisz być jak kochanek. To jak uwodzenie (uderza mnie potem to, że jest nieco stronnicza w tym żądaniu). W ciągu naszej dwu i półgodzinnej rozmowy ani razu nie zaproponowała mi nic do picia. Nie chodzi o to, że byłem spragniony, ale do uwodzenia trzeba dwojga.) Madonna wyjaśnia mi: „Kiedy przychodzę na wywiad wkładam rękawice bokserskie. Czuję się tak ‘Czy on będzie wobec mnie w porządku?’ Po czym dodaje łamiącym się głosem – trudno powiedzieć czy płakała, ale z pewnością taki ma się głos gdy się płacze – „Po twoim wyjściu czułam się jakby mnie zgwałcono”. Śmiesznie jest gadać coś takiego i mówię jej o tym, ale nie zmienia zdania. Ona naprawdę tak myśli. Oczywiście przepraszam ją. Wydaje się, że jej słowa przełamują barierę. Tak jakby powiedziała coś, co naprawdę trzeba było według niej powiedzieć. Być może teraz się dogadamy. Pomimo wielu cierpkich słów, wiem już, że lubię Madonnę znacznie bardziej. Tę Madonnę, z którą można porozmawiać. Po jakichś dwudziestu minutach, burza ustaje. Mówi mi, że jedzie jutro na Florydę, ale zadzwoni do mnie. „Muszę tam jechać” – mówi. „Czekają tam na mnie przyjaciele”. W tamtejszym klubie Industria odbędzie się przyjęcie z okazji pojawienia się na rynku nowych perfum Jean Paula Gaultiera. Tam właśnie wybiera się Madonna. Następnego dnia widzę w gazetach jej zdjęcia – przyglądam się jej utrwalonym na nich uśmiechom. Zastanawiają mnie.

 Dwa dni później dzwoni. Siedzi w salonie swojego domu w Miami. Pepito siedzi wciśnięty między krzesło a otomanę. Jej głos jest inny – miękki, spokojny, radosny. Na moment nawiązuje do naszych wcześniejszych spotkań. „Moje podejście było takie: „Uważam cię za przyjaciela dopóki nie dasz mi powodu by sądzić inaczej. Teraz jest na odwrót. Teraz uważam cię za niegodnego zaufania obrzydliwca, dopóki nie dasz mi powodu by sądzić inaczej. Może nastąpić ten okropny efekt domino i pochrzani się, zawsze jednak możesz to naprawić – jeśli jesteś uczciwy i potrafisz przemówić do ludzi”. Jej nowa płyta to krok w kierunku odejścia od oczekiwań, że każdy jej kolejny projekt będzie głośnym wydarzeniem. Nowa płyta opowiada o „emocjach, romantyzmie i nieodwzajemnionej miłości. To nie tak, że nie chcę już poruszać tematu seksualności, ale wydawało mi się, że temat ten rozpraszał uwagę”. „Bedtime Stories” to tytuł płyty jak i piosenki, którą napisała dla niej Björk. Madonnie spodobały się skojarzenia jakie tytuł ten może nasuwać: album zawierający opowieści, słowa, których uczy się dzieci. Dopiero później zdała sobie sprawę z tego, że ludzie znów dostrzegą podtekst, który był niezamierzony. Ludzie mogą odczytać tytuł jako zbiór piosenek do posłuchania przed seksem. „Myślałam, że będzie lepiej jeśli zmienię ten tytuł” mówi. „Bo wszyscy znów zaczną mnie oskarżać o dziwkarstwo. Po czym stwierdziłam ‘Jebać to, to piękny tytuł’. Mimo to, jak mówi, ludzie uważają, że zawsze planuje więcej, niż planuje w istocie. Uważa się, że zaplanowała dyskusję u Lettermana, choć przysięga, że tego nie zrobiła. Uważa się, że na początku kariery wiedziała już, że ludzie będą ubierać się tak, jak ona. No i – jak sam jej mówię – uważa się, że sypiała z każdym, kto pomógł jej osiągnąć to czego chciała. „Mm-hmm” – śmieje się chrapliwie. „Żeby tylko to było takie łatwe”. „Co z tobą?” – wykrzykuje nagle. „Co ty wyprawiasz?” Hmm?” To Pepito. Szaleje, próbując kopulować z meblem. Tym razem jestem niewinny.

W trakcie wywiadów Madonna często cytowała poezję. Zawsze uważałem, że dowodzi to jej dojrzałości. Pierwszym wierszem jaki rozpalił jej wyobraźnię był utwór Edny St. Millaya „Moja świeca płonie z obu stron / Nie będzie płonąć całą noc / Ale ach, wrogowie, ach przyjaciele / jakże pięknie płonie”. Będąc w czwartej klasie znalazła ten wiersz w jakiejś książce i wyrecytowała swojej klasie. W rodzinie Ciccone dzieci chętnie czytały. Mieli mały czarno-biały telewizor, ale telewizję wolno im było oglądać tylko czasami, gdy nadawano „programy naukowe, czasem też religijne i przemówienia prezydenta”. Wieczorami odrabiano zadania domowe i czytano. Madonna i jej siostra miały wspólny pokój i obie nabawiły się obsesji na punkcie Anne Sexton. „Chyba dlatego, że wyglądała jak nasza matka” – zastanawia się Madonna. „W jej wierszach ciągle pojawiał się motyw śmierci i matki. Jej matka także zmarła na raka piersi, więc mogłyśmy się z tym utożsamić”. Madonna mówi mi, że idzie po książkę Sexton. W trakcie gdy jej szuka, ja przeglądam tomik wierszy Sexton, który kupiłem po naszym ostatnim spotkaniu. Spoglądam w indeks, gdy naglę widzę coś, co przyprawia mnie o dziwny dreszcz – wiersz zatytułowany „Madonna”. Jego pierwsze słowa brzmią „Moja matka zmarła / nieukołysana, nieukołysana”. Mówię Madonnie, co czytam. „Tak” mówi cicho “Czyż to nie dziwne?” Rozmawiamy o Sexton i jej przyjaciółce Sylvii Plath. Tu pojawia się kwestia, na którą próbuję zwrócić jej uwagę. Jest dumna z tego, że może identyfikować się z tymi dwoma kobietami, były to jednak kobiety, których nieszczęście –wyrażane w utworach – trudno było zrozumieć, obie też w końcu popełniły samobójstwo. Madonna zaś uważa, że jest inna. Z pewnością byłaby bardzo zaniepokojona sugestią jakoby nostalgiczny nastrój pojawiający się w jej utworach uznano za odzwierciedlenie smutku w jej życiu prywatnym. „Byłabym” – mówi – „ale w moim życiu wiele jest smutku. Nie mogę powiedzieć, że go nie ma. Zawsze był. W moim przypadku utarta matki i ciągłe poszukiwanie kogoś, kto ją zastąpi, wygląda tak jak to ujęła Jeannte Winterson w “Namiętności”: ‘W mym sercu jest dziura, której nikt nie wypełni – po co miałabym tego chcieć?’ Szukasz i szukasz, ale wiesz, że nikt nie zastąpi tej osoby i czujesz samotność i smutek, o którym wiesz, że będzie ci towarzyszyć do końca życia. Ale jakoś znalazłam sposób, by przetrwać, sposób jakiego Anne Sexton i Sylvia Plath być może nie znalazły. Znalazłam coś, dla czego warto żyć, znalazłam spełnienie, którego one być może nie doświadczyły”. „Nie jesteś więc nieszczęśliwa z powodu sukcesu?” „Sądzę, że ludzie znajdujący się w tym samym położeniu co ja, dochodzą do wniosku, że nic nie zastąpi pewnych rodzajów miłości. Nie ma znaczenia ile płyt sprzedałeś, ilu skandujących twoje imię ludzi zapełnia stadiony, na okładce ilu pism się pojawiasz. Sądzę, że gdy ludzie są nieszczęśliwi pomimo sukcesu, dzieje się tak dlatego, że poznali prawdę. Nie mam poczucia beznadziei, po prostu czuję, że odrobiłam tę lekcję”. W Miami Madonna prezentuje się bardziej pozytywnie. „Połączenie zapachu gardenii i jaśminu z temperaturą, działa na mnie tak jakbym zażyła Valium”. Kupiła ten dom po tym jak jego nabrzeże posłużyło jako plener w trakcie tworzenia książki „Sex”. Jak mówi, przykro jej, że ma dom nawet w Los Angeles. „Nie wiem, co z nim zrobię. Chyba otworzę Madonnaland”. Rozprawia radośnie o swojej wytwórni Maverick (z którą wiąże się więcej pracy niż przypuszczała, jest jednak dumna z nabytków wytwórni w postaci Candlebox i Me-shelle Ndegeocello) i karierze filmowej. Po swojej ostatniej roli w filmie „Niebezpieczna gra”, zebrała jedne z lepszych recenzji, jednak film okazał się klapą. Choć wyprodukowała go wytwórnia Maverick, ostateczna wersja jest dziełem Abla Ferrary i jak mówi Madonna, zmienił on całą historię w montażu. „Kiedy zobaczyłam ten film, popłakałam się” – mówi. „Poczułam się oszukana przez Abla. Była to moja szansa by raz na zawsze udowodnić, że potrafię grać, ale on spierdolił robotę”. Mówi, że myślała o tym, aby poprosić Ferrarę o taśmy z tymi fragmentami filmu, których nie uwzględniono w ostatecznej jego wersji, tak by sama mogła je udostępnić i pokazać, co potrafi. „Jeśli kiedyś utniemy sobie jakąś prywatną pogawędkę, może zapytam”. Gdy rozmawiamy o filmie przypomina mi się sytuacja sprzed ośmiu lat kiedy to Madonna kręciła w Londynie film „Niespodzianka z Szanghaju”. Brytyjskie brukowce nękały ją i Seana Penna, aż w końcu zgodziła się wystąpić na konferencji prasowej wraz producentem filmu, George’em Harrisonem. Pracowałem wtedy w redakcji pisma dla młodzieży. Siedząc wtedy w  tamtym pomieszczeniu, wiedziałem, o co zapytać. Madonna wspomniała, że po raz pierwszy wystąpiła w filmie w czasach szkolnych, a pojawiła się w nim z jajkiem na brzuchu. Żadnych wyjaśnień. Widok Madonny ze smażącym się na brzuchu jajkiem utkwił mi w głowie i byłem spragniony szczegółów. Prawdopodobnie powinienem był wtedy wyrwać się z pytaniem, ale cała konferencja była jednym wielkim jazgotem. Smażone jajka i brzuchy to dwa różne światy. Ale teraz mam okazję, aby o to spytać. „Razem z moją najlepszą przyjaciółką z liceum, Carol, byłyśmy u jej chłopaka. Miał kamerę Super 8. Był naprawdę słoneczny dzień, nudziliśmy się, więc położyłam się na trawie w bikini a ona położyła mi usmażone wcześniej jajko na brzuchu. To było kompletnie chore” – wyrzuca z siebie. Być może film ten nadal istnieje. “W przyszłym tygodniu pewno pokażą go w ‘Hard Copy’” [plotkarski program telewizyjny, przyp. tłum.] – przypuszcza. A teraz rozmawiamy o piosenkach.

Ja: Jakiej piosenki nie chciałabyś już nigdy zaśpiewać?

Madonna: „Material Girl”. W życiu nie mogłabym jej zaśpiewać. Odmawiam.

Ja: Jeszcze jakiejś?

Madonna: “Into the Groove”.

Ja: (przerażony): Nie możesz nie chcieć! Nie możesz bardziej się mylić!

Madonna: To takie dziwne. Cóż, jeśli byś mnie naćpał, zapewne dałabym radę to zaśpiewać.

Ja: Nigdy tak naprawdę nie dotarło do ciebie jak dobra jest ta piosenka, prawda?

Madonna; Nie wiem. Wiem tyle, że gdy ją pisałam siedziałam w czteropiętrowym budynku bez windy w Alei B, a naprzeciw mnie stał fantastyczny Puertorykańczyk, z którym chciałam wybrać się na randkę.

Madonna musi już iść. Przez dwie godziny rozmawialiśmy o poezji i muzyce pop. Ale teraz jest przypływ, a ona raz dziennie musi wskoczyć do zatoki i popływać, nałożywszy na całe ciało miód. (nie nakłada go tak naprawdę na CAŁE ciało, ona i jej przyjaciółki mają na sobie majtki). „Nie sądzę, żeby facet, który steruje moją łodzią mógł się skoncentrować mając na pokładzie masę nagich ociekających miodem kobiet”. Ten rytuał to na szczęście. W Miami znalazła sobie swoistą rodzinkę. Poznała tu pewną starszą Kubankę – jej córka jest przyjaciółką przyjaciółki. Madonna mówi, że nie chce wiele o tym mówić. Nie chce trywializować tej znajomości. Ale Kubanka jest kobietą bardzo uduchowioną. Czasem Madonnie gotuje, czasem przynosi jej prezenty, czasem chodzą razem do kościoła. Mają swoje „oczyszczające i odmładzające rytuały”. „Jest jak taka moja matka” – mówi Madonna. „Czuję, że darzy mnie bezwarunkową miłością. Wypłakuję się na jej ramieniu, narzekając na mężczyzn, na zbyt ciężką pracę, mówię jej o tym, że chcę mieć dzieci. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam, więc jest dla mnie jak matka, Po raz pierwszy mogę zadzwonić do kogoś w środku nocy”. Ostatnio poszły razem na „Priscillę , Królową Pustyni”. W drodze powrotnej prowadziła córka kobiety. Madonna i jej kubańska matka siedziały z tyłu, gdzie Madonna zasnęła z głową na jej kolanach. I to był, jak mówi z zamyśleniem Madonna, „prawdopodobnie jeden z najradośniejszych momentów jej życia”.