Żegnaj Normo Jean, Material Girl dorasta

Spin

luty 1988

Tłumaczenie: RottenVirgin


Siedzę w eleganckiej sali konferencyjnej, części imperium należącego do Freddy’ego DeManna, gdy nagle słyszę wrzask w biurze: „Jezu Chryste! Ten pieprzony świr szedł za mną, póki nie weszłam do windy!”. Tak oto dowiaduję się, że Madonna przybyła na wywiad.

Jej najnowsza składanka przebojów tanecznych pt. „You Can Dance” zadomowiła się już na listach przebojów. Obecnie gwiazda planuje udział w kolejnych pięciu projektach filmowych (jeden film ma wyreżyserować, a w pozostałych czterech zagrać), a dzięki reżimowi codziennych ćwiczeń zachowuje formę sportowca. Mówi, że właśnie jest na urlopie.

Na samym początku jej kariery, mieszanie jej z błotem było stałym punktem programu ekspertów z branży. Wygląda jednak na to, że krytyka obraca się na jej korzyść: co więcej, obecnie, akurat gdy opinia publiczna oswoiła się z Madonną i jej wizerunkiem blond bogini, spod tej fasady powoli zaczyna się wyłaniać jej bardziej refleksyjne oblicze. I to właśnie oblicze pokazuje mi w trakcie naszej dwugodzinnej rozmowy. Madonna jest zupełnie inna, niż się spodziewałem. Zacznijmy od tego, że na żywo jest znacznie ładniejsza. Choć zawsze uważałem, że jej styl jest nie do podrobienia, nigdy nie myślałem o niej w kategoriach wielkiej piękności, którą w istocie jest i to mimo nieprzespanej nocy (Madonna cierpi na bezsenność).

W trakcie naszej rozmowy dowiaduję się, że Madonna jest nieco przesądna, jej ulubioną epoką historyczną są lata 20. XX wieku i uwielbia Jimmy’ego Stewarta. Jest też nienasyconą czytelniczką (uwielbia książki, zwłaszcza Raymonda Cantera, Anne Tyler i Louise’a Erdicha), kolekcjonuje obrazy w stylu art deco i art nouveau. Podjadając popcorn, odpowiada na wszystkie pytania z zaskakującą szczerością. Okazuje się, że ma niewiele złudzeń i spore poczucie humoru. „Nie bądź dla siebie podły” taką radę rzuca mi na pożegnanie.

Twoje najwcześniejsze wspomnienie?

Miałam wtedy ze trzy, może cztery latka. Przewróciłam jakąś dziewczynkę na naszym podjeździe. Pamiętam, jak pomyślałam, że nieładnie się zachowałam. To straszne, moje pierwsze wspomnienie to wspomnienie tego, jak nieładnie kogoś potraktowałam.

Ukarano Cię, czy uszło Ci to na sucho?

Uszło mi to na sucho. Nikt nigdy się o tym nie dowiedział.

Jak myślisz, co sobą reprezentujesz?

Wiele rzeczy. Sądzę, że ludzie, którzy mnie nie rozumieją, widzą we mnie kobietę bardzo ambitną, oportunistkę, manipulantkę, silną kobietę, która wie, co robi i jest dobrą bizneswoman. Inni z kolei uważają, że jestem symbolem wyzwolenia kobiet  dopiero niedawno zdałam sobie z tego sprawę. Kiedy pojechałam w swoją pierwszą trasę koncertową, po raz pierwszy ujrzałam te wszystkie dziewczyny, które mnie ubóstwiały i ubierały się tak samo jak ja. Nie rozumiałam, dlaczego tak się dzieje. To, dlaczego kopiują moje prześmiewcze, dziwkowate, posklejane z różnych elementów kreacje, było dla mnie zagadką, ale w pewnym momencie zrozumiałam, że ma to sens. Przez tyle lat młodym kobietom wpajano, że powinny ubierać się w określony sposób i że absolutnie nie mogą wyglądać tak czy owak, jeśli chcą do czegoś dojść w życiu. Po czym pojawiłam się ja  dziewczyna, która ubierała się w „nieodpowiednie” ciuchy, a do tego panowała nad swoim życiem i karierą. Udowodniłam, że można wyglądać seksownie, a jednocześnie być inteligentnym. Nie lubię o sobie mówić w taki sposób, bo to brzmi samolubnie, ale myślę, że reprezentuję sobą także nadzieję  przynajmniej dla tych ludzi, którzy pochodzą znikąd, nie mają żadnych znajomości w branży, a chcą występować na estradzie. Sama przyszłam praktycznie znikąd i musiałam walczyć, by dotrzeć na szczyt.

Musiałaś być przy tym bezwzględna?

Bezwzględna? To chyba niewłaściwe słowo. Jaka jest definicja bezwzględności? Brak wglądu na innych? Przypuszczam, że granica między całkowitym skupieniem na celu a bezwzględnością jest bardzo cienka.

Umówmy się, że człowiek bezwzględny to taki, który rani innych.

W takim razie nie mogę powiedzieć, że byłam bezwzględna. Ale to prawda, że byłam bardzo skupiona na swoim celu i ludzie, którzy tego nie rozumieli  a było ich wielu  mogli czuć się zranieni, choć tak naprawdę nie mieli ku temu powodów.

Uważasz, że jesteś częścią pewnej tradycji?

Porównuje się mnie do wielu postaci, głównie do Marilyn Monroe. Porównuje się mnie do niej ze względu na prowokacyjny, seksowny wizerunek, tlenione włosy i tak dalej. Jednak moja osobowość jest tak złożona, że można mnie porównać do wielu przeróżnych osób. Ostatecznie nie identyfikuję się z żadną postacią ani tradycją, bo sądzę, że tak naprawdę nikt nie robił wcześniej tego, co ja.

Największy mit na Twój temat?

Nie wiem. A Ty jak myślisz? Że jestem głupia?

Nie, sądzę, że ludzie już nie uważają Cię za głupią. Jakiś czas temu prasa doceniła Madonnę i zarządziła, że nie jesteś głupia. Nawiasem mówiąc, myślę, że zyskałaś przychylność prasy. Twoja ostatnia trasa zebrała świetne recenzje.

Być może, ale krytycy byli dla mnie wyjątkowo złośliwi, kiedy ukazał się mój ostatni film. Nie wiem, jakie mity obecnie krążą na mój temat. Kiedyś uważano, że nie mam za grosz talentu i że zniknę z powierzchni ziemi w przeciągu kilku miesięcy. Tak się nie stało i wiedziałam, że tak się nie stanie, ale przez jakiś czas musiałam znosić te opinie. Uważano, że moje małżeństwo to niewypał już tydzień po tym, jak wzięłam ślub, ale któż nie miewa czasem problemów w małżeństwie? Trudne dni są jego nieodłączną częścią. W zasadzie myślę, że prasa nieco się mnie obawia, bo nie do końca wie, co o mnie myśleć. Im bardziej jest się nieprzewidywalnym, tym błędniej jest się ocenianym.

W jaki sposób sukces wpłynął na to, jak tworzysz? Czy teraz myślisz o projektach na większą skalę, o dotarciu do publiczności na całym świecie?

Tak, teraz, gdy pracuję nad jakimś projektem, ogranicza mnie jedynie moja wyobraźnia. Koncertowałam na całym świecie i wywarłam na publiczności dość spore wrażenie, ale wiele moich pomysłów jest lepiej przyjmowanych w Europie i Japonii niż w Ameryce.  W Europie film „Kim jest ta dziewczyna?” naprawdę dobrze sobie radzi i zbiera świetne recenzje. Sądzę, że w Ameryce okazał się klapą, bo przyćmiłam go trasą koncertową. Ludzie zgłupieli, usiłując dostrzec powiązanie między płytą, trasą koncertową i filmem, bo wszystkie noszą ten sam tytuł. Myślę też, że niektórzy zwyczajnie nie chcą, bym odnosiła sukcesy w obu dziedzinach. Musiałam wywalczyć szacunek w branży muzycznej i zdaje się, że niektórzy wymagają ode mnie wdzięczności za ten szacunek i oczekują, że będę zajmować się wyłącznie muzyką.

Czy uważasz, że opinia publiczna czerpie przyjemność z przyglądania się cierpieniu i upadkowi sławnych osób?

Myślę, że ktoś, kto osiąga wielki sukces, budzi w ludziach niesmak i wszyscy życzą mu, by poślizgnął się na skórce od banana. Taka już jest ludzka natura.

Jak małżeństwo wpływa na Twoją pracę?

Bardzo szanuję opinię Seana. Ma znakomity gust i jest bardzo inteligentny. Kiedy pracowałam nad ostatnią trasą, w głębi duszy wciąż myślałam: „co na to powie Sean?”. Twardo obstaje przy swoim zdaniu i ma wysokie standardy, co czasem skłaniało mnie do podjęcia decyzji, których bym w innym wypadku nie podjęła.

Jest krytyczny wobec Twojej pracy czy bezwarunkowo Cię wspiera?

I jedno, i drugie.

Pieniądze bardzo Ci się przydały?

Teraz stać mnie, by kupować wspaniałe obrazy, głównie w stylu art deco i art nouveau, ale mam też dzieła Keitha Haringa, Jeana Michela-Basquiata i paru innych artystów mojego pokolenia, choć akurat te obrazy dostałam w prezencie. Zwykle nie kupuję obrazów artystów współczesnych.

Czy ludzie przeceniają pieniądze jako źródło szczęścia?

Pieniądze są paliwem. Mieszkałam w Nowym Jorku przez wiele lat i często musiałam walczyć o przetrwanie. Gdy ma się pieniądze, żyje się tam o wiele przyjemniej. Poza tym mając pieniądze, można pomagać tym, którzy ich nie mają. Z drugiej strony, gdybym straciła cały majątek, nie byłby to dla mnie koniec świata, bo nadal mogłabym pracować i wciąż miałabym siebie. Nie jestem materialistką.

Skąd w muzyce popularnej tak obsesyjne nawiązania do tematu miłości romantycznej?

Bo miłość stanowi ucieczkę. Poza tym cóż jest złego w kumulowaniu całej swojej energii właśnie w miłości? Nie twierdzę, że miłość stanowi całą istotę życia, ale lepiej mieć obsesję na punkcie miłości, niż na punkcie czegoś innego, a o to obecnie łatwo. W dzisiejszych czasach łatwo o cynizm  absorbują nas takie tematy jak zagrożenie wojną jądrową, krach na giełdzie, konflikty toczące się na świecie. Politycy to oszuści i wszyscy o tym wiedzą. Ludzie biedni stają się coraz biedniejsi. Innymi słowy, na co dzień niewiele jest tematów, którymi można się ekscytować. Lepiej skupiać się na czymś pozytywnym, na ucieczce, jaką jest miłość, niż na tych wszystkich okropnościach, jakie mają miejsce na świecie. No chyba, że jesteśmy w stanie coś zrobić, żeby to zmienić.

Uważasz się za osobę dobrze poinformowaną?

Uważam się za osobę znakomicie poinformowaną.

Co Twoim zdaniem byłoby ważnym osiągnięciem współczesnej nauki?

Lek na AIDS.

Jaka odpowiedzialność ciąży na Tobie, jako osobie o tak wielkiej sile oddziaływania?

Moim zadaniem jest podkreślanie tego, jak ważne jest pozytywne nastawienie, szczęście i uczciwość. Wiem, że wielu ludzi naśladuje mnie i uważa za wzór, więc na pewno nie chciałabym propagować niczego, co może komukolwiek zaszkodzić.

Czy skala Twojej sławy Cię przeraża?

Nie myślę o tym zbyt często, ale jestem zmuszona o tym myśleć, gdy wchodzę na scenę, a na widowni widzę 120 000 ludzi.

Czy jesteś w stanie wieść w miarę spokojne życie, czy ludzie zaczepiają Cię na każdym kroku?

Można powiedzieć, że teraz zrobiłam sobie wakacje, ale przecież prasa i tak wie, gdzie mieszkam i paparazzi urządzają sobie regularne wycieczki do Malibu. Wiedzą, że wychodzę biegać albo pojeździć na rowerze i że wychodzę z domu praktycznie bez żadnej ochrony. Kiedyś mnie to złościło, ale trwa to już tyle czasu, że po prostu się z tym pogodziłam. Umiem nie zwracać na nich uwagi. Teraz reporterzy są dla mnie jak zarośla przy drodze. W zeszłym tygodniu poleciałam do Nowego Jorku zupełnie sama  pierwszy raz od dłuższego czasu. Nie podróżuję z wielką świtą, ale zwykle towarzyszy mi sekretarka albo ochroniarz. Trudno było mi się zmusić do tego, by lecieć gdzieś sama. Bałam się tego. Ludzie są szaleni, wydaje im się, że cię znają, i nie dają ci spokoju. W końcu usiadłam obok bardzo sympatycznego pana pracującego w branży reklamowej. Wiedział, kim jestem, bo ludzie ciągle podchodzili po autografy, ale kiedy już przyjął do wiadomości, że siedzi obok mnie, było w porządku. Mam sławnych znajomych, którzy wiodą życie w całkowitym odosobnieniu i nigdzie nie ruszają się bez ochroniarzy, ale gdybym ja miała tak żyć, chyba bym oszalała. Czasem zmuszam się do tego, by wyjść po zakupy bez niczyjej asysty, choć wiem, że wszyscy będą się na mnie gapić i patrzeć, co kupuję. To mało komfortowa sytuacja, ale zdrowo jest zmusić się czasem do takich wyjść. Dzięki temu mam kontakt z rzeczywistością.

Masz jakieś codzienne nawyki, dzięki którym dobrze się czujesz?

Codziennie ćwiczę przez dwie godziny. W domu mam wielką salę gimnastyczną wyposażoną w ciężarki, rowerki stacjonarne i trampolinę, mam też basen. Urozmaicam treningi, dzięki czemu się nie nudzę. Mój trener jest bardzo wszechstronnym sportowcem i naprawdę pomógł mi zebrać się do kupy przed trasą koncertową. Co któryś dzień wsiadam na swój rower z dziesięcioma przerzutkami i przejeżdżam na nim 25 mil przez pagórki biegnące wzdłuż Pacific Coast Highway. Poza tym biegam po schodach w budynku Pepperdine University.

Ludzie nie zaczepiają Cię, kiedy biegasz?

Oczywiście, że mnie zaczepiają. Mieszkańcy Malibu często mnie widują, więc nie robią z tego wielkiej sprawy. Niektórzy mi machają, ale nie naprzykrzają się. Raz w tygodniu gdzieś w pobliżu pojawiają się paparazzi. Wsiadają w swoje autka, jadą ramię w ramię ze mną i co jakiś czas wyskakują, żeby zrobić mi zdjęcia.

Największa przeszkoda, jaką napotkałaś w swoim życiu?

Nie pokonałam żadnych większych przeszkód  wciąż się z nimi zmagam. Największe demony zawsze będą mi towarzyszyć. Chciałabym móc powiedzieć, że nie obchodzi mnie zdanie innych i że po prostu chcę robić swoje, ale w głębi duszy obchodzi mnie to, co mówią o mnie ludzie. Jednym z najcięższych doświadczeń w moim życiu była śmierć mojej mamy. Do dzisiaj się z nią nie pogodziłam. Nie zaleczyłam wielu ran, co widać po tym, jak postępuję z ludźmi. Wszystko, z czym chciałabym się uporać, nadal stanowi dla mnie problem.

Czujesz, że publiczność Cię kocha?

W zasadzie tak. Przynajmniej kocha mnie więcej niż pięć osób, więc tak, czuję się doceniona, czuję się kochana.

Czy miłość publiczności pomogła Ci poczuć się pewniej, czy może zrodziła kolejny niepokój – obawę, że ją zawiedziesz?

Pierwszy sukces, potem kolejny… sądzę, że właśnie to napędza wielu artystów. Ilekroć piszę nową piosenkę, przez chwilę wydaje mi się, że jest świetna, po czym martwię się, czy kiedykolwiek będę w stanie napisać równie dobrą.

Najważniejsza zmiana, jaką w sobie zaobserwowałaś w ciągu ostatniego roku?

Stałam się o wiele bardziej tolerancyjna wobec cudzych błędów i słabości. Kiedy jest się wiecznie obserwowanym i krytykowanym  jak w moim przypadku  po prostu trzeba stać się bardziej tolerancyjnym wobec innych. Może nawet trzeba stać się nieco biernym. Masz dwa wyjścia: albo stajesz się bardziej tolerancyjny, albo ciągle każesz wszystkim się odpierdolić. A to szybko staje się nawykiem.

Z jakich cech swojego charakteru jesteś najbardziej dumna?

Ze swojego poczucia humoru. Wiem jednak, że jest to jedna z tych cech, której ludzie najczęściej nie rozumieją. Albo uważają, że nie mam poczucia humoru, albo opacznie je rozumieją. Pamiętam, że w pierwszych wywiadach, jakich udzieliłam na początku kariery, mówiłam totalnie skandaliczne rzeczy, a ludzie myśleli, że mówię poważnie.

Masz swoich bohaterów?

Większość z nich to kobiety i malarki: Georgia O’Keeffe, Frida Kahlo, Tamara Łempicka. Każda z nich poślubiła ambitnego mężczyznę z wieloma sukcesami na koncie, ale mimo to zachowała silne poczucie niezależności, potrafiła pracować na własny rachunek i jednocześnie utrzymać związek. Każda z nich wiele wycierpiała, bo nie jest łatwo być z człowiekiem o tak wybujałym ego jak O’Keeffe czy Stieglitz. Być kimś takim i jednocześnie być z kimś takim to ogromne wyzwanie.

Czy jest coś, za czym tęsknisz, a na co nie masz czasu?

Nie.

Co obecnie chciałabyś w sobie zmienić?

Chciałabym umieć zmusić się do tego, by choć przez chwilę siedzieć spokojnie i nic nie robić, nie denerwując się jednocześnie tym, że nic nie robię. Od czasu do czasu zmuszam się do tego, ale to dla mnie bardzo trudne.

Jak wyobrażasz sobie dalszy rozwój swojej twórczości? W jaki sposób Twoje ostatnie dokonania różnią się od tych najwcześniejszych?

Mam coraz większą potrzebę wyrażenia tej strony mojej osobowości, która skrywa prawdziwy smutek i ból.

Jak według Ciebie potoczą się losy branży rozrywkowej? Jak sądzisz, co będzie chciała oglądać publiczność za, powiedzmy, dziesięć lat?

Nietrudno to przewidzieć. Nic nie będzie się działo przypadkowo  ludzie zwykle zachowują się zgodnie z określonym schematem, ale nie jestem typem osoby, która śledzi te schematy. Myślę jednak, że wpływ MTV na kulturę popularną sprawił, że wszystko przyśpieszyło. Nagle wszystkie zespoły zaczęły kręcić teledyski i zgodnie z przewidywaniami Andy’ego Warhola, każdy zdobywał swoje piętnaście minut sławy. Najważniejsze było pokazać teledysk w telewizji. Wygląda jednak na to, że siła teledysku nie jest już tak wielka. Kiedyś teledyski były dla mnie czymś naprawdę interesującym, ale teraz nudzą mnie, bo nie są już żadną nowością. Powstaje pytanie: co dalej? Teledysk to niezwykle przekonująca forma przekazu, więc co jeszcze można zrobić, osiągnąwszy technologiczny szczyt w branży rozrywkowej? Może ludzie znów zaczną grać na gitarach akustycznych i oglądać sztuki teatralne?

Kiedy po raz ostatni zaskoczyłaś samą siebie?

Ostatnio napisałam nową piosenkę i bardzo mnie to zaskoczyło. Z ostatniej trasy koncertowej wróciłam wypalona i byłam przekonana, że przez dłuższą chwilę w ogóle nie będę zajmować się muzyką, ale Pat Leonard (dyrektor muzyczny mojej ostatniej trasy), z którym piszę piosenki, właśnie zbudował nowe studio. Poszłam je zobaczyć i w ciągu godziny napisaliśmy nową, świetną piosenkę. Naprawdę mnie to zaskoczyło, bo po powrocie z trasy mówiłam sobie, że nie chcę już nigdy usłyszeć własnych utworów i nie byłam pewna, czy kiedykolwiek jakiś napiszę.

Masz jakieś nawyki związane z pisaniem?

Piszę na dwa sposoby. Staram się codziennie zapisywać coś w pamiętniku, zanotować swoje refleksje, na przykład po lekturze, która zrobiła na mnie wrażenie. Teksty moich piosenek często rodzą się właśnie w pamiętniku. Jeśli pisząc piosenkę, czuję, że brakuje mi weny, otwieram pamiętnik i wynotowuję z niego kilka fragmentów. Czasem z kolei jest tak, że piosenka sama wychodzi z mojej głowy.

Jak zdefiniowałabyś klasę?

Myślę, że klasa to umiejętność podkreślenia swoich cech charakterystycznych. Aby mieć klasę, nie trzeba być pięknym w typowym znaczeniu tego słowa. Jest wiele kobiet, które nie uchodzą za klasyczne piękności, a mają ogromną klasę. Klasa to przede wszystkim sposób bycia, wdzięk, godność, sposób autoprezentacji. Sądzę, że obecnie niewiele jest takich osób. Teraz tak wiele wiadomo o osobach publicznych, że trudno im zachować aurę tajemniczości. Kiedyś gwiazdy były o wiele bardziej niedostępne i to odegrało wielką rolę w kreowaniu wizerunku „ludzi z klasą”. Poza tym dziś aktorom i aktorkom wyraźnie na niej nie zależy. Nie sądzę, by klasa była czymś istotnym dla, powiedzmy, Meryl Streep. Żeby mieć klasę, trzeba ją cenić.

Jakie jest największe ryzyko związane z tym, z czym się zajmujesz, z rolą gwiazdy pop?

To, że ludziom wydaje się, że twój wizerunek w stu procentach odpowiada temu, kim naprawdę jesteś.

Jak wielką rolę odegrała telewizja, filmy i muzyka pop w kształtowaniu Twoich poglądów na życie?

Odegrały bardzo dużą rolę. Kiedy byłam dzieckiem, rzadko oglądałam telewizję, bo mój ojciec był temu przeciwny. Obejrzałam jednak wiele starych filmów. Uwielbiałam je, bo dzięki nim mogłam popuścić wodze wyobraźni. Kiedy je oglądałam, rozmyślałam, kim chcę zostać w przyszłości.

Czy pop kultura karmi ludzi złudzeniami?

Myślę, że złudzenia zawdzięczamy rodzicom. Wszyscy dorastamy, żywiąc pewne niewłaściwe przekonania i ulegają one zmianie dopiero, gdy się usamodzielniamy. To tak, jakby ktoś mówił ci, czym jest miłość i małżeństwo: nie sposób się tego dowiedzieć, póki się tego nie doświadczy i nie odrobi czasem bolesnej lekcji.

Czujesz, że dorosłaś?

Czuję się bardziej dorosła niż kilka lat temu, ale wciąż jeszcze muszę dojrzeć. Ale fakt, czuję się jak osoba dorosła i mówię to z żalem. Wolałabym przez całe życie być małą dziewczynką.