Drugi akt show „Blond Ambition” oparty był o kontrastowe operowanie symbolami. Tym razem jednak Madonna nie skupiała się na stereotypowym postrzeganiu płci, stawiając na seks i religię. Jak łatwo się domyślić, takie połączenie to mieszanka wybuchowa, na którą z jednej strony świat nie był gotowy w tamtych czasach, ale z drugiej strony była to najlepsza reklama dla koncertów.

Otwierającą akt piosenkę „Like a Virgin” przerobiono tak, że w niczym nie przypominała oryginału. Madonna wijąca się w seksownych pozach na szkarłatnym łóżku w rytm swego przeboju w indyjskiej aranżacji i udająca masturbację była niemałym problemem dla odbiorcy w 1990. Cześć osób o powierzchownym oglądzie sytuacji stwierdziła wówczas, że gwiazda się skończyła (po raz kolejny), bo oferuje wyłącznie sprośności, w dodatku zniszczyła swoją „firmową” piosenkę. Głębia znaczenia była jednak znacznie mocniejsza, niż można było sądzić. Aby jednak to dostrzec, potrzebny był całościowy ogląd sytuacji.

W tej części widowiska zwracają uwagę dwa skontrastowane wizerunki – wyuzdanej kurtyzany i skruszonej grzesznicy. Tej pierwszej towarzyszy dwójka eunuchów. Ich obecność w „Like a Virgin” w kontekście brzmienia tej wersji przestaje zaskakiwać, kiedy uświadomimy sobie, jak ważną rolę w Indiach odgrywają eunuchowie. Ci mężczyźni/chłopcy – kastraci, pozbawieni męskich hormonów – zazwyczaj wyróżniają się wysokim, delikatnym głosem, który ceniono na bogatych dworach, zatrudniając ich w roli śpiewaków. W starożytności wykorzystywano ich jako strażników w haremach na terenie Indii, Chin, Egiptu, Persji czy Bizancjum, ponieważ nie było w ich przypadku obaw, że mogą zostać ojcami dzieci nałożnic. W scenie z „Blond Ambition” towarzyszą Madonnie niczym starożytnej kurtyzanie.

Scena z masturbacją okazała się jednak zbyt mocna. 29 maja 1990 roku Madonna dawała swój ostatni z trzech koncertów w Toronto. Przed występem do jej managera Freddy’ego DeManna zgłosili się policjanci. Ze względu na rzekome „lubieżne i nieprzyzwoite sceny” podczas koncertu, funkcjonariusze mieli otrzymać zgłoszenie, na mocy którego artystka miała zostać aresztowana. W filmie „Truth  or Dare” widzimy scenę nerwowego napięcia – DeManna pertraktującego z policjantami, przejętych tancerzy i brata artystki, który przekazuje jej informację o obecności funkcjonariuszy.

Po latach Frank Bergen, wówczas 29-letni oficer policji, któremu przydzielono niełatwe zadanie zmierzenia się z potęgą Madonny wyznał na łamach „Toronto Sun”, że ta „luźna interpretacja kodeksu karnego” wyszła ze strony emerytowanego oficera i detektywa policyjnego o „silnej pozycji”. Wówczas jednak sprawa wyglądała na tyle poważnie, że manager Madonny najpierw zaczął przekonywać funkcjonariuszy, że jeśli Kanada zareaguje inaczej niż pozostałe z odwiedzonych krajów, wybuchnie międzynarodowy skandal.

Madonna, która otrzymuje informację o sytuacji, zbywa ją śmiechem i stwierdza, że wolałaby odwołać koncert, niż dokonać w nim jakichkolwiek zmian. Robi sobie też żarty, pytając, czy policja zamierza wskoczyć na scenę w trakcie koncertu, oraz stwierdzając, że podczas jej ostatniego tournée Sean Penn siedział w więzieniu (za bójkę z fotografem), więc teraz to jej kolej. W modlitwie przed koncertem wypowiada słowa: „To nasza ostatnia noc w faszystowskim Toronto…”.

Przez cały koncert artystka czyniła aluzje do tego wydarzenia. Jak wspominają tancerze, mieli oni wówczas poczucie, że robią coś wyjątkowego. Dali się ponieść emocjom, ze świadomością, że Madonna może mieć problemy po koncercie. Kiedy jednak zgasły światła sceny, policja miała oświadczyć, że nie widzi niczego niewłaściwego w występie. Według magazynu „Rolling Stone”, zadziałało ultimatum, które sprytny DeMann przedstawił policji przed koncertem: „my odwołujemy koncert, a wy powiecie trzydziestu tysiącom ludzi, dlaczego”.

Kolejne problemy ze sceną masturbacji pojawiły się w Rzymie. Watykan nawoływał do bojkotu koncertów, co zresztą częściowo się udało – z dwóch planowanych w stolicy Włoch koncertów jeden odwołano z powodu niskiego zainteresowania sprzedażą biletów. Jan Paweł II miał wówczas powiedzieć:

Wraz z trasą Blond Ambition, szatan został ponownie wydany na świat.

Krytykując między wierszami Jana Pawła II, Madonna wygłosiła wówczas pamiętną mowę, podczas konferencji prasowej na rzymskim lotnisku Ciampino 2 lipca 1990 roku, kiedy tylko wylądowała w stolicy Włoch:

Jestem Amerykanką o włoskich korzeniach i jestem z tego dumna. Jestem dumna, że urodziłam się w Ameryce, ponieważ jest to kraj, w którym dorastałam, to kraj, który dał mi szanse bycia tym, kim jestem. To kraj wierzący w wolność słowa i wyrażania myśli przez sztukę.

Jestem również dumna ze swoich włoskich korzeni, gdyż stanowią one dziedzictwo mojego ojca i przyczynę tego, że jestem tak zafascynowana rzeczami, w które wierzę. Jest to również powód, dla którego moja krew wrze, gdy jestem krzywdzona lub niesprawiedliwie osądzana za swe przekonania.

Zdaję sobie sprawę, że Watykan i niektóre grupy katolickie zarzucają mi, iż to, co pokazuję, jest grzeszne i bluźniercze, aby powstrzymać ludzi od obejrzenia występu. Jeżeli więc jesteście pewni, że jestem grzesznicą, niech ten z Was, który jest bez grzechu, pierwszy rzuci we mnie kamieniem. Jeśli jednak nie jesteście pewni, błagam Was, sprawiedliwych mężczyzn i kobiety w Kościele Katolickim, którzy czczą Boga kochającego bezwarunkowo, przyjdźcie na mój koncert, a potem mnie oceniajcie.

Moje koncerty nie są typowymi koncertami. To teatralne obrazy mojej muzyki. Tak jak każdy teatr, mój też stawia pytania, każe się zastanowić i zabiera w emocjonalną podróż, ukazując dobro i zło, światło i mrok, radość i smutek, odkupienie i zbawienie. Nie lansuję stylu życia, ale go opisuję. Widownia sama decyduje i osądza. Tak właśnie rozumiem wolność słowa i wyrażania siebie oraz swobodę myśli.

Uniemożliwiając zrealizowanie mojego koncertu, Kościół katolicki zaprzecza, jakoby wierzył w tę wolność. Jeśli Kościół katolicki nie wierzy w wolność, więzi nasze umysły. Jeśli myśli są uwięzione, wówczas nasze życie duchowe umiera, umiera duch, nie ma powodu, by żyć.

Każdego wieczoru, zanim wyjdę na scenę modlę się nie tylko o to, aby koncert się udał, ale również o to, żeby oglądający otworzyli umysły i serca przed ucztą miłości, życia i człowieczeństwa.

Jestem bardzo szczęśliwa, że tutaj jestem!

Jedyny raz, kiedy Madonna nieco stonowała i skróciła scenę masturbacji, to koncert w rodzinnym Detroit, podczas którego obecna była jej rodzina, na czele z ojcem Silvio i macochą Joan. Tylko w obliczu własnego ojca harda sztuka okazała się znowu małą dziewczynką, która boi się tatusia. w „Truth or Dare” mówi, że cały koncert był dla niej trudniejszy niż zajście z policją w Toronto.

Mało osób wie jednak, że kiedy planowana trasa funkcjonowała jeszcze pod nazwą „Like a Prayer World Tour”, scena masturbacji nie była planowana. Zamiast tego Madonna miała pojawić się na scenie jako… Matka Boska! W poszczególnych piosenkach miała zdejmować po kolei wierzchnie ubrania, których inspiracją była kolekcja Gaultiera wiosna/lato 1990 – „Les Nonnes” (Zakonnice). Ostatecznie z tego pomysłu zrezygnowano, zaś strój z czarną opończą wykorzystano w „Like a Prayer” podczas show „Blond Ambition”.

W końcowej scenie aktu w czasach, kiedy jeszcze planowano rozwiązania w związku z „Like a Prayer World Tour”, artystka miała zostać na scenie już skąpo ubrana. Podobno zamiast sceny z łóżkiem, jej pomysłem było… brać prysznic na scenie! Gaultier przedstawił nawet Madonnie proponowany kostium, który miała wówczas założyć:

Projekty strojów z niezrealizowanej trasy koncertowej pochodzą z francuskiej gazety „Liberation”, gdzie opublikowano je w czerwcu 1990 roku, kiedy to trasa dotarła do Paryża. Na oryginalnych szkicach widzimy Królową Popu w ciemnych włosach, niczym z teledysku „Like a Prayer”, która ma na sobie prześwitujący strój, na kolejnych zaś nosi szlafrok z napisem „Taste Heaven” („skosztuj niebios”) na plecach.

Przed ponowną publikacją tego tekstu skontaktowaliśmy się z rysownikiem, który wykonał te projekty. Thierry Perez wyjawił nam, że inspiracją do zmoczenia Madonny na scenie był teledysk do „Cherish”, oraz że od początku Madonna zamierzała wykorzystać ten motyw na potrzeby „Like a Virgin”. Artysta zamieścił na swoim Instagramie nieopublikowany szkic, z którego wynika, że wizerunek podobny do Matki Boskiej Madonna zamierzała osiągnąć za pośrednictwem szlafroka:

Przytoczone przez Pereza słowa Madonny zdają się potwierdzać tkwiącą w stroju zakonnicy inspirację:

Uwielbiam zakonnice, wyobraźcie sobie te wszystkie rzeczy, które dzieją się pod ich habitami”.

W tym miejscu należy wyjaśnić kwestie językowe. W języku polskim nie czujemy bliskiego związku związku między zakonnym habitem a szlafrokiem. Słowa te mają zupełnie różną etymologię, a to oznaczające strój zakładany wieczorem lub po kąpieli przyszło do nas z języka niemieckiego (schlaf – spać, rock – surdut, strój, spódnica). W języku angielskim zarówno szlafrok, jak i strój zakonny nazywa się jednym słowem – „the robe”. Wszystko wskazuje więc na to, że w ten kontrowersyjny sposób Madonna zamierzała bawić się dwuznacznością.

Szkic opublikowany po latach przez rysownika domu mody Jean Paul Gaultier zdaje się być brakującym elementem układanki łączącym drugi akt show z wieloma wersjami garnituru, użytego na początku koncertu, o których wspominaliśmy w poprzedniej części „Dekonstrukcji…”. Widać bowiem, że szlafrok jest w pasie związany sznurem z krzyżem, czy też wielkim różańcem, który został uwzględniony na jednym z projektów garnituru. Wydaje się też, że nogawki nie bez powodu były odczepiane na wczesnych wersjach projektu. Podobnie do wczesnej wersji gorsetu wygląda również jego wystający fragment.

Nasuwa się zatem wniosek, że być może pierwotnie piosenka „Like a Virgin” znajdowała się w setliście bliżej „Express Yourself” i „Open Your Heart”, co wydaje się tym bardziej możliwe, że inspiracja filmem „West Side Story” w finalnej wersji pojawia się nie tylko w „Causing a Commotion” i „Where’s The Party”, ale też w „Into The Groove” w trzecim akcie. Ten zaś rozpoczyna się… sceną w szlafrokach, choć znacznie innych od tego, który planowano pierwotnie. Na pytanie, czy właśnie tak wyglądał pierwotny zamysł „Like a Prayer World Tour” prawdopodobnie jednak nigdy nie otrzymamy odpowiedzi…

Po zmianie pomysłu na występ z „Like a Virgin”, zmienił się także strój. Madonna przywdziała połyskujący, złoty gorset również ze stożkowym stanikiem, zaprojektowany także przez Jean-Paula Gaultiera:

Kiedy wyciekły wspomniane w poprzednim tekście niewykorzystane projekty kostiumów, można było znaleźć na nich alternatywną wersję tego gorsetu. Na rysunku jest on jednak wzbogacony zwisającymi paskami, tworzącymi coś na kształt sukienki. Inny, bardzo podobny projekt ukazujący artystkę z profilu ma z kolei czarny stanik.

Wraz z pierwszymi taktami „Like a Prayer” znikał seksualny nastrój. Po podniesieniu kurtyny, na scenie pojawiła się kościelna scenografia, zaś Madonna zakładała na siebie ciemną szatę, odgrywając scenę opętania w rytmach „Act of Contrition”, by w końcu odśpiewać swój hit z 1989 roku niczym uzdrowiona z mocy złego ducha.

Podczas koncertów zdarzały się jednak wypadki. Oczywiście podczas karkołomnych choreografii tancerzy łatwo o kontuzję, lecz i Madonnie zdarzyła się nieprzyjemność. Głównym „winowajcą” był tancerz – Kevin Stea, wspominający incydent, który zdarzył się podczas jednego z koncertów:

Podczas „Like a Prayer” była w niewłaściwym miejscu. Stanęła tuż za mną z mikrofonem i śpiewała mi na wysokości ramienia, ale nie miałem pojęcia, że tam jest. Kiedy się odwróciłem, zawadziłem o jej mikrofon, a ten rąbnął w jej usta i złamał przedni ząb na pół! Rozpętało się piekło! Trzeba było ją zabrać i wstawić na nowo ząb. Sprawa była poważna, ale na końcu mogła się z tego pośmiać.

Madonna i Kevin A. Stea w Paryżu

Drugi akt jest szczególnie ważny, ponieważ widać w nim własne zmagania Madonny z religią. Wychowana w katolickim reżimie panującym w domu rodzinnym, musiała się w końcu zbuntować przeciwko temu, co według niej przynosiło ból i cierpienie. Jak bowiem powiedziała:

Katolicyzm nie jest religią kojącą. Jest religią bolesną.

Czasy „Like a Prayer” to jej wewnętrzna próba rozliczenia się z przeszłością – wbrew temu, jak wychowano małą Madonnę, wiara nie pomogła jej w obliczu rozpadu podszytego przemocą i alkoholem małżeństwa. Być może owo osobiste „oświecenie” miała na myśli, śpiewając „Live To Tell” – piosenkę o tajemnicy, na której poznanie była wcześniej zbyt ślepa, zaś ludzie wmawiali „tysiące kłamstw”.

Po płynnym przejściu do „Oh Father”, widać jeszcze bardziej zmagania Madonny z religią. Tak wspomina tę scenę Carlton Wilborn, tancerz, który odgrywał w niej rolę księdza:

To opowieść o niej samej (…). Pewna część Madonny wie, że bardzo potrzebuje wiary, podczas gdy druga się jej opiera. Nasz taniec symbolizuje tę wewnętrzną walkę. Na końcu przyciskam jej głowę w dół, by po chwili znowu ją unieść; jako ksiądz staram się sprawić, by uzmysłowiła sobie znaczenie religii. Czuję, jak się na nią otwiera, lecz już po chwili decyduje się pójść własną drogą.

Warto również zwrócić uwagę na scenografię, która idealnie podkreślała dramatyzm tego aktu. Początkowo indyjskie łoże obite szkarłatem, na tle czerwonej kurtyny wyglądało dość oszczędnie, jednak kiedy kotara została uniesiona, oczom widzów ukazywały się filary, niczym przeniesione z kościoła. Ponadto w tle paliły się świece, a oprócz kościelnej ławy, dramaturgię podkreślały dodatkowo niebieskie światła i wiszący nad sceną krzyż, a w tle widniał witraż, z sakralnym wizerunkiem autorstwa Christophera Ciccone – brata Madonny.

Pojawiał się na scenie w „Live To Tell” i jako jeden z niewielu elementów scenografii, był wykonany z miękkiego materiału (jak tkanina lub folia), choć wyglądał jak szklany witraż z kamiennym maswerkiem (kolumienki, dzielące okno na mniejsze obszary). Na wielu amatorskich nagraniach widać bowiem, jak faluje on w powiewach wiatru.

W scenie z „Live To Tell” i „Oh Father” dodatkowo wykorzystano lekki, kościelny klęcznik, który ekipa ręcznie wstawiała na scenę, wykorzystując zapadnię w jej centralnej części.

Nie bez znaczenia okazuje się utwór „Papa Don’t Preach” umiejscowiony po przedstawiającym zmagania Madonny z religią „Oh Father” – utwór z „True Blue” opowiada co prawda o nastolatce, która decyduje się nosić ciążę mimo sprzeciwu ojca, lecz za sprawą show „Blond Ambition” doskonale daje się w niej wyczuć sprzeciw piosenkarki wobec patriarchatu oraz faktu, że katolicyzm jest religią wybitnie „męską”, w której rolą kobiety jest przede wszystkim bycie posłuszną żoną i matką.

Bilety na show rozchodziły się zazwyczaj błyskawicznie (najtańsze kosztowały w okolicach 20 – 30 $). Z powodu wysokiego zapotrzebowania wprowadzono więc ciekawe rozwiązanie. Niektórym fanom dano możliwość oglądania show „od kuchni”, jeśli tylko pozwalały na to możliwości techniczne areny. W tym celu wprowadzono do sprzedaży tańsze bilety z miejscami na trybunach za sceną. Choć może dziwić takie rozmieszczenie publiczności, gdyż większość czasu piosenkarka pozostawała do nich plecami, to jednak zaletą tych miejsc była możliwość oglądania działania mechanizmu sceny i osób pracujących za kulisami.

W większości miejsc na świecie scena była jednak osłonięta z trzech stron czarną draperią, na której namalowano od frontu dwie postacie podtrzymujące filary kolumn. Czasem wrażenie robiła też sama sceneria, w której Madonna dawała występ – za idealny przykład posłużyć może choćby szwedzka stocznia Eriksberg w Göteborgu (na zdjęciu).

Koncert w stoczni Eriksberg w Göteborgu

Ciężko nie być pod wrażeniem technicznego zaawansowania sceny. Peter Morse, kierownik oświetlenia podczas Blond Ambition Tour powiedział biografce Madonny, Lucy O’Brien, że to Królowa Popu nalegała na prawdziwe filary w greckim stylu:

Krył się za nimi efekt trójwymiarowości, to nie były jedynie płaskie dekoracje. I tak oto dwunastometrowe aluminiowe odlewy wyrosły hydraulicznie spod ziemi. Nie było w tym żadnych oszustw ani sztuczek – one rzeczywiście tkwiły tak głęboko.

Zdjęcia z prywatnego archiwum Petera Morse’a. Widać na nim, jak ważną rolę odgrywało oświetlenie w budowaniu nastroju. Źródło: MadonnaTribe

Rozmach widać również na szkicach koncepcyjnych, które znalazły się w Internecie. Sceny przedstawiające ten akt możecie zobaczyć poniżej. Wrażenia nie mogą również nie robić liczby: scenę przewoziło 18 ciężarówek, zaś przy jej montażu przez 2 dni pracowało 100 osób.

Po zniknięciu Madonny ze sceną, tancerze wykonywali przerywnik, oparty na motywie muzycznym „Papa Don’t Preach”. Większość z nich swoje pierwsze kroki jako profesjonalni tancerze stawiała w grupach baletowych, dlatego przerywnik kończący drugi akt show stał się ich popisowym momentem. Wkrótce później scenę przykrywała kurtyna, by scenografia mogła się ponownie zmienić…


W kolejnej części: o promocji filmu „Dick Tracy”, pieniądzach od Disneya, „Wacku”, nieścisłościach w kalendarzu i o kostiumach od Gaultiera jako o dziełach sztuki krawieckiej.