I’d like to put you in the trance…

„Mieszanina rockowego koncertu, pokazu mody, karnawałowego przedstawienia, kabaretowego występu i burleski” — tak w materiałach reklamowych opisywano trasę „The Girlie Show”. Dość powiedzieć, że opis ten był bardzo trafny. Ruszając w trasę w 1993 roku, Madonna skupiła się na zaserwowaniu bogatego i efektownego spektaklu, choć zupełnie innego niż show z 1990 roku. Tam, gdzie widowisko „Blond Ambition” powalało skalą scenografii, „The Girlie Show” serwowało spektakl bardziej oszczędny, niczym uliczny teatr, ale nie mniej efektowny. Nie zmieniło się jednak aż tak wiele. Nadal na scenie uwijała się masa wytrenowanych do granic możliwości tancerzy, nadal zespół serwował pełne wyrażanych emocji aranżacje, nadal było efektownie i kontrowersyjnie, nadal też Madonna prezentowała siebie taką, jaką ludzie ją kochali. 

Trudno powiedzieć, na jak długo przed rozpoczęciem koncertów Madonna rozpoczęła zbieranie materiałów i inspiracji. Wnioskując jednak po jej zwyczajowym tempie pracy, zarys show, przynajmniej we wczesnej wersji na papierze, gotowy mógł być na rok przed startem trasy.

Madonna w tamtym czasie zmieniła nieco swoje życie. Zakupiła dom w Miami i w związku z jego urządzeniem, ściągnęła z Nowego Jorku swojego brata Christophera, korzystając z jego usług jako dekoratora wnętrz. Niedługo później zakupiła także Castillo del Lago, willę na wzgórzach Hollywood, i o jej urządzenie również poprosiła brata. Spędzające ze sobą wiele czasu rodzeństwo miało w zwyczaju siadać wieczorami na kanapie i oglądać stare filmy, uchodzące za klasykę światowego kina. Bardzo możliwe, że właśnie wtedy w głowie piosenkarki zakiełkowała myśl, by to one stały się inspiracją do kolejnego widowiska, które miała przygotować na końcówkę 1993 roku.

Jak wspomina Christopher Ciccone, jego siostra pierwszy raz poprosiła go, by pracował dla niej podczas nadchodzącej trasy na początku 1993 roku. Christopher do tej pory sprawował pieczę wyłącznie nad garderobą, ale tym razem zapragnął pracować także nad kształtem show. Angaż otrzymał, ale kiedy na początku lipca rozpoczęły się próby i zajął on miejsce dyrektora kreatywnego, problemem okazał się stosunek ekipy do niego. Jak wspomina w swojej książce, większość osób sądziła, że swoje stanowisko zawdzięcza wyłącznie byciu bratem Madonny. Dopiero po jakimś czasie udało mu się wyrobić respekt wśród podwładnych.

Jak wspomina Peter Morse, inżynier oświetlenia, cyrkowy motyw spinający całość show był pomysłem Christophera, ale nie był on w całości wykonalny. Intencją Christophera było bowiem owinięcie całej sceny czerwoną draperią, ale w takiej kolorystyce światła stałyby się niemal niewidoczne (jak wspomina Morse, „wszystko robi się czarne, zielone, albo brązowe”).

Cyrkowy motyw przewodni widoczny był dla publiczności już od samego wejścia na teren koncertu. Scena przypominała cyrkowy namiot, a po jej bokach umieszczono dwie rysunkowe połowy twarzy Madonny. Kiedy rozpoczynał się koncert, z głośników rozbrzmiewała cyrkowa muzyka. Chwilę później na scenie ukazywała się postać Pierrota.

Pierrot to postać wywodząca się z renesansowej, włoskiej commedia dell’arte, czyli zabawnej formy teatralnej, do której aktorzy układali wyłącznie zarysy fabularne, zaś dialogi były w sporej mierze improwizowane i zależne od sytuacji. Postacie obecne w tej formie dały się przyporządkować do znanych od wieków archetypów, m.in. starców-mistrzów, służących, pokojówek i błazeńskich typów. Zasadniczy podział polegał jednak na oddzieleniu ich za pomocą masek. Część z nich reprezentuje typ maski komicznej, natomiast Pierrot i kilka innych postaci należą do masek poważnych.

Pierrot

„Klasyczny” Pierrot ma twarz wybieloną mąką, z narysowanymi wielkimi, czarnymi łzami. Pod szyją nosi białą kryzę, a jego strój jest jasny, falbaniasty i wyraźnie są na nim widoczne wielkie guziki. Postać ta była inspiracją do stworzenia postaci klaunów, których wygląd w późniejszym czasie ewoluował.

Obecność tej postaci w „The Girlie Show” nie jest przypadkowa. Jest to inspiracja uchodzącym za najwybitniejsze dzieło francuskiego kina obrazem „Komedianci” (oryginalny tytuł: „Les Enfants du Paradis”) Marcela Carné, nakręconym w Paryżu, w 1945 roku, w okresie niemieckiej okupacji. Opowiada on o miłosnych intrygach czterech mężczyzn, zakochanych w prostytutce Garance, wśród których znajduje się postać historyczna — mim Baptiste Debureau grany przez Jean-Louisa Barraulta.

Jean-Louisa Barrault w roli mima Baptiste w filmie „Komedianci”

Baptiste był w rzeczywistości francuskim mimem czeskiego pochodzenia, urodzonym jako Jan Kašpar Dvořák, który żył na przełomie XVIII i XIX wieku i występował w paryskim teatrze Funambules. Od 1825 zaczął grywać Pierrota, który w jego wykonaniu zyskał wyjątkowy zespół cech, będących połączeniem przenikliwości i dowcipu oraz pogodnego usposobienia.

Portret Baptiste Debureau z 1830 roku

Muzyka rodem z cyrku przechodziła w pierwsze dźwięki remiksu Kenlou B-Boy do piosenki „Erotica”. Z góry sceny, po kilkumetrowej rurze, schodziła tancerka ubrana wyłącznie w czerwone, cekinowe stringi, przyjmując przy tym zmysłowe pozy. Co prawda w niektórych krajach wykonująca te akrobacje Carrie Ann Inaba nosiła cieliste body, ale występ i tak był dość mocny, jak na pierwsze minuty koncertu. Było to typowe dla Madonny operowanie skrajnymi elementami. Na jednym biegunie cyrk, na drugim pokaz peep show. W jednym z wywiadów Madonna wspomniała, że inspirację dla tej sceny zaciągnęła z klubu ze striptizem w Miami, do którego udała się jakiś czas przed rozpoczęciem prac nad koncertami. Wirująca wówczas 2-3 metry nad głowami ludzi tancerka zrobiła na niej wielkie wrażenie swoją sprawnością fizyczną i zapragnęła ten motyw wykorzystać podczas koncertów.

Chwilę później na scenę za pomocą zapadni wjeżdżała Madonna. Co ciekawe, był to pierwszy raz w jej koncertowej karierze, gdy na scenie umieszczono rampę z podnośnikiem (z rozwiązania tego korzystała później niemal zawsze). Platforma ta nie tylko mogła się ruszać w górę i w dół niczym winda, ale także była obrotowa, z czego korzystano już w pierwszych sekundach. Madonna, wjeżdżając na scenę, stała plecami do publiczności, a chwilę później platforma odwracała ją twarzą do widzów.

Na podłodze rampy znajdował się wówczas okrąg z lamp, co sprawiało wrażenie, że Madonna jest zamknięta i wiruje wewnątrz wielkiej klatki ze świateł.

Artystka miała na sobie wówczas cekinową kamizelkę w czarnym kolorze i krótkie spodnie do kompletu. Te elementy stroju można do dziś oglądać w Hard Rock Cafe w Wenecji. Całości stylizacji dopełniały długie rękawiczki i wysokie buty za kolano oraz maska na oczach. W dłoni z kolei Madonna trzymała pejcz, niczym domina z teledysku do tytułowego utworu z albumu z 1992 roku.

Kostium ten, podobnie jak wszystkie 1500 elementów garderoby stworzonych na potrzeby tej trasy, pochodził z pracowni włoskiego duetu Dolce & Gabbana. Miał on podkreślać władczą, silną postać dominy, która nie obawia się zadać komuś bólu dla własnej przyjemności. Ciekawe w tym kontekście jest umieszczenie n balkonach w tle dwóch par bokserów (obu płci). Czy Madonna chciała w ten sposób podkreślić, że w tym sporcie trzeba lubić ból? Być może.

Wraz z końcem numeru otwierającego wirująca platforma zatrzymywała się. Madonna ruszała przed siebie, schodząc nieco robotycznym krokiem po schodach na wybieg. Napięcie budowały jej rytmiczne kroki, trzaskanie pejcza oraz zdejmowanie części garderoby, opatrzone dźwiękami imitujących instrumentów.

Warte odnotowania jest też to, że The Girlie Show to pierwsza trasa koncertowa Madonny, podczas której częścią sceny stał się wychodzący w publiczność wybieg, który umożliwiał bycie bliżej publiczności. Podobno niekiedy bywało tam tak głośno od wrzasku fanów, że Madonna i chórzystki miały problemy z odsłuchami, w których ginęły ich wokale, zagłuszone przez publiczność. Jednocześnie wybieg był bardzo dobrym rozwiązaniem, ponieważ scena główna (z uwagi na koncerty odbywające się przeważnie w wielkich obiektach takich jak stadiony) była tym razem wyjątkowo wysoka. Kiedy jednak koncerty odbywały się w mniejszych obiektach, różnica poziomu podłogi na wybiegu i scenie głównej była znacznie mniejsza i dostosowywano ją każdorazowo do warunków obiektu.

Kolejna piosenka — „Fever” — będąca w rzeczywistości coverem Peggy Lee, również trafiła na koncerty w niealbumowej wersji. Aranżacja oparta bazowała na znanej z teledysku wersji „Edit One”.

Występ zaczynał się wraz ze zdjęciem przez artystkę kamizelki i maski. Madonnie towarzyszyli dwaj tancerze, którzy zdejmowali z siebie koszulki. Choreografia podkreślała figurę dominy — to osoba Madonny zdaje się prowadzić w tym tańcu i to ona ma „pod sobą” nie jednego, a dwóch mężczyzn.

Zakończenie występu było niezwykle efektowne — Madonna i tancerze najpierw przemierzali wybieg, trzymając się za ręce, a następnie znikali w płomieniach, zjeżdżając pod scenę z użyciem tej samej rampy, którą artystka została wniesiona na scenę.

Pierwszy akt — „Dominatrix” — podzielony był właściwie na dwie części i utworem otwierającym drugą został „Vogue”. Madonna pojawiała się na scenie ubrana w wyszywanym cekinami staniku i wspaniałym nakryciu głowy inspirowanym strojami showgirls z lat 30.

Voguing jako taniec polegający głównie na ruchach rąk nabrał w tym wydaniu nowego znaczenia. Ruchy Madonny zostały wprost zaczerpnięte z hinduskiej kultury, a wijące się ręce, Lucy O’Brien, biografka Madonny, nazwała „wężową choreografią”.

Pod koniec piosenki tancerze i tancerki ruszali na wybieg, gdzie następnie ze swoich ciał formowali coś na kształt żywego pomostu. Madonna chwilę później maszerowała po ich plecach, trzymając za ręce bliźniaczo ubrane chórzystki.

Kiedy stawały na końcu wybiegu, ich ruchy  komponowały się ze sobą, przyjmując pozę trójgłowego posągu. Można tu zauważyć inspirację hinduskim Trimurti, czyli trójcą bogów, ukazywaną w ikonografii najczęściej jako jedna osoba z sześcioma rękami lub jako trzy osoby, z których dwie ukazane są z profilu, a jedna od przodu. Są to Brahma, Wisznu i Shiwa — trzech bogów odpowiedzialnych za cykl życia wszechświata: Brahma to stworzyciel, Wisznu utrzymuje go przy życiu, a Shiva doprowadza do zagłady.

Przedstawienie Trimurti

Podobno w tym występie Madonna inspirowała się filmem „Król i ja” Waltera Langa z 1956 roku. Film opowiada o brytyjskiej nauczycielce Annie Leonowens (w tej roli Deborah Kerr), która przybywa na dwór króla Syjamu, aby uczyć jego i jego dzieci. Władca chce bowiem, by jego synowie byli nowocześni, co dla opozycji jest niemal zdradą. Fabuła filmu nie ma wielkiego wpływu na to, co Madonna pokazała podczas koncertu, jednak w filmie pojawia się sceniczny występ z „Chatą wuja Toma”, utrzymany w tradycyjnym, hinduskim stylu. Choreografia z kolei została zaczerpnięta do „Vogue”.

Wspomniana scena z filmu „Król i ja”

Kolejnym utworem, który Madonna prezentowała na scenie, był „Rain”. Piosenka była utrzymana w oszczędnym stylu. Piosenkarka i chórzystki przywdziewały na siebie długie, czarne, lekko prześwitujące suknie i po prostu śpiewały.

Niki Haris wspomniała Lucy O’Brien, że był to pierwszy raz, kiedy po prostu usiadły i wczuły się w harmonię swoich głosów. Zauważyła ona też, że w tamtym czasie wokal Madonny znacząco przybrał na sile. Rzeczywiście tak było i chociaż do treningu wokalnego na potrzeby „Evity” było jeszcze trochę czasu, podczas nagrań z koncertów z 1993 słychać wyraźnie, że Madonna śpiewa z mocą, daje z siebie „więcej pary” niż podczas Blond Ambition Tour. 

Pod koniec w „Rain” został wpleciony krótki fragment „Just My Imagination (Running Away With Me)” The Temptations. W końcówce, która w rzeczywistości jest przerywnikiem między pierwszą a drugą częścią show, wykorzystano z kolei elementy słynnego „Singin In The Rain” z filmu „Deszczowa piosenka” z 1952 roku. Śpiewający oryginalny utwór Gene Kelly (był również współreżyserem filmu) został przez Madonnę zaproszony do współpracy. Choreografia do „Rain” miała być jego dziełem, ale jak można się dowiedzieć z książki „Moje życie z Madonną” Christophera Ciccone, opracowany przez niego numer nie wypadał dobrze podczas prób, więc zrezygnowano z niego, a rolę Kelly’ego zredukowano jedynie do konsultanta.

Podczas tego zakończenia tancerze wykonywali efektowną choreografię z parasolami, w której wykorzystano elementy baletu. Warto wspomnieć, że umiejętności w tej dziedzinie były wymogiem na castingu tancerzy, który odbył się 29 czerwca 1993 roku w Los Angeles.

Co ciekawe, pierwotnie w planach w roli przerywnika kończącego pierwszy akt Madonna widziała utwór „True Blue”. Świadczy o tym kartka z notatkami, która kilka lat temu pojawiła się na aukcji i którą nabył prywatny kolekcjoner.

Na tym nie koniec ciekawostek. Za sprawą tego samego kolekcjonera świat dowiedział się także, że duet Dolce & Gabbana zaprojektował kostium, który miał zostać wykorzystany w „True Blue”. Domyślać się można, że raczej miał on służyć tancerkom (w notatkach widać, że na scenie miały wówczas występować 3 tancerki), a nie Madonnie, ale niewykluczone, że tytułowy utwór z płyty z 1986 roku był na wczesnym etapie prac obecny w setliście jako występ w wykonaniu Madonny (stąd zlecenie projektu kostiumu dla niej).

Pierwszy akt kończy ponowne pojawienie się Pierrota. Początkowo krążył on pomiędzy baletowymi tancerzami, ale kiedy ci odchodzili i zostawiali parasole, Pierrot podnosił jeden z nich. Wraz ze złożeniem parasola, scenę spowijał mrok.


CZĘŚĆ 2

Jeśli podoba Ci się treść tego wpisu, możesz postawić mi wirtualną kawę ⬇️⬇️⬇️

https://buycoffee.to/krystian-rm

Z góry dziękuję za wsparcie!