Madonna opowiada przyjaciółce o swoim nowym mężczyźnie i dziecku, które ma przyjść na świat – mamy to na taśmie!

Jane

marzec 2000
Juliette Hohnen
Tłumaczenie: RottenVirgin

Poznałam Madonnę w 1990 roku, raczej przypadkowo, gdy przyjaciel zabrał mnie ze sobą na przyjęcie do Los Angeles. Gdy przestąpiłam próg domostwa, natychmiast otoczyły mnie gwiazdy i jedyną osobą, której nie rozpoznałam, byłam ja sama. Rozglądałam się po pokoju w poszukiwaniu przyjaciela, którego najwyraźniej wciągnął gwiazdorski wir – przepadł jak kamień w wodę. Usiadłam na kanapie, nerwowo zsuwając sukienkę za kolana. Wybadałam teren: tu Michelle Pfeiffer, tam Jack Nicholson, Al Pacino, Andy Garcia. Czyżby ten gwiazdorski mur nie miał końca? Najwyraźniej nie, bo pomiędzy Sandrą Bernhard a Warrenem Beatty, usiadła Madonna. Zawsze byłam jej fanką i obiecałam sobie, że jeśli kiedyś znajdę się z nią w jednym pomieszczeniu, zachowam się w potwornie nie-brytyjski sposób i przedstawię się jej (wielkie nieba!)

Usiadłszy na drugim końcu pokoju, tym razem wysłuchiwałam niekończącej się tyrady jakiejś gwiazdki, która opowiadała mi o tym, jak to straciła cnotę mając lat dwanaście. Mogłam albo udawać zainteresowanie – ale byłam tu nowa i nie do końca opanowałam tę sztukę – albo spełnić daną sobie obietnicę. Mój wzrok powędrował w stronę bufetu, i choć stół uginał się pod ciężarem pysznego jedzenia, nikt przy nim nie stał. Jakby za sprawą magii – i co tak naprawdę nie jest szczególnie niezwykłe, w chwilach gdy towarzyszy mi wielki stres – czmychnęłam w stronę żarcia.

O mały włos, a nie zauważyłabym jak Madonna , stojąc naprzeciw mnie z łyżką w ręce, upycha jedzenie na swój talerz. „Jak ty to robisz, że tyle jesz, a jesteś taka szczupła?” – wyrywa mi się. Zamiast potraktować mnie jak postać z książki, „Misery”, graną przez Kathy Bathes,  Madonna odpowiedziała, że pilnuje się w ciągu tygodnia, a w weekendy je to, na co ma ochotę. Po czym zaprosiła mnie do swojego stolika, gdzie siedziała z przyjaciółmi. Tak więc usiadłam na podłodze, i ze skrzyżowanymi nogami (co było trudne , mając na sobie wcześniej wspomnianą sukienkę) zjadłam kolację u stóp Madonny. Nie chcę przez to powiedzieć, że u owych stóp pozostałam przez dziesięć lat naszej przyjaźni.

Jest początek 2000 roku i zostałam wydelegowana przez „Jane” do Nowego Jorku, gdzie miałam przeprowadzić z Madonną wywiad na temat jej nowego filmu „Układ prawie idealny”, w którym partneruje jej Rupert Everett. W filmie grają parę najlepszych przyjaciół. On jest gejem, ona singielką. Razem wychowują dziecko, do momentu, gdy grana przez Madonnę postać zakochuje się w przystojnym Benjaminie Bracie. Zmuszona jest podjąć decyzję, czy wraz z dzieckiem powinna zostać z Rupertem , czy zacząć nowe życie u boku przyszłego męża.

Do jej apartamentu na Upper West Side, przybywam o wyznaczonej godzinie (Madonna przykłada wielką wagę do punktualności).  Wita mnie jej asystentka Ellie Mae, która co chwila wraca do komputera, lub sięga po telefon, dokładając starań, by w życiu potentatki wszystko działało jak w zegarku.

Czekając na Madonnę – która zapewne zakończyła sesję jogi i przeczesuje szafę w poszukiwaniu  pary butów najlepiej nadających się na wywiad dla „Jane” – natykam się na jej córkę Lourdes (czyt. Lolę). Lola siedzi w kuchni, cierpliwie czekając aż niania przygotuje dla niej tosta. Potem idzie do kina z tatą, Carlosem Leonem.

Wchodzi Madonna. Wiedząc o tym, że nie musi mi w żaden sposób zaimponować – byłam przy niej w trakcie porodu – ubrała swoją własną wersję spodni bojówek, czarną bluzkę z wystającymi spod niej ramiączkami biustonosza i parę boskich, misternie plecionych klapek Fendi. Ma mokre, blond włosy sięgające ramion, z przedziałkiem na środku. Przechodzimy na górę, do salonu. W salonie skórzane kanapy, czerwone satynowe zasłony i kolorowy dywanik. Ściany w kolorze ciemnej zieleni. Madonna kładzie się na plecach, na podłodze. „Będę udzielać wywiadu na leżąco” – ogłasza. Pamiętając wywiady jakie przeprowadzałam z nią dla MTV czy ABC, zauważam dziś wielką różnicę. Jest nim nie tylko brak ograniczeń i chaosu, wynikającego z obecności ekipy filmującej, stylistów i makijażystów. Madonna jest w znakomitym nastroju. Oto prawdziwa Madonna, moja przyjaciółka: zrelaksowana, zabawna i skłonna śmiać się z samej siebie.

Mit #1: Imprezowiczka

Próbując znaleźć przyczynę jej znakomitego nastroju, rzucam: „Jak się bawiłaś w Sylwestra?”

„To była noc prawdziwej dekadencji i rozpusty” – mówi, rzucając mi nieprzyzwoite spojrzenie. „To był najlepszy Sylwester w moim życiu – co najzabawniejsze, wcale na taki nie liczyłam. Pomyślałam sobie, że po prostu wychodzę na kolację, potem na imprezę, i tyle. Byliśmy w Miami. Przypłynęliśmy łodzią na drugą stronę zatoki, do domu Donatelli (Versace), która zaprosiła nas na kolację. Ludzie tańczyli – ci, którzy nigdy nie tańczą wręcz pogowali, skakali po całym pomieszczeniu, wpadając na meble. Nie wiem, ile wypiłam, wiem tyle, że piłam jednego drinka za drugim, a o piątej rano okazało się, że wlałam w siebie około dwudziestu połówek. Na stopach wyszły mi okropne pęcherze i musiałam wrócić do domu”.

Postanowiwszy, że już nigdy nie spędzę sylwestra w Los Angeles, pocieszam się myślą, że ta kobieta – będąca chyba najbardziej higienicznie żyjącą osobą, jaką znam – musiała sporo wycierpieć następnego dnia. M, jak czasem nazywają ją przyjaciele,  żyje tak zdrowo, że przez lata , kiedy odwiedzałam ją w Miami, starałam się przejść na „reżim Madonny”.  Było to jeszcze zanim zaczęła ćwiczyć jogę, i biegała osiem mil dziennie. „Rzucam palenie” – obwieszczałam. „Powinnaś!” – brzmiała jej zaskakująco purytańska odpowiedź, po czym rozpoczynałyśmy naszą sesję joggingu – bez trenera. Za pierwszym razem, padłam, purpurowa na twarzy, ona zaś pobiegła dalej sama, za nią zaś sunął samochód z trzema obcymi facetami, dokuczającymi i szydzącymi  z niej. „Nigdy więcej tego nie zrobię” – stwierdziła wstrząśnięta, po przyjściu do domu. „Ja też nie” – pomyślałam. Zdawało mi się, że nie będę już w stanie chodzić, a co dopiero biegać.

„A więc, jak było na kacu?” Nie mogę się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. „Oj, było ciężko” – chichocze.

Mit #2: Pracoholiczka

W kilka dni po kacu, Madonna wraca do Londynu, aby wznowić poszukiwania nowego domu i kontynuować pracę nad nową płytą, współtworzoną przez Williama Orbita (producenta płyty „Ray of Light”) i francuskiego producenta Mirwaisa (mówię o wznowieniu poszukiwań, bo jak powiedziała mi Madonna, z powodu przepisów budowlanych, zakupiony przez nią w zeszłym roku dom w dzielnicy Chelsea, nie będzie tak bezpieczny i skutecznie chroniony przed paparazzi, jakby sobie tego życzyła). „Wszyscy moi współpracownicy mieszkają w Anglii. Kocham Londyn. Jestem zakochana w Anglii. Kiedyś jej nienawidziłam” – śmieje się. To prawda – miała czelność nie przyjechać na mój ślub ze względu na awersję do tego kraju. „Anglia jest dla mnie egzotyczna. Przez czterdzieści lat mieszkałam w Ameryce. Mieszkałam w Los Angeles, Nowym Jorku i Miami, a dorastałam w Michigan. Kiedy przeprowadzasz się do innego kraju, masz wrażenie, jakbyś zaczynała wszystko od nowa. Nie chcę używać określenia <<odkryć się na nowo>>, bo ciągle używa się go, gdy mowa o mnie, ale jest to dla mnie inna kultura. To ekscytujące. Podoba mi się to, że ludzie zwracają się do siebie w taki formalny sposób”. Czy ona mówi poważnie?

„Wiesz, pewnie na dłuższą metę nie mogłabym tego znieść, bo zostałam wychowana inaczej. Podoba mi się to, że ta formalność, tłumienie emocji, sprzyja ekscentryzmowi. To dobre dla kreatywności. Inspiruje mnie to miejsce. Uwielbiam chodzić do pubów”. Teraz naprawdę zaczynam się zastanawiać.

Madonna i pub?

Wiem…sama za nic nie potrafiłabym wyobrazić sobie siebie siedzącej w pubie i pijącej.

A co pijesz? (Madonna wciąż uśmiecha się na myśl o tym)

Oczywiście piwo.

Piwo?

Tak. O Boże… cóż, muszę.

A jakie piwo lubisz?

Guinnessa.

Zwracam uwagę na to, że gdy nagrywała muzykę do filmu „Evita” w Londynie, zaprzyjaźniła się tam z wieloma osobami. „Bardzo się cieszę, że większość moich przyjaciół nie pracuje w branży. Najbardziej na świecie nienawidzę tych wszystkich aktorów czy piosenkarzy gadających o swojej pracy. To dla mnie potwornie nudne. Strasznie drętwe, kochana”.

Ostatni fragment twojej wypowiedzi brzmiał, jakby mówiła to Lady Bracknell z „Bądźmy poważni na serio” Oscara Wilde’a.

Przez cały tydzień ćwiczę mój akcent. Idzie mi coraz lepiej.

Robisz to w jakimś celu, czy po prostu po to, by drażnić innych?

Jedyną osobą, którą to irytuje, jest mój chłopak. Motywuje  mnie do wytężonej pracy. Mówi mi, że amerykańskim ptaszkom dość łatwo przychodzi naśladowanie akcentu wyższych sfer, ale mało kto potrafi dobrze naśladować londyński akcent. Ja na to: „Dobra, popracuję nad tym”.

Mit #3: Modliszka

Pomimo wysiłków mających na celu osiągnięcie efektu odwrotnego, Madonnie do pewnego stopnia udało się zachować w tajemnicy to kim naprawdę jest , zwłaszcza, jeśli chodzi o jej stosunek do mężczyzn.  Przykro mi to mówić, ale tak naprawdę – jako że jestem przedstawicielką prasy  – nie raz szczerze rozbawiliśmy Madonnę i jej przyjaciół. W trakcie jej ostatniego pobytu w Londynie, w prasie codziennie pojawiały się nowe doniesienie na jej temat, co jedno, to bardziej nieprawdopodobne: „Madonna jest w ciąży z Paulem McCartneyem!”

Choć tego typu doniesienia nie sprzedają się najlepiej, tak naprawdę Madonna pragnie tego samego, co my wszyscy – szczęśliwego, trwałego związku. Jeśli o to chodzi, Madonna jest osobą prawdziwie szczodrą, romantyczną i pełną optymizmu. Jej obecnym chłopakiem jest Guy Ritchie, czarujący i bezpośredni, 31-letni brytyjski reżyser, autor filmu „Porachunki”. Właśnie zakończył pracę nad swoim kolejnym filmem, „Przekręt” z udziałem Brada Pitta. Madonnę i Guya przedstawiła sobie jakiś czas temu, Trudie Styler, żona gwiazdy pop, Stinga. Dobra robota, Trudie! W pełni popieram!

Czy chciałabyś porozmawiać o…

Nie.

…Twoim chłopaku?

Boże, nie. Tylko ogólnikowo. W końcu i tak byśmy o nim wspominały, zwłaszcza jeśli rozmawiamy o Anglii, wyprawach do pubu i akcentach.

Ach, zatem prowodyr pubowych zamieszek. Swój chłop..

Boże, chcesz, żebym złamała jedną ze swoich zasad nigdy nie opowiadam o swoich chłopakach. Czuję, że to przynosi pecha.

W przeciągu ostatnich kilku miesięcy pojawiło się sporo pogłosek , że jesteś w ciąży.

Wiem.

Czyżby nie nadszedł czas, by wyjaśnić sprawę? Jesteś w ciąży?

Nie ( jakby chciała powiedzieć „Nie bądź głupia!”).

A co ze ślubem?

Na razie nie planuję, po prostu zależy mi na normalnym związku. Nie wszystko na raz.

Czytałam o pewnym badaniu, wedle którego, najszczęśliwsze małżeństwa to te, w których dominuje kobieta. Uszczęśliwiłby Cię taki układ?

Nie interesuje mnie związek z kimś, kto jest popychadłem. Sądzę, że receptą na udany związek czy małżeństwo, jest cieszyć się życiem i kochać swoją pracę. Gdy oboje jesteście zajęci i pracujecie, spędzacie nieco czasu osobno, a gdy ponownie się spotykacie, możecie podzielić się mnóstwem nowych doświadczeń. Podoba mi się jak to było w przypadku Spencera Tracy’ego i Katharine Hepbrun, który mieszkali kilka domów od siebie. Dobrze jest za kimś tęsknić. Fatalnie jest zakładać, że ta osoba i tak zawsze przy nas będzie.

Jedyną osobą, za którą tęskni rzadko – bo ciągle są razem – jest jej córka Lola.

Pamiętam, jak niedawno opowiadałaś mi historię o tym, jak to Lola, wertując czasopismo, wskazywała palcem każdego, kogo zna osobiście. Czy Twoja sława ma na nią jakiś wpływ?

 Lola jest za mała, by rozumieć, czym jest sława. Zależy mi jedynie na tym, by otoczona była miłością i ludźmi emanującymi pozytywną energią. Równie dobrze może polubić kogoś, kogo widzi w gazecie, jak i kogoś, kogo w gazecie nie widziała. Jest nieufna, ilekroć widzi kogoś po raz pierwszy. Wie,  kim są paparazzi. Mówi, że są paskudni, choć tak naprawdę nie wie, o co w tym wszystkim chodzi. Nie sądzę, by ktokolwiek w tym wieku to wiedział.

Chciałabyś mieć jeszcze jedno dziecko?

Tak, ale chciałabym być w stałym związku. Myślę, że Lola powinna mieć braciszka albo siostrzyczkę. Jest potwornie rozpuszczona. Potrzebuje odrobiny rywalizacji.

Mit #4: Gwarancja kasowej porażki

Pewnego dnia, gdy odwiedziłam Madonnę na planie „Układu prawie idealnego” w Los Angeles, ona i Rupert właśnie kręcili scenę, w której, ubrani w stroje z lat 30., prezentują układ taneczny a la Fred Astaire w domu pracodawców Ruperta. Ujęcie po ujęciu. Lola siedziała cicho na kolanach niani aż do momentu, w którym reżyser krzyknął : „Cięcie”, w której to chwili, zaczęła klaskać i śmiać się głośno, tak jakby Madonna tańczyła wyłącznie dla jej uciechy. „To było śmieszne, mamusiu” – wołała Lola. „Dzięki, Lola” – za każdym razem odpowiadała Madonna, posyłając córce uśmiech i puszczając do niej oko.

To jej pierwsza rola od czasu „Evity”. Widząc radość jaką czerpie z grania, pytam, dlaczego czekała aż trzy lata , by zagrać w kolejnym filmie. „Udział w <<Evicie>> był niesamowitym, pochłaniającym doświadczeniem, stymulującym pod każdym względem. Pomyślałam wtedy, że zagram w kolejnym filmie, tylko jeśli towarzyszyć temu będą takie same emocje. W przeszłości popełniłam wiele błędów. Pewne elementy przedsięwzięcia podobały mi się i sądziłam, że reszta jakoś się ułoży. A tak nie było. Potem przyszło mi za to zapłacić. Po prostu nie chcę ryzykować”.

Jak sądzisz, dlaczego nie odniosłaś tak wielkiego sukcesu w filmie, jak w muzyce?

Aktorstwo zawsze ustępowało miejsca muzyce. Nie sądzę, abym była wybredna jeśli chodzi o wybór ról. Do tej pory wystąpiłam w dziesięciu filmach. Sądzę, że połowa z nich była dobra, a połowa do dupy. Dwa czynniki działają na moją niekorzyść: po pierwsze, odnoszę wielkie sukcesy w innej dziedzinie i inni z trudem pozwalają mi się wykazać w nowej branży. Po drugie, wystąpiłam w kilku naprawdę kiepskich filmach, co dało ludziom prawo, by sądzić, że nie potrafię grać, że nie umiem tego czy tamtego.

Dlaczego postanowiłaś wystąpić w „Układzie prawie idealnym”?

Ten film stanowi przesłanie na dwudziesty pierwszy wiek. Sądzę, że bardzo niewielu ludzi żyje i dorasta w typowej rodzinie . Spójrz na mnie. Mam dziecko z kimś, z kim nie jestem. Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi i bardzo sobie cenię naszą relację. Kiedy zaszłam w ciążę, naprawdę chciałam z nim być, ale nie wyszło.

Czy byłabyś w stanie zrobić to, co robi grana przez ciebie postać urodzić dziecko, nie będąc w typowym związku z jego ojcem?

Mam w sobie zbyt wiele katolickiego poczucia winy. Nie byłabym w stanie sobie z tym poradzić.

Mit #5: Cyniczna wiedźma

Madonna ma ego. W odróżnieniu od wielu znanych osób, nie musi przebywać wyłącznie w towarzystwie innych sław. Na pełnych gwiazd pooscarowych imprezach, które razem zaliczyłyśmy, Madonna nie przeszukuje pomieszczeń w poszukiwaniu bardziej interesujących osób, z którymi mogłaby porozmawiać. Rozmawia raczej ze swoimi znajomymi. Jednak, gdy ostatnio widziałam, jak wręcza nagrodę Paulowi McCartneyowi, wyglądała jakby ją nieco przytkało, więc nie omieszkałam o to spytać…

Jak wyglądało wasze spotkanie?

Byłam chyba nieco onieśmielona, bo nie bardzo słyszałam, co mówi. Sądzę, że był bardzo zabawny. Nie wiem skąd wzięła się plotka, o tym, że wrócił ze mną do mojego apartamentu, ale była to dziwna plotka. Przecież wszyscy wiedzą, że lubię młodszych! (Uwaga do Paula: To tylko żart. Pozdrawiam, Madonna).

A Twoja przyjaciółka, Stella McCartney?

Kiedy ją poznałam, szyła sukienki i garnitury i sprzedawała je w maleńkim pokoju trzypiętrowego budynku w jakiejś upiornej części Londynu, do której ktoś mnie zaciągnął.  Pomyślałam, że jest geniuszem. Podziwiam ją, bo nie podpiera się swoim nazwiskiem. Naprawdę ciężko pracuje. Ludzie mają mnie za pracoholiczkę, ale nie wiem jak można mieć własną linię ubrań. Musisz wszystkiego pilnować i lizać tyłki wydawcom pism o modzie.

A Gwyneth Paltrow?

Och, nie obgaduję moich przyjaciół.  Przejdźmy dalej.

Mówi, że jesteś dla niej jak starsza siostra. Czy zatem ty traktujesz ją jak młodszą siostrę?

Gwyneth przeżywa wzloty i upadki typowe dla kogoś, kto po raz pierwszy doświadcza sławy. To spory ciężar. Sama chciałabym mieć na tym etapie życia kogoś, do kogo mogłabym się zwrócić. Sądzę, że wtedy nie brałabym wszystkiego tak bardzo do siebie. Cieszę się więc, że mogę jej pomóc. Jest dość wyrafinowana jak na swój wiek. Jej rodzice pracują w tej branży, co jak sądzę, pozwoliło jej poznać drugą stronę medalu. Nie traktuje wszystkiego tak poważnie. Najczęściej pyta, gdzie kupuję torebki. To zabawne, bo mimo, że jestem od niej o 13 lat starsza, dziewczyny się nie zmieniają i zazdroszczą sobie nawzajem ciuchów. „Chcę mieć takie buty. I taką torebkę. Skąd je masz?”. Tego się nie da uniknąć.

Mam czas, aby zadać Madonnie ostatnie pytanie, zanim ta wróci do swojego pokoju, by dokończyć pracę nad tekstami na nowy album. Czy mając chwilę dla siebie w Miami, zastanawiała się nad tym, czego chciałaby dokonać w nadchodzącym stuleciu, czego nie dokonała do tej pory?  „Biorąc pod uwagę ostatnie dwadzieścia lat, osiągnęłam sporo. Zwykle jestem dla siebie ostra , wciąż powtarzam sobie, że nie jestem dość dobra, że muszę pracować jeszcze ciężej. Tym razem jednak miałam okazję spojrzeć wstecz i pomyślałam, że nie muszę już wygrywać żadnego wyścigu. Że mogę się odprężyć, wziąć głęboki oddech.  Tak naprawdę, nikt nie wywiera na mnie presji, prócz mnie samej.  Rozglądasz się i widzisz jak ludzie zajmują się różnymi rzeczami, i zawsze towarzyszy temu pewna doza zawiści i zazdrości. Wiesz, co mają inni i myślisz sobie: „czy naprawdę chcesz tak żyć?” Po czym odpowiadasz sama sobie : „Nie. Więc zamknij się!”

„To znaczy mówię: <<zamknij się>>> do samej siebie” – kończy z uśmiechem.