Zostałam ukarana, ale za nic nie przepraszam
The Face
października 1994
Tłumaczenie: RottenVirgin

„To niedaleko domu Madonny” – mówi mi kierowca taksówki, kiedy odczytuję adres. „TO JEST dom Madonny” – odpowiadam. Informacja ta robi na mnie takie wrażenie, że nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa przez resztę trasy. Przejeżdżamy obok posiadłości Sylvestra Stallone’a, nazwanej – jak oznajmia tabliczka – Casa Rocky – po czym podjeżdżamy naprzeciw mniejszego, bardziej anonimowego domostwa. Jedyne, co wskazuje na to, że mieszka tu osoba znana, to czarne zasłony udrapowane za bramą, chroniące przez wścibskimi spojrzeniami – ale wygląda na to, że i tak każdy wie, kto tu mieszka.
Kiedy przyciskam guzik domofonu, podjeżdża Jeep. „Pozdrów ode mnie Madonnę” – krzyczy radośnie kierowca, podczas gdy brama otwiera się, a moim oczom ukazuje się zacieniony palmami podjazd, zwieńczony fontanną, podświetloną w wieczornym mroku.
U bramy stoi odziana na czarno postać, którą jest, jak się później dowiaduję, stróż Albert, który prowadzi mnie w kierunku domu. Gdy do niego docieram, inny mężczyzna, w czarnych dżinsach i podkoszulku, otwiera mi drzwi wejściowe. „Asystentka Madonny jeszcze nie przyszła, ale niebawem się zjawi” – mówi. Mężczyzna wychodzi, a ja usadawiam się na wyściełanej kanapie.
Jestem sam w domu Madonny. Gdy tylko wyrażono zgodę na wywiad, wszystko poszło z płatka. Nie stawiano żadnych warunków, nie było żadnych kontraktów, żadnych speców od PR usiłujących uściślić, o co wolno, a o co nie wolno pytać, co jest normą w dzisiejszych czasach.

Spotkanie miało odbyć się najpierw w Mediolanie, potem w Miami. Gdy przyjechałem do hotelu, asystentka Madonny Caresse Henry zadzwoniła, aby podać mi adres i numer telefonu, po czym ustaliła kiedy mogę przyjść i posłuchać jej nowej płyty. Obecnie gwiazdy – nie mówiąc już o gwiazdach tego formatu co Madonna – rzadko wpuszczają dziennikarzy do swoich domów. Wolą anonimowe hotelowe apartamenty, biura czy restauracje. Zazwyczaj też nie wręczają ci swego numeru telefonu, ani nie zapraszają cię do siebie, abyś majstrował przy ich sprzęcie stereo w trakcie ich nieobecności.
Jak mówi mi później Madonna, „jestem dużą dziewczynką. Jeśli nie chcę odpowiedzieć na jakieś pytanie, powiem ci o tym. Większość sławnych osób ma trudności z wyrażaniem swojej opinii, stąd tyle ostrożności”. Ale to później. Na razie, przekonany jestem, że przechodzę pewien test, że jestem obserwowany. Czuję się jak frajer siedząc tak sztywno, więc rozglądam się.
Dom, urządzony przez młodszego brata Madonny, Christophera, jest piękny, ale nie w ostentacyjny sposób. Ramy zwieńczonych łukami drzwi wysadzane są skamielinami miejscowych koralowców, sufit wyłożony jest drewnem. Umeblowanie gustowne, minimalistyczne i wygodne – wielkie kremowe kanapy z poduchami, kościelne świece, ciemne drewno w jadalni na dwanaście osób. Na dole znajduje się wielki salon, z jadalnią po jednej oraz biurem i pokojem z TV po drugiej stronie. Dom przedstawiono we wrześniowym wydaniu pisma „World Of Interiors”, więc mogę jeszcze dodać, że znajduje się w nim sześć sypialni, a malowidła na ścianach to głównie dziewiętnastowieczne dzieła autorstwa Charlesa Victoire Moencha, Bouguereau oraz malarzy ze Szkoły Tiepolo. Następnego dnia robię sobie coś do picia, mogę więc donieść, że kuchnia lśni czystością, lodówka jest dobrze zaopatrzona, i jedynie dwa monitory wizyjne wskazują, że jest to teren pilnie strzeżony. Dom sprawia wrażenie zadbanego, uporządkowanego, nie zagraconego, ale także zamieszkanego – to dom, a nie muzeum. W końcu przybywa Caresse, gęsto się tłumacząc i przywołując do siebie szczeniaka Madonny, Pepito, który stoczywszy się ze schodów, dołącza do nas.
Uroczy, rozbrykany, biały pit-bull terier trafił do Madonny jako prezent na jej trzydzieste szóste urodziny i z takim zapałem obwąchuje, liże i skacze, że zanim wysłucham płyty znów trzeba go zabrać.

Trudno oceniać płytę, jeśli słucha się jej raz, głośno, przez dobre głośniki. To, co usłyszałem brzmiało dobrze. Chwilami świetnie. To brzmienie jest brzmieniem dojrzalszym, osadzonym bardziej w estetyce soulu i drum and bassu, niż house’u. Tym razem Madonna nagrała piosenki, nie taneczne przytupanki, które stanowiły większą część płyty „Erotica”. „Bedtime Stories” to album popowy, a w nagrywaniu płyt popowych Madonna jest najlepsza. Lepsza niż niemal ktokolwiek inny. Cztery utwory wyprodukował Nelly Hooper, z czego jeden – „Bedtime Story”, który po zremiksowaniu prawdopodobnie stanie się klubowym klasykiem – napisał razem z Björk. Kolejne dwa utwory napisał Babyface, który nagrał także chórki do piosenki „Forbidden Love”. Resztę wyprodukował duet producentów R&B, Dallas Austin i Dave Hall. Tematem przewodnim płyty jest nie seks, ale miłość, chociaż największe wrażenie pod względem lirycznym robią prowokujące „Survival” i „Human Nature” – utwory w stylu drugiego z wymienionych nagrywałby dziś Prince, gdyby tylko nie stracił wątku, podobnie jak imienia. „Ups, nie wiedziałam, że nie potrafię mówić o seksie / Nie żałuję” – śpiewa w refrenie. „Ukaraliście mnie za dzielenie się swoimi fantazjami / Łamię zasady, które nie ja ustanowiłam / Nie jestem waszą dziwką, nie obrzucajcie mnie gównem”. Tym razem wygląda na to, że zła prasa zabolała.
Później czekając, aż Albert podjedzie Range Roverem i odwiezie mnie do hotelu, Caresse mówi mi, że to najmniejszy z trzech domów należących do Madonny. Ten w Los Angeles, to magnacka posiadłość, przypominająca zamek. Apartament w Nowym Jorku jest, cóż, bardzo nowojorski. Z kolei dom w Miami jest szczególny. „Tu podoba mi się najbardziej” – mówi.
Rozmawiamy o jej nowej płycie. „Naprawdę ci się podobała?” – pyta z niepokojem – „Może teraz ludzie napiszą coś miłego. Mam nadzieje, że teraz dla odmiany poużywają sobie na kimś innym”.

Małe nieporozumienie
Zamieszanie w obozie Madonny jest zaskakujące, ale zrozumiałe. Ostatnie dwa lata nie były dla Madonny łatwe. Odkąd ukazał się film „W łóżku z Madonną”, najwyraźniej niewiele jej wychodzi. Dumna z filmu dokumentującego jej trasę „Blond Ambition”, udzieliła więcej wywiadów niż kiedykolwiek. Poufałość zrodziła pogardę. Jeszcze większy szum towarzyszył premierze jej książki „Sex”, w ślad za którą ukazał się rozczarowujący album „Erotica” i ostro skrytykowany film „Sidła miłości” – wszystkie te przedsięwzięcia uznano za zwiastun jej upadku. O kasowym sukcesie filmu Penny Marshall, „Ich własna liga”, opowiadającego o kobiecej lidze baseballu, przebojach „This Used To Be My Playground” i „I’ll Remember” (który spędził 24 tygodnie na amerykańskich listach przebojów i jest jednym z jej najlepiej sprzedających się singli) i wyprzedanej trasie koncertowej „Girlie Show”, najwyraźniej zapomniano. „Madonna – skończonna!” krzyczały nagłówki gazet, gdy dotarła z trasą do Wielkiej Brytanii. Tegoroczne artykuły w brukowcach często przedstawiały ją jako starą, zgorzkniałą kobietę, która ucieka w romanse z kobietami aby ukryć swoją samotność.
W Stanach, po emisji jej prawdopodobnie niesprawiedliwie ocenionego występu w programie Davida Lettermana, gdzie słowo „pierdolić” padło więcej niż raz, oberwało się jej podobnie. Zamiast upajać się kontrowersją, jak wtedy, gdy gościł ją u siebie wraz z Sandrą Bernhard, kiedy to sugerowały, że mają romans, tym razem prowadzący zaciskał zęby i zgrywał purytanina.
Z perspektywy czasy łatwo dostrzec, że jakkolwiek dobrym filmem jest „W łóżku z Madonną”, został on niewłaściwie zinterpretowany i przysporzył jej problemów. Łatwo dostrzec, że książka „Sex” – przy której powstaniu, o czym nie zapominajmy – pracował czołowy fotograf Steven Meisel i czołowy dyrektor artystyczny Fabien Baron, których reputacja wcale nie ucierpiała – tylko tych problemów namnożyła. Zwykle lekarstwem dla Amerykańskich sław jest w takiej sytuacji konfesjonał – wyraz żalu i publiczne przyznanie się do osobistego problemu, niech będzie to alkoholizm, narkomania, czy molestowanie w dzieciństwie. Ale Madonna nie ma ochoty na takie publiczne grzebanie w swojej duszy. Nie chce współczucia, ma za to teorię, na którą często powołuje się w trakcie naszej rozmowy.
„Karze się mnie” mówi mi spokojnie, gdy spotykamy się następnego dnia. „Karze się mnie za to, że nie mam partnera, że mam władzę i pieniądze, za to, że mówię to, co mówię, za to że jestem istotą seksualną – w gruncie rzeczy nie różnię się od innych, jedynie o tym mówię. Gdybym była mężczyzną, nie miałabym takich problemów. Nikt nie dyskutuje na temat życia seksualnego Prince’a, na temat kobiet, z którymi sypiał. Karze się mnie za to, że uprawiam seks. Że czerpię z tego radość i że mówię o tym. Proste”.

Moje spotkanie z Madonną nie przebiega tak jak je sobie wyobrażałem. Gdy udaję się do jej domu, tym razem w świetle dnia, pod moimi stopami rozgrywają się sceny jak z miniaturowego Jurassic Parku, kiedy to stada jaszczurek uciekają spod moich stop. Caresse pokazuje mi ogród spoglądający na zatokę, pilnując przy tym aby Pepito nie wpadł do basenu. Tymczasem on sra uprzejmie w kącie. Kiedy więc Madonna schodzi na parter, moja pierwsza z nią rozmowa dotyczy psiego gówna, właścicieli w typie macho, którym pitbulle zawdzięczają złą opinię i o tym, że Pepito musiałby zostać wykastrowany i trzeba byłoby założyć mu kaganiec gdybym miał wziąć go ze sobą do Anglii. „Ale mogę ci go dać” żartuje. „Zżera wszystkie moje buty – mam zamiar go zabić”. Ta Madonna w ogóle nie przypomina Madonny jaką znam ze zdjęć – wygląda młodziej, drobniej, mniej okazale. Nie jest też bladą, pryszczatą i nieatrakcyjną kobietą, jak to przedstawiają ją niektórzy dziennikarze. Ta Madonna ma krótkie zaczesane do tyłu włosy w kolorze żółty blond, na urodziwej twarzy minimalny makijaż – czarny tusz, czerwona pomadka. Na czole kilka zmarszczek, ale tylko kilka – prawdopodobnie jest ich i tak mniej niż u większości ludzi po trzydziestce. Ma na sobie długą czarną sukienkę na cienkich ramiączkach, czarny, zerkający gustownie zza dekoltu biustonosz, klapki na wysokim obcasie, wokół kostki przewiązaną ma jasnoczerwoną wstążkę. Jest zrelaksowana, przyjazna, śmieje się szczerym głośnym śmiechem. Wybór Nelly’ego Hoopera jako współproducenta nowej płyty, był jak mówi, logiczny. „Postanowiłam pracować z różnymi producentami. Płyta Bjork jest jedną z moich ulubionych płyt jakie wydano w ciągu ostatnich lat – jest znakomicie wyprodukowana, bardzo też polubiłam brzmienie Massive Attack. Tak więc Nellee znalazł się na liście. Był ostatnią osobą, z którą pracowałam i dopiero wtedy dotarło do mnie jakie brzmienie ma ta płyta, musiałam więc sporo przerobić”. Jeśli chodzi o teksty, niewiele w nich o seksie, więcej o… „Romantyczności..” mówi Madonna. „Ale i o stracie. Nieodwzajemnionej miłości”. Czy zatem temat seksu wyeksploatował się? „Sądzę, że źle mnie zrozumiano. Chciałam pokazać, że można czuć się dobrze w swojej skórze, że można czuć się dobrze odkrywając swoją seksualność, ale ludzie zinterpretowali to tak, jakbym zachęcała do tego, by urządzić jedną wielką orgię, gdzie każdy uprawiałby seks z każdym, a ja miałabym temu przewodzić. Postanowiłam więc dać sobie z tym spokój, bo i tak wszyscy skupialiby się na tym. Seks jest tak wielkim tematem tabu i tak bardzo odwraca uwagę, że wolałabym nawet o nim nie wspominać”.
Zgadza się z poglądem, jakoby w niektórych tekstach swoich nowych piosenek przyjmowała postawę obronną, zwłaszcza w „Human Nature”. „To moja ostateczna odpowiedź na niesamowitą krytykę, której poddano mnie za to, że miałam odwagę wyrażać to, co wyrażałam w ciągu ostatnich kilku lat, za pomocą książki „Sex” i mojej płyty. Wyrzucam to z siebie. Tak, przyjmuję postawę obronną, jak najbardziej. Ale ten tekst jest także sarkastyczny, żartobliwy. I nie jest mi przykro. Za nic nie przepraszam”.
Pop diva na planie filmowym
Na dzień przed naszym spotkaniem, gdy słuchałem płyty u niej w domu, Madonna udała się do centrum handlowego. Z jednym tylko przyjacielem, bez ochroniarza, aby obejrzeć film „Kolory nocy” z Brucem Willisem i Jane March („Jest urocza. To jedyne, na co warto patrzeć w tym filmie”). Ludzie gapili się na nią. Widziała jak szepczą, zastanawiając się, czy to może być ona. W samym kinie, trzy dziewczyny siedzące przed nią, odwróciły się, pytając czy kiedykolwiek ktoś mówił jej, że jest bardzo podobna do Madonny. Odparła, że tak, rzeczywiście, cały czas słyszy takie porównania. Podziękowała, dziewczyny zaś odwróciły się by oglądać film. „Sprawia to, że moje życie jest irytujące, ale dzięki temu nie odrywam się od rzeczywistości. Czasem jest to upierdliwe – chciałabym być bardziej spontaniczna i po prostu wyjść ze swojej klatki. Irytuje mnie to, ale przynajmniej nie tracę kontaktu z rzeczywistością. Bywa to uciążliwe, ale staram się mówić sobie „do cholery, i tak będę to robić”. Nie obchodzi mnie to, że pod moim nowojorskim apartamentem stoi sześćdziesięciu ludzi – ja idę na spacer, a jeżeli idą za mną, trudno. Nie będę niczyim więźniem”.
Ale czy nie jest to niebezpieczne? „Nie myślę o tym. Po prostu to robię. Nie mogę pozwolić sobie na aż taką ostrożność, aby odciąć się od świata. Chodzę do klubów, biegam po Central Parku, robię sobie przejażdżki rowerowe, spędzam czas z przyjaciółmi, a ludzie zawsze pytają „Nie boisz się? Gdzie twój ochroniarz?”. Ale to wszystko przykuwa uwagę, a ja po prostu nie potrafię funkcjonować w taki sposób, nigdy nie potrafiłam. Myślę też, że daleko w życiu zaszłam, że jestem twarda. Mam swojego anioła stróża, kogoś kto mnie chroni. Przeprowadziłam się do Nowego Jorku, gdy miałam siedemnaście lat i nie miałam nic aż do dwudziestego piątego roku życia. Jeśli wtedy nikt mi nie podskakiwał, teraz też nikt nie będzie. Widzę takiego Eddiego Murphy’ego, który wchodzi do nocnego klubu w asyście dwudziestu ochroniarzy i myślę, że to tak jakby jeździć wielkim wypasionym samochodem. To popisówa. To nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem. Można sobie z tym poradzić jeśli przyjmie się do wiadomości to, że sława to inna, równoległa rzeczywistość. Jest jak ten wielki zwierzak, którego wszędzie ze sobą targam – wiem, że jest gdzieś obok, ale mogę się z tego śmiać i starać się żyć tak normalnie jak tylko się da”.

Kolejnym filmem, który Madonna chce obejrzeć, jest „Priscilla, królowa pustyni”. Nie przepada za filmami akcji, hollywoodzkimi hitami. Najlepszym filmem, jaki ostatnio widziała jest „Spanking The Monkey”, film niezależny, przebój Festiwalu w Sundance. Jej wcześniejszym faworytem był „The Piano”. Gdy się o tym wie, wybór jej dwóch ostatnich ról wydaje się bardziej sensowny. Obie musiały świetnie wyglądać na papierze. W „Sidłach miłości” partnerowali jej Willem Dafoe i Joe Mantegna, uznani aktorzy (Madonna współpracowała już z Mantegną przy okazji występu w sztuce Davida Mameta, „Speed The Plow”). Reżyserem filmu był Uli Edel, znany z autorskich filmów takich jak „Christiane F” i „Last Exit To Brooklyn”. Opowieść o kobiecie, która celowo lub i nie, uśmierciła swojego bogatego, podstarzałego kochanka, uprawiając z nim ryzykowny, zaprawiony sadomasochizmem seks, spodobała się Madonnie, podobnie jak zwroty akcji utrzymujące widza w niepewności. Jednak w ostatnim tygodniu zdjęć, zmieniono zakończenie. Pierwotnie, w finale sądowego dramatu, grana przez nią postać, pomimo winy, wywija się od kary. W ostatecznej wersji i tak przychodzi jej zapłacić za zbrodnię i wylatuje przez okno w gradzie pocisków. „Praca nad tym filmem była dla mnie ciągłą walką” – mówi. „Ale nie miałam nad tym żadnej kontroli. Kobieta, która uprawia seks, musi umrzeć. Taki jest temat tego filmu, choć początkowo nie tak miało to wyglądać”.
Po raz pierwszy obejrzałem film w małym kinie pełnym krytyków, chichoczących w trakcie jej mniej udanych momentów. Mężczyźni przyciskali też torby i płaszcze do kolan w trakcie scen erotycznych, ale o tym już nie napisali. Napisali za to, że Madonna wypadła okropnie. Fakt, nie jest w tym filmie szczególnie dobra. Ale co da się zauważyć jeszcze bardziej, gdyby obejrzeć ten film ponownie, to fakt, iż partnerujące jej, bardziej doświadczone gwiazdy, wcale nie grają lepiej, a reżyser niezdarnie próbując nakręcić popularny thriller erotyczny, wyjątkowo nie trafia z obsadą.
„Jestem rozczarowana tym filmem” – przyznaje Madonna „ale nie żałuję, że w nim zagrałam. Myślę, że dobrze się spisałam. Ale to mnie wini się za wszystko. Tak jakbym to ja ten film wyreżyserowała, wyprodukowała, napisała do niego scenariusz i była jedyną osobą, która w nim zagrała”. Jej kolejny film „Niebezpieczna gra” wyprodukowała jej własna firma Maverick. I on miał mocną obsadę – Abla Ferrarę i Harveya Keitela, świeżo po sukcesie ich filmu „Zły porucznik”. Madonna znów jednak wciela się w ofiarę – puszczalskiej aktoreczki telewizyjnej, sypiającej zarówno z pierwszoplanowym aktorem (James Russo) jak i reżyserem (Keitel) filmu, w którym właśnie występuje, a który jak się w końcu okazuje, opowiada o żonie, maltretowanej, a w końcu zamordowanej przez własnego męża. Film opowiadający o kręceniu filmu, stwarza Ferrarze sporo okazji do dosłownych żartów. Keitel w roli reżysera krzyczy na Madonnę i wypomina jej, że nie potrafi grać, że jest kupą komercyjnego gówna, a w filmie obsadzono ją jedynie dla jej pieniędzy. Zastanawiam się dlaczego się na to zgodziła, ona jednak utrzymuje, że tego nie zrobiła. „W pierwotnej wersji scenariusza, odwracam sytuację” mówi, wyjaśniając, że jej postać manipuluje zarówno reżyserem jak i aktorem, rujnując ich przyjaźń w typie tandemu De Niro/Scorsese i sama staje się gwiazdą. „Wiem, że wiele osób tak właśnie postrzega mnie samą, więc pomyślałam, że przyjmę rolę i zagram ją wspaniale. To miało być dla mnie coś wielkiego. I choć ten film jest gówniany, choć go nie cierpię, gram w nim dobrze”. Ci, którzy film obejrzeli, zgadzają się co do jednego – jest chaotyczny, ale Madonna wypada przekonująco. Obecnie pracuje nad dwoma projektami, a oba napisano specjalnie dla niej. Nie chcąc zdradzać szczegółów, dopóki przedsięwzięcia nie zostaną zakończone, mówi jedynie, że jest bardzo ostrożna i tym razem ma zamiar upewnić się, że reżyser zgadza się z jej wizją. „W przemyśle filmowym nie mam takiej władzy jak w przemyśle muzycznym” – mówi. Wyjaśnia, że choć firma Maverick wyprodukowała „Niebezpieczną grę”, to ostateczny montaż jest dziełem Ferrary. „To reżyser nad wszystkim czuwa, wszyscy inni to dla niego jedynie pionki w grze. Masz wpływ na to jak grasz dopóki włączona jest kamera, ale przy montażu można twoją postać kompletnie zmienić. Tak właśnie się stało w przypadku mnie i Abla. Początkowo był to zupełnie inny film – był wspaniałą feministyczną deklaracją, a moja postać odniosła zwycięstwo. Ale w montażu Abel zupełnie zmienił zakończenie. Uśmiercił mnie, do czego w ogóle nie miało dojść i wyciął wszystkie te błyskotliwe kwestie, gdy mówiłam postaciom granym przez Harveya i Jamesa, żeby się pierdolili. A on wyciął moje kwestie, praktycznie zmieniając moją postać w niemowę. Kiedy obejrzałam ostateczną wersję filmu, popłakałam się. Czułam się jakby ktoś walnął mnie w żołądek. Teraz ten film mógłby nosić tytuł „Zły reżyser”. Wypada tak bardzo na korzyść Harveya Keitela, że stał się całkowicie innym filmem. Gdybym wiedziała, że tak będzie to wyglądało, w życiu bym w tym filmie nie wystąpiła i w tej kwestii byłam z Ablem szczera. Naprawdę mnie wyruchał. Tak wiec c’est la vie. To wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Począwszy od „Dicka Tracy”, przez „Ich własną ligę”, „Sidła miłości”, na tym filmie skończywszy, wciąż dochodzę do tego samego wniosku: to ja muszę być reżyserem. Czuję się tak, jakby bez przerwy wystawiano mnie do wiatru”.

O samotności i romantyczności
Kontrola to klucz do zrozumienia siły oddziaływania Madonny, powodem, dla którego dziewczęta szczególnie ją pokochały. W czasie gdy feminizm kazał kobietom wybierać pomiędzy przyjemnością a postępem, pojawiła się Madonna stwierdzając, że możesz mieć wszystko – siłę, seks, splendor, pieniądze. Bez poczucia winy. Z drugiej strony, jak mówi, to kobiety są jej najgłośniejszymi krytykami. „Jest całe pokolenie kobiet – Courtney Love, Liz Phair, nawet do pewnego stopnia Sandra Bernhard – które nie mogą zdobyć się na to, by cokolwiek dobrego o mnie powiedzieć, chociaż otworzyłam im wiele drzwi, wydeptałam im ścieżkę, aby mogły być bardziej bezpośrednie. Niektóre teksty piosenek Liz Phair mają ewidentnie seksualny wydźwięk, a gdybym to ja mówiła takie rzeczy, przedstawiano by je w zupełnie inny sposób. Ale ona dopiero rozpoczęła karierę, nie stanowi więc takiego zagrożenia. Nie ma władzy jaką mam ja, więc ludzi to bawi. Żadna z tych kobiet nie chce jednak tego dostrzec. W istocie, mieszają mnie z błotem, ilekroć pyta się je, co o mnie sądzą, lub gdy się je ze mną porównuje. Podobnie zachowują się dzieci w stosunku do swoich rodziców, potępiają ich. Chcą cię odstrzelić, bo zazdroszczą ci niezależności”. Jednak w miarę jak mijają lata, staje się jasne, że przynajmniej obecnie, Madonna nie ma wszystkiego. Przedstawiana jest jako samotna, smutna kobieta (co nie jest prawdą – jak mówi Madonna – piosenki o miłości z jej nowej płyty skierowane są do konkretnych osób, ale nie zdradzi jakich, aby nie poczuli się urażeni). Sława sprawiła, że jej związki analizuje się, a gdy dobiegają one końca, mediom trudno ukryć zadowolenie „Kiedy rozwiodłam się z Seanem, a on związał się z Robin Wright i od razu miał z nią dzieci, w kółko czytałam, jaka to z niej miła i słodka osóbka i jak bardzo szczęśliwy jest Sean. Wiesz, jak to w końcu znalazł dla siebie cnotliwą kobietę. Uwielbiają to wyolbrzymiać. Wtedy zerwałam w Warrenem (Beatty), on zaczął spotykać się z Annette, założyli rodzinę i znów to samo. Kiedyś krytykowano go za to, za co obecnie krytykuje się mnie… ale co zrobisz?”
„Sądzisz, że idealizujesz miłość?” – pytam. Madonna śmieje się. „Jak najbardziej. Tak”. Skoro tak, czy kiedykolwiek odnajdziesz miłość, jakiej szukasz? Długa przerwa. „Prawdopodobnie nigdy nie znajdę kogoś, kto ma wszystkie wspaniałe cechy, kto stanowi połączenie bohaterów wszystkich tych wspaniałych powieści, które czytałam i świetnych filmów jakie obejrzałam. Czytasz „Buszującego w zbożu” albo coś Hemingwaya, oglądasz „Tacy byliśmy” i myślisz „Mój Boże, takiego faceta pragnę, to jest wszystko czego mi trzeba”. Cóż, nie znajdę nikogo, kto będzie ideałem, ale chcę jak najbardziej zbliżyć się do ideału. Czego nie ma on, będą mieć przyjaciele. „Tym, czego wielu z nas potrzebuje” – mówię – jest tradycyjna żona. Ktoś, kto będzie czekał na ciebie w domu, aż wrócisz z trasy, skończysz pracę nad płytą czy filmem. „Albo ktoś, do kogo zawsze możesz zadzwonić” –dodaje Madonna. Ale też ktoś, kto rozumie, że jesteś zajęty i nie dzwonisz tygodniami.
„Tak” zgadza się Madonna. „Trudno o ideał. To jest tak: „Bądź przy mnie, gdy cię potrzebuję, ale zejdź mi z oczu, gdy chcę mieć spokój”, a niewielu jest ludzi, którzy daliby sobie z tym radę. I w tym sęk. Pragniesz być z kimś, kto odnosi sukcesy, ma władzę, talent, ale im większe sukcesy odnosi, tym rzadziej go widujesz. Mam zwariowany grafik. Ciągle gdzieś mnie niesie, więc potrzebuję kogoś, kto jest bardziej ustabilizowany, ale wtedy wkurzam się, bo ta osoba nie jest tak ambitna jak ja. Trudno znaleźć złoty środek. Przechodzę przez naprawdę trudny okres. Szukam tego ideału. Do tego dochodzi jeszcze to, co ma wiele moich przyjaciółek. To pragnienie bycia z kimś, kogo trudno zdobyć. Chcesz, by ten ktoś był przy tobie, ale kiedy już ci mówi, że będzie, uważasz go za mięczaka. Ta romantyczna wizja zabiegania o kogoś, zdobywania kogoś trudnego do zdobycia, jest o wiele atrakcyjniejsza niż miła osoba, która mówi ci „Będę cię kochał do końca życia”. Ja wtedy na to: „Co jest z tobą nie tak?””

Życie pod mikroskopem
Wyobraź sobie przez chwilę, że jesteś Madonną. Wyobraź sobie domy, pieniądze, sławnych przyjaciół, przyjęcia. I wyobraź sobie resztę. Ludzi, którzy o tobie śnią. Wiesz, że śnią, bo te sny zebrano i zanalizowano w książce. Wyobraź sobie, że tworzy się teorie na twój temat, że na uczelniach pisze się na twój temat prace. Wyobraź sobie jak to feministki spierają się o to czy jesteś bohaterką, czy diablicą. (Madonna nie śledzi tych dyskusji – nigdy nawet nie przeczytała hołdów Camille Paglii, „bo jest okropną pisarką. Nie wiem, o czym ona właściwie mówi. Zdaje się zaprzeczać samej sobie – po prostu lubi słuchać samej siebie”).
Wyobraź sobie, że powstają seriale telewizyjne opowiadające o początkach twojej kariery. Scenariusz napisano, aktorki przesłuchano i jedynym sposobem w jaki możesz wpłynąć na to przedsięwzięcie jest to, że nie pozwolisz im wykorzystać swoich piosenek. Wyobraź sobie, że idziesz do kina na „Wściekłe psy”, i widzisz jak bohaterowie kłócą się o to, co dokładnie miałaś na myśli w piosence „Like a Virgin”. Wyobraź sobie, że idziesz na „Pulp Fiction” i słyszysz, jak postać grana przez Bruce’a Willisa dyskutuje ze swą dziewczyną o tym, czy miałaś brzuszek w teledysku „Lucky Star”. Wyobraź sobie, jak to ludzie grzebią w twoim życiu, przeprowadzając wywiady z ludźmi, z którymi chodziłaś do szkoły, na imprezy, z którymi sypiałaś. „Przypomnij sobie, jaki byłeś mając 20 lat” – mówi mi Madonna, gdy rozmawiamy o tym wyświechtanym poglądzie, jakoby na szczyt dostała się przez łóżko, po drodze wykorzystując kogo tylko się dało, „i wyobraź sobie, jakie musiałoby to być skomplikowane”.
Madonna żyje w świecie, w którym każda anegdota zaczyna żyć własnym życiem, w którym każda wypowiedź, każdy komentarz przetwarzany jest w nieskończoność w czasopismach, gazetach i szmirowatych, kiepsko napisanych biografiach. Zastanawiam się, czy trudno jest w takich okolicznościach połapać się, kto jest twoim przyjacielem. „Poznaję wielu ludzi, z którymi mam wiele wspólnego, dobrze się z nimi bawię i tak dalej, ale później dochodzę do wniosku, że nie są moimi przyjaciółmi. Z tym jest jak z kochankiem, trzeba na to czasu. Nie potrafię nawet wymienić nic konkretnego, chociaż sądzę, że pewna doza uczciwości i szacunku stanowi podstawę przyjaźni”. Przerażające musi być to, że nigdy nie wiadomo czy ci ludzie nie pobiegną zaraz do jakiejś gazety. „To dotyczy każdych relacji, w jakich się znajduję, czy to z przyjacielem, czy z kochankiem czy z kimś, kto dla mnie pracuje. Ilekroć ktoś pojawia się w moim otoczeniu, natychmiast myślę: „OK., co nim kieruje? Czego może ode mnie chcieć?”. Staram się być ostrożna. Ale czasem daję się nabrać, uwierz mi – wydaje mi się, że ludzie mają dobre intencje, a nie mają. Taka już jest ludzka natura. Nie przeszkadza mi to w utrzymywaniu kontaktów z przyjaciółmi, czy dopuszczeniu innych do siebie, ale towarzyszy temu więcej niepokoju”. Rozmawiamy o drugim życiu Madonny, życiu znanym z brukowców. Pytam, czy jej życie seksualne rzeczywiście jest tak intensywne i bujne, jak zdaje się sądzić prasa. „Znasz odpowiedź na to pytanie” – mówi. Odpowiadam, że chodzi prosto, co byłoby mało prawdopodobne gdyby rzeczywiście przespała się z tymi wszystkimi DJ-ami, aktorami i sportowcami, o których donosi prasa. „Nie sadzę bym zdołała cokolwiek zrobić, gdybym cały czas spędzała w łóżku albo w pozycji horyzontalnej. To żałosne. Tylko dlatego, że mówię o seksie, zakłada się, że ciągle go uprawiam, a to dwie różne rzeczy” – mówi, szydząc z anonimowego „rzecznika” lub „bliskiego przyjaciela”, często cytowanego w podobnych historiach.

Prawda czy fałsz?
Proponuję grę: Ja przytaczam jej „fakt”, jaki pojawił się w prasie lub w ogólnym obiegu, a ona odpowie jednym słowem, bez konieczności dalszego komentowania pogłoski. „Czyli będziesz mnie pytać, czy to prawda, czy nie?” śmieje się, z powrotem sadowiąc się na kanapie. „OK.”
„Wdałaś się w płomienny romans ze swoim sąsiadem, Sylvestrem Stallone” – „Fałsz”.
„Wdałaś się w płomienny romans z modelką Jenny Shimizu” – „Fałsz”.
„Zadręczałaś Hugh Granta propozycjami randek, ale odmawiał” – „Fałsz”.
„Jesteś seropozytywna” – „Fałsz.”.
„Od trzech lat nie uprawiałaś seksu z mężczyzną”. Śmieje się. – „Fałsz”.
„Masz zamiar kupić drużynę bejsbolową” – „Fałsz”.
„Spotykałaś się z Johnem Kennedym Juniorem, dopóki Jackie Onassis nie położyła kresu tym spotkaniom” – „Fałsz”.
„Spałaś z Mickiem Jaggerem jako groupie, zanim stałaś się sławna” – „Fałsz”.
„Często podrywasz puertorykańskich chłopców na jedną noc”. Westchnienie. – „Fałsz”.
„Zamieściłaś ogłoszenia chcąc znaleźć dziecko do adopcji” – „Fałsz”.
„Kilkakrotnie poddałaś się aborcji” – „Prawda”.
„Miałaś operację piersi” – „Fałsz”.
„Z powodu wytwórni Maverick, Warner znajduje się w poważnych tarapatach”. – „Co? Z powodu założenia Maverick?” Znów śmiech. – „Fałsz”.
Ustaliłem zasady gry, więc nieuczciwie i nachalnie byłoby pytać o szczegóły jedynej prawdziwej pogłoski. Jedno trzeba jednak wziąć pod uwagę – są w Ameryce miejsca gdzie lekarzom dokonującym zabiegów przerwania ciąży strzela się w głowę. W Ameryce trzeba zatem znacznej odwagi, aby odpowiedzieć szczerze na pytanie wścibskiego dziennikarza.

Dzieci w przyszłości?
Madonna twierdzi, że nadal pragnie mieć dziecko. I to niebawem. Mówi, że słyszy tykanie swojego zegara biologicznego. „O tak, na pewno. Czuję pewien niepokój”. Zgadza się także, że zaskoczeniem bywa moment, gdy człowiek uświadamia sobie jak silna jest biologia. „Nie przypuszczałam, że mi się to przydarzy”. „Wiem! I tu się z tobą zgadzam” – mówię. Pytam czy wychowywałaby dziecko w duchu katolickim. Długa cisza. „Nie wiem. Cuchnę katolicyzmem i jestem pewna, że nawet jeśli nie kazałabym mojemu dziecku chodzić do kościoła, katolicyzm miałby na nie wpływ. Ale nie sądzę, aby była w tym jakaś gorliwość”.
Jakim cudem wychowasz dziecko w normalności? „Teoretycznie, mogę wychować dziecko na tyle normalnie, na ile normalnie sama żyję. Sądzę, że otaczam się ludźmi, którzy nie traktują mnie jak gwiazdę, czy jakiegoś świra i tak samo postępowałabym mając dziecko”.
Ciekawi mnie jak do tego wszystkiego mają się jej związki z kobietami, między innymi z byłą przyjaciółką, Sandrą Bernhard. Madonna twierdzi, że nie mają się wcale.
„Tak się składa, że moje dobre przyjaciółki są lesbijkami, a opinia publiczna natychmiast wnioskuje, że skoro mam taki seksualnie prowokujący wizerunek, sypiam z nimi. Nigdy temu nie zaprzeczałam, bo podchodzę do tego na zasadzie: „a co jeśli tak robię? Przeszkadza wam to?”. To jest nieistotne. Nie jestem lesbijką, ale wydaje mi się, że gdybym to ogłosiła, świadczyłoby to o braku godności. Nie powiem, że nigdy nie spałam z kobietą, ale – i tu przerywa jej własny śmiech – uwielbiam mężczyzn”.
Wspominam Sandrę Bernhard, niegdyś oficjalnie najlepszą przyjaciółkę Madonny, dziś tak zgorzkniałą, że w swym ostatnim przedstawieniu, przerobiła słowa piosenki „Erotica” z „erotic” na „neurotic”.
Madonna przeciągle wzdycha, a następującą, niechętnie artykułowaną wypowiedź, kilkakrotnie przerywa kolejnymi westchnieniami. „Odkąd przestałyśmy się ze sobą przyjaźnić, nigdy tak naprawdę na ten temat nie rozmawiałam. Ona powiedziała na ten temat tak wiele, że uznałam, że o wiele godniej zachowam się, nie mówiąc nic. Gada o tym już kolejny rok i myślę sobie, że w końcu musi ją to znudzić. A tymczasem znowu coś na ten temat czytam. Oczywiście nie mówiłaby o mnie tyle, gdybym nadal nie była dla niej ważna – choć zaklina się, że jest wręcz przeciwnie. Za bardzo się piekli”. Następuje kolejna przerwa. „Sandra jest wspaniałą kobietą, która ma wielki talent i spędziłam z nią wspaniałe chwile. Powodem, dla których przyjaźń dobiega końca, to najczęściej zawiść, zazdrość, tego typu rzeczy. Ale nie mam zamiaru wpadać w tę samą pułapkę, co ona i mieszać ją z błotem. Kusi mnie, bo naopowiadała na mój temat mnóstwo okropnych rzeczy, ale jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że zaszło jedno wielkie nieporozumienie”.
Pytam czy częścią tego nieporozumienia była Ingrid Casares, kobieta, którą często uważano za kochankę Madonny. Następuje kolejna przerwa. „Oczywiście. Ale tylko jako przyjaciółka. Gdy ją poznałam, była dziewczyną Sandry. Pomyślałam, że jest przesłodka. Sandra właśnie miała zamiar z nią zerwać i współczułam Ingrid. Lubi trenować tak samo jak ja, więc zaczęłam do niej dzwonić i szłyśmy razem pobiegać, czy coś w tym stylu. Ale Sandra uznała, że próbuję odbić jej dziewczynę – tak przynajmniej przedstawiała to prasa. O ironio, nigdy nie sypiałam z Ingrid. Jest moją bardzo dobrą przyjaciółką, pokochałam ją. Tragiczne jest więc to, co przytrafiło się mnie i Sandrze, ale zyskałam przyjaciółkę. Coś tracisz, coś zyskujesz”.

W odróżnieniu od Prince’a i Michaela Jacksona, Madonna przebywa wśród ludzi. I gdy przeczyta się wszystkie książki i artykuły na jej temat, łatwo odnieść wrażenie, że dobrze się ją zna. Wiadomo na przykład, że dziewczyna o imieniu Moira McFarland pokazała jej jak zakładać tampon i że straciła dziewictwo z chłopcem o imieniu Russel Long – takich rzeczy często nie wie się o najbliższych przyjaciołach. Łatwo o przypuszczenia. Pytam, czy żałuje tego, że tak bardzo się odkryła i czy nie lepiej byłoby wycofać się z życia publicznego, tak jak zrobili to Prince i Michael Jackson w latach 80. „Przesadna nieśmiałość Prince’a, czy sposób w jaki Michael Jackson ucieka od prawdy, mówi o nich obu więcej, niż cokolwiek o czym ja mówiłam. Mogę gadać z tobą godzinami, możesz przeczytać wszystkie wywiady jakich udzieliłam, ale nigdy nie będziesz mieć poczucia, że mnie znasz. To kolejny sposób jaki wykorzystują inni, aby ukarać mnie za szczerość. „Jak daleko może się jeszcze posunąć, co jeszcze może obnażyć?” To, że rozebrałam się publicznie nie znaczy, że obnażyłam swą duszę”.
Gdy Madonna wydała swoją pierwszą płytę, miała 25 lat. Mówi, że to istotny fakt. Prince podpisał kontrakt z wytwórnią Warners jako nastolatek. Michael Jackson już jako dziecko mógł oglądać samego siebie w telewizyjnej kreskówce. Madonna miała 25 lat na to by nacieszyć się prywatnością, dorosnąć w normalnych warunkach – dlatego też jest inna. „Oni za bardzo się izolują” – mówi. „Gdyby po prostu wyszli ze swojej skorupy, zintegrowali się ze społeczeństwem – skorzystałaby na tym zarówno ich twórczość, jak i ich relacje z innymi. Zrobili taką wielkie halo ze swojej prywatności, że teraz będzie im jeszcze trudniej ją zachować. Im częściej mówisz: „Nic wam nie pokażę, nic nie zobaczycie”, tym bardziej inni chcą patrzeć. Tak to jest. Nie mogę powiedzieć, że się z nimi zaprzyjaźniłam. Z każdym z nich spędziłam sporo czasu. Są całkiem różni, ale w ich towarzystwie czułam się identycznie. W ich obecności czułam się jak nieokrzesana wieśniaczka. Kiedy jestem głodna, to jem. Kiedy chce mi się pić, piję. Kiedy mam ochotę coś powiedzieć, mówię to. A oni mają te swoje maniery i tak bardzo zważają na to, co jedzą i mówią. Jadłam kolację z Princem, a on tylko z namaszczeniem popijał herbatę. Ja napycham sobie jedzenie do ust, i pytam „Nie będziesz nic jadł?”. Prawie bezgłośnie odparł, że nie. Pomyślałam: „Mój Boże!”. Mam swoją teorię na temat ludzi, którzy nie jedzą. Wkurwiają mnie. To kontrolowanie się”. „Ale mówią, że to ty nic nie jesz” – mówię. „Kochanie! Mam ciałko. Złap mnie za jakąkolwiek część ciała, zmieści się w garści, więc to absurd. Tak samo jak to, że jestem samotna, że nie mogę znaleźć sobie faceta i że cierpię. Ale wracając do Michaela Jacksona i Prince’a – nigdy nie jest za późno żeby zacząć zachowywać się jak człowiek. Gdyby tylko spróbowali… Pierdolić wizerunek. Chodzi o to, aby być szczęśliwym w życiu prywatnym. Móc pójść na mecz koszykówki, czy przejażdżkę rowerową. Nie potrafię sobie wyobrazić, by którykolwiek z nich założył spodnie od dresu i poszedł pobiegać, wyszedł z psem albo powygłupiał się gdzieś ze znajomymi, bez makijażu na twarzy. Wiesz, o co mi chodzi? Nie sądzę, aby oni to robili”.

Wzloty i upadki wytwórni Maverick
Kontrakty, które na początku lat 90 podpisali Madonna i Michael Jackson są dla współczesnych gwiazd pop punktem odniesienia. Z tego też powodu, ktoś taki jak George Michael, określa swój kontrakt mianem „zawodowego niewolnictwa”. Nie jest jasne na jaką kwotę opiewa każdy z tych kontraktów – nie wiedzą tego nawet sami zainteresowani, jako że uzależnione jest to od tego, jak ze swoich zobowiązań wywiążą się poszczególni kontrahenci.
Madonna nazwała swoje imperium Maverick i odkąd otworzyło ono swoje obite pluszem biura w Zachodnim Hollywood, krążą plotki na temat jego rychłego bankructwa.
Sama Madonna przyznaje, że firma nie odniosła wielkiego sukcesu. „To zaledwie początki” wzrusza ramionami. Odział filmowy firmy wyprodukował jak dotąd jeden film – „Niebezpieczna gra” – i był już w połowie pracy nad kolejnym, z udziałem Johna Candy, gdy nagle aktor zmarł. Wciąż toczą się boje o to, aby film ukończyć. Pozostałe filmy dopiero powstają, w tym „The Year of Frank Sinatra”, do udziału w którym udało się pozyskać Susan Sarandon. „Uwielbiam ją, jest najlepsza” – mówi Madonna. „Film opowiada o matce i dziecku. To wspaniała historia, chcemy tylko znaleźć jak najlepszego reżysera”.
Oddział telewizyjny firmy dopiero pracuje nad kilkoma projektami, w tym jednym z udziałem przyjaciółki Madonny, aktorki Rosie O’Donnell. Ale oddział zajmujący się muzyką radzi sobie nieźle – firma właśnie świętuje sukces thrash metalowego zespołu Candlebox, którego płyta trafiła do pierwszej dziesiątki amerykańskiej listy i sprzedała się w nakładzie dwóch milionów egzemplarzy. Ostatnio wyruszyli w trasę jako support Metalliki i Madonna wybrała się na ich koncert w Miami. „Czułam się jak dumna matka”.
Innym sukcesem wytwórni jest kontrakt z Me’shell Ndegeocello, piosenkarką i autorką tekstów, która rapuje na nowej płycie Madonny, a której płyta „Plantation Lullabies”, była jedną z tegorocznych niezauważonych pereł na rynku muzycznym. „Niełatwo jest ją promować” – mówi Madonna. „Bo wciąż niechętnie patrzy się na czarnoskórych wykonawców, którzy wykonują muzykę inną niż taką, którą można byłoby umieścić w kategoriach R’n’B, czy muzyki tanecznej”. Maverick jednak nadal przy niej obstaje. „Chcę mieć prawdziwą wytwórnię płytową z prawdziwymi artystami. Nie chcę być Princem, i otoczyć się własnymi klonami. To nie wytwórnia, tylko harem. Tacy artyści funkcjonowaliby jedynie dopóki byłabym nimi zainteresowana. Pragnę pracować z artystami, którzy będą mieli własną karierę i własne poglądy”.
„Ludzie różnie oceniają to, co robię. Postrzegają wytwórnię Maverick jako coś, czym zajmuję się z próżności, twierdzą, że Warner Bros zmarnował pieniądze i że upada. Tak więc najlepszą zemstą będzie nadal się tym zajmować”.

Starzejąca się gwiazda?
U schyłku stulecia sława zmieniła swą postać. Jak zresztą przekonuje się obecnie nasza rodzina królewska, trudno mieć dziś jakieś tajemnice. Czy to używając obiektywów teleskopowych, czy czujnika wyłapującego dzwonek telefonu, czy to ulegając urokowi książeczki czekowej, media mają swoje sposoby. I co istotniejsze – pragnienie aby wleźć niemal wszędzie. Pytam Madonnę, czy i dziś chciałaby być sławna, czy uważa, by anonimowość kiedykolwiek była możliwa. „Nie. Stało się”. Śmieje się. Gdyby chciała naśladować księżną Walii i usunąć się z życia publicznego, stawka za jej zdjęcie stałaby się tak wysoka, że – tak jak Dianę – paparazzi łaziliby za nią wszędzie. „Ona nie może od tego uciec” – zgadza się Madonna. „Biedaczka. Chciałabym żeby po prostu zostawiono ją w spokoju”. Rozmawiamy o aferze związanej z kochankiem Diany, Oliverem Hoare. „Ale czy to prawda?” – pyta Madonna. „Powiem ci, że 99 procent z tego, co czytasz na mój temat to nieprawda, więc ta zasada musi też obowiązywać w przypadku innych. Powinna wyjechać z kraju”. Ale ma dzieci. „Powinna zabrać je ze sobą”. Nie może. “Nie może?” Są następcami tronu. „O kurwa. Zapomniałam. Jest w kropce. Nie zazdroszczę jej. Powinno się jej współczuć, dręczą ją do granic wytrzymałości. I wiesz, ona po prostu nie ma środków, aby sobie z tym poradzić, To znaczy można z kimś walczyć, ale ona wiedzie całkiem inne życie. Mój Boże. Co za potworna sytuacja! Mam jedynie nadzieję, że ma naprawdę silnych i inteligentnych przyjaciół i że potrafi sobie z tym radzić, znaleźć sposób by przetrwać. Naprawdę mam taką nadzieję”. Madonna przerywa, po czym śmieje się znów. „Nawet nie znam tej kobiety, a siedzę tu i rozmawiam o niej. Ale oczywiście współczuję jej, bo męczy się ją tak, jak męczy się mnie na łamach prasy. Ja mogę się z tego wydostać, mogę wyjechać gdziekolwiek chcę, ale ona nie może, ma te swoje dzieci, tego faceta. Mój Boże!”
Istnieje teoria, że kobiety – ikony kocha się naprawdę, jeśli cierpiały. Diana, Jackie Onassis, Marilyn Monroe. A Madonna nie chce być ofiarą. „Absolutnie. Nie jestem sierotą. Nie wykorzystywano mnie seksualnie w dzieciństwie, nie pozwalam innym się wykorzystywać. Nie upijam się na umór, nie zawdzięczam niczego mężczyźnie. Posłuchaj, mogłabym oddawać się samoudręczeniu i dać ludziom milion powodów aby mi współczuli. Nie miałam łatwego życia. Ale jestem twarda”. Często dyskutuje się na temat śmierci Madonny. Przypuszcza się, że umrze młodo, jednak ona sama mówi, że to pobożne życzenia. Ma zamiar się zestarzeć, przygotowana jest na to, że jej sława przeminie. „Sądzę, że jeśli coś się zmienia, to jest to pojęcie tego, co ważne dla ciebie, czy dla mnie. Twoje wartości się zmieniają. Wiem co to znaczy być niesamowicie sławną. Wiem jak to jest być na szczycie i wiążą się z tym rzeczy i wspaniałe i straszne. Wiem, że już nigdy nie znajdę się w tym samym miejscu w tym samym czasie. Moja sława przybierze inną postać, inną formę i będzie jaka będzie. Mam jedynie nadzieję, że będę szczęśliwa w życiu prywatnym, u boku przyjaciół, rodziny i człowieka, w którym jestem zakochana. To najważniejsze. Jeśli ludzie kupują moje płyty, to świetnie, ale jeśli tego nie robią, to nie koniec świata. Chcę dobrze traktować swoje ciało. Nie chcę przebywać zbyt długo na słońcu i jeść gównianego żarcia. Chcę ćwiczyć, bo pragnę zachować zdrowie i dobry wygląd tak długo jak będzie to możliwe. Ale nie siedzę i nie zastanawiam się czy, gdy skończę pięćdziesiątkę wciąż będę kręcić teledyski. Mam nadzieję, że będę mieć trójkę dzieci i to wokół nich będzie kręcić się moje życie, nie wokół MTV”,
„Czy zrobisz sobie lifting, gdy przyjdzie na to pora?” „Myślałam nad tym, ale nie potrafię stwierdzić czy bym to zrobiła bo nienawidzę być poddawana narkozie. Naprawdę się boję. Zawsze jest ta jedna szansa na milion, że spierdolą sprawę. Liczy się też to, że jestem jaka jestem, czy ci się to podoba, czy nie. Spójrz na Jacka Nicholsona, na te wszystkie gwiazdy filmowe. Mogą mieć brzuszek, czy zmarszczki na twarzy i w porządku. Ale cóż się stało z Jessiką Lange i Meryl Streep, które są pięknymi kobietami i znakomitymi aktorkami, a nikt nie daje im ról? To takie popieprzone, ale nawet kobiety nie chcą patrzeć na to, jak inne kobiety się starzeją. Tak już zaprogramowane jest nasze myślenie i to jest okropne. Starszy facet może być z szesnastoletnią dziewczyną i nikt nie ma nic przeciwko, z kolei gdy starsza kobieta wiąże się z młodszym mężczyzną, uważa się ją za ladacznicę, zdesperowaną, żałosną i odrażającą. To nie w porządku. No ale co na to poradzisz?”

Wciąż córka
W filmie „W łóżku z Madonną” – który z perspektywy czasu wydaje się być nie tylko filmem dokumentującym trasę Madonny, ale i prawdopodobnie jedną z najlepszych analiz sławy w jej współczesnej postaci, jest wymowna scena, w której ojciec Madonny wraz z macochą, wchodzą do jej garderoby po koncercie. Słyszeliśmy już rozmowy telefoniczne Madonny z jej ojcem. Pytała go, kiedy chce przyjść na koncert, w odpowiedzi na co, spytał na które można dostać bilety, najwyraźniej nie zważając na to, że jako szefowa przedsięwzięcia, jego córka może załatwić bilety na jakikolwiek występ jaki sobie życzy. Gdy spotykają się w garderobie, wyczuć można to, co większość z nas wyczuwa w kontaktach z rodzicami – wrażenie, że wciąż mają ją za dwunastoletnią dziewczynkę i że należy ją skarcić za publiczne pokazywanie majtek. Ale gdyby obejrzeć ponownie ten film, nie skupiając się na scenach w rodzaju „Madonna uprawia seks oralny z butelką”, widzimy coś innego. Jej rodzice wyglądają tak, jakby chcieli poprosić ją o autograf. „Oczywiście!” – zgadza się Madonna. „Czują wobec ciebie respekt”.
Jednak jej ojciec nawet o tym nie wspomina. Kilka miesięcy po tym jak utwór „I’ll Remember” zajął pierwsze miejsce na amerykańskiej liście przebojów, zadzwonił do niej.
Nie pamiętał tytułu piosenki ale obejrzał teledysk w telewizji i chciał powiedzieć córce, że ładnie w nim wygląda. „Tato, ten teledysk emitowany jest od sześciu miesięcy” odparła córka. „Dopiero teraz go obejrzałeś?” „Och, nie oglądamy zbyt często telewizji”. Wtedy też Madonna postanowiła nie walczyć z nim dłużej, nareszcie zdawszy sobie sprawę, że ojciec nie pogłaszcze jej po główce, tak jak tego oczekiwała i że być może już tego nie potrzebuje.
„Teraz to zaakceptowałam. Ale kiedyś doprowadzało mnie to do szału. Bardzo zazdroszczę ludziom, których rodzice są wystarczająco obyci w świecie aby ich zrozumieć, ale nie można mieć wszystkiego. To irytujące, ale ponieważ mój ojciec nie chce uznać tego, kim jestem i co osiągnęłam, łatwiej mi pojechać do domu i przebywać w otoczeniu moich braci i sióstr, nie czując się przy tym jak świr. Sądzę, że mój ojciec robi to celowo, tak aby każdy był traktowany jednakowo”.
Jedną z najpiękniejszych piosenek na nowej płycie jest „Inside of Me”, przesycona tęsknotą ballada o pogodzeniu się z utraconą miłością i pielęgnowaniu jej wspomnienia. Przypuszczałem, że utwór opowiada o Seanie Pennie, ale okazuje się, że opowiada o matce Madonny. Jej przedwczesna śmierć wciąż jest tematem bliskim jej sercu, tematem często poruszanym w rozmowach z rodzeństwem i ojcem, w rzadkich chwilach, gdy zostają sami. Według niej, w śmierci matki tkwi geneza problemów klanu Ciccone. Gdy matka Madonny zmarła, nikt na ten temat nie rozmawiał. W tamtym czasie ojciec Madonny był zbyt zrozpaczony, aby to robić, wszystkim zaś powiedziano tylko tyle, żeby byli silni i nie płakali. „Co nie oznacza, że nie płakaliśmy, ale nie wiedzieliśmy dlaczego to robimy. Wszyscy byliśmy zdezorientowanymi, pogrążonymi w żalu dziećmi, zastanawiającymi się kiedy nasza mama wróci. A w trzy lata później ojciec ożenił się z naszą gospodynią i powiedział „Oto wasza nowa matka. Zwracajcie się do niej ‘mamo’”. Wywołało to jeszcze większą dezorientację, bo nie wiadomo było, gdzie podziała się ta pierwsza. Każdy radził sobie ze smutkiem w inny sposób, jedni stawali się chorobliwie ambitni, drudzy popadali w przeciętność. W całym tym szaleństwie tkwił sposób na radzenie sobie z tym, co w nas siedziało”. Kiedy przeprowadziła się do Nowego Jorku, przez pięć lat ignorowała fakt, iż w ogóle ma rodzinę, ale później zaczęła zdawać sobie z tego sprawę, dzwonić do ojca i rozmawiać o tym wszystkim.
„Ale nawet teraz trudno mu zaakceptować to, że moja sława jest wynikiem właśnie tego. Chodzi głównie o to, że nie potrafi przyjąć tego do wiadomości, nie załamując się i to jest jego sposób na przetrwanie. Rozmawiam z nim więc tak często jak to możliwe, nie czując przy tym, że go zamęczam”. Ale utrata matki nie wyjaśnia wszystkiego. „Nie, ale sądzę, że miało to największy wpływ na moje życie. Konieczność poradzenia sobie z poczuciem straty, tym, że nie ma przy mnie matki, która by mnie wychowywała. Nigdy nawet nie uznałam mojej macochy za matkę. Wciąż myślałam o niej jako o gospodyni, tak więc dorastałam będąc wyłącznie pod wpływem ojca. Na wiele spraw zdarza mi się spoglądać z perspektywy uważanej za typowo męski punkt widzenia. Nie było przy mnie matki, która mówiłaby mi, że muszę wyjść za mąż, urodzić dzieci czy gotować to, czy tamto, prawdopodobnie więc nie jestem tak opiekuńcza i domatorska jak inne kobiety. Jestem pewna, że dzięki temu miałam jaja aby zrobić to, co zrobiłam – wyjechać do Nowego Jorku, nie mając pieniędzy ani znajomości. Nie jest to zatem jedyny powód, dla którego jestem, jaka jestem, ale z pewnością jedno z drugim miało wiele wspólnego”.

Wywiad dobiega końca
Po wywiadzie przechodzimy przez ogród w kierunku portu, gdzie Madonna pozowała nago do zdjęć z książki „Sex,” a gdzie zacumowała swoją łódź, zwaną Lola Lola (na cześć postaci granej przez Marlenę Dietrich w filmie „Błękitny anioł”).
„Wiesz jak znalazłam to miejsce?” – mówi mi niepytana. „Szukaliśmy plenerów do książki „Sex” i gdy tu przyjechaliśmy, wiedziałam, że to miejsce musi być moje. Trzeba było wiele czasu i pieniędzy, aby przekupić właścicieli, by się stąd wynieśli” – śmieje się.
Wskazuje drogę, którą przemierza każdego ranka, dźwigi w miejscu.. w którym jej sąsiad, Sylvester Stallone, buduje nowy port, oraz dach Vizcayi, posiadłości, której częścią był niegdyś jej dom. „Był bajecznie bogaty” – mówi mi o pierwszym jej właścicielu. „Dom jest piękny – powinieneś tam pójść”. Albert, sympatyczny stróż Madonny, odwozi mnie do hotelu. Pytam go, jak się pracuje dla Madonny, na co odpowiada, że gdy mówi przyjaciołom, gdzie pracuje, większość sądzi, że mówi “McDonald’s”. Nauczył się nie wyprowadzać ich z błędu. To łatwiejsze i nie trzeba wyjaśniać dlaczego nie mogą dostać autografu czy przyjść z wizytą. „Gdy ją po raz pierwszy spotkałem, spodziewałam się, że będzie wyglądać jak w teledysku do Vogue” mówi. Najczęściej jednak wygląda o wiele zwyczajniej – bez makijażu, w t-shircie, ściętych dżinsach. „Wystroiła się dziś dla ciebie” – mówi z zazdrością. „Dla mnie nigdy się tak nie wystroiła”.
Następnego dnia, chcąc zabić czas przed wylotem do domu, idę za radą Madonny i spaceruję wokół Vizcayi. Miała rację – jest piękna. I myślałem jak imponująco zwyczajna jest Madonna w porównaniu z wieloma ludźmi, z którymi przeprowadzałem wywiady, jak wiele problemów z jakimi się boryka podobnych jest do tych, z jakimi borykam się ja, moi przyjaciele, czy ktokolwiek, kto prowadzi aktywne życie i lubi się zabawić. Przez ogrody zmierzam w kierunku brzegu oceanu, gdzie milioner urządził sobie mini Wenecję, z pasiastymi słupkami, posągami w stylu renesansowym i tego typu rzeczami.. Dołączam do grupki zaciekawionych przybyszów, gapiących się na plac budowy Stallone’a i mały port, przy którym zacumowana jest Lola Lola. Po tej okolicy można przepłynąć gondolą – podnoszę leżącą na ziemi ulotkę. „Zobacz dom Madonny!” krzyczy napis. Dom w Miami to jej azyl, miejsce, w którym czuje się najswobodniej, a jednak tuż obok jej ogrodu przepływają elektryczne gondole, pełne ludzi usiłujących rzucić nań okiem. I zdaję sobie sprawę, że w przypadku Madonny normalność od dawna już nie wchodzi w grę.