„Jestem już dorosła”

Viva

luty 1999
Francois Deletraz

Tłumaczenie: Teresa Plesińska
Transkrypt: RottenVirgin


„Każdy ma swoją karmę” – oświadcza piosenkarka, która ma już za sobą krzyże palone w teledyskach i książki-biografie poświęcone własnym fantazjom seksualnym. Madonna dojrzała. Została matką. Uprawia jogę. Studiuje  kabałę. Twierdzi, że wreszcie wie, kim jest, na czym jej zależy i do czego dąży.

Czy może mi Pani…

…Panno, jeśli można, panno.

No dobrze, czy jest panna zazdrosna o Celine Dion, w której ponoć kocha się panny ojciec?

Tak. Nie chciałabym, aby ponownie się ożenił, nawet gdyby miał się ożenić z Celine. Wolałabym nawet być jego gospodynią domową, byle tylko nikt nie zajął miejsca mojej zmarłej matki. Ale to chyba naturalne…

Pani – bo ta forma będzie jednak zręczniejsza – dorosła bez matki, a Pani córka właściwie dorasta bez ojca.

To nieprawda. Co ma Pan na myśli mówiąc, że „właściwie dorasta bez ojca”?

On z Wami nie mieszka.

Być może, ale jest stale obecny w życiu Lourdes. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ludzie uważają, że moja córka dorasta bez ojca.

Czy to prawda, że napisała Pani do reżysera Alana Parkera, żeby zaproponować mu swój udział w „Evicie”?

Owszem, ale to pytanie zadawali mi już wszyscy. Co w tym takiego ciekawego?

To, że gwiazda Pani formatu musi kogokolwiek o cokolwiek prosić.

To bardzo ważne, by mieć w sobie odrobinę pokory. Skala sukcesu nie ma tu żadnego znaczenia. Ludzie myślą, że sukces odizolowuje gwiazdy od innych ludzi. A przecież nawet ci, którzy zdobyli wielką sławę, mogą mieć niezrealizowane marzenia. I właśnie im najtrudniej się do tego przyznać, bo od „dzieci szczęścia” wszyscy oczekują nieustającego zadowolenia. Dlatego dla takich osób jak ja szczególnie istotna jest odwaga, by prosić czy wręcz domagać się rożnych rzeczy, a nie tylko biernie czekać na to, co przyniesie życie.

Czy właśnie dlatego wszystko w swoim życiu tak starannie Pani planowała?

Jeśli jest się artystą, nie ma rady – życie trzeba planować. Od tego zależy nie tylko twoja własna popularność, ale i ogromne pieniądze ludzi, którzy zdecydowali się w ciebie zainwestować. Tyle, że jedne sprawy można przewidzieć, a przy innych trzeba zdać się na łut szczęścia. Ja kalkuluję bardziej niż inni, bo zawsze biorę pod uwagę jedno i drugie. Wbrew pozorom moja kariera rozwijała się raczej spontanicznie. Ale potrafię też wcielić w życie wszystkie pomysły, które przychodzą mi do głowy.

A nie było raczej tak, że żyła Pani na pokaz?

To idiotyczne pytanie. Co na przykład miałoby być na pokaz?

Pani książka „Sex”.

To nie było żadne oszustwo. Tamta książka ukazywała mnie taką, jaką wtedy byłam. Próbowałam dowiedzieć się, kim jestem i znaleźć sposób na wyrażenie siebie. Weźmy malarzy – zanim odnajdą własny styl, zwykle inspirują się dziełami innych. Studiują, kopiują, naśladują, aż wreszcie odnajdują własny artystyczny wymiar. Nie można jednak o nich powiedzieć, że tworzą plagiaty, małpują. Wręcz przeciwnie, to ich podróż w poszukiwaniu własnej tożsamości. „Sex” ukazywał poszukiwania mojej seksualności, walkę z tabu katolickiego wychowania, z regułami narzuconymi kobietom. Nie było w tym niczego fałszywego.

Lubi Pani szokować…

Myślę, że oboje pragniemy robić na ludziach wrażenie, poruszać ich wyobraźnię. Pan  swoimi artykułami, ja  swoją muzyką. Wszystkim, którzy coś tworzą, na czymś zależy.

Końcówka mojego pytania, gdyby mi Pani nie przerwała, brzmiałaby: jeśli lubi Pani poruszać publiczność, dlaczego nie pozwala Pani swoim wielbicielom okazać Pani swojego zachwytu, podziwu czy uwielbienia?

Powinien Pan zapomnieć o wszystkim, co napisano na mój temat. To, co się na mój temat mówi, to śmieszne i niedorzeczne pomówienia. Jestem bardzo miła dla swoich wielbicieli. Jak na razie, wszystko, co mi Pan zarzuca, to nieprawda. Ale kontynuujmy…

Czy zawsze musi mieć Pani ostatnie zdanie?

A kto to Panu powiedział?

Wszystkie wywiady, których Pani udzieliła.

No dobrze. I co jeszcze chciałby Pan o mnie wiedzieć?

Lubi Pani malarstwo. A przecież jest ono tak odległe od showbiznesu.

Uważam, że każda forma tworzenia wymaga nawiązania łączności ze Stwórcą, czyli z Prawdą i wcieleniem Tworzenia. Oczywiście malowanie obrazu to przykład o wiele bardziej indywidualnego aktu tworzenia, o wiele bardziej niepowtarzalnego niż nagrywanie płyty, na którą składa się praca wielu ludzi. Ale nie znaczy to, że czuję się „gorszym” twórcą.  Na muzykę reaguje więcej ludzi niż na malarstwo – być może jest łatwiejsza w odbiorze, silniej gra na emocjach. Ale jeśli chodzi o mnie, malarstwo potrafi mnie wzruszyć tak samo jak piosenka.

Od kiedy?

Od dziecka interesuję się sztuką.

I zawsze mówiła Pani, że chce zostać w życiu kimś?

Tak. No i jestem kimś.

Dlaczego wybrała Pani muzykę i taniec?

A dlaczego Picasso wybrał malarstwo? Ono samo mu się objawiło.

A czy ma Pani jakieś inne ukryte zdolności?

Owszem, ale zawsze trzeba coś wybrać. Już jako dziecko musiałam wcielić się w kogoś, kim tak naprawdę nie byłam – silną, odpowiedzialną, dorosłą osobę, która zastąpiłaby rodzeństwu matkę. To chyba całkiem naturalne, że wybrałam karierę na estradzie.

Czy Pani poszukiwania wartości w kabale i hinduizmie służą temu, by poczuć się lepiej we własnej skórze?

Moja podróż artystyczna jest zarazem podróżą w poszukiwaniu siebie, próbą zbliżenia się do prawdy, do istoty własnej duszy. Aby do niej dotrzeć, trzeba poszukiwać, błądzić, próbować, nakładać rożne maski.

Jako 20-latka też myślała Pani o nakładaniu masek?

Wtedy nie zastanawiałam się tyle nad sobą. Mniej myślałam, za to częściej zachowywałam się spontanicznie, impulsywnie.

Dlaczego droga do samoświadomości jest w Pani przypadku taka długa?

Każdy rozwija się w swoim tempie. Niektórzy nigdy siebie nie odnajdą. Każdy posiada swoją karmę i swoje przeznaczenie.

Często człowiek sam siebie pyta, kim naprawdę jest.

Bardzo ważne jest odnalezienie tkwiących w nas sprzeczności. Cale życie jest sprzecznością i ja jestem tego najlepszym przykładem. Jestem słaba i uległa, a jednocześnie niezwykle zdecydowana.

Chyba nikt nie uwierzy w to, że jest Pani słaba.

Ależ jestem. Wiedzą to ci, którzy mnie dobrze znają.

To dlaczego publicznie pokazuje Pani zupełnie inne oblicze?

Powinien Pan umieć czytać między wierszami. Duża część tego, co robię, jest najzwyklejszą ironią. Moja ostatnia płyta opowiada o kobiecie uległej. Ale mam wrażenie, że tracimy czas. Rozmawiajmy o poważnych sprawach.

Czy taniec sprawia Pani przyjemność?

Tak.

Czy trenuje Pani coś systematycznie?

Codziennie ćwiczę jogę.

To to samo co taniec?

Pod względem dyscypliny tak, ale joga jest bardziej uduchowiona.

Mogłaby już Pani być czyimś mistrzem?

Dlaczego nie. Wszyscy jesteśmy po trosze nauczycielami i uczniami. A ja jestem szczęśliwa, mogąc odgrywać obie role – na przykład wobec moich fanów.

Czy jest Pani szczęśliwa także z innych powodów?

Jak nigdy dotąd. Głównie dzięki mojej córce i oczywiście nowym doświadczeniom.

Co sądzi Pani o aferze Clintona?

To takie nudne. Wolałabym mieszkać w Europie. Europejczycy chyba naprawdę są bardziej cywilizowani niż Amerykanie. Dla Was na przykład pieniądze nie mają aż takiego znaczenia. Bardzo chciałabym zagrać we francuskim filmie.

Zawsze chciała Pani robić tyle różnych rzeczy na raz?

Tak, mam wieczny głód nowych doświadczeń. Robię tyle, ile mogę. Resztę planów zrealizuję na tamtym świecie.

Nigdy się Pani nie waha?

Trzeba się czasem zatrzymać i pomyśleć.

Czy ma Pani jakąś receptę na życie?

Szanuję zarówno awangardę, jak i tradycyjne wartości. Na przykład w wychowaniu potrzebne są jasne zasady i dyscyplina. Właśnie tak sama zostałam wychowana. To konieczne, żeby móc się buntować.

Nie rozumiem.

Warunkiem tego, by bunt nie był destrukcyjny, jest wewnętrzne uporządkowanie.

A prowokowanie innych? Czemu to służy?

Teraz ludzie lepiej mnie rozumieją.

Dlaczego przez tyle lat robiła Pani rzeczy zupełnie niezrozumiałe?

Bo się buntowałam. To przywilej młodości. Nie ma nic wspólnego z byciem gwiazdą, a bardziej z twórczym działaniem. To podstawowa sprawa – zadawać pytania, płynąć pod prąd, prowokować. Nawet jeśli w parę lat później zmienia się zdanie. W końcu życie polega na zadawaniu sobie pytań i prowokowaniu innych, by to robili.

Czy należy zrywać ze swoimi korzeniami?

Być może, ale lepiej jest, kiedy się je zrozumie.

Czy estrada pozwala kreować rzeczywistość, prowokować zmiany?

Oczywiście. Tak jak samo życie, które też jest przecież wiecznym spektaklem, tak jak teatr szekspirowski, kabaret czy cyrk. Teraz nawet na koncercie rockowym można zrobić wszystko, wszystko przekazać. Technika daje tak wielkie możliwości, że można nawet stworzyć rzeczywistość, która nie istnieje.

Dzięki technikom wirtualnym?

Nie uznaję osiągnięć techniki. Swojego komputera używam wyłącznie do pisania.

Dlaczego tak często pokazuje Pani swoją córkę i tyle o niej mówi?

Dziennikarze ciągle mnie pytają, czy dziecko bardzo zmieniło moje życie, więc im odpowiadam. Córka jest bardzo ważną częścią mojego życia.

Próbuje je Pani jakoś uporządkować?

Piszę piosenki zgodne ze stanem swojej duszy i mojego serca. Jeśli znajdzie się na to odbiorca, to dobrze. Jeśli trafiłyby one do zaledwie dziesięciu słuchaczy, to byłoby ich tylko dziesięciu.

Nie wierzę, że jeśli ma się tak rozwinięte ego, dziesięciu słuchaczy wystarczy.

Każdy, nie tylko artysta, ma rozwinięte ego. A mnie z racji zawodu ludzie bez przerwy widzą na zdjęciach, w filmach, czytają o mnie, mówią o mnie. To chyba logiczne, że będąc pod taką presją, muszę samą siebie obserwować, pracować nad sobą i oceniać to, co robię. Idealna jest do tego właśnie joga, ponieważ pozwala być jednocześnie w sobie i poza sobą.

Są ludzie, którzy Pani nie znoszą.

Nigdy nie próbowałam nikomu się podlizywać. Zajmuję się pisaniem piosenek, a nie przekonywaniem innych do czegokolwiek. Odbiorcy mnie akceptują lub nie. To ich wybór. Ostatecznie – w sztuce zawsze wszystko zależy od nich.