Giulio Mazzoleni to nazwisko, które wśród dobrze zorientowanych fanów Madonny nie wymaga przedstawiania. Autor monumentalnego „Madonna Songbook” – książki tak obszernej, że mogłaby posłużyć za narzędzie zbrodni – stworzył pierwsze tak kompletne i pogłębione opracowanie twórczości Królowej Popu. Bez plotek, bez tanich sensacji – za to z pełnym skupieniem na muzyce. „Madonna Songbook” to nie tylko książka. To podręcznik, przewodnik, a miejscami nawet biblia dla każdego, kto naprawdę chce zrozumieć Madonnę jako artystkę.

Nasza znajomość online zaczęła się dość nietypowo – od wymiany zdań na temat tego, że „Pray for Spanish Eyes” był w Polsce większym przebojem niż „Express Yourself” (przynajmniej według notowań kultowej Listy Przebojów Trójki, która wtedy była miarodajnym barometrem popularności). Szybko jednak rozmowa przerodziła się w coś więcej – pasjonującą dyskusję dwóch zaangażowanych fanów, którzy zanim wydadzą osąd, wolą najpierw zadać pytanie: „dlaczego?”. Emocje rosły, tym bardziej że Giulio miał okazję współpracować z Madonną bezpośrednio – i zna, jak mało kto, kulisy relacji z największymi gwiazdami, dzięki wieloletniemu doświadczeniu w branży muzycznej.

Wiosną 2025 pojawiły się pytania, które dały początek temu wywiadowi. Giulio od pierwszych odpowiedzi zachwyca nie tylko swoją wiedzą i przygotowaniem, ale też spokojem, klasą i precyzją, z jaką wypowiada się na każdy temat.

Oddajemy więc w Wasze ręce rozmowę z autorem „Madonna Songbook”. Poruszymy tu naprawdę wszystko – od pierwszych inspiracji, przez metody researchu, aż po momenty twórczego zmęczenia. Porozmawiamy o przyszłości Madonny, o tym, czy możemy spodziewać się nowej trasy koncertowej, spróbujemy odpowiedzieć, czym właściwie jest „Veronica Electronica” i dlaczego wciąż czekamy na „Bedtime Stories – The Untold Chapter”. Nie zabraknie też pytań, które nadesłaliście, kiedy ogłosiliśmy, że rozmowa z Giulio już wkrótce.


Jakie jest Twoje pierwsze wspomnienie związane z Madonną?

Moje pierwsze wspomnienie związane z Madonną to zdjęcie z sesji do „Like a Virgin” autorstwa Stevena Meisela. Madonna stoi na nim oparta o ścianę, trzymając niebieskie satynowe prześcieradło. Obok znajdowało się zdjęcie z filmu „Rozpaczliwie poszukując Susan”. Koleżanka ze szkoły pokazała mi je w magazynie dla nastolatków. Kiedy zapytałem: „Kto jest teraz najnowszą, najfajniejszą gwiazdą muzyki? Szukam kogoś ciekawego.” Powiedziała: „Jest taka jedna dziewczyna. Nazywa się Madonna.” Pokazała mi zdjęcia i powiedziała, żebym posłuchała „Into the Groove” w radiu.

Szczerze mówiąc, nie pamiętam, czy najpierw usłyszałam „Into the Groove”, czy najpierw zobaczyłem teledysk do „Dress You Up” w telewizji. To są moje najodleglejsze wspomnienia.

Kiedy tak naprawdę „stałeś się fanem”?

Dokładnie wtedy właśnie zostałem się fanem. Nie było żadnego powolnego stopniowania—od razu się w niej zakochałem — w jej wyglądzie, w wszystkim, ale przede wszystkim w jej energii i muzyce. Pamiętam, że to była jesień 1985 roku. Niedługo potem, gdy wydała „Live to Tell”, ja byłem już mega fanem. Pamiętam nawet, jak mój wujek mówił: „Ta kobieta, którą tak lubisz, ta cała Madonna, wydała nową piosenkę.” Więc tak — wszyscy już wiedzieli, że jestem fanem.

W Europie Madonna początkowo nie była postrzegana jako potencjalna gwiazda. To zmieniło się około czasu wydania „Like a Virgin”, ale do krajów za Żelazną Kurtyną, takich jak Polska, wszystko docierało z opóźnieniem — nawet jeśli na Zachodzie już było hitem. Czy pamiętasz, jak wyglądała jej obecność w mainstreamowych mediach we Włoszech w tamtym czasie?

Tak, to był właśnie ten moment, kiedy stała się sławna. Miała kilka hitów radiowych w całej Europie — „Like a Virgin”, „Material Girl”, „Holiday” — ale kiedy wyszły „Into the Groove” i „Rozpaczliwie poszukując Susan”, a „Into the Groove” dodano do albumu „Like a Virgin”, wszystko eksplodowało. To były okolice sierpnia albo września 1985 roku. Prawie rok po premierze albumu w Stanach.

Nagle zaczęła przyciągać wzrok mediów i publiczności i to eskalowało, zwłaszcza wraz z premierą „True Blue” latem 1986. Włochy były jednym z rynków, gdzie ten album sprzedawał się najlepiej. Ale prawdziwy przełom nastąpił rok później, w 1987, podczas trasy „Who’s That Girl Tour”, która kończyła się we Włoszech. Media mówiły o niej bez przerwy przez całe lato, a szczyt osiągnęło to we wrześniu, kiedy dała dwa koncerty — jeden z nich był transmitowany w telewizji. Oglądało go w samych Włoszech 14 milionów ludzi, a transmisja była nadawana w całej Europie.

Jak to się stało, że zaangażowałeś się we włoski fanklub Madonny?

Wszystko zaczęło się od poznawania ludzi przez ogłoszenia w czasopismach — tak jak Susan i jej kochanek w „Desperately Seeking Susan” zamieszczali ogłoszenia w nowojorskich gazetach. My też dawaliśmy ogłoszenia w muzycznych magazynach, z tekstami typu: „Jestem fanem Madonny, chcę wymieniać się płytami i zdjęciami, szukam znajomych do rozmów.”

Dzięki temu poznałem fanów, którzy prowadzili małe grupki fanów we Włoszech. Jeden z nich to Mauro z Mediolanu, który później przedstawił mnie Matthew Rettenmundowi — jesteśmy przyjaciółmi od 1991 roku. Drugi to Alberto Fusi z Rzymu, który później został moim współlokatorem tutaj w Mediolanie. Jesteśmy przyjaciółmi od 1990 roku.

Później, kiedy Madonna uruchomiła oficjalny fan club, zgłosiłem się do pisania artykułów do magazynu „Icon”. Podobała im się moja praca i poprosili mnie, żebym został oficjalnym przedstawicielem włoskiego fan clubu Madonny. Oznaczało to zajmowanie się subskrypcjami, namawianiem fanów do dołączenia do fanklubu „Icon” i zamawianiem gadżetów z katalogu Boy Toy.

Kiedy Madonna po raz pierwszy przyjechała do Polski w 2009 roku, wzbudziło to ogromne zainteresowanie mediów, ale też kontrowersje, bo koncert odbywał się 15 sierpnia — w Dzień Wojska Polskiego i Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Czy kiedy odwiedziła Włochy po raz pierwszy w 1987 roku, również była postrzegana jako kontrowersyjna? Jak to wtedy wyglądało?

W 1987 roku rzeczywiście była uważana za prowokującą, ale jednocześnie bardzo, bardzo pociągającą. Pojawiło się trochę odgrzewania nagich zdjęć z 1985 roku, media szukały skandali, ale ogólnie był to moment pełen pozytywnej energii.

Miałeś wtedy okazję zobaczyć ją na żywo?

Miałem wtedy tylko 14 lat, a moi rodzice nie chcieli się fatygować i jechać ze mną aż do Turynu. Więc oglądałem ją tylko na żywo w telewizji.

Kiedy był twój pierwszy raz i jakie masz z tego wspomnienia?

Mój pierwszy koncert w życiu to był koncert Madonny — „Blond Ambition” w 1990 roku w Rzymie. Byłem kompletnie zszokowany, ale w najbardziej pozytywnym sensie. Miałem wrażenie, że ktoś zajrzał do mojego wnętrza i wszystko zrozumiał. Była to głęboka intelektualna więź, ale też fizyczna — tańczyłem jak szalony.

Spodziewałem się czegoś super energetycznego, jak trasa „Who’s That Girl”, a dostałem show równie energetyczne, ale też niezwykle intelektualne. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. To było dokładnie to, czego mój umysł potrzebował. I szczerze mówiąc, od tamtej pory inne koncerty uznaję za naprawdę świetne tylko wtedy, gdy dorównują „Blond Ambition”.

Jako włoski fan miałeś namacalny ogląd na całą dramatyczną otoczkę wokół „Like a Prayer” i trasy „Blond Ambition”. Co pamiętasz z tamtego okresu? Jak przedstawiano Madonnę? Jak silne było publiczne oburzenie we Włoszech? Jaką rolę, twoim zdaniem, odegrał papież?

Podczas Blond Ambition w 1990 roku zdecydowanie była postrzegana jako kontrowersyjna — głównie za sprawą medialnych spekulacji. Dużo szumu, który rzekomo pochodził z Watykanu, w rzeczywistości robiła garstka dziennikarzy z watykańskiej gazety i niektórzy aktywiści religijni. W rzeczywistości nie była to ingerencja papieża. Szczerze mówiąc, Jan Paweł II nie zajmował się takimi sprawami. Był ponad to, ale media napompowały temat i pojawiła się reakcja zwrotna. Miała problemy ze sprzedażą biletów, choć kilka lat wcześniej, podczas trasy w 1987, odnosiła triumfy. W 1990 roku było trudniej. Wśród religijnych ludzi utarło się przekonanie, że stała się negatywną postacią i to przekonanie długo się utrzymywało. Po trasie „Blond Ambition” wyszła „Erotica”, które było prawdziwym testem.

Minęło sporo czasu, zanim wyszła z tego „ciemnego” okresu we Włoszech. Mimo to stacje radiowe nigdy nie przestały grać jej muzyki — więc zawsze istniała ta ciekawa dychotomia.

Jesteś jednym z nielicznych fanów, którzy mieli okazję współpracować z Madonną przy promocji jej albumów we Włoszech. Jak to jest spotkać swojego idola na polu zawodowym?

To było bardzo… ludzkie. Pamiętam, że obawiałem się, że spotkanie może mi zniszczyć mit — osobę z plakatów na mojej ścianie. Tak często wyobrażałem sobie Madonnę jako człowieka z krwi i kości, jako profesjonalistkę, że gdy tylko weszła do pokoju, od razu potwierdziła wszystko to, co o niej myślałem.

Liz Rosenberg była ze mną i ciepło przedstawiła mnie Madonnie. Uprzedziła ją wcześniej, że się spotkamy, więc Madonna od razu była otwarta, serdeczna i bardzo życzliwa. Doceniła też moje profesjonalne podejście. Na końcu spotkania byliśmy trochę wzruszeni.

W Rzymie robiliśmy razem kilka wywiadów. Madonna wielokrotnie zwracała się do mnie po opinię, naprawdę mi ufała. Siedziałem wtedy obok Liz, która wyprosiła wszystkich z pokoju oprócz dziennikarza i ekipy operatorów. To był dla mnie bardzo wyjątkowy moment.

Później widziałem Madonnę znowu podczas koncertów w Mediolanie i Florencji. Wręczyłem jej platynową płytę. Potem zobaczyłem ją jeszcze przy okazji „Rebel Heart” — dała piękny występ telewizyjny we Włoszech, śpiewając „Ghosttown” i „Devil Pray”.

Widziałem ją też, gdy pracowałem z Luigi i Iango przy ich wystawie w Mediolanie. Zorganizowałem imprezę, wystąpił Rocco, a Madonna przyszła na pokaz. Ale to pierwsze spotkanie — była taka serdeczna. Muszę bardzo podziękować Liz za to.

Giulio i Madonna w 2012 roku

Jaka jest Madonna prywatnie, gdy nie ma reflektorów i kamer?

To prawdziwa Madonna. Bardzo podobna do tej, którą widzimy na ekranie — niezwykle profesjonalna, niesamowicie skupiona, z ostrym poczuciem ironii. Jest wymagająca wobec siebie i wszystkich wokół. Za kulisami nic mnie nie zaskoczyło. Jest autentyczna.

Kiedy i w jakich okolicznościach zrodził się pomysł napisania książki?

Pomysł na książkę zrodził się, kiedy zorientowałem się, że nie istnieje żadna pozycja w całości poświęcona muzyce Madonny. Owszem, są dostępne różne przewodniki czy zbiory ciekawostek, ale wszystkie raczej powierzchowne i krótkie. Sam jestem też wielkim fanem Prince’a i natknąłem się na znakomitą książkę poświęconą jego twórczości. Potem odkryłem, że ten sam autor napisał podobne publikacje o Eltonie Johnie, Freddiem Mercurym — albo może to był David Bowie.

I wtedy mnie olśniło: ten trend z pewnością będzie się rozwijał — pojawią się kolejne książki o Bruce’ie Springsteenie, Stingu czy Paulu Simonie. Ale nie o kobietach. Nie o Madonnie. Bo — moim zdaniem — kultura rockowa jest do cna seksistowska. Madonna odczuła ten seksizm wyjątkowo mocno, bardziej niż inne gwiazdy. W zasadzie tylko Tina Turner i do pewnego stopnia Cher faktycznie przebiły się przez ten szklany sufit.

Kobietom bardzo trudno jest być postrzeganymi jako artystki — a nie po prostu wykonawczynie albo symbole seksu. W szczególności Madonnie, która — w przeciwieństwie do Cher czy Tiny Turner — sama pisze i produkuje swoją muzykę. Należy jej się uznanie właśnie za ten aspekt jej twórczości.

Ile zajęło zbieranie materiałów i research? Jak długo trwał sam proces pisania? Czy miałeś jakąś pomoc?

Praca nad książką zajęła mi w sumie dwa lata. Pierwszy rok miał dość luźne tempo — pracowałem nad nią w wolnych chwilach, raz na kilka dni, bez presji. Pod koniec tego pierwszego roku zacząłem jednak siadać do niej niemal codziennie, po kilka godzin. W drugim roku pisałem już regularnie, każdego wieczoru po kolacji, często do późna w nocy. Niektóre dni poświęcałem wyłącznie na to. Bywały takie noce, kiedy kończyłem dopiero o czwartej czy piątej rano, bo gonił mnie termin — planowałem ślub i długą podróż poślubną, więc książka musiała być gotowa wcześniej.

Największe wsparcie otrzymałem od Anthony’ego Coombsa, który odpowiadał za projekt graficzny książki. Mieszka w Nowym Jorku i wcześniej pracował m.in. nad „Encyclopedia Madonnica” i „MLVC60” — pięknymi albumami stworzonymi wspólnie z Matthew Rettenmundem. Anthony pomógł mi ogromnie przy wizualnej stronie całego projektu.

Co było najtrudniejsze w pisaniu tak obszernego dzieła? Czy zdarzały Ci się momenty, kiedy nie wiedziałeś, jak pchnąć wszystko dalej i rozważałeś porzucenie tego projektu?

Nie miałem momentu, w którym chciałem to wszystko rzucić, ale natrafiłem na ścianę podczas pisania rozdziału o „Rebel Heart”. Tych utworów jest naprawdę dużo, a ja byłem już wtedy mocno zmęczony. Pisałem książkę chronologicznie, a ten rozdział znajduje się prawie na końcu — i jest prawie trzy razy dłuższy niż rozdział o „MDNA”. Pamiętam myśl: „Tego się chyba nie da skończyć”. Przez około dziesięć dni czułem kompletną blokadę. W tym czasie postanowiłem skupić się bardziej na pracy z Anthonym nad warstwą wizualną książki. To pozwoliło mi odetchnąć od pisania, dać głowie odpocząć. Po tej przerwie wróciłem do pracy ze świeżą energią.

Jestem to sobie w stanie wyobrazić. W swoich artykułach i podcastach skupiam się na różnych okresach twórczości Madonny, ale tematu „Rebel Heart” z uwagi na ogrom materiału póki co po prostu boję się poruszać, bo mam wrażenie przytłoczenia ilością. Ale mimo tych twórczych blokad Twoja książka to prawdziwa kopalnia wiedzy dla takich osób jak ja, które tworzą treści o Madonnie. Mogę szczerze powiedzieć, że to moje najlepsze źródło materiału do podcastów. A czy było coś, czego nie wiedziałeś wcześniej, a co zaskoczyło cię podczas researchu?

Bardzo dziękuję. Cieszę się, że stworzyłem przydatne narzędzie dla osób zgłębiających muzykę Madonny. Podczas moich badań kilka rzeczy mnie zaskoczyło — przede wszystkim wywiady, które przeprowadziłem z jej współpracownikami: Stephenem Brayem, Rickiem Nowelsem, Nikki i Donną, Mike’em McKnightem, Tommym Martinem i wieloma innymi.

Poza tym miałem okazję posłuchać trzech niedostępnych utworów — demo nagranych z Shepem Pettibone na początku 1994 roku. Wszystkie szczegóły można znaleźć w mojej książce. Nazywają się „Bring It”, „I Will Always Have You” oraz „Something’s Coming Over”. Wyraźnie zainspirowały piosenki z „Bedtime Stories”, choć brzmią zupełnie inaczej.

Strona poświęcona pierwszemu albumowi. pochodząca z książki „Madonna Songbook”

Ja osobiście byłem szczególnie zaskoczony informacjami o klubowej trasie Madonny w latach 1983–84. Skąd pochodzi informacja, że podczas tych występów wykonywała utwór „Ain’t No Big Deal”?

Wszystko, co piszę w książce, jest udokumentowane — zwłaszcza cytaty. Znajdziesz przypisy, które dokładnie wskazują, z jakiej książki, magazynu, audycji radiowej lub artykułu internetowego pochodzi dany cytat. Nie spekuluję. Jeśli czegoś nie jestem pewien, mówię o tym wprost albo całkowicie pomijam tę informację.

Potwierdzenie, że Madonna wykonywała „Ain’t No Big Deal”, pochodzi z tweeta Eriki Bell, jednej z tancerek Madonny z tamtego okresu. Opublikowała go kilka lat temu i wyjaśniła, że na wczesnych koncertach „Ain’t No Big Deal” było częścią setlisty obok „Everybody”.

Jeśli już o tym mowa, to mam pewną teorię, którą muszę się z Tobą podzielić, bo jesteś najlepszą osobą do dyskusji na ten temat. Chodzi o utwory „Ain’t No Big Deal” i „Everybody”. Na początku Madonna i Mark Kamins stawiali na pierwszy z nich jako ten przełomowy singiel, którym wywalczą sobie przepustkę do showbiznesu. Dopiero później, gdy demo nie spełniło oczekiwań wytwórni, Sire Records postanowiło dopracować „Everybody”. Wszyscy znamy historię o tym, jak Madonna namówiła Kaminsa, by zagrał jej demo w klubie Danceteria. Jeśli oboje wierzyli, że „Ain’t No Big Deal” ma większy potencjał, czy nie jest prawdopodobne, że to właśnie ten utwór Kamins puścił w klubie, a nie „Everybody”?

Tak, kolego, masz całkowitą rację. To właśnie „Ain’t No Big Deal” Mark Kamins zagrał pierwszego wieczoru w Danceterii. Mógł też zagrać „Everybody”, ale „Ain’t No Big Deal” na pewno było jednym z utworów i bardzo mu się spodobało, podobnie Michaelowi Rosenblattowi oraz Seymourowi Steinowi z Sire Records. Właśnie tak Madonna podpisała kontrakt.

A jednak ostatecznie „Ain’t No Big Deal” nie spełniło oczekiwań. Jeśli spojrzysz na wywiad, który Madonna udzieliła Molly’emu Meldrumowi w 1985 roku, promując The Virgin Tour, zobaczysz, że opowiada tam tę historię i mówi, że Kamins puścił demo, „a jednym z utworów było Everybody.” Nie powiedziała, że grał wyłącznie „Everybody” — tylko, że ten utwór był na taśmie. Tak więc, masz rację.

Porozmawiajmy o przyszłości. Na przestrzeni lat Madonna nagrała wiele piosenek, w tym całkiem sporo takich, które nigdy nie zostały oficjalnie wydane. Czy uważasz, że długo wyczekiwane EP „Bedtime Stories – The Untold Chapter” i „Veronica Electronica” może oznaczać początek zmiany w tym zakresie — i że wkrótce zaczniemy wreszcie słyszeć więcej z jej niepublikowanego materiału?

Tak, wierzę, że tak właśnie będzie, i jestem pewien, że wkrótce nastąpi długo wyczekiwane wznowienie całego jej katalogu. Przynajmniej tak mówią moi informatorzy z Warner Music. Sądzę, że pierwotnie planowano EP-kę „Bedtime Stories” na lato 2025 roku…

…ale z jakiegoś powodu dostaliśmy winyl i wersję streamingową „Veronica Electronica”. Jak myślisz, czym tak naprawdę jest ten projekt? Niepotwierdzone plotki mówiły, że oryginalne EP planowane na 1998 rok miało zawierać między innymi 10-minutową wersję „Frozen” oraz długą wersję „Ray of Light”, którą Madonna zaśpiewała tylko raz, w klubie Roxy, zanim album został wydany. Tymczasem na pierwszy rzut oka ogłoszony tracklista „Veronica Electronica” nie zawiera tych utworów. Czy zatem jej obecna premiera to tylko sposób na zabicie czasu, zanim dostaniemy coś innego? Jak bardzo, twoim zdaniem, ten projekt czerpie z pierwotnej koncepcji, a na ile jest to coś zupełnie nowego, co jedynie nosi ten sam tytuł, co planowana EP-ka?

„Veronica Electronica” była roboczym tytułem albumu „Ray of Light”. Podczas współpracy Madonny z Williamem Orbitem powstały znacznie dłuższe utwory, niż było to potrzebne na album, więc Madonna wpadła na pomysł stworzenia dodatkowego minialbumu pod roboczym tytułem „Veronica Electronica”. Była gotowa rozpocząć nad nim pracę latem 1998 roku, jednak Orbit był wtedy zajęty innymi projektami. Gdy ponownie zapytano ją o ten pomysł w listopadzie, przyznała, że postanowiła go odłożyć na bok, ponieważ oznaczałoby to nagrywanie nowych partii wokalnych i wielogodzinną pracę w studiu nad tymi samymi utworami. Wolała skupić się na pisaniu zupełnie nowego materiału, takiego jak „Beautiful Stranger” czy „Be Careful”.

Obecnie Madonna przygotowuje się do wydania serii produktów upamiętniających jej katalog. Przypuszczam, że będą to remastery albumów z dodatkowymi utworami oraz edycje kolekcjonerskie. Przed tymi wydawnictwami ukażą się też EP-ki z remiksami, takie jak właśnie „Veronica Electronica” oraz EP „Bedtime Stories”. To minialbum łączy się z pierwotną koncepcją jedynie tytułem, ale i tak uważam, że to bardzo ciekawy i ekscytujący projekt.

Czy uważasz, że wydanie „Veronica Electronica” następuje teraz, bo wydarzyło się coś niespodziewanego z EP-ką „Bedtime Stories”? Jeśli tak, co twoim zdaniem mogło się stać?

Krążą plotki, że pojawiły się kwestie prawne związane z EP „Bedtime Stories”, więc zdecydowano się najpierw wydać „Veronica Electronica”, ale jestem przekonany, że wkrótce to zostanie rozwiązane. Mam też wrażenie, że to dopiero początek długiej serii wydań.

Jeśli już rozmawiamy o niezrealizowanych pomysłach, chciałbyś, żeby która z niewydanych piosenek została wydana?

Chciałbym usłyszeć trzy utwory, które miałem okazję poznać w Bibliotece Kongresu w Waszyngtonie — pochodzą one z wczesnych sesji „Bedtime Stories” z Shepem Pettibonem. Bardzo chciałbym też usłyszeć i zobaczyć oficjalne wydanie wcześniejszej wersji „Goodbye to Innocence”, ponieważ to piosenka, którą naprawdę cenię w każdej z jej odsłon. Oczywiście, ogromnie zależy mi także na „Warning Signs” — trzecim utworze z „Vision Quest”.

Kiedy ogłosiłem ten wywiad, niektórzy z naszych obserwatorów przesłali pytania. Oto jedno z nich: Janet Jackson porównała seksualność w swojej twórczości do tej, jaką prezentowała Madonna w połowie lat 90. Madonna z kolei krótko spotykała się z jej bratem i wygłosiła przemówienie ku jego pamięci na gali VMA po jego śmierci. Czy wiesz, czy te dwie kobiety kiedykolwiek się spotkały?

Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek pojawiły się ich wspólne zdjęcia.

Chciałbym też poznać Twoją opinię na temat podejścia Warnera do dziedzictwa Madonny. Czy Warner podjął jakieś działania mające na celu ochronę lub promocję jej dorobku przed jej odejściem z wytwórni w latach 2008/09? Czy wiesz coś na ten temat?

Około roku 2000 wszystkie większe wytwórnie zaczęły opracowywać strategie związane z zarządzaniem dziedzictwem swoich artystów. Pracowałem w Universal i mam znajomych w Sony oraz Warnerze, więc wiem, że stało się to standardową praktyką. Niektórzy wykonawcy od razu z tego skorzystali, ale Madonna nie chciała patrzeć w przeszłość — znana jest z tego, że woli koncentrować się na przyszłości. Dopiero całkiem niedawno zaczęła zastanawiać się nad swoim dziedzictwem, na przykład w ramach The Celebration Tour.

To jedno, że sama Madonna długo nie skupiała się na swoim dorobku, ale dlaczego wytwórnia nie zainwestowała więcej w jego ochronę, zwłaszcza mając na uwadze niską jakość wydania DVD z The Celebration? Czy wiesz, co było tego przyczyną?

Myślę, że nie mamy pełnego prawa tego oceniać. Nie znamy dokładnych okoliczności, stanu technologii w tamtym czasie, ani tego, czy materiały wideo zostały zdigitalizowane, czy artystka była dostępna do współpracy przy tym projekcie. Dziś dysponujemy znacznie lepszymi narzędziami i jestem przekonany, że obecnie naprawdę nad tym pracują.

Madonna ma ogromne doświadczenie w występach na żywo, ale nigdy nie zrealizowała jednego — koncertu unplugged. Czy wiadomo, czy kiedykolwiek kontaktowało się z nią MTV z propozycją występu w ramach MTV Unplugged?

Tak, MTV Unplugged na pewno proponowało jej udział w latach 90., ale Madonna zawsze odmawiała. W jednym z wywiadów tłumaczyła, że wszyscy wtedy robili takie występy, a ona woli iść swoją własną drogą. Mimo to bardzo chciałbym zobaczyć ją w akustycznej sesji. Kilka razy prezentowała takie wykonania, zwłaszcza przy okazji albumu American Life.

Jakie piosenki osobiście chciałbyś usłyszeć w takim formacie?

Najbardziej marzę o usłyszeniu jej ballad w wersji akustycznej — wszystkich bez wyjątku. To byłby raczej maraton niż kameralny koncert.

Patrząc na ponad 40 lat jej kariery i z perspektywy osoby, która od lat zna branżę muzyczną od podszewki — czy uważasz, że Madonna popełniła na swojej drodze jakieś błędy?

Oczywiście, że Madonna popełniła błędy, tak jak każdy z nas — w końcu jest człowiekiem. Jednak potrafi iść dalej do przodu i uczyć się na swoich pomyłkach.

Może niektóre single nigdy nie powinny były się ukazać — albo odwrotnie, niektóre powinny, a tego nie zrobiono? Jakie jest twoje zdanie na ten temat?

Jest wiele piosenek, nad którymi można by się zastanawiać, czy powinny zostać wydane jako single. Czasem sam Madonna wybierał utwory takie jak „Human Nature”, „Drowned World” czy „Bedtime Story”, które nie były aż tak komercyjnie opłacalne jak inne. Niektóre utwory po prostu nie stały się singlami z powodu braku czasu lub zainteresowania rynku.

Ale tak, bardzo chciałbym, by „Where’s the Party” ukazało się jako singiel, „Love Song” z teledyskiem, a także „Sooner or Later” i „He’s a Man”. W przypadku albumu „Erotica” byłem zadowolony z singli, choć „Secret Garden” mogłoby być świetnym dodatkiem. Z „Bedtime Stories” zdecydowanie wybieram „Inside of Me” i „Forbidden Love”. Bardzo żałuję, że remixy do „Buenos Aires” z „Evity” nie zostały wydane komercyjnie — myślę, że to byłby znakomity singiel.

Z „Ray of Light” – „Skin”. Rany! Szczególnie „Skin” byłoby znakomitym wyborem. Z „Music” bez wątpienia „Impressive Instant”. Z „American Life” – „Nothing Fails” nie dostało należytej uwagi, bardzo lubię też „Nobody Knows Me”, choć to był tylko B-side. Z „Confessions on the Dance Floor” wybrałbym „Future Lovers”. Z „Hard Candy” – „She’s Not Me” i „Beat Goes On”. Boże, to też zasługiwał na wydanie jako singiel. Z „MDNA” – „I’m Addicted” – to był ogromny błąd, że nie zostało wydane jako singiel. „Love Spent” również na to zasługiwało. Z „Rebel Heart” bardzo lubiłem single, ale może „Holy Water” i „Devil Pray” też mogłyby się sprawdzić. Z „Madame X” moim ulubionym jest „Killers Who Are Partying”, choć nie jestem pewien, czy dobrze by się sprawdził jako singiel.

Strona o „The Celebration Tour”, pochodząca z książki „Madonna Songbook”

Muszę zapytać — kiedy, twoim zdaniem, usłyszymy nową muzykę od Madonny? Czy powinniśmy spodziewać się kolejnej trasy koncertowej?

Jasne, jestem niemal pewien, że Madonna znów wyruszy w trasę koncertową. The Celebration Tour okazała się wielkim sukcesem, a ona sama świetnie się przy tym bawiła. Wszystko poszło zgodnie z planem, więc na pewno możemy się spodziewać kolejnej trasy. Myślę, że nowa muzyka pojawi się w momencie, gdy będzie gotowa ogłosić tę trasę — prawdopodobnie pod koniec tego roku lub na początku następnego. Oczywiście, to tylko moje przypuszczenia, trudno to dokładnie przewidzieć.

Przez lata Madonna sprawiała wrażenie osoby, która działa bardzo szybko. Jednak w ostatnim czasie słynne „coming soon” ciągnie się w nieskończoność. Obiecana EP-ka „Bedtime Stories” nigdy się nie pojawiła, żadne z zapowiadanych cztery lata temu reedycji nie ujrzały światła dziennego, a na platformach streamingowych ani w kwestii zremasterowanych wideo nie widać żadnych aktualizacji katalogu. Jak myślisz, z czego to wynika? Czy jest na to jakieś wytłumaczenie?

Obecnie wypuszczenie nowego materiału Madonny wymaga ogromnego nakładu działań marketingowych. To bardzo trudne do zorganizowania — podobnie jak w przypadku innych artystów muzycznych. Budżety są zupełnie inne niż kiedyś, a skupienie uwagi na projekcie jest dużo większe. Chodzi o to, by wykorzystać wszystkie odpowiednie narzędzia i nie ograniczać wydawnictwa jedynie do grona najbardziej zagorzałych fanów Madonny. Ona naprawdę musi mieć na uwadze mainstream. Więc tak, to nie jest łatwe zadanie.

Wracając do Twojej książki — historia Madonny wciąż się rozwija, wiemy, że pracuje nad nową muzyką. Czy planujesz kiedyś zaktualizować książkę, dodając nowe utwory i informacje?

Kto wie, najpierw posłuchajmy nowej muzyki.

Niedawno zadebiutował Twój podcast i muszę przyznać, że nie mogę się doczekać kolejnych odcinków. Co Cię zainspirowało, by wybrać właśnie tę formę? Czy po skończeniu książki dalej czujesz twórczy niedosyt?

Dokładnie tak. Praca nad tą książką dała mi tak wiele, że poczułem potrzebę, by zrobić z tym coś więcej. To naprawdę wyjątkowe doświadczenie, a szczególnie uwielbiam rozmawiać o muzyce Madonny. Dlatego prowadzę wywiady w moim podcaście, gdzie rozwijamy rozmowy, zaczynając od książki, i naprawdę to sprawia mi ogromną satysfakcję. Bardzo dziękuję za wszystkie Wasze opinie. Obiecuję, że nadchodzą naprawdę ciekawe odcinki. Pracuję nad harmonogramem, aby nowe epizody ukazywały się co dwa tygodnie, w piątkowe wieczory.

Czego możemy się spodziewać po Twoim podcaście? Czy planujesz jakieś wywiady z gośćmi? Podziel się z nami jakimś małym sekretem, jeśli możesz.

Tak, każdy odcinek zawiera wywiad, każdy na inny temat. Omawiam dwie piosenki i prezentuję tematyczną playlistę, co pozwala spojrzeć na nie w ciekawym kontekście. Przeprowadziłem wywiady z Matthew Rettenmundem [autor „Encyclopedia Madonnica” – przyp. red.] i Lucy O’Brien [biografka <Madonny – przyp. red.], a w planach mam jeszcze wiele niespodzianek.

Ostatnie pytanie: która piosenka Madonny – wydana lub niewydana – to Twój numer jeden i dlaczego?

Trudno mi to wybrać, ale moje trzy ulubione utwory to „Vogue”, „Into the Groove” i „Erotica”, ponieważ przede wszystkim mają świetny rytm, doskonałe melodie i znakomite wykonanie wokalne. Uwielbiam ich brzmienie – są niezwykle inspirujące i wizualne, przenoszą mnie w zupełnie inny świat.

Bardzo dziękuję za poświęcony czas i podzielenie się z nami swoimi historiami.

Bardzo mi się podobała ta rozmowa i mam nadzieję, że wkrótce uda nam się spotkać osobiście.


Kup książkę Madonna Songbook:

Fishpond.com – darmowa wysyłka

AbeBooks.com

AntigaEdizioni.it – dostępne egzemplarze z autografem

Amazon.pl