W skórze Madonny

Vanity Fair

18 stycznia 2023
Simone Marchetti
Zdjęcia: Luigi & Iango
Tłumaczenie: Sebastian

Wymyśla siebie na nowo, przemienia, wchodzi na ołtarz, rzuca wyzwanie torreadorom, odtwarza scenę Ostatniej Wieczerzy. W tej spektakularnej sesji zdjęciowej dla „Vanity Fair” Madonna powraca do swego statusu gwiazdy pop między twórczym szaleństwem a religijną prowokacją. Artystka, która rzuciła wszystkim wyzwanie, opowiada o sobie: od prowokacji po największy sukces.

fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)

Głos Madonny jest gładki jak aksamit, ale każde wypowiadane przez nią słowo jest twarde jak skała. Jej słowa wyzwalają zarówno miłość, jak i nienawiść, namiętność i krytykę. „To było moje przeznaczenie” — mówi, podkreślając każdą sylabę. „I zaakceptowałam to. Zaakceptowałam, bo to moje przeznaczenie. To podróż, którą musiałam odbyć”. Pionierka i prekursorka, diwa i gwiazda muzyki pop. Po czterdziestu latach kariery przygotowuje się teraz do powrotu na scenę, realizując jednocześnie autobiograficzny projekt filmowy.

Nasze spotkanie odbyło się pewnego zimowego popołudnia gdzieś w Bushwick, na północ od nowojorskiego Brooklynu. Szare niebo, cicha ulica. Nagle podjeżdża czarna furgonetka, z której wysiada drobna postać. Ukryta pod czarnym kapturem, odsłania jedynie kilka miedzianych warkoczy. Kilka sekund później ta gotycka wersja Alicji w Krainie Czarów znika za drzwiami studia. W środku czekają już na nią klauni, artyści, tancerze, modelki, wizażyści, fryzjerzy, styliści i asystenci sceniczni. Przez dwa dni ci ludzie będą spędzać z nią każdą minutę aż do czwartej nad ranem. Razem tchną życie w projekt fotografów Luigi & Iango: artystyczne spojrzenie na karierę, wartości, kreatywność i brawurę gwiazdy, która nie tylko zmieniła historię muzyki rozrywkowej, ale i kulturę całego świata. Gwiazdy, która zmieniała swoją trajektorię, dokładnie tak jak gwiazdy na niebie.

Cztery dekady piosenek, prowokacji, sukcesów, porażek i triumfów. Jaką cenę za to zapłaciłaś?

Jak mogłabym to oszacować? Oczywiście mogłabym odpowiedzieć, że kosztowało mnie to kilka miliardów. Ale co wtedy? Miliardów czego? Jak mierzyć podejmowane ryzyko, jak kwantyfikować moją artystyczną podróż? Całe swoje życie i energię poświęciłam walce i pracy, w którą niewielu ludzi chciało wierzyć, bo myśleli, że jestem szalona! Ile mnie to kosztowało? Brak odpoczynku i poczucia bezpieczeństwa, zero snu, pożegnanie z wygodnym stylem życia. Brak możliwości spędzania wystarczającej ilości czasu z ludźmi, których kocham. Jednak była to podróż, którą musiałam odbyć. To cena, którą zapłaciłam. I żeby było jasne – zapłaciłam do ostatniego grosza.

Co było największym sukcesem i porażką w Twojej karierze?

To dwa pytania. Wybierz jedno.

Twój największy sukces?

Wychowanie moich dzieci i miejsce, w którym się dziś znajdują. To najpiękniejszy medal.

A w karierze?

Nie wiem. Powiedzmy, że uważam za sukces to, że nadal mam karierę.

Największa porażka?

Nigdy nie skupiam się na porażkach. Wszystko, co się przydarza, jest sukcesem, nawet, i przede wszystkim, jeśli postrzegasz to jako porażkę.

Pomówmy o sesji zdjęciowej Luigi & Iango. Zacznijmy od zdjęcia Madonny jako Matki Boskiej, wybranego na okładkę magazynu. Często byłaś atakowana przez Kościół katolicki…

Przyjrzyj się uważnie zdjęciu: noszę koronę, mam na sobie bogato zdobioną szatę i stoję na ołtarzu. Wiesz, jak się wtedy czułam? Obnażona i zaatakowana. To tylko zdjęcie zrobione w studiu, metafora, ale przywołało mi na myśl wspomnienia z Rzymu, kiedy zostałam ostro skrytykowana przez Watykan. Dorastałam w katolickiej rodzinie, atak ze strony Kościoła był dla mnie szokiem. W swojej pracy starałam się po prostu czynić dobro, ale to już umykało Kościołowi. Od razu wiedziałam, że problem tkwi w nich, nie we mnie. Nie rozumieli, że moje piosenki jednoczyły ludzi i dawały im swobodę wyrażania siebie. Po prostu zastosowałam się do nauk Jezusa. Ktokolwiek mnie wtedy zaatakował, był po prostu hipokrytą.

fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)
fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)
fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)

Byłaś jedną z pierwszych artystek, które celebrowały różnorodność. Zdjęcie Matki Boskiej na okładce wydaje się być symbolem bólu, macierzyństwa i akceptacji różnorodności.

Kiedy byłam nikim, bez pieniędzy i jedzenia, tymi, którzy mnie wspierali i się mną zaopiekowali, były osoby wykluczone, osoby LGBTQI+. Jak mogłabym ich nie wspierać? Integracja i różnorodność to wartości, które zawsze były częścią mojej kariery. Im więcej czasu mija, tym bardziej rozumiem, że moją rolą jest właśnie oddanie głosu tym, którzy są marginalizowani.

Jest też dość prowokacyjne zdjęcie: Ostatnia Wieczerza, na której wszyscy mężczyźni zostali zastąpieni przez kobiety…

To pomysł Luigiego i Iango. Uważam to za bardzo interesujący punkt widzenia. Tchnęliśmy kobiecą energię do świata tradycyjnie przedstawianego jako wyłącznie męski. Odwróciłam więc tę sytuację i spodobał mi się pomysł gry ze sprzecznością, która wcale nie była sprzecznością.

fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)

Jaki jest dziś Twój stosunek do religii?

Myślę, że ważne jest posiadanie wzorca rytuałów i życia duchowego. Jednakże religia bez zrozumienia, bez ciekawości, bez kwestionowania, bez otwartości na innych, nie jest religią. Religią nie jest przyłączenie się do grup religijnych, które wykluczają innych lub są w jakiejkolwiek formie ekstremistyczne. Religia to szacunek dla innych religii. Religia zachęca ludzi do zrozumienia tego, w co wierzą, do przyjrzenia się ich systemowi wierzeń. Trzeba zrozumieć i studiować święte księgi oraz rozumieć rytuały, ponieważ w przeciwnym razie są to tylko jałowe dogmaty i zasady, a praktyka staje się bezsensownym ćwiczeniem. Jaki jest mój stosunek do religii dzisiaj? Pielęgnuję swoje praktyki duchowe. Praktyki, które dotyczą mnie i nie muszą dotyczyć wszystkich. Ważne jest to, aby każdy rozwijał swój związek z duszą, z siłą duchową – możesz to nazwać, jak chcesz. Wydaje mi się niemożliwe, aby przejść przez życie bez wiary w jakąś ideę siły wyższej, siły energetycznej – nawet wielu sił. Wierzę, że istnieje metafizyczny i mistyczny świat, którego wszyscy jesteśmy częścią i z którym pozostajemy związani.

fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)

Na innej fotografii widzimy Cię jako kruchą lalkę, zabawkę, która zaraz się zepsuje. 

To pomysł, który podsunęli mi fotografowie. Postrzegam to jako metaforę kruchości kobiecej egzystencji wynikającej z braku połączenia z jej prawdziwą siłą. To sprawia, że ​​czujemy się jak zepsute lalki.

Czy kiedykolwiek tak się czułaś? 

Wiele razy. Nie sądzę, żeby było inaczej. Nie można być artystą bez zranienia lub załamania. To istota życia. Nie oszczędza nikogo.

fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)
fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)

Na innym zdjęciu zwisasz z lin otoczona i maltretowana przez torreadorów. Czy powinniśmy widzieć w tym refleksję nad patriarchatem i mizoginią, które nadal charakteryzują społeczeństwo?  

To ciągła walka. Walczę z tym codziennie, ale czuję opór. To zdjęcie jest idealną metaforą. Jestem zawieszona na linach, moje stopy ledwo dotykają ziemi. Torreadorzy wokół mnie mają długie, ostre jak noże pazury i noszą maski, które uniemożliwiają ich rozpoznanie. Wszędzie czuć zagrożenie. To bitwa, którą każda kobieta musi stoczyć z patriarchalnym światem, w którym żyje. Światem, który próbuje nas osaczyć pod różnymi względami. Światem bardzo podobnym do areny walk byków.

Można wygrać tę walkę? 

Niestety nie. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że cofamy się w czasie. W przeciwnym razie, jak wytłumaczyć to, że w Stanach Zjednoczonych po raz kolejny debatujemy nad wolnością kobiet do decydowania o własnym ciele?

Jesteś pesymistką? 

Nie, jestem i pozostanę optymistką. W przeciwnym razie, jak mam iść naprzód?

fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)
fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)

Z kolei na innym zdjęciu jesteś z wiolonczelistą. Pomogłaś odkryć wiele talentów. Jakich artystów lubisz dzisiaj? Kim są ci, którzy Cię inspirują? 

Trudne pytanie. Podziwiam artystów, którzy mają odwagę mówić prawdę i nie boją się pokazać swojej wrażliwości. Jestem wielką fanką Kendricka Lamara. To wyjątkowy artysta. Jest niesamowity, jego muzyka jest niezwykła. Słowa, których używa, mają moc. Potrafił powiedzieć młodemu pokoleniu o ofiarach przemocy, narkotykach, nieobecnych ojcach. Myślę, że to nowatorskie. Na swoim ostatnim albumie zawarł cały ból, prawdę, introspekcję, autoanalizę. Lubię artystów, którzy wiedzą, jak łączyć pop z kulturową głębią.

fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)
fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)

Jest też zdjęcie, na którym stoisz obok mężczyzny i wyglądasz jak Frida Kahlo. Meksykańska malarka była drogowskazem, który prowadził Cię przez całą Twoją karierę…

Odkryłam Fridę Kahlo, kiedy byłam nastolatką. Fascynowała mnie jej historia, wypadek, który przykuł ją na lata do łóżka i jednocześnie stanowił początek jej kariery malarskiej. Ojciec przynosił jej farby i pędzle, ona zaś z wielkim trudem nauczyła się ich używać. Urzekła mnie jej zdolność przekształcania bólu w piękno. Kiedy byłam młodsza, byłam outsiderką, ale dzięki Fridzie Kahlo zrozumiałam, że ​​niezależnie od tego, jakie miejsce zajmujemy w społeczeństwie, możemy tworzyć piękno. Zawsze była źródłem mojej siły, moją muzą.

Na zdjęciach pojawia się też wielu klaunów. Czemu?

Klaun jest postacią paradoksalną, którą szczególnie lubię. Przebiera się, maluje twarz, wychodzi na scenę i rozśmiesza ludzi. Zauważasz wysiłek, jaki wkłada w rozśmieszanie ludzi. Kiedy odkryjesz ten wysiłek, prawie płaczesz. Przeznaczenie klauna jest przeznaczeniem artysty: grać, rozśmieszać ludzi, a jednocześnie wzbudzać kontrastujące uczucia. To zestawienie zawsze mnie pociągało.

fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)

Porozmawiajmy o Tobie i Twoim życiu. Masz dużą rodzinę. Jak udaje Ci się pogodzić rolę matki z karierą artystki?  

To najtrudniejszy numer klauna do wykonania. Nawet dzisiaj trudno mi zrozumieć, jak można to robić. Kimkolwiek jesteś, posiadanie dzieci i ich wychowywanie to dzieło sztuki. Nikt nie daje ci instrukcji, musisz uczyć się na swoich błędach. To praca, która wymaga dużo czasu i jest wyczerpująca, ponieważ nigdy nie masz odpoczynku.

Wśród Twoich dzieci są artyści. Jakie to uczucie być otoczonym przez tak kreatywną rodzinę? 

Najbardziej cieszy mnie to, że wszyscy znaleźli swoją drogę. Nigdy nie zmuszałam Loli do tworzenia muzyki, ani mojego syna Rocco do malowania. Jednocześnie nigdy nie przestałam ich zachęcać do podziwiania sztuki i muzyki. Jestem dumna z ich pracy i tego, kim są.

Myślisz, że było im łatwo dorastać z Madonną jako matką? 

Nie ma mowy! Dorastanie z matką taką jak ja to wyzwanie.

Jak się dziś czujesz? 

Jestem bardzo podekscytowana wyzwaniami, które pojawiają się na mojej drodze. Mam zamiar stworzyć nową trasę koncertową. Od lat pracuję nad wyreżyserowaniem filmu o moim życiu. To jest piękne, zbieram pomysły, daję się inspirować, spotykam kreatywnych ludzi, oglądam dużo filmów, słucham muzyki… Zajmuję się antropologią społeczną! Gdziekolwiek się nie udam – szukam tam inspiracji.

fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)
fot. Luigi & Iango (Vanity Fair)

Czego się boisz? 

Życia w społeczeństwie, w którym nie można swobodnie wyrażać swojej indywidualności i swoich myśli. Mam wrażenie, że ludzie coraz bardziej boją się formułować swoje opinie, jakby bali się autentyczności. To jak scenariusz w jednym z tych cholernych dystopijnych filmów. Problem polega na tym, że ten scenariusz wydaje się być rzeczywistością.

Co sprawia, że ​​jesteś szczęśliwa?

Czas, który spędzam ze swoimi dziećmi. To, że widzę ich radość, obserwuję ich rozwój, odkrywam ich pasje. Większość mojego szczęścia pochodzi od dzieci, ale także z inspiracji, którą znajduję u niektórych artystów.

Co sprawia, że ​​się zakochujesz? 

Poczucie przynależności do kogoś. Kiedy rozmawiasz z kimś i czujesz, że mówisz tym samym językiem. Kiedy patrzysz na świat w ten sam sposób. Bardzo trudno jest mi się zakochać. Ostatecznie zakochuję się w kreatywnych osobach, a przynajmniej takich, które w jakiś sposób wyrażają swoją kreatywność.

Cofnijmy się o czterdzieści lat. Jaką radę dałabyś dziewczynie z Nowego Jorku – młodej Madonnie? 

Ta dziewczyna była głodna i bez grosza przy duszy. Powiedziałbym jej, żeby znalazła coś do jedzenia.

Co zrobiłabyś, gdybyś znowu miała 20 lat? 

Nie wiem, może zrobiłabym dokładnie to samo, co wtedy. Znowu odkrywałabym świat z tą samą ciekawością, głodem wiedzy, z tą samą żądzą zdobycia jak największej ilości doświadczeń. Chciałam i chcę zostawić po sobie ślad na świecie, zachwiać ustalonym porządkiem, być żądną przygód,  zbuntować się. Ostatecznie zrobiłabym wszystko w ten sam sposób. Z jednym wyjątkiem: pozwoliłabym sobie na więcej jedzenia. I może dodatkową parę butów.